29 sierpnia 2009

Szpieg, nie szpieg, pożartować można.

W publikacji jaką ma przedstawić Rosja w dniu 01-09-2009 pojawiają się same ciekawostki.
A to, że Beck był agentem Berlina. To dopiero rewelacja, długoletni oficer II Wydziału Sztabu Generalnego (Kontrwywiad Wojskowy) był agentem Berlina. No niby rzecz możliwa, ale jeżeli kogoś takiego uczyniono następnie Ministrem Spraw Zagranicznych to chyba jednak mocno wątpliwa.
Większość tak zwanych rewelacji pochodzi żeby było śmieszniej ze źródeł francuskich. Czyli z obszaru najbardziej podatnego na propagandę komunistyczną.
I tenże agent - minister miałby wygłosić TAKIE przemówienie w sejmie - chyba jednak mało możliwe.

Obecnie rządząca ekipa w Polsce umożliwiła poprzez swoje niezorientowanie łatwy atak mediów rosyjskich na Polskę. Rosjanie jednak chyba przedobrzyli. Posługują się albowiem trzy albo i cztery razy odgrzewanymi kotletami, które już wiele lat temu straciły swoją świeżość. Zwłaszcza, że większość tych kotletów to podsunięte przez wywiad sowiecki treści, które pojawiły się we francuskich mediach i jako "pewniki" wróciły do Rosji, jako opinia "miarodajnych źródeł" we Francji.
Przecież to bzdura.

Inną kwestią zupełnie jest obecna reakcja naszego rządu.
Z jednej strony wydaje się, że sensownym będzie nie reagować na brednie - według zasady, co się będziesz z durniem użerał skoro sprowadzi Cię do swojego poziomu i pokona doświadczeniem.
Ale tu sprawa nie jest aż tak jednoznaczna.
Ponieważ z działań Rosji, Niemiec i ostatnio również Izraela wynika dosyć nieprzyjemna dla Polski koincydencja.
Może się albowiem okazać za lat kilka lub kilkanaście, że w odbiorze społecznym Polska będzie głównym sprawcą wybuchu II Wojny Światowej, tak jak już w tej chwili jesteśmy głównym sprawcą Holocaustu. To jest skutek tego nie zwracania uwagi na "idiotyczne wygłupy" mówiące o "polskich obozach zagłady".
Tak samo może być za następne 20 lat. Polska stanie się główną przyczyną i prowodyrem II Wojny Światowej - bo tak jest wygodnie wszystkim zainteresowanym.

28 sierpnia 2009

Sterylizacja albo obozy koncentracyjne

W pewnej wsi urodziło się dziecko. W rodzinie biednej, ludzi niezbyt wykształconych. Matka na dokładkę miała w swoim życiorysie pobyt w szpitalu psychiatrycznym (przynajmniej tak relacjonują media).
Dziecko wyrokiem sądu zostało odebrane rodzicom biologicznym, pomimo że (tak wynika z przekazu medialnego) żadnej patologii w tej rodzinie nie było. Ludzie biedni ale solidni, opiekujący się na miarę swoich możliwości potomstwem, które nie chodzi i nie żebrze o kawałek chleba na ulicy. Ojciec nie chodzi bez przerwy "w dym" pijany i nie tłucze drobiazgu i nie gwałci matki, posyłając ją przy okazji kopniakiem po kolejną flaszkę do sklepu.
Nic z tych rzeczy się nie dzieje.
To skąd pojawiają się głosy w internecie, które mówią, że "takim ludziom" należy odebrać możliwość rozmnażania się. Jak można domniemywać te głosy pojawiają się ze strony tak zwanych "Młodych Wykształconych z Wielkich Miast" (MWzWM) inaczej mówiąc "lemingów" lub "wykształciuchów".
Powinniśmy się ostro zastanowić nad kondycją moralną tych, którzy wyrażają takie opinie. Ponieważ od opinii, że kogoś NALEŻY przymusowo wysterylizować aby nie produkował kolejnych "defektów mentalnych" do opinii, że przeciwników politycznych należy zesłać do obozów koncentracyjnych droga jest niezwykle krótka.

Teraz o samym fakcie dokonania zabiegu sterylizacji wobec matki, która urodziła już szóstkę dzieci.
Osobiście nie jestem lekarzem, ale moja żona jest lekarzem ginekologiem, w związku z czym ja posiadam pewną zasłyszaną wiedzę na ten temat. Podobnych zabiegów z przyczyn różnych wykonuje się dziesiątki tysięcy rocznie w związku z zagrożeniem życia pacjentki w przypadku kolejnego porodu.
Nie jest to w związku z tym żaden ewenement, że takiego zabiegu dokonano wobec osoby, która urodziła już szóstkę, czy też piątkę dzieci. Nie sądzę, żeby lekarze, którzy odbierali poród podjęli swoją decyzję na podstawie faktu, że pacjentka była leczona psychiatrycznie. Ponieważ ten fakt nie ma najmniejszego wpływu na to czy potencjalne dzieci mogą być chore czy też nie.
Gdyby pacjentka była osobą z zespołem Downa, to wtedy istnieje 50 procentowe prawdopodobieństwo, że jej potomstwo również będzie miało zespół Downa, ale z doniesień medialnych takie coś nie wynika. Ponadto wynika z doniesień medialnych, że dotychczasowe potomstwo tych ludzi nie odbiega zasadniczo od tego co uznajemy za normę.

Z powyższych wywodów wynika, że nadgorliwość sądu rodzinnego, który odebrał prawo do opieki nad nowo narodzonym dzieckiem biologicznym rodzicom została medialnie zakrzyczana poprzez uwypuklenie działań lekarzy, którzy najprawdopodobniej zadziałali najlepiej z punktu widzenia pacjentki (jej zdrowia i możliwości dalszej opieki nad potomstwem).

25 sierpnia 2009

Tusk się na tym przejedzie

Co jest "tym" - to oczywiste to "genialny" pomysł zaproszenia na Westerplatte Putina i Merkel w dniu 01-09-2009.
Miało być tak wspaniale, buzi, buzi, jednym słowem "kochajmy się". Ale się nadzieli.
Nadzieli się na kacapską wojowniczość i być może kacapską wewnętrzną chęć podbudowania prestiżu władzy we własnym społeczeństwie.

To teraz Tusk ma "dylemat", cytuję z pamięci: "... czy bronić prawdy historycznej, czy poprawiać stosunki z Rosją. ..."
Ani nie obroni prawdy historycznej, ani nie poprawi stosunków bieżących.
Nie obroni prawdy historycznej bo po pierwsze nie ma jaj, a jak nie ma jaj to będzie traktowany jak eunuch.
Skoro nie obroni prawdy historycznej to tym bardziej nie poprawi sytuacji bieżącej, bo Rosja ma to do siebie, że rozmawia z tymi którzy są silni lub przynajmniej starają się być silni.
Z lizusami się nie rozmawia, lizusom się wydaje komendy. coś w tym jest swoją drogą, że nazwisko Tusk oznacza po kaszubsku psa. Donek aport.

Dlaczego uważam, że Tusk się na tym przejedzie. Bo mam nadzieję, że nawet te głupole, które dały się omamić dotychczasową propagandą mają jednak jakieś minimum poczucia godności własnej i narodu do którego należą, chociaż zapewne dla niektórych z nich taki związek frazeologiczny jak Naród Polski brzmi zaściankowo i szowinistycznie.

23 sierpnia 2009

Spełnienie

Ostatnimi czasy wszyscy ci, którzy z pozycji "prawicowych" krytykowali stanowisko Rzeczypospolitej z okresu poprzedzającego wybuch II Wojny Światowej powinni odczuwać satysfakcję.
Dostali wsparcie, wprawdzie z dosyć nieoczekiwanej strony i w sposób zaiste dziwaczny ale zawsze, wsparcie to wsparcie.
Oficjalne stanowisko Rosji, historyków związanych z rządem oraz wielu innych organizacji, instytucji i "osób prywatnych" mówi jednym głosem.
To Polska i niezrozumiały upór Polaków był główną przyczyną wybuchu II WŚ. To Polska pierwsza sprzymierzyła się z Niemcami Hitlera i tym samym nie pozostawiła "miłującemu pokój Związkowi Radzieckiemu" wyboru, zmuszając "miłujący pokój Związek Radziecki" do zawarcia paktu zwanego "paktem Ribentrop - Mołotow" (zapominają cwaniaczkowie o traktacie z Rapallo). Nie było oczywiście żadnych tajnych aneksów do owego paktu, a kto jest innego zdania ten jest zwykłym faszystą i podrzegaczem wojennym.
To Polska nie zgadzając się na wejście wojsk "miłującego pokój ZSRR" w swoje terytorium w celu odparcia Niemieckej agresji jest w związku z tym odpowiedzialna za wybuch II WŚ i Holocaust w szczególności.

Dobrze się czujecie Wy wszyscy, którzy od wielu lat głosicie na blogach podobne tezy. Tezy o tym, że trzeba było razem z Niemcami iść na Moskwę, tezy o tym, że stanowisko które przedstwił minister Beck w swoim sławnym wystąpieniu w sejmie było głupotą.
Właśnie dostaliście wsparcie dla swoich poglądów, jednakże ze strony, z której chyba się czegoś takiego nie spodziewaliście.

Jest tylko jedna rzecz moim zdaniem, która zarówno Niemca jak i Ruskiego powstrzymuje przed wkroczeniem nad Wisłę z całym potencjałem. Tym czymś są te głosy z internetu, które mówią, że jeżeli tu wlazł by jakiś obcy wojak to nawet z zardzewiałymi kozikami będzie się ich ścigać i rżnąć. Tych głosów jest stosunkowo niewiele, ale jak w każdym społeczeństwie herosów jest może 5%, tyle samo jest kanalii a reszta pójdzie za tymi, którzy uzyskają przewagę.

21 sierpnia 2009

Awaria w elektrowni na Jeniseju, a zwłaszcza jej konsekwencje.

Do "ataku" na elektrownię wodną na Jeniseju "przyznają się" coraz bardziej egzotyczne grupy, które są w konflikcie z Rosją.
Guzik mnie obchodzi, czy był to wypadek, pod co podciągam nieodpowiedzialne zachowanie pracownika, naturalne zużycie podzespołów i inne czynniki losowe, czy też była to akcja terrorystyczna.
Z mojego punktu widzenia ta awaria ma same plusy.
Mniej energii elektrycznej dla hut aluminium, z czego wynika zmniejszenie produkcji tychże hut, ciąg dalszy to zmniejszenie produkcji silników czołgowych i wielu innych podzespołów w technice związanej z wojskiem.
Dla mnie jako Polaka same plusy, agresywne państwo sąsiedzkie utraciło jedno ze swoich głównych źródeł zaopatrzenia na podzespoły militarne.
Oczywiście Rosja nadal dysponuje przeważającym w stosunku do naszego potencjałem militarnym, ale odbudowanie potencjału produkcyjnego wycenionego na 2E9 USD (tyle mają kosztować nowe turbiny) trochę jednak będzie trwało, a sprzęt bieżący będzie się zużywał.

20 sierpnia 2009

Problemy z gazem

Pod tym adresem: http://www.rp.pl/artykul/2,351533_Fiasko_rozmow_gazowych_z_Rosja.html można sobie poczytać jak wyglądają "kontakty gospodarcze" z Rosją.
W sumie nic nowego, tylko niech mi ktoś teraz powie, ale tak szczerze od serca, że były premier Miller nie powinien pójść pod sąd z zarzutem zdrady głównej.
W miarę niezależni to będziemy dopiero w okolicach roku 2014, czyli czeka nas pięć zim w czasie których może być różnie.

Rozbrajające są te "negocjacje". Zamiast wystartować z tekstem na początku, że niniejszym podnosimy opłaty tranzytowe o 100 procent to te matoły zaczęły od tego, że potrzebujemy dodatkowo 2 mld m^3.

Gdzie ci ludzie uczyli się negocjacji i innych technik z tym związanych. Chyba się nie uczyli.

Nie dziwmy się Rosji, mając takich kontrahentów jak obecna ekipa rządząca Polską to sobie można na dużo pozwolić. Nawet na takie brednie jakich starano się nie powtarzać zbyt intensywnie za czasów komunizmu na temat początku II WŚ.
Nawet za Jaruzela i innych nikt nie wpadł na pomysł żeby zapraszać współsprawców II WŚ na obchody kolejnej rocznicy wybuchu tejże do Polski.

Po raz pierwszy w mainstreamie

Po raz pierwszy w mediach głównego nurtu pojawiają się tezy, które od co najmniej kilu lat głoszą blogerzy i "oszołomskie" niszowe media.
Na stronach Rzepy zamieszczono artykuł producenta telewizyjnego, reżysera i scenarzysty filmowego Witolda Orzechowskiego.
Tu link do źródła: http://www.rp.pl/artykul/2,351227_Polskie__Miasteczko_Twin_Peaks__.html
Tezy artykułu są proste: brak lustracji i dekomunizacji powoduje patologie, co jest udowadniane na przykładzie sprawy "Olewników" i występujących tam person. Głównymi negatywnymi bohaterami artykułu są pracownicy wymiaru sprawiedliwości.

Autor przygotowuje film fabularny o porwaniu Olewnika.

No to będzie jazda bez trzymanki, chyba że nie znajdzie się środków na wyprodukowanie tego filmu. Co oczywiście jest możliwe a według mnie nawet więcej niż pewne.

18 sierpnia 2009

Czy był jakikolwiek kontrahent?

To jest według mnie jedyne właściwe pytanie jakie powinno się zadać w sprawie kupna stoczni w Gdyni i Szczecinie.
Bo czyż istnieje firma na świecie, która widząc łatwy 100 procentowy zysk zrezygnowała by z dokonania takiej transakcji? Wolne żarty, nawet względy religijne (prawo szariatu) nie spowodowało by niedomknięcia operacji. 100 procentowy zysk (jako wartość minimalna) wynika z tego, że grunty w omawianych przedsiębiorstwach są warte dwa razy tyle. A jeżeli doszło by do produkcji na przykład gazowców to wyprodukowanie dwóch takich jednostek jest warte tyle ile zapłacono by za te przedsiębiorstwa.
Wycenienie tych przedsiębiorstw na 500 mln złotych to kpina. Wystarczy zebrać 5 mln ludzi, każdy wrzuca po 100 złotych i mamy Spółkę Akcyjną jak się patrzy. Jest tylko jeden problem, czy będą zamówienia, a jedynym zamawiającym mógłby być rząd (o ile historia z gazoportem nie jest równie dętą bzdurą jak kontrahent z Kataru).
Czy rząd naszego kraju byłby zainteresowany tym, żeby Polacy jako akcjonariusze zarobili na takich operacjach, czy też wolałby zamówić takowe specjalistyczne jednostki w Niemczech albo Norwegii?
Są dwie możliwości: albo kontrahent był ale się zmył (ciekawe dlaczego), albo go nie było. Jeśli był to jest to skandal na niespotykaną skalę - praktycznie na szczeblu dyplomatyczno - międzypaństwowym. Ponieważ fundusz z Kataru przedstawiany był jako firma quasi-państwowa. Jeśli kontrahenta nie było (co według mnie jest dużo bardziej prawdopodobne), to niechaj się wyborcy zastanowią co robią, tak na przyszłość.

Wyborcy PO powinni się czuć jak ten chłop z takiego dowcipu:
Wchodzi chłop do knajpy i do barmana: dawaj setkę.
Barman: wyglądasz na to, że co najmniej 200, co się stało?
Chłop: nie uwierzysz
Barman: mów
Chłop: mówię do starej, może jakiś sex?
- Ona na to, idź wydoić krowę, no to poszedłem do obory. Biorę się do dojenia, a krowa, jak mnie nie zdzieli ogonem po gębie, raz, potem drugi.
No to odpiąłem pasek i przyczepiłem krowi ogon do belki w oborze. Tyle tylko, że jak zdjąłem pasek z siebie to mi gacie opadły.
I na to wszystko wlazła do obory moja stara.

Sprawy różne, niby nie związane.

Gromosław Czempiński podobno stracił około 2E6 USD na skutek działań jednego z pracowników banku w Szwajcarii. Informacja ta pochodzi z przesłuchań Petera Vogela alias Piotra Konopczyńskiego, który w latach 80-tych siedział w pierdlu (ciąg dalszy powinien być znany wszystkim, którzy się jako tako naszą rzeczywistością interesują).
Informacje na ten temat pochodzą z porannych wydań serwisów internetowych Rzepy i TVN24 z dnia 17-08-2009.

Paweł Bartłomiej Piskorski podobno wygrał osiemnaście razy (miejmy nadzieję że nie pod rząd) maksymalną stawkę w kasynie. ponadto sprzedał (podobno) obraz o wartości 2E6 PLN, tyle tylko, że notariusz, który ową transakcję przeprowadzał już nie żyje. Cóż za zdumiewająco szczęśliwa zbieżność okoliczności.

Kolejni oskarżeni i skazani w sprawie Olewnika odbierają sobie życie. Odbiera sobie życie również klawisz, który był na służbie gdy główny herszt (spośród skazanych w tej sprawie) "popełnia samobójstwo".
Giną kolejne laptopy, na których są nagrane (w jakiejś tam formie) zeznania ludzi (w pewnej części już nie żyjących) uczestniczących w sprawie Olewnika.

To ja się pytam co to jest?
Bo niechcący, czy też przypadkowo, to można dziewkę z czworaków zbrzuchacić. Takie rzeczy przypadkowo się nie dzieją.

Przypomnijmy tym wszystkim, którzy tego nie pamiętają, że 70 do 80 procent tak zwanych "ludzi z miasta" czyli bandziorków z czasów PRL-u było informatorami bezpieki.
Badania te przeprowadził profesor Zybertowicz i jak na razie nikt nie zakwestionował ani metodologii przyjętej przez profesora Zybertowicza ani wniosków, które zostały przedstawione. Co najwyżej usiłowano Zybertowicza zdyskredytowac jako "oszołoma" czyli metodą sztuczki erystycznej.
Czyli, poprawnie rozumując aby rozwikłać sprawę "Olewnika" należy znaleźć w archiwach bezpieki kto był oficerem prowadzącym głównego (nieżyjącego już) porywacza.

Tu uwaga na marginesie żeby było śmieszniej skierowana do ludzi z marginesu: Zastanówcie się komu służycie i co dzięki temu uzyskujecie, bo może się tak zdażyć, że was jako popleczników czerwonych będzie się wieszać razem z nimi na latarniach.

16 sierpnia 2009

"Układ" i "Teorie spiskowe"

Czym jest "układ" i w jaki sposób jest obśmiewany przez przeciwników tego pojęcia w Polsce?
"Układ" to coś takiego co spotkało rodzinę Olewników, Romana Kluskę i wielu innych mniej znanych z nazwiska. Ludzie ci, często anonimowi, wycierpieli się nie mniej niż Olewnikowie.
Chciałbym zobaczyć jak taki jeden z drugim mądrala usiłuje wyjaśnić Olewnikom, że żadnego "układu" nie ma i jak dostaje z liścia w swoją fałszywą jadaczkę.
Bo to jest chyba jedyna adekwatna odpowiedź na wygadywane brednie. Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązywania sporów, ale w przypadku rodziny Olewników chyba żadna inna reakcja nie wchodzi w rachubę.
Pojęcie "układu" jest elementem "teorii spiskowych" tyle tylko, że na naszą lokalną wewnętrzną miarę.
Jak jest to obśmiewane i wyszydzane, bardzo prosto. Poprzez erystyczną sztuczkę polegającą na nadmiernym uogólnieniu. Przeciwnik tego pojęcia mówi, że jest niemożliwym aby umówiono się przy okrągłym stole, że Stasiek bierze browary, Ziutek telekomunikację a jeszcze inny Mietek jakąś inną gałąź przemysłu.
Otóż nikt przy zdrowych zmysłach takich tez nigdy i nigdzie nie głosił, ale właśnie w taki sposób jest to prezentowane przez media głównego nurtu, właśnie po to żeby ludzi tak opisujących naszą rzeczywistość wyśmiać i wyszydzić.
A jak się takiemu mądrali usiłuje wyjaśnić, że według badań socjologicznych od 70 do 80 procent tak zwanych "ludzi z miasta" była informatorami SB to taki ancymon zapyta się tylko kto te badania robił, a usłyszawszy nazwisko stwierdzi, że to "oszołom" (kolejny chwyt erystyczny tym razem ad personam).
Zero rozmowy merytorycznej - czysta erystyka.

Tak samo jest z "teoriami spiskowymi", których co światlejsi obywatele "nie kupują". Bo to przecież niemożliwe żeby istniała światowa zmowa, światowy spisek mający na celu jakieś tam elementy.
Tylko po co odbywają się w takim razie coroczne spotkania Grupy Bilderberg i co na nich jest omawiane oraz jakie padają konkluzje.
Po co dokonano restauracji w Polsce loży B'nai B'rith skoro prezydent Mościcki ją w okresie międzywojennym zdelegalizował. chciałbym wiedzieć jakie motywy kierowały prezydentem Mościckim, który delegalizował jak i obecnym prezydentem Kaczyńskim, który przywracał działalność tej organizacji w Polsce.
Wystarczy na blogu napisać, że piosenkarka Madonna i jej środowisko umyślnie parło do zrobienia afrontu co bardziej wierzącym spośród rodaków oraz przywołać wypowiedź kogoś, kto udowadnia supremację żydów w światowym biznesie medialnym (Kłopotowski) żeby usłyszeć: "... chyba zwariowaliście. ...".
No może i zwariowaliśmy.
Tylko może się zastanówmy najpierw kto rządzi tym biznesem Madonna, Brad Pitt, Tom Cruise czy inna gwiazda, a może jednak rządzą tym interesem prezesi korporacji medialnych, którzy decydują kogo lansować a kogo uwalić.
A może przy okazji warto wymienic inną gwiazdę światowego formatu - Mela Gibsona i spróbować wyjaśnić to wszystko co go spotyka po zrealizowaniu "Pasji". Gdzie taka na przykład Wikipedia zapodaje, że "... film został uznany za bardzo kontrowersyjny w niektórych środowiskach religijnych. ...". A tak konkretnie to w których środowiskach religijnych został tak przyjęty, bo z mojej pamięci wynika, że hierarchowie Kościoła Katolickiego w Polsce mieli zasadniczo jeden komentarz do tego filmu: "... Tak było. ...".

15 sierpnia 2009

Czy to tylko prowokacja?

Miałem o tym nie pisać, bo w sumie mało mnie to obchodzi, ale przeczytałem kilka wpisów innych blogerów o zbliżonych do moich poglądach i uważam, że się mylą.
Oczywiście jeden koncert jednej skandalistki nie podważy katolicyzmu w Polsce, bo cóż to byłby za katolicyzm gdyby coś takiego nastąpiło.
Z pewnych informacji wynika coś takiego, że rzeczona skandalistka, a być może jej toczenie, parło do tego, żeby ten koncert w Warszawie odbył się właśnie tego dnia a nie innego. Z czego wynika poprawnie rozumując, że był to świadomy wybór i świadoma chęć zrobienia przykrości ludziom dużo bardziej religijnym ode mnie.

Jeżeli uzupełnimy powyższe o to, co całkiem niedawno na swoim blogu napisał Krzysztof Kłopotowski

*-----------------------*
1. Wpoić chrześcijanom poczucie winy za kulturę przenikniętą antysemityzmem, która umożliwiła Holocaust.
2. Ośmieszać i zwalczać kościół katolicki jako najpotężniejszą instytucję chrześcijaństwa winną wpojenia masom antysemityzmu i wykluczania Żydów.
3. Całkowicie oczyścić z chrześcijaństwa przestrzeń publiczną.
4. Podważać spoistość społeczeństwa chrześcijańskiego przez szerzenie indywidualizmu i relatywizację wartości, gdyż tylko w takim społeczeństwie mniejszość żydowska czuje się bezpiecznie.
5. Propagować multikulturalizm i masową imigrację z powodu jak wyżej.
6. Kwestionować dumę narodową kraju gospodarza jako przejaw patologicznego nacjonalizmu, też z powodu jak wyżej.
7. Propagować swobodę obyczajową, zwłaszcza seksualną i podążanie za przyjemnościami, bo taki jest popyt mas, a można na tym skorzystać powiększając swą przewagę.
*------------------------------*

To mamy jednak troszeczkę inny obraz dzisiejszego koncertu niż jakiś tam wygłup i chęć zaistnienia medialnego.
Ten jeden dzisiejszy koncert nic lub prawie nic nie zmieni. Jeżeli jednak spojrzymy na ten koncert jako na element większej całości to chyba jednak nie będzie to taka zupełnie obojętna rzecz.

Fakt, że jakiś pokręcony LPR-owiec chciał przy tej okazji upiec swoją pieczeń niewiele zmienia.

11 sierpnia 2009

Jak (za jaką cenę) sprzedawać spółki?

W związku z pomysłami sprzedaży KGHM i innych spółek giełdowych pojawia się problem za jaką cenę sprzedawać akcje tychże przedsiębiorstw.
Rozwiązanie no. 1 najprostsze, rzekłbym najbardziej prymitywne: sprzedajemy za aktualną cenę giełdową. Ktoś mądry policzył, że jeżeli cena giełdowa nie ulegnie zmianie to po okresie trzech lat suma uzyskana ze sprzedaży teraz będzie równa sumie dywidendy za omawiany okres.
Wniosek oczywisty, ta wersja jest bezsensowna.
Zasadniczo rząd nie przedstawił alternatywnej ceny sprzedaży, która mogłaby równoważyć wyżej wspomniany błąd w wycenie.
Dla tego typu firm jak KGHM zwykło się przyjmować, że sprzedaż pakietu kontrolnego może zaistnieć wtedy i tylko wtedy, gdy oferent zapłaci więcej niż wynosi dziesięcioletnia dywidenda za akcję.
Przechodząc do konkretów, jeżeli obecna cena za akcję wynosi 85 zł i aktualna dywidenda na akcję wynosi 15 zł to potencjalny oferent żeby być poważnym powinien zaoferować 85+(10*15)=235 za akcję, żeby móc przejąć pakiet kontrolny.
ponadto w przypadku takich przedsiębiorstw, ważnych strategicznie dla państwa, istnieje takie pojęcie jak "złota akcja". Czyli, że skarb państwa dysponuje jedną akcją, ale o specjalnych prawach. Zakres praw związanych ze "złotą akcją" w każdym przypadku reguluje odpowiednia ustawa.

10 sierpnia 2009

Napisałem taki list

Do Premiera Donalda Tuska
Niniejszym informuję Pana, że Pańskie działania mające na celu spotkanie się z premierem Putinem i kanclerz Merkel w dniu 01-09-2009 budzą moją głęboką odrazę. Nie ma w języku kulturalnych ludzi słów na określenie stopnia zdrady interesu narodowego i serwilizmu jakie Pan swoimi poczynaniami wyznaczasz.
Niech Pan pomyśli o tych co na Westerplatte ginęli, na tych Polskich Termopilach, zanim Pan się spotkasz z przedstawicielami tych dwóch nacji, które wywołały II Wojnę Światową. A wywołali ją wspólnie i na zgubę naszego Narodu.
Jesteś Pan podobno historykiem z wykształcenia, to o pewnych sprawach powinieneś Pan mieć jakie takie pojęcie
Z Pańskich jednak działań i Pańskich popleczników również wynika jedno, dla błyskotek i poklepywania po plecach zrobicie dowolne świństwo przeciwko Narodowi Polskiemu.

Jak Pan nie odwołasz wizyty tych dwóch person to każdy uczciwy Polak może Pana nazywać "Nędzą ludzką".


I wysłałem go na ten adres: ?subject=kprm:%20adres%20strony&body=adres%20strony:http://www.premier.gov.pl/s.php?id=476

Niestety nic więcej zrobić jako obywatel nie jestem w stanie, bez stawania w konflikcie z kodeksem karnym.
Mam jeszcze taki pomysł, aby zrobić ściepę i wynająć kilka, kilkadziesiąt, być może kilkaset bilbordów w ważnych miejscach - takich żeby rzucało się w oczy tym zaproszonym "gościom", ale przede wszystkim aby dotarło to do tych "zapraszaczy".

09 sierpnia 2009

Sprawa Papały ciąg dalszy

Tekst pochodzi z tego adresu
http://www.tvn24.pl/-1,1613853,0,1,byly-esbek-mial-motyw-ws-papaly,wiadomosc.html

Nową hipotezę w sprawie zabójstwa Marka Papały stawia dziennikarz "Polski" Leszek Szymowski. Według niego, zlecenie morderstwa mógł wydać nie Edward Mazur, a były funkcjonariusz SB, Adam D. Szymowski zaznacza, że ten wątek został zupełnie zignorowany przez prokuraturę. Jako motyw wskazuje raport o powiązaniach przestępców, polityków i urzędników, który dostał Papała, a w którym padały nazwiska i Adama D., i Edwarda Mazura.
- Śledztwo toczy się od 12 lat, jest traktowane priorytetowo, a nadal nic nie wiemy na jego temat. Nie wiemy, kto zabił komendanta, ani dlaczego to zrobił. Wszystkie okoliczności są niejasne – przypomniał Szymowski.

Dlaczego nie Mazur, a Adam D.

O tym, że morderstwo Papały zlecił Adam D., mówił gangster Daniel Zacharzewski, zabity dwa tygodnie temu w restauracji w Gdańsku koło pętli autobusowej w dzielnicy Wrzeszcz.
Prawdziwym zleceniodawcą zabójstwa gen. Marka Papały był Adam D.,... czytaj więcej »


– Zacharzewski "Zachar" był prawą ręką "Nikosia", szefa gangu trzęsącego Trójmiastem przez wiele lat. Współpracowali od 1982 roku. "Zachar" od początku kwestionował udział Mazura w tej sprawie, a może mieć olbrzymią wiedzę – mówił Szymowski w programie "24 godziny".

"Zachar" - ofiara wewnętrznych porachunków

Sylwester Latkowski, autor filmu i książki o śmierci Papały uważa, że śmierć "Zachara" nie była wcale tajemnicza, a była efektem porachunków między gangsterami. – Wstawił się za kolegą, któremu odebrano bramkę, i został dosłownie zadźgany przez młodych wilczków – stwierdził.

Według niego, Zacharzewski proponował Edwardowi Mazurowi w 2005 roku, że doprowadzi do zmiany zeznań Artura Zirajewskiego. Nic jednak z tego nie wynikło. – Podczas procesu o ekstradycję Mazura, Zacharzewski dzwonił do Stanów Zjednoczonych proponując, że będzie zeznawał. Wtedy dopiero został zatrzymany i aresztowany. "Zdjęty", żeby nie mógł przeszkadzać procesowi ekstradycyjnemu - mówił Latkowski.

Szymowski: ta śmierć nie jest przypadkowa

Zdaniem Szymowskiego – śmierć "Zachara" wiąże się ze śmiercią Marka Papały. – Natomiast postać Adama D. splata się z postaciami wielu gangsterów. Jako biznesmen miał kontakt z wieloma przestępcami – mówił dziennikarz. Dodał, że w 1998 roku Papała otrzymał od niemieckiej policji raport o powiązaniach przestępców, polityków i urzędników, a tam występowało nazwisko Adama D., ale też i Edwarda Mazura.

Latkowski uważa, że Szymowski mógł zostać wprowadzony w błąd co do życiorysu i postaci Adama D., niektóre szczegóły jego życiorysu opisane przez Szymowskiego nie są dla niego jasne. – Niektórym osobom zależy na tym, żeby zaciemnić sprawę Papały – zauważył.

Zgodził się jednak co do tego, że prokuratura nie zbadała wielu wątków tego zabójstwa komendanta policji.

Od siebie dodam, że w każdym normalnym kraju śmierć policjanta rodzi pewne reperkusje dla świata przestępczego. Śmierć policjanta, oficera, a zwłaszcza najwyższego zwierzchnika policji owocuje tym, że następnego dnia wszystkie speluny, burdeliki jawne i nielegalne, wszyscy ci macherzy od prochów przeżywają sądne dni. Są zatrzymywani, przeszukiwani jednym słowem nie mogą prowadzić swoich "zwykłych interesów". Taka akcja trwa do tego momentu aż światek przestępczy sam wyda zarówno wykonawcę jak i zleceniodawcę. A jak ktoś się stawia to jest najzwyczajniej w świecie zabijany właśnie przez policjantów, potem oczywiście jest robiony stosowny protokół z którego wynika że dany delikwent miał nielegalną broń, albo próbował uciec i w związku z tym stało się to co się stało. Przestępcy są ludźmi racjonalnymi lub jak kto woli maksymalnymi oportunistami, ponadto władza zawsze ma na nich haki, zawsze można takiego jednego z drugim za coś tam przyskrzynić i znaleźć równie pozytywnie nastawionego sędziego, który poprze areszt tymczasowy.
U nas takiej akcji policja nie wykonała, wniosek jest oczywisty i bardzo smutny.

Nasza państwowość jest ufundowana na przegniłych podstawach.

Z mojego punktu widzenia nie jest w tym momencie istotne czy zleceniodawcą był Mazur czy też anonimowy jak na razie były SB-ek. Ważniejsze moim zdaniem jest to co władze naszego Państwa zrobiły, a właściwie nie zrobiły, aby wytropić i odpłacić zarówno zleceniodawcom jak i wykonawcom. Ja w swoim rozumowaniu dopuszczam tutaj nawet takie działania, które są poza prawne. Dopuszczam jednym słowem stosowanie metod terrorystycznych vel "szwadronów śmierci". Jeżeli aparat państwowy ma wiedzę, że za coś takiego odpowiedzialny jest X, a jednocześnie wiadomo że X jest poza zasięgiem naszej jurysdykcji to się wysyła odpowiednich specjalistów aby sprawę uregulowali.
Obawiam się niestety, że aby coś takiego robić w wymiarze zewnętrznym to najpierw całkiem spore żniwo trzeba by zebrać w wymiarze wewnętrznym - patrz casus rodziny Olewników.

03 sierpnia 2009

Wakacje, wakacje i po wakacjach

Byłem na Węgrzech, a konkretnie żeglowałem po Balatonie. Według mnie i całej mojej rodziny super wyjazd. Wszyscy wróciliśmy opaleni i wypoczęci. Dla tych, którzy zamierzają tam pojechać i podobnie jak ja żeglować muszę zamieścić jednak kilka przestróg.
Balaton jest trudnym akwenem. To tak jakbyśmy mieli takie Śniardwy o długości 70 kilometrów. Jezioro jest płytkie, przeważa obszar o głębokości od 3 do 4 metrów. Konsekwencją tego jest zjawisko, które w Polsce praktycznie nie występuje. Przy wietrze rzędu 3-5 B powstaje wysoka i stroma fala jaka może pojawić się na Mazurach dopiero przy 6-7 B. To różnica podstawowa na którą każdy żeglarz powinien być uczulony. Węgrzy mają jednak dosyć dobrze rozwinięty system ostrzegania przed niebezpieczeństwami. Wokół całego jeziora rozmieszczonych jest kilkadziesiąt lamp sygnalizacyjnych, które mają 3 tryby sygnalizacji.
Brak sygnału - wiatr o sile do 0-3 B
45 błysków na minutę - wiatr o sile około 3 - 5 B
90 błysków na minutę - wiatr o sile ponad 5 B
Po Balatonie można pływać jednostką wyposażoną w silnik przyczepny o maksymalnej mocy 10 KM, co w moim przypadku doprowadziło do tego, że pływałem jachtem o masie całkowitej 3.5 tony z takim właśnie silnikiem - mówiąc szczerze porażka.
Węgrzy preferują jednostki kilowe, mieczowych jak na lekarstwo - co przy takim a nie innym ukształtowaniu dna powoduje, że praktycznie każdą noc trzeba spędzać w porcie, biwakowanie "na dziko" właściwie nie jest praktykowane.
Statystycznie, gdy się płynie to mało jachtów widać w pobliżu, w związku z czym gdy przychodzi silniejszy wiatr ma się poczucie większego zagrożenia niż jest to w rzeczywistości. Na Mazurach w razie kłopotów można zawsze liczyć na jakąkolwiek pomoc z łodzi obok, tam jest to praktycznie nierealne.
Przejdźmy do kulinariów i napitków.
Kto nie lubi ostrego jedzenia, nie powinien się tam wybierać, natomiast ktoś kto lubi dobrze zjeść i wypić poczuje się tam jak w raju.
Flaszka dobrego wina czy to czerwonego czy to białego rzadko kiedy przekracza 1000 forintów (1000 HUF = 17 PLN), a jest to wino takiej klasy jak u nas w sklepie można kupić za około 50 złociszy. Po prostu żyć nie umierać.
Jest jeszcze jeden element dlaczego warto tam pojechać. Węgrzy nas lubią. Potrafią powiedzieć całkiem poprawnie "Polak Węgier dwa bratanki ..." dalej im się myli ale chyba nie jest to ważne. Kilkakrotnie od różnych ludzi otrzymywałem wyrazy sympatii właśnie dlatego, że jestem Polakiem i nie było w tym ani krzty merkantylizmu.
Kwestia kosztów takiego wyjazdu.
Rodzina 3 osobowa za wynajęcie łódki - około 3,6 tysiąca złotych, następne 3 tysiące na obiadki w restauracjach, wypitki do kolacyjek i poranne lufeczki do kawusi. Dystans do przejechania z Warszawy - 1'000 km, co w obie strony podraża koszt wyjazdu o około 1'500 zł. W sumie około ośmiu tysięcy złotych za dwa tygodnie super zabawy z wyżywieniem i zakwaterowaniem.

Podsumowanie.
Na pewno tam pojadę co najmniej raz jeszcze, ale będę precyzyjniej wybierał łódkę jaką będę miał wynająć. Być może zapłacę trochę drożej, ale wbudowany Volvo-Penta to wbudowany Volvo-Penta a nie jakieś tam pierdzidełko za burtą.

P.S.
Muszę się teraz przyzwyczaić, żeby dnia nie zaczynać od lufeczki do kawy i nie być już koło południa na wyraźnym fleku.