31 grudnia 2010

2010 podsumowanie

Podsumowując rok poprzedni (2009) wiedziałem, że jest źle. Źle na różnych płaszczyznach, ale to co się objawiło w roku 2010 to jednak był pewien ewenement, chyba wręcz na skalę Światową.
Osobiście oceniam, że jest znacznie gorzej niż w okresie wojny jaruzelowej. Tak, uważam, że jest gorzej i to znacznie. Ponieważ istnieją zewnętrzne oznaki niby "normalności", które wielu przekonują, że jest dobrze, że jest normalnie. Ale właśnie ci ludzie nie widzą, bądź nie chcą widzieć, że to sztafaż, pozłotka, gówno owinięte w kolorowy papierek.
Być może starsi ode mnie ludzie, pamiętający lata 1945-1960 mogliby znaleźć gorsze czasy, Ja nie znajduję.

Tu dygresja.
W czasie stanu wojennego mój brat cioteczny przyniósł taką historyjkę z jednego z warszawskich liceów. Lekcja geografii, profesor mówi: "... w ZSRR prowadzona jest ekstensywna formuła uprawiania ziemi (bez nawożenia, z minimalną ilością chemii). ...". Na takie dictum wstaje jeden z uczniów (synalek jakiegoś trepa) i mówi: "Zabraniam obrażać ZSRR, to jest niedopuszczalne". Zbaranieli wszyscy, włącznie z nauczycielem, ponieważ tekst o ekstensywnym modelu gospodarki rolnej w ZSRR był oficjalnie w książkach.
Koniec dygresji

Ludzie, przecież to jak się zachowują te lemingi, te wykształciuchy, to polactwo, to jest właśnie dokładnie to samo jak się zachował ten synalek tego półkowniczyny.
Ale takie zachowanie to był jednak w tamtych czasach ewenement, a teraz wynika, że 50 procent elektoratu by się pod takim wyczynem podpisało i uważali by że są w porządku. Przecież nie ma tylu ścisłych beneficjentów "układu", nie ma tylu potomków tych trepów z okresu PRL-u, żeby takie poglądy mogły mieć znaczące miejsce, a jednak tak się dzieje.

A dzisiaj pod tekstem Piotra Zaremby czytam (cytat z pamięci): "poglądy Pospieszalskiego są wadliwe i szkodliwe i bardzo dobrze, że go zdjęli ...".

Jeszcze dzisiaj w porannej Trójce wywiad z profesorem Orłowski (był doradcą ekonomicznym Kwasa), znów cytat z pamięci: "... reforma emerytalna nie została dokończona, gdyż [i tu najśmieszniejsze] ludzie nie stworzyli sobie TRZECIEGO filaru ubezpieczeń, nie zainwestowali w III filar. ...".
Czy ten ekonomista słyszał kiedyś takie dane: 30% społeczeństwa żyje poniżej minimum socjalnego, 40 % dzieci chodzi stale niedożywione i głodne do szkoły, 50 % społeczeństwa żyje na granicy ubóstwa. Karnowskiego, który przeprowadzał ten wywiad zamurowało, zupełnie jak tego nauczyciela geografii.
A ja się pytam, z czego ci ludzie en mas mieli zainwestować, z czego mieli odłożyć, skoro im nie starcza do pierwszego.
Tu polecam moją notkę o porównaniu zarobków w Polsce i w innych krajach Europy: http://pulldragontail.blogspot.com/search?q=6%27000
Jak będziemy jako społeczeństwo zarabiać tak jak w Niemczech, Francji czy gdzie indziej, to wtedy duża grupa ludzi zainwestuje w III filar, można być tego pewnym.

Nie wspominam w tym wpisie o rzeczach wzniosłych i tragicznych. Inni zrobili to wcześniej i jak sądzę lepiej ode mnie. Mają lepsze pióra, bardziej lotne, słowa im się lepiej układają, to po co mam dublować robotę już raz i to porządnie wykonaną. Zbędny luksus i strata czasu

Na koniec chciałbym złożyć życzenia wszystkim moim czytelnikom, tym których znam osobiście, tym których znam tylko z sieci i z ników i tym którzy po prostu tylko czytają. Zacytuję  mojego nieżyjącego Ojca: "Życzę Wam aby ten nadchodzący rok nie był gorszy niż ten co odchodzi", chociaż komuś się może wydawać, że to co przeżyliśmy w tym roku to już absolutne dno. Niestety ja osobiście się obawiam, że to dopiero początek tragedii.

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A 

30 grudnia 2010

Kończy się ciepła woda w kranie

Może nie dosłownie woda w kranie, ale już jest blisko.
Autostrad, dróg szybkiego ruchu nie będzie. Nie będzie bo brakuje kasiorki.
To, że lemingi vel wykształciuchy vel polactwo (jak chce RAZ) mają w dupalu takie wartości jak Bóg, Honor, Ojczyzna to dziwnym nie jest. Mają również w głębokim poważaniu wiele innych rzeczy na czele z pojęciem DOBRA WSPÓLNEGO
Ale oni chcą używać życie, chcą się móc przemieszczać w sposób cywilizowany. W sposób jaki podpatrzyli w miejscach, w które jeżðżą na wakacje, po szerokich autostradach, bez korków, bez dużych problemów.

Tu dygresja, gdyby jeździli w szczycie sezonu, to wiedzieli by, że tam również są korki i czasami jedzie się po autostradzie odcinek 50 km przez 5 godzin. Ale jeżdżą w większości poza sezonem, bo tylko na coś takiego ich stać. Koniec dygresji.

PO może załatwić nie "Sprawa Smoleńska", nie afery, nie nieudolność, ale właśnie autostrady i emerytury.
Autostrady przemówią do "MWzWM", a emerytury do tej części elektoratu, który jest przypisywany stronie przeciwnej (starsi gorzej wykształceni z małych ośrodków).
"MWzWM" nie pójdą na wybory, bo im się nie będzie chciało niszczyć sobie samochodu na dziurawych drogach, a ten drugi segment nie pójdzie bo będzie obgryzał z wściekłości paznokcie, że jak to, że gdzie jest moja emerytura, że nie mam na lekarstwa.
A podwyżka VAT-u, która zacznie obowiązywać od 01-01-2011 też nie poprawi notowań. Wprawdzie ludzie zauważą to dopiero po pewnym czasie, ale zauważą, że im nie starcza do końca miesiąca.
Próba opodatkowania szarej strefy, bo tak oceniam podwyżkę VAT-u (głównie na żywność, wzrost z 4 do 7%) bardzo silnie zuboży społeczeństwo.
Ci, którzy pokupowali mieszkania na kredyt, samochody na kredyt nierzadko żyją obecnie na styk, to co się wydarzy, gdy zacznie im brakować?

Od momentu przyznania Polsce i Ukrainie organizacji ME 2012 byłem przekonany, że to będzie porażka organizacyjna, ale nie podejrzewałem, że to będzie masakra. A przy braku obwodnic miast (Warszawa i inne), przy braku dróg szybkiego ruchu to się musi skończyć katastrofą.

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

28 grudnia 2010

30, 40 i 50 procent

50 procent społeczeństwa żyje na krawędzi ubóstwa.
30 procent społeczeństwa żyje poniżej minimum socjalnego.
40 procent dzieci chodzi notorycznie niedożywionych do szkoły.
WYSTARCZY?
Czy mam wyliczać dalej.
Takie informacje przelatują przez media w Polsce od około 10 lat.
Ale jedna rzecz jest ciekawa, ci ludzie nie wymierają. Nie umierają z głodu, a w praktyce powinni.
Są następujące możliwości dlaczego w Polsce nikt, a przynajmniej oficjalnie w mediach sie o tym nie mówi, nie umiera z głodu.
1. Ci ludzie dostają dostateczne wsparcie ze strony sąsiadów, przygodnych znajomych i nieznajomych żeby jednak wegetować, bo o normalnym życiu to jednak mówić nie można.
2. Kradną - głównie jedzenie
3. Żyją formalnie na niezmiernie niskim poziomie, ale faktycznie zarabiając w szarej strefie powodzi im się może nie dostatnio, ale tak na serio to głodu nie cierpią.
Takie są możliwości, przy czym ja osobiscie uważam, że punkt 2 (kradną) jest najmniej prawdopodobny. Ludzie niezaradni życiowo to nawet by w przeważającej większości nie potrafili ukraść nawet przysłowiowej cebuli ze sklepu.
Pozostają punkty 1 i 3.
Punkt 1 wynika ze zwykłego ludzkiego odruchu serca, tak po prostu jest, że różni ludzie potrafią wspomóc osobę biedną, niezaradną.
Zajmijmy się zatem punktem 3.
Szara strefa.
Oceniana jest na około 10 do 20 procent naszego PKB, co według mnie jest stanem zaniżonym i jak sądzę, to aktualnie rządzący również doskonale zdają sobie z tego sprawę.
Dlatego obecny rząd postanowił sięgnąć do kieszeni obywateli w sposób totalny poprzez podniesienie w sposób drastyczny podatków na żywność. Bo nie jest głównym elementem podwyżka VAT-u 22 procentowego na 23 procent, ale podwyżka VAT-u na żywność z 4 do 7 procent.
BO ŻYWNOŚĆ KUPUJEMY WSZYSCY.
Mam nieodparte wrażenie, że obecny "rząd" testuje po prostu ludzką wytrzymałość.
Ciekawe, co z tego "testowania" wyniknie.


Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

Sytuacja medialna na Węgrzech

Zespół redakcyjny Washington Post pisze, iż Orban wprowadza swój kraj na drogę Białorusi i Rosji przez wprowadzenie dwóch ustaw medialnych: jedna z nich daje Fidesz kontrolę nad mediami publicznymi, a druga wprowadza system kontroli nad treścią publikowaną przez dziennikarzy (dotyczy TV, prasy, radia i internetu).

Nie znam sytuacji medialnej na Węgrzech, nie znam również treści tych ustaw, które rząd premiera Orbana chce wprowadzić (już wprowadził?).
Z tekstu opublikowanego w Washington Post również tej wiedzy uzyskać nie można. Również w naszych mediach jak i w internecie takiej wiedzy uzyskać się nie udaje.
Tylko co to wszystko razem oznacza.
Węgry są suwerennym krajem, wprowadzają jakieś rozwiązania prawne i nic nikomu do tego. Chyba, że przyjmiemy taką optykę, że pewne rozwiązania wobec pewnych grup są niedopuszczalne a'priori. Tak jak w przypadku Austrii, gdzie zwycięstwo Jorga Haidera spowodowało ostracyzm na arenie międzynarodowej wobec Austrii.
Będąc złośliwcem to mogę tylko przytoczyć jedno, że jest taka grupa etniczna, która sam fakt konieczności stosowania się do prawa kraju, w którym aktualnie przebywa uważa za rasizm. Ale nie wiem czy to dotyczy akurat tego przypadku.

Nawoływanie do bojkotu kraju z powodu wprowadzanego w tym kraju prawodawstwa jest skandalem wprost niesłychanym. Na miejscu premiera Węgier to akredytowanemu dziennikarzowi Washington Post to bym po prostu podziękował i nie udzielił bym żadnej akredytacji dla pismaka z tej firmy.

Jeżeli sytuacja medialna na Węgrzech jest analogiczna do tej w Polsce, a treść ustaw mniej więcej zgodna z tym do jakich fragmentów ich treści można dotrzeć w internecie, to ja się nie dziwię temu, że Orban coś takiego wprowadził. Po prostu drakońskie kary finansowe za podawanie nierzetelnych informacji. Bo sprostowania publikowane małym drukiem na 88 stronie po 5 latach od zaistnienia sytuacji nikomu nic nie dają.
Media w Polsce są stroną konfliktu politycznego i gry o władzę, na Węgrzech najprawdopodobniej również. To jak się jest stroną takiego konfliktu to trzeba się zdecydować, czy się jest dziennikarzem czy politykiem. Jak się jest politykiem (tak jak pewien dożywotni redaktor naczelny) to trzeba wystartować w wyborach do sejmu, senatu czy gdziekolwiek, a nie uprawiać politykę z za węgła. a jak się jest dziennikarzem to trzeba uprawić dziennikarstwo a nie być propagandzistą i manipulatorem.
Tylko, że taki dożywotni redaktor naczelny to zdaje sobie sprawę, że praktycznie jego skuteczność jako wybranego posła jest zerowa w porównaniu do uprawiania polityki z pozycji naczelnego gazety. Zresztą chyba miał by nikłe szanse być wybranym po tych wszystkich numerach jakie wywinął.

Niezmiernie mnie ciekawi jak dalej rozwinie się sytuacja na Węgrzech, czy premier Orban i jego partia poradzą sobie z tym i innymi problemami, które przed nimi stoją.
Z pewnych drobnych informacji w mediach (głównie internet) można było całkiem niedawno wyczytać, że poradzili sobie z dyktatem jaki Węgrom usiłował narzucić MFW i KE. Po prostu powiedzieli twarde NIE i żadne sankcje na nich nie spadły.
Ciekawe czy poradzą sobie również z tym problemem.

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

23 grudnia 2010

Dziękuję tym, którzy są

Okres Świąt Bożego Narodzenia to czas refleksji. Dlatego chciałbym podziękować niektórym ludziom, że są obecni, że dają iście Herbertowskie ŚWIADECTWO samym swoim istnieniem, trwaniem, niezłomnością poglądów i przekonań.
Dziękuję.
Krzysztofowi Wyszkowskiemu, człowiekowi, który nie ukończył nawet liceum ogólnokształcącego (skądinąd z przyczyn politycznych), a pomimo braków formalnych potrafił i potrafi nadal operować piękną polszczyzną zarówno w mowie jak i w piśmie. Człowiekowi, który nigdy nie zszedł z drogi prawdy.

Andrzejowi i Joannie Gwiazdom, za trwanie w wierze, że Polska może być normalnym uczciwym pozbawionym większości patologii krajem

Sławomirowi Cenckiewiczowi, który udowodnił swoim całym życiem, że nie jest ważne jakiego kto ma dziadka (tu ubek), ale ważnym jest kim się stajesz na skutek pracy własnej.

Sławomirowi Gontarczykowi i Pawłowi Zyzakowi, ludziom młodszym ode mnie o blisko pokolenie za to, że wśród młodych ludzi również pojawiają się osoby, które dalej będą potrafiły ponieść sztandar uczciwości i płomień wolności.

Pragnę również podziękować tym, którzy odeszli.
Lechowi Kaczyńskiemu, mojemu Prezydentowi, który jak mało kto rozumiał, że wszystkie bajki o postpolityczności i końcu historii to wierutna bzdura.

Annie Walentynowicz, która całym swym życiem udowodniła, że jest możliwe być uczciwym człowiekiem pomimo awansów jakie wobec Niej czyniła władza komunistyczna w swoim czasie. Tu niewątpliwa zasługa Sławomira Cenckiewicza, który przybliżył mi życiorys Pani Walentynowicz.

Nie wymienię wszystkich, którym chciałbym podziękować, bo to po prostu niemożliwe, ale wymieniłem jak sądzę TYCH NAJWAŻNIEJSZYCH, przynajmniej dla mnie.


Z przykrością muszę stwierdzić, że ilość nieludzi, których bym pogonił nawet od Wigilijnego Stołu wzrosła w tym roku w sposób wręcz zatrważający. Niestety, takich istot podających się za osobników rodzaju ludzkiego jest w Polsce zbyt dużo. Dlatego też powtórzę za Rymkiewiczem, nie będę nawet plwał na nich, bo ich po prostu nie ma, nie istnieją. A skoro nie istnieją to nie ma powodu wymawiać ich imion ani w żaden inny sposób się nimi zajmować.

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

21 grudnia 2010

Kolega FYM napisał książkę - krótka polemika

Przyjemnie się czyta nie powiem. Ktos kto ma tak lekkie pióro (a właściwie klawiaturę) nie ma problemów z przykuciem uwagi czytelnika.
Ja jednakże, mając wręcz toporne pióro w porównaniu do kolegi FYM-a nauczony jestem logicznego rozumowania, stawiania twardych faktów na szali i nie poddawania się nadmiernym emocjom ani egzaltacji.
W swej książce kolega FYM pominął kilka aspektów naszej rzeczywistości. Otóż w chwili obecnej, a również w okresie ostatnich 20 lat "naszej młodej demokracji" to nie zastępy zomoli służyły do pacyfikowania społeczeństwa i to nie dlatego, że nie było by chętnych do służby w takich formacjach, ani nie dlatego, że władza "brzydziła" by się stosować metody "niegodne" z epoki jakże słusznie minionej, ale dlatego, że było to najzwyczajniej w świecie nieopłacalne. Zamiast tego nie posyłano na ulice patroli policyjnych. Pragnę koledze przypomnieć, że jeszcze całkiem niedawno strach było mieć lepszy samochód. Tak, zgadliście drodzy czytelnicy, zastosowano starą bolszewicką metodę zastraszania społeczeństwa poprzez wspieranie bandyterki. Ostatnim akcentem takiej działalności władz były wydarzenia przy Krzyżu na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, gdzie redaktorzy ze zdziwieniem stwierdzali, że gro głównych prowodyrów z osławionym "Niemcem" na czele jest im znanym z ksywy oraz imienia i nazwiska właśnie z sal sądowych, gdzie zwykle występują jako podsądni.
CZYTAJCIE SOŁŻENICYNA DO CHOLERY,  ( http://pulldragontail.blogspot.com/search?q=so%C5%82%C5%BCenicyn )
Ty FYM-ie też.
Przecież w "Archipelagu Gułag" jest dokładnie opisane w jaki sposób władza podporządkowywała sobie społeczność więźniów poprzez udzielanie różnych koncesji "urkom" w opozycji do reszty.
Kolejne uchybienie właściwe dla intelektualisty (ale nie inżyniera - ja), to przyjęcie założenia, że społeczeństwo w Rosji to w przeważającej większości myśliciele, którzy rozważają o wyższości  Proppera nad Spenglerem lub odwrotnie. Mylisz się FYM-ie. Zarówno Jan Kowalski, jak Iwan Iwanowicz, John Smith, Johan Schmidt, Jean Cousto i wielu innych ludzi na świecie interesuje głównie to czy jest ciepła woda w kranie. Jedynym wyróżnikiem, który odróżnia według mnie Iwana Iwanowicza z całego tego grona jest to, że Iwanowi można powiedzieć: "zróbmy wojnę, będzie nam lepiej", i Iwan Iwanowicz to zaakceptuje, w przeciwieństwie do Jana, Johna, Johana i Jeana.
Społeczeństwo rosyjskie to nie redakcja, w której pracowała Anna Politkowska, tak samo jak społeczeństwo polskie to nie "Miasto Pana Cogito" i portal niepoprawni.pl tudzież parę innych tego typu miejsc w blogosferze.

Wyjdź z murów swojej intelektualnej twierdzy drogi FYM-ie.
Ktoś może pomyśleć, że zjechałem kolegę blogera w sposób wręcz absolutny, nic bardziej mylnego. Serdecznie polecam przeczytanie Jego książki.
Tu można się z tym tekstem zapoznać:
http://www.polis2008.pl/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=133&Itemid=196


Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

20 grudnia 2010

Dlaczego lotniska w Anglii mają problemy ze śniegiem

To dosyć proste.



 Jeśli ktoś pobierze sobie to zdjęcie i je dokładnie obejrzy, to dojdzie do wniosku, że ten pojazd ma rejestrację wprost z wysp. A jest to pługo - solarka.
To jakim cudem mają być odśnieżone lotniska na Heatrow i Gattwick skoro takie pojazdy jeżdżą po ulicach Warszawy (zdjęcie wykonano w dniu 20-12-2010 około godziny 13:000 Kiepska jakość (brak zbliżenia jest spowodowana wyłącznie tym, że operator aparatu telefonicznego (kamery) był jednocześnie operatorem samochodu i miał inne ważniejsze zadania niż zrobienie zbliżenia - moim głównym zadaniem było dojechać bezzderzeniowo do miejsca docelowego.


Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

Takich ludzi jak Turowski są pęczki w całym naszym otoczeniu

Zainspirowały mnie do napisania tego tekstu informacje jakie ostatnimi czasy pojawiły się w mediach na temat pana Tomasza Turowskiego.

Oto jak może wyglądać ktoś taki z Waszego bezpośredniego otoczenia.
Studia na Politechnice Warszawskiej ukończone w okolicach roku 1975, może 1977. Potem rok obowiązkowej służby wojskowej.
Dokładnie nie wiem kiedy, ale wyjazd na placówkę dyplomatyczną do jednego z państw  afrykańskich gdzieś w okolicach roku 1981-1982. Wyjazd jako pracownik techniczny ambasady.

Po 1989 praca w jednaj z firm Gąsiorowskiego i Baksika w charakterze bliżej nie znanym.
Obecnie prowadzenie z sukcesami wymiany handlowej ze wschodem. Niezbyt duża wręcz mini firma, ale potrafiąca sobie poradzić z egzekwowaniem płatności z tamtej strony co samo w sobie jest już zastanawiające. Znam opowieści i osobiście kilku ludzi, którzy wchodzili na wschodnie rynki z naprawdę dużymi inwestycjami i po paru latach zostawali goli i weseli i jeszcze dziękowali Bogu, że uszli z życiem.
A tu proszę, jeden człowiek, mała firemka i sobie radzi - zaiste geniusz można by powiedzieć.
Pewne informacje na temat tego człowieka przenikały do mnie niezwykle powoli, niektóre od wspólnych znajomych, niektóre wprost od niego. Gdy jednak ułożyłem sobie te wszystkie elementy w głowie doszedłem do nieodpartego wniosku, że mam doczynienia z agentem. Nie wiem tylko czyim.

W moim przekonaniu jest to obecnie człowiek, który ma za zadanie z różnych środowisk do których dociera wyławiać ludzi, którzy mogą być przydatni. Wiem, że byłem obiektem pewnych zabiegów ze strony tego człowieka i gdybym się w porę nie zorientował co w trawie piszczy to pewnie moje losy by się inaczej potoczyły. Może i byłbym znacznie bogatszy niż jestem, ale miał bym chyba problemy z lustrem przy porannym goleniu.

Opisałem to dość dokładnie, aczkolwiek bez podawania charakterystycznych szczegółów, które mogłyby zdradzić komukolwiek o kogo chodzi.
Mam tylko propozycję do tych wszystkich, którzy ten tekst przeczytają. Poszukajcie takich ludzi w swoim własnym środowisku. Zdziwicie się jak dużo takich ludzi jest wśród nas. Ja po rozpoznaniu schematu namierzyłem w sumie 3 takie rodziny.



Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

19 grudnia 2010

Żenujące wystąpienie Komorowskiego

 Oto fragmenty wykładu prezydenta Bronisława Komorowskiego w German Marshall Fund of the United States wygłoszonego do przybyłych tam ambasadorów, senatorów, kongresmenów i przedstawicieli mediów, 9 grudnia 2010 r. 
 Nawet "wałęsizmy" przy tym bełkocie wyglądają na rzeczy przemyślane i sensowne. Jednak takie wystąpienia to Wałęsa miał przygotowywane przez innych ludzi i był na tyle cwany żeby uczyć się ich na pamięć.
Tutaj to wygląda na kompletnie nieprzygotowaną improwizację. która byłaby może i śmieszna, gdyby nie ośmieszała całego kraju.

P.S.
Gratuluję tym wszystkim, którzy na tego osobnika głosowali, na szczęście ja do tej grupy nie należę.

Oto te wyjątki:
„Mało kto o tym wie, że w Polsce w XVIII wieku istniał mechanizm ustrojowy, który gwarantował każdemu obywatelowi prawo uczestniczenia w wyborach. To się wtedy źle skończyło. Skończyło się anarchizacją, państwo było za słabe. Mało kto o tym wie, że w Polsce wszyscy wybierali króla. Mało kto o tym wie, że polski sejmy czy polski parlament działa na zasadzie obowiązkowej zgody wszystkich. To było słynne liberum veto. Myśmy w XVIII wieku to praktykowali co nie zawsze wychodziło na zdrowie. Ale dzisiaj patrzymy na Unię Europejską i patrzymy, Panie Boże, przecież tam jest liberum veto. Obowiązkowa zgoda wszystkich z wszystkimi.
Żeby było jasne, ja tu rozmawiałem z Panią [tłumaczką] . Ja jestem z wykształcenia historykiem, więc na wszelki wypadek powiem, jak to naprawdę w praktyce wyglądało. Były w polskim sejmie trzy fazy dochodzenia do decyzji politycznych. Pierwsza faza to była faza zgłaszania poglądów. Każdy mógł sobie zgłosić, jaki chciał. Druga faza to była faza ucierania poglądów. Nie wiem, jak to pani tłumaczka przetłumaczy na angielski, ale ucieranie to jest coś jak w wielkim tyglu, jeżeli trze się, aż się zrobi jednolita masa. Ucierano poglądy przez długotrwała dyskusję. Ale jeśli to nie pomogło i niech choćby jedna osoba niezdecydowana albo przeciwna, to mogła wstać na sali parlamentu polskiego, krzyknąć liberum veto i czym prędzej uciec. Zrywała w ten sposób sejm. Więc polska szlachta wymyśliła trzecią fazę działania. To była faza bigosowania. Jak pani tłumaczka to przetłumaczy, nie wiem. Bigos to szczególne, specyficzne danie. Kapusta siekana i siekane mięso długotrwale gotowane. No więc trzecia faza - siekanie, bigosowanie polegało na to, że krewka szlachta chwytała za szable i takiego, który psuł ustrój państwa, który psuł prawo, po prostu brała na szable, nim zdążył uciec. Wszystko działało do roku 1562, kiedy pierwszemu posłowi polskiemu udało się nie tylko krzyknąć liberum veto, ale uciec, nim się szlachta zorientowała, nim wzięła za szable pan Siciński, starosta upicki uciekł na Litwę. I to był początek kryzysu. Nie wiem, jak sobie z tym poradzi Unia Europejska, ale tam jest liberum veto i od czasu do czasu trzeba brać się za bigosowanie."
„W naszym miejscu Europy, jak ktoś pamięta mapę Europy, nie wiem czy w Ameryce ktoś pamięta, jak wygląda mapa Europy, czy nie? Nie jestem tego pewien. My jesteśmy w takim miejscu między Rosją a Niemcami. To jest takie miejsce, w którym proszę Państwa bez względu nawet jak się ktoś integruje, jak powstaje wspólny dom europejski, wspólny dom natowski, to jest takie miejsce, gdzie ciągle są jakieś przeciągi. I bez względu na to, gdzie ktoś na jakimś piętrze otworzy drzwi albo okno, to od przeciągu, my Polacy, zawsze mieliśmy katar. No tak po prostu zawsze było."
„Proszę Państwa wielka Rosja ma od Bałtyku po morze Chińskie ma tylko trzy razy wyższy produkt krajowy brutto niż Polska."
„Od tej pory będę ściśle obserwował i się zastanawiał, gdzie jest Islandia. Islandia w tym sensie czy jest częścią Europy. Intuicyjnie zawsze sądziłem, że tak. W sensie kulturowym, mentalnościowym itd. Geograficznie to jest pewnie inaczej, na mapach gdzieś tam zawsze oddzielana. Kulturowo na pewno tak. A jak już jest 6 tysięcy Polaków, to już kawał Europy macie na pewno."
„Dzisiaj Europa nie cierpi z powodu deficytu bezpieczeństwa, bo nikt na nikogo w Europie nie czyha. No może prawie nikt na prawie nikogo. Ale cierpi Europa w sposób ewidentny, słuchaj Roman [osoba o nieustalonej tożsamości - KaNo] to do Ciebie będzie, na deficyt zaufania."
„No można mówić w imię strasznej historii, no to schowajmy się gdzieś pod łóżko i siedźmy cicho i nie róbmy nic bo nam świat grozi. W życiu, w polityce jak w życiu trzeba być jednocześnie optymistą i realistą. Trzeba być romantykiem w dążeniu do wielkich, odległych nawet celów, a jednocześnie pragmatykiem w stawianiu sobie celów cząstkowych i szukaniu rozwiązań konkretnych problemów. Ja uważam, że tylko romantycy zdolni do realizmu osiągają jakieś efekty. Tak jak tylko romantycy, powiem więcej, wariaci z mojego pokolenia mogli rwać z motyką na księżyc."
„W tradycji rosyjskiej jest takie powiedzenie, które mówi wszystko, nie wiem jak pani tłumaczka to przetłumaczy. Było powiedzenie, które sobie w Polsce powtarzamy często, Rosjanie wszyscy znają, warto żeby Amerykanie o nim wiedzieli "kurica nie ptica Polsza nie zagranica". Przetłumaczyłaś, tak?"
„Proszę państwa Polska jest krajem dziwnym, nietypowym ale można o nas mówić różne rzeczy, ale tu w Ameryce wszyscy powinni o tym wiedzieć, że Polska jest krajem narodu proamerykańskiego. Jak wiecie państwo to się wcale tak często nie zdarza. W Polsce Amerykę się lubi. Tylko problem polega na tym i te nieszczęsne wizy, i te wycieki, i te więzienia CIA, oprócz obiektywnych spraw jak Iran, Irak czy Afganistan, spowodowały, że jedną trzecią tego wielkiego potencjału sympatii dla Ameryki już szlag trafił."
„Co tu dużo gadać. W sprawie wiz to dzisiaj Pułaski i Kościuszko musieliby wypełniać kwestionariusz wizowy, gdyby chcieli do Stanów Zjednoczonych przyjechać."
„My możemy od czasu do czasu w imię zasady "za naszą i waszą" wolność jechać nawet daleko od Polski. My nie mamy żadnych interesów ani w Iraku, ani w Afganistanie. Nie mamy żadnych interesów politycznych, nie mamy żadnych interesów gospodarczych. Możemy jechać w imię wspólnoty wynikającej z poczucia, że razem odpowiadamy za wolność innych ludzi. Ale jak się idzie na polowanie, daleko w głęboki las no to trzeba wiedzieć, że własny dom jest zabezpieczony. Że własna kobieta, że własne dzieci, że własna chałupa są bezpieczne."
„Jest takie stare rosyjskie powiedzenia "dowieriaj no prowieriaj" to znaczy dowierzaj, wierz, ufaj ale sprawdzaj. Trochę tak jak w relacjach małżeńskich - wierz ale sprawdzaj."
„Potrzeba odnawiania to trochę tak jak w małżeństwie. Co jakiś czas dobrze się z własną żoną umówić na randkę."
„Proszę państwa, żeby nie przedłużać, ja tu mam napisany bardzo mądry referat, ale wolę rozmawiać w ten sposób."
„Siedziałem sobie kiedyś w więzieniu, to były lata siedemdziesiąte, jako polityczny więzień, ale siedziałem ze zwykłymi kryminalistami. Siedziałem między innymi z Jankiem Szelągiem dwumetrowego wzrostu bandytą. Zwykłym bandytą, który siedział za zabójstwo. No i oni do nas tak z ciekawością na nas patrzyli, co my za jedni. Mówili do nas wtedy per student. I on tak w pewnej chwili, a tu aresztują kogoś, kogoś wprowadzają, były duże aresztowania w Warszawie wtedy, to był chyba rok siedemdziesiąty siódmy, albo ósmy, już nie pamiętam, mówi "ty student" mówi, a brodę miał dotąd taką, mówi "ty student, sprawa jest poważna bo widzę, że ciągle waszych aresztują". Kiedy zobaczył, że jeszcze na dziedziniec wjechał samochód pancerny policyjny, milicyjny to w ogóle był cały podniecony, mówi "ty student sprawa jest bardzo poważna, powiedz student czy może wasi przyjdą was odbić?" Proszę Państwa, to było kompletnie niemożliwe. No ale jak ja miałem się przyznać takiemu bandycie, że to w ogóle nierealne. Jak mam wyglądać na poważnego rewolucjonistę to trzeba przynajmniej podtrzymać jego nadzieję, że jakaś akcja zbrojna będzie, albo coś. No więc mówię "no wiesz słuchaj, wszystko się może zdarzyć". I tu padła deklaracja ze strony Janka Szeląga, zwykłego bandyty, który bardzo wiele, mało wiedział o świecie, a dużo o życiu, która tłumaczy najlepiej skąd się bierze polska sympatia do Ameryki. Bo on mówi "ty student jak przyjdą wasi was odbić, to ty pamiętaj - my wszyscy za wolnością. Tylko pamiętaj student, jak przyjdą was odbić to najpierw klawisza w łeb" - klawisz to strażnik więzienny - "najpierw klawisza w łeb, potem porywamy samochód i do Ameryki". On nawet biedak nie wiedział, on nie wiedział, że po drodze, że jest Ocean Atlantycki, ale wiedział jedno, wiedział, że mu Ameryka kojarzy się z wolnością."


Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

17 grudnia 2010

Prawdziwy sprawdzian dla elektoratu

Po dzisiejszej (16-12-2010) decyzji sejmu, która oznacza obcięcie o 50% dotacji z budżetu dla partii politycznych nadchodzi sprawdzian lojalności i poświęcenia elektoratu wobec partii.
Po prostu trzeba będzie sięgnąć do własnej kieszeni i wysupłać kto tam ile może na partię, którą człowiek zamierza popierać. Tutaj nie wystarczy skreślić krzyżyk przy nazwisku, tutaj trzeba sięgnąć do własnej kieszeni.
Nie będę ukrywał, że ja osobiście będę w ten sposób wspierał PiS. Zrobię następującą rzecz. Napiszę maila do szefostwa PiS z pytaniem. "W jakiej wysokości, na jakie konto i z jakim tytułem mogę przelać pieniądze na rzecz Waszej partii żeby pozostać w zgodzie z obowiązującym prawem?"
Nie zapominajmy, że w przyszłym roku czekają nas wybory parlamentarne, a biorac pod rozwagę to co właśnie PO wysmażyła to należy się spodziewać wyborów przedterminowych, czyli na wiosnę, a w skrajnym przypadku tuż po feriach zimowych.
PO ma swoich Sobiesiaków, Palikotów i innych, którzy będą ich finansować. PiS i inne partie takich ludzi nie mają (no pewnie SLD takich też ma). Ruch jest wyraźnie ukierunkowany na "zaglodzenie" opozycji.

Tylko od nas zależy czy im się to uda.


Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

14 grudnia 2010

Polskę i Polaków zżerają fobie

A tu konkretnie się mówi o narkofobii

Autorzy:

Paweł Althamer, dr Marek Balicki, prof. Zygmunt Bauman, Edwin Bendyk, prof. Agata Bielik-Robson, Halina Bortnowska, Izabella Cywińska, Artur Domosławski, dr Kinga Dunin, Marta Gaszyńska, Janusz Głowacki, dr Agnieszka Graff, Manuela Gretkowska, prof. Jan Tomasz Gross, prof. Irena Grudzińska-Gross, Agnieszka Holland, Olga „Kora" Jackowska, prof. Maria Janion, prof. Małgorzata Kowalska, dr Sergiusz Kowalski, prof. Krzysztof Krajewski, Joanna Kos-Krauze, Krzysztof Krauze, Roman Kurkiewicz, Aleksander Kwaśniewski, Borys Lankosz, Magdalena Łazarkiewicz, Kasia Malinowska-Sempruc, Piotr Najsztub, dr Wojciech Olejniczak, prof. Wiktor Osiatyński, Piotr Pacewicz, Joanna Rajkowska, Anda Rottenberg, Ewa Siedlecka, Sławomir Sierakowski, Kamil Sipowicz, prof. Paweł Śpiewak, prof. Magdalena Środa, Kazimiera Szczuka, Małgorzata Szumowska, Olga Tokarczuk, dr Ewa Woydyłło, Jacek Żakowski

I ich list:


List otwarty w sprawie zmian w polskiej polityce narkotykowej
Prawo należy tworzyć racjonalnie - w oparciu o wiedzę naukową, a nie stereotypy, o doświadczenie praktyczne, a nie mitologię. Nadmierna represja nie tylko nie sprzyja rozwiązywaniu problemów społecznych, ale często je nasila. Sztucznie podtrzymuje lęki opinii publicznej i wzmacnia szkodliwe przesądy.
Polityka narkotykowa to obszar bardzo złożony, w którym problemy kryminalne przeplatają się z kwestiami zdrowia publicznego. Naszym zdaniem zbyt wielki nacisk kładzie się w Polsce na wymiar kary i represji, a zbyt mało zajmujemy się edukacją, profilaktyką i skuteczną terapią. Skuteczna redukcja szkód związanych z użyciem narkotyków musi uwzględniać szeroki kontekst społeczny - nie wolno nam zapominać, że kara (zwłaszcza pozbawienia wolności) przynosi nieraz dużo więcej strat indywidualnych i społecznych niż sam popełniony czyn.
Karanie drobnych posiadaczy substancji psychoaktywnych utrudnia terapię uzależnionych, a przygodnych użytkowników naraża na kontakt z organami ścigania - w najgorszym razie także ze zdemoralizowanymi przestępcami w więzieniu. Doświadczenia wielu państw wskazują też, że "karanie za posiadanie" nie sprzyja zmniejszeniu spożycia narkotyków, za to odwraca uwagę i energię policji od realnych sprawców problemu - masowych producentów, handlarzy i hurtowników.
W związku z powyższym pragniemy wyrazić poparcie dla inicjatywy wprowadzenia do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii art. 62a. Pozwoli on prokuratorowi i sądom na odstąpienie w pewnych okolicznościach od ścigania osób posiadających nieznaczne ilości środków psychoaktywnych "na własny użytek" i umorzenie w takich sytuacjach postępowania karnego.

A tu artykuł niejakiego Pacewicza:
Piotr Pacewicz, "Skończmy wreszcie z polską narkofobią", "Gazeta Wyborcza", 14 grudnia 2010 r.



Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

10 grudnia 2010

Lektury obowiązkowe

Oto dwie pozycje, które jak uważam powinny być przeczytane przez każdego, kto stara się zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość. Wszystko to, co wydarzyło sięna przestrzeni ostatnich 100 lat w Europie i w Polsce staje w znacząco innym świetle gdy te pozycje przeczytamy.
Zachęcam do lektury:
http://egawlas.homeunix.net/kontrowersja_syjonu/index,pl.html
i druga pozycja
http://egawlas.homeunix.net/spotwarzona_przeszlosc/index.html

Mam nadzieję, że po weekendzie doczekam się jakichś komentarzy.
Bo to jednak nie są proste ani krótkie dzieła i należy je po przeczytaniu przemyśleć.
Pewne rzeczy z obu tych książek daje się zweryfikować poprzez proste wyszukiwanie w internecie.
Na przykład wyszukiwanie takich haseł jak "von Rath", "Zbąszyń" w Wikipedii powoduje w pewnym momencie dysonans poznawczy, ponieważ pisarczykowie z Wiki nie potrafią nawet uzgodnić liczb, które w sumie powinny być w miarę spójne w ramach haseł pokrewnych czy też wzajemnie się odwołujących.


Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

08 grudnia 2010

Skojarzenia

A taki mnie humor  naszedł
Szczupak z aparatem na zębach ...
Cieć ....
Niemiec z dronką ...
No nie pegaz, na pewno nie ...
Świński ryj z wibratorem ...
Pięć minut dla jąkały ...
Kopać na metr w głąba ...
Podczaszy, a może podchujewszy ...
Głowizna z uszami ...
Sobiepaństwo sami ...

Rozwiązania proszę nadsyłać na adres wszystkim znany, za komplet prawidłowych rozwiązań nie przewiduje się nagród, za ewentualne nowe pomysły mozna dostać talon na balon.



Ceterum censeo Moskwa delendam esse.
Andrzej.A

03 grudnia 2010

Polemika z Seamanem

Seaman tutaj: http://niepoprawni.pl/blog/819/kto-placi-ten-zamawia-muzyke
kreśli taki obraz, że kto tylko zaczyna zagrażać PO ten natychmiast dostaje po łapach.
To wadliwa według mojej oceny diagnoza, chociaż powierzchownie i w krótkiej perspektywie czasowej niby trafna - tak to wygląda w TV i w gazetach.

Po pierwsze Tusk nie jest tym, który wzywa kogoś ze służb takich bądź owakich i rozkazuje kogoś zniszczyć, spuścić na takiego kogoś wszystkie możliwe kontrole skarbowe i inne plagi egipskie. Tusk jest wykonawcą woli ludzi służb, jest ich człowiekiem, pacynką, której wetknięto kijek w odwłok i się nią kręci na wszystkie strony.
To raczej Tuska wzywają na rozmowy prostujące, żeby za bardzo nie fikał, ewentualnie informują go, że jakiemuś gościowi zamierzają się dobrać do tyłka.

Po drugie Tusk i całe PO jest produktem zastępczym w porównaniu do UD/UW i SLD, chociaż aktualnie PO jest niezwykle silnie skolonizowana przez UD/UW zwłaszcza desant taki można zauważyć w otoczeniu Komorowskiego.

Po trzecie Piskorski i Palikot są dostatecznie mocno umoczeni, żeby można z nimi było paktować, a służby paktują tylko i wyłącznie z ludźmi na których mają haki. Piskorski, wiadomo co ma w życiorysie,kolega Seaman to wymienił. Palikot natomiast jest słupem służb praktycznie od początku swojej kariery biznesmena (raczej biznesmęta przynajmniej takie jest moje zdanie na temat tego osobnika).

To nie tak, że oni dostali po łapach, żeby ich całkowicie zniechęcić do wchodzenia w politykę, w której skądinąd są cały czas obecni. Tymi zagraniami dano im po prostu do zrozumienia, że ich czas jeszcze nie nadszedł.
Ale ich czas nadejdzie, gdy PO zużyje się dostatecznie mocno, żeby istniało realne zagrożenie powrotu "kaczyzmu" to zarówno Palikot jak i Piskorski zostaną wyciągnięci z przechowalni, stosownie odkurzeni i sprzedani w mediach jako "cud nówka sztuka nie śmigana". Analogicznie postępowano w latach 1989 - 2001, gdzie na zmianę rządziła albo UD/UW albo SLD (koalicjantów pomijam celowo).
Oni będą jeszcze przydatni.

Nie wiem natomiast nic na temat haków jakie mogą być wobec ludzi z PJN. Ale nawet jeżeli nic na nich nie ma, to też mogą się przydać w sytuacji kryzysowej - jako partia "ludzi rozumnych" chociaż prawicowców, ludzi rozumiejących uwarunkowania geopolityczne i geostrategiczne, a nie "machających szabelką" jak Kaczyński. Taka "konstruktywna opozycja" - zupełnie jak w 1988-1989, nieprawdaż.

Tak to mniej więcej widzę.

02 grudnia 2010

Barbara Fedyszak-Radziejowska

Pozwalam sobie przesłać redakcji portalu wPolityce.pl analizę treści programu Dramat w trzech aktach, napisaną w lipcu 2001 roku, dzięki współpracy z Akademią Telewizyjną- Ośrodek Szkolenia TVP S.A., (bądź jeszcze OSiAP TVP, nie pamiętam, jaka nazwą nosił ośrodek w 2001 roku), której nikt w 2001 roku nie chciał opublikować. Pozostawiam ją w oryginalnej wersji, licząc, że w przeddzień emisji kolejnego filmu, który zapewne odbierze punkty procentowe tej samej partii, porównanie starego i nowego filmu może okazać się pouczające. Tym bardziej, że już znamy wyrok sądowy w sprawie FOZZ oraz dalsze losy- nie wszystkich-  bohaterów tego programu.
B. Fedyszak-Radziejowska

„Gość 31"[1]
Janusz Heathcliff  Iwanowski Pineiro"
W dniach  17 i 19 czerwca 2001 roku TVP wyemitowała w programie pierwszym,  w ramach cyklu „Tylko u nas", (wydanie specjalne) dwa odcinki filmu w reżyserii W. Krasuckiego i G. Nawrockiego  pt. „Dramat w trzech aktach",  poświęcone (cyt.)  aferze związanej z funkcjonowaniem Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Liczne głosy krytyczne sprawiły, że wielokrotnie i uważnie obejrzałam oba odcinki nagrane na kasecie.  Reklama „Dramatu..." brzmiała zachęcająco, dziennikarze TVP dokonali ważnego odkrycia i chcą się nim podzielić z opinią publiczną.
Pozwalam sobie przedstawić analizę tego, co zobaczyłam. Bogactwo informacji, scen i wątków wymusza ograniczenie tematów i scen. Oba akty dramatu omawiam łącznie, informując, z którego aktu pochodzi dany cytat.
Wybieram do analizy tezy sformułowane przez  autorów programu oraz dowody mające potwierdzić ich prawdziwość. Analizuję także metodę budowania  wiarygodności poszczególnych osób, profesjonalizm dziennikarzy oraz  pytania pozostawione przez nich bez odpowiedzi.
Zacznijmy od pierwszego problemu, czyli trzech tez  postawionych przez  autorów filmu.
TEZĘ PIERWSZĄ, najważniejszą sformułowano w czołówce programu, wraz z  prezentacją „osób dramatu".
Istnieje grupa siedmiu ściśle powiązanych ze sobą osób. Wiążą ich setki tysięcy  dolarów pochodzących z FOZZ. Konsekwencją tych związków jest  „dramat". Tę siedmioosobową grupę tworzą:
Jerzy Klemba  (podpułkownik służb specjalnych wywiadu wojskowego do 1989 roku, były współwłaściciel wielu nieruchomości, w tym w Poznaniu, przebywający czasowo w Wenezueli, ścigany międzynarodowym listem gończym, zdjęcie),
Zenon Klamecki (czynny podpułkownik wywiadu wojskowego, prawdopodobnie w Warszawie, w drugim akcie  podano informację, iż Z. Klamecki, zdaniem  swoich współpracowników nie istnieje, jakkolwiek ma brata, Krzysztofa, który ma z kolei warsztat stolarski, brak zdjęcia),
Grzegorz  Ż. (zawieszony dyrektor  FOZZ, właściciel kilku firm, oskarżony w procesie FOZZ, areszt w Warszawie, brak zdjęcia),
Maciej Zalewski (polityk d. PC, „pozostaje w "zażyłościach" z pułkownikami Klembą i Klameckim", w Warszawie, zdjęcie)
Adam Glapiński, (polityk d. PC, senator , wiceprzewodniczący Senackiej Komisji Finansów, zdjęcie )
Jarosław Kaczyński, (polityk d. PC, który dzisiejszą  rolę polityczną zawdzięcza bratu  - Prokuratorowi Generalnemu i ministrowi sprawiedliwości, zdjęcie).
Janusz Heathcliff  Iwanowski Pineiro – patrz teza II
TEZA  NR 2
W sierpniu 1999 roku wrócił do Polski, po siedmioletnim pobycie w Wenezueli Janusz Heathcliff  Iwanowski Pineiro. Jest osoba wiarygodną. Ma dowody ścisłych powiązań finansowych o korupcyjnym charakterze między wspomnianymi osobami dramatu.
TEZA NR 3
W tej tezie, sformułowanej mimochodem, przekazano widzom sugestię na temat tego,  czym był i czemu służył FOZZ. Odpowiedzi udzielono w 16 -ej minucie emisji pierwszego odcinka, (cyt.):
FOZZ powołany został  przez państwo polskie do obsługi zadłużenia zagranicznego. To jedna z najbardziej kontrowersyjnych instytucji ostatnich lat, zakończona jedną z największych afer finansowych III Rzeczpospolitej. Teraz już wiemy, że publiczne pieniądze płynęły do prywatnych kieszeni.
Ustalony przez dziennikarzy kierunek przepływu, był ich zdaniem następujący;  z pobudek ideowych, J. Pineiro i J. Klemba przekazali  prawicowej partii politycznej (PC)  w latach 1991/1992  około 400 tysięcy , (a może 600 tysięcy) dolarów, po czym, ze strachu przed  niezdefiniowanymi „przyjaciółmi" wyjechali  do Wenezueli, gdzie żyli ( a jeden z nich nadal żyje) w wielkiej biedzie.
A oto, jak autorzy filmu zestawili dowody na rzecz prawdziwości owych trzech tez:
Ze względu na bogactwo przekazanych telewidzom informacji prezentuję wszystkie dowody, jednak - w formie nieco skróconej.
DOWODY NA RZECZ PRAWDZIWOŚCI  TEZY nr 1  (o istnieniu powiązań o charakterze korupcyjno – finansowym między osobami dramatu):
1.      J. Pieiro mówi o sobie, że był nieoficjalnym doradcą finansowym PC,
2.      J. Pineiro mówi, że przez jego ręce przeszło mnóstwo pozabilansowych pieniędzy.
3.      J. Pineiro mówi, że dał A. Glapińskiemu 400 tys. dolarów a J. Kaczyńskiemu pożyczył 10 tys. dolarów. Fakt pożyczki 10 tys. dolarów J. Kaczyńskiemu potwierdza J. Klemba mówiąc, że to była prywatna pożyczka, a pieniądze nie pochodziły z FOZZ.
4.      J. Pieneiro mówi, że dawał A. Glapińskiemu 4 tysiące dolarów przez 1O miesięcy, co razem czyni 360 tysięcy dolarów
5.      J. Pineiro mówi, że w sumie politycy PC przejęli około , (prawie) 600 tys. dolarów
6.      J. Pineiro mówi, że „sam A. Glapiński powiedział, że te dwa auta ( w domyśle-  J. Klemby i  J. Pineiro) zawsze mogły tutaj stać ( tj. przed budynkiem ministerstwa).
7. A. Glapiński w rozmowie telefonicznej , odpowiadając na pytanie o nieznanej  telewidzom treści mówi; „ze mną to nie ma nic wspólnego" oraz „to jest śmieszne i żałosne".
8. Skarbnik PC, St. Rojek, który nie uczestniczył we wstępnej prezentacji osób dramatu, a więc nie jest członkiem grupy, mówi; „Nie sądzę, by J. Iwanowski (Pineiro) w tym momencie... Inaczej. Zwykle ten, kto płaci na wybory czegoś chce. Pan Iwanowski nigdy nie precyzował swoich oczekiwań".
9. J. Pineiro mówi, że „w tym  budynku Żemek odbywał rozmowę z J. Kaczyńskim, po której został aresztowany. Rozmawiał dobre parę godzin. Żemek często rozmawiał o FOZZ - ie z Glapińskim".
10. J. Kaczyński mówi w rozmowie telefonicznej „raz w życiu widziałem Pineiro'
11. J. Pineiro mówi; „co najmniej trzy razy byłem u Jarka w gabinecie", „wiele razy widziałem się z Jarkiem" „jest świadek, bankier z Nowego Jarku oraz J. Klemba, który wielokrotnie widział, jak Jarkowi wręczałem pieniądze.
12. J. Pineiro mówi, że „pułkownik Klamecki był cały roztrzęsiony, ostrzegał nas przed człowiekiem niebezpiecznie słabym, który zaczął rozgłaszać, że 12 miliardów ...(nie wiemy, czy zł, czy dolarów, BFR) poszło na PC".
13. Aktor K. Kowalewski, (nie będący, podobnie jak St. Rojek częścią wspomnianej grupy) mówi, Zostałem przez Cliffa w imieniu Glapińkiego zaproszony do gabinetu ministra i tam złożono mi (podkr. BFR) propozycję, żebym prowadził kampanię wyborczą PC.
14. Mówi J. Klemba; „potwierdzam, przekazywałem pieniądze politykom w latach 1991/1992. Pieniądze dostarczałem , jak to było umówione M. Zalewskiemu i A. Glapińskiemu. Towarzyszyłem Pineiro w przekazywaniu pieniędzy , dwukrotnie przekazaliśmy pieniądze za pośrednictwem pracowników naszej firmy. W sumie 600 tys. dolarów na ręce Glapińskiego i Zalewskiego".
15. J. Pineiro mówi,
"Przyjęliśmy w dobrej wierze pieniądze od Grzegorza Żemka, ...otrzymywałem pieniądze od Żemka, od Moralesa", „przekazywałem na firmę Żemka".
W drugim odcinku dramatu J. Pineiro dokładnie wylicza sumy, którymi dysponował:
1 milion 250 tysięcy dolarów ze spreparownego przez Żemka czeku Impexmetalu, 300 tysięcy dolarów od pana Mazura, 1 milion dolarów od pana Moralesa, 150 tysięcy dolarów w torbie na cukier, oraz 80 tysięcy dolarów... ( brak dokładnej informacji - BFR) , łącznie około dwa miliony siedemset tysięcy dolarów.
Tak więc wartość dowodowa materiału filmowego zbudowana została w 100% na  wiarygodności dwu osób,  J. Pineiro i J. Klemby. Ważniejszą postacią wydaje się  J. Pineiro, bowiem to on dominuje w obu „aktach dramatu".
DOWODY NA RZECZ PRAWDZIWOŚCI  TEZY nr 2 mówiącej, że J. Pineiro jest wiarygodny.
Na rzecz  wiarygodności J. Pineiro ma przemawiać, zdaniem autorów filmu:
1.      Powrót J. Pineiro z Wenezueli do kraju, pomimo  zagrożenia, jakie stanowi dlań minister sprawiedliwości, Lech Kaczyński [2], brat Jarosława Kaczyńskiego. Autorzy programu przypominają widzom, że w wystąpieniu sejmowym L. Kaczyński nazwał J. Pineiro wielokrotnym przestępcą, mimo, iż nie ciążył na Pineiro żaden prawomocny wyrok.
2.      Deklaracja złożona przez J. Pineiro, że mimo istnienia listu gończego ujawni się a także dobrowolnie zrzeknie się  paszportu.  Ważna wydaje się także sugerowana  ideowość J. Pineiry, który na oczach telewidzów wygłasza opinię,  że dobrze się stało, że tak ideowa partia jak PC została wzmocniona tysiącami dolarów. Istotną  rolę pełni także oświadczenie znanego aktora, który  osobistym autorytetem poświadcza uczciwość J. Pineiry, swojego wychowanka.
3.      Znajomość Warszawy J. Pineiro, a dokładniej prawidłowe zlokalizowanie budynków administracji centralnej, ministerstw, prokuratury oraz kancelarii Prezydenta. J. Pineiro wie także po której stronie korytarza mieścił się gabinet A. Glapińskiego oraz  A. Diakonowa.
4.      J. Pineiro „jest na ty" z politykami byłego PC, ale wobec pozostałych członków  wspomnianej grupy używa formy „Pan", lub nazwiska.  Jest „po imieniu"  z tymi, którym – podobno - dawał pieniądze, zaś „na Pan" z tymi, którzy – podobno-  dawali mu setki tysięcy dolarów, ( np. Pan Żemek, Pan Morales, Pan Mazur, etc).
5.      Oświadczenie J. Klemby, który gdy przestał pracować w tajnych służbach wojskowych to założył firmę z J. Pineiro oraz  deklaracja J. Klemby złożona w Wenezueli; że chce wrócić do Ojczyzny, że się boi , że tęskni za synem i nie ma pieniędzy na telefon do Polski. Dodatkowym i interesującym elementem mającym wzmocnić wiarygodność J. Klemby, a więc i J. Pineiro  jest dramatycznie zły stan nadwozia taksówki, w której dziennikarz przeprowadza rozmowę z J. Klembą w Wenezueli. Widz odnosi wrażenie, że  J. Klemba jest nie tylko biedny, lecz także zagrożony, bo rozmowa toczy się w jadącej taksówce, co sprawia wrażenie, że tylko dynamiczna zmiana miejsc (taksówka) zapewnia J. Klembie bezpieczeństwo, (przed ścigającym go l. Kaczyńskim?). Na wyjazd do Wenezueli namówili J. Klembę, (wg jego słów) dwaj ludzie, Zenon Klamecki i Maciej Zalewski. Autorzy programu nie próbowali weryfikować tych informacji w rozmowie z Maciejem Zalewskim.
Wróćmy do wiarygodności J. Pineiry, którą jednak osłabiają pewne widoczne białe plamy. Nie pokazano paszportu J. Pineiry, by potwierdzić datę jego powrotu do kraju. To ważny element relacji, ponieważ przez ostatnie dwa lata, kiedy podobno był w kraju, „próbował dotrzeć do dziennikarzy i zainteresować ich swoją historią". Nie poznajemy dowodów, że główny oskarżyciel braci Kaczyńskich od dwu lat mieszka w Polsce, pomimo listu gończego. Wystarczyłaby lista pasażerów samolotu, lub wpis do paszportu, ale takich informacji brak. Ten brak ma zrekompensować pokazanie wnętrza samolotu i poruszającego się stewarda w momencie, gdy komentator informuje o powrocie J. Pineiro.
Nie wiemy też , gdzie J. Pineiro mieszkał przez prawie 24 miesiące, czy  w Poznaniu, czy w nieruchomościach J. Klemby, nie wiemy z czego żył i gdzie pracował od 1999 roku. Podobno w Wenezueli cierpiał niedostatek, więc trudno uwierzyć, że przez dwa lata żył w Polsce z wenezuelskich oszczędności.
Poważne wątpliwości budzi także scena przekazania jego paszportu prokuratorowi. Dziwnym zrządzeniem losu ( i kamery) nie widzimy ani twarzy osoby machającej szybko paszportem, ani nazwiska i fotografii właściciela paszportu. Nie wiemy, z kim rozmawia rzeczniczka prokuratury warszawskiej , nie dowiadujemy się także, czy owa nieznana z nazwiska postać rzeczywiście oddała  paszport J. Pineiro w prokuraturze warszawskiej.
Widzimy natomiast scenę odręcznego pisania przez J. Klembę „zeznania w sprawie" oraz inscenizację, w której J. Pineiro (a może adwokat, widzimy bowiem tylko palce) pisze na komputerze doniesienie na L. Kaczyńskiego. Te dwa pisma oraz korespondencja dziennikarzy -autorów programu - z A. Glapińskim i J. Kaczyńskim stanowią jedyne dokumenty  „w sprawie".
Kiedy powstały zeznania Janusza  Klemby? Przed oczyma telewidzów „miga" data 27. 12. 2000 rok. Użyto techniki inscenizacji, sugerując pisanie zeznań na oczach telewidzów, by wzmocnić wrażenie, że cała sprawa oparta jest na dokumentach. Dlaczego przekazanie zeznania J. Klemby polskiej ambasadzie odbyło się w świetle kamery, z którą redaktor Grzegorz Nawrocki pojechał do Wenezueli? Powstaje niepokojąca wątpliwości, czy J. Klemba  napisał doniesienie na Kaczyńskiego rzeczywiście 27. 12. 2000 roku, czy dopiero w trakcie wizyty dziennikarzy TVP? Ponieważ wiarygodność J. Pineiry i J. Klemby jest sprawą kluczową,  trudno zrozumieć niedokładności i niejasności w tak ważnej sprawie.
Wyraźnie brakuje też kilku innych, ważnych informacji , np. nic nie wiemy o firmie założonej przez J. Pineiro i J. Klembę, czy firma Cliff nadal działa? Znamy sumy, które z tajemniczych powodów tak hojnie napływały do J. Pineiro (a może do firmy?), ale nie znamy profilu jej działalności, jej lokalizacji, etc. Co produkowała  firma Cliff, jakie świadczyła usługi? Czy żyją jeszcze jej pracownicy, przez których, jak twierdzi j. Klemba, przekazywano politykom PC pieniądze? Jest tyle potencjalnych możliwości uczynienia J. Pineiro bardziej wiarygodnym, że telewidzowi  trudno zrozumieć przyczyny, dla których  autorzy programu z nich zrezygnowali .
Wybrali  osobistą wypowiedź znanego i sympatycznego aktora. Rozumiem doskonale, że opiekun J. Pineiro z okresu dzieciństwa ( młodości?) ręczy za uczciwość swojego wychowanka. Wszyscy ludzie, także przestępcy, mają pełne prawo do kochających ich rodziców i dla wiarygodności tych pierwszych nic z tego prawa nie wynika.
DOWODY NA RZECZ TEZY NR  3, czyli tezy o tym, czym był FOZZ.
Odpowiedź autorów brzmi mniej więcej tak; to instytucja powołana przez państwo polskie w celu obsługi polskiego zadłużenia. Tyle i tylko tyle. Nie jestem specjalistką, ale podobnie jak inni widzowie kojarzę  FOZZ  z bardzo skomplikowanym procesem sądowym, którego akta liczą 200 tomów, a prowadzi ten proces znana sędzina B. Piwnik[3]. Głównymi oskarżonymi w procesie w sprawie FOZZ są G.Ż i J. Ch. Ale nawet tak ubogi w wiedzę telewidz  pamięta, że FOZZ powołały władze PRL, (a nie , jak sugeruje film Dramat w trzech aktach -  państwo polskie), że sposób działania dyrektora FOZZ, odwołanego przez władze III RP stał się przyczyną postawienia go przed sądem. Akt oskarżenia w procesie FOZZ, o ile pamiętam, był odczytywany na jawnym posiedzeniu sądu, a może jedynie prasa publikowała jego fragmenty. Trudno zrozumieć, dlaczego autorzy omawianego programu nie zacytowali ani jednej (!!!) informacji na ten temat. Z przykrością muszę uznać, że w obu odcinkach opisywanego dramatu nie pojawił się ani jeden argument na rzecz prawdziwości tezy numer 3.

Kilka słów o profesjonalizmie i rzetelności dziennikarzy.
Ocena zgromadzonych przez autorów programu dowodów budzi moje wątpliwości. Oto podsumowanie najważniejszych słabości przedstawionego materiału dowodowego:
1.      Zdecydowana większość materiału dowodowego to wypowiedzi J. Pineiro oraz J. Klemby. Są one sprzeczne, niejasne, często różnią się w istotnych kwestiach, np. wysokości sum przekazywanych politykom.
2.      Dziennikarze nie zapytali ani razu  J. Klembę  i J. Pineiro o przyczyny najbardziej jaskrawych różnic w ich wypowiedziach, np. o wysokość przekazanych sum ( 600,  400 czy 360 tysięcy dolarów?) , nie pytali o osoby przekazujące owe sumy, ( J. Pineiro ? pracownicy firmy Cliff? J. Klemba?), nie pytali też o miejsca i daty przekazywania pieniędzy, etc.
3.      Dziennikarze nie zapytali także o tę – znaczną- część posiadanych (?) przez obu panów  pieniędzy, której nie przekazano politykom dawnego PC. J. Pineiro wymienia sumę  2 milionów 700 tysięcy dolarów, które dostał od różnych osób oraz, przypominam, w torbie na cukier. Na PC, (wg jego słów) , poszło co najwyżej 600 tysięcy, w innej wersji tylko 400 tysięcy dolarów. Rozumiem, że dziennikarze zostali tak zaskoczeni informacją, że w torbach na cukier można w III Rzeczpospolitej znaleźć 150 tysięcy dolarów, że nie zadali ani jednego pytania o te dwieście tysięcy dolarów różnicy oraz o te śmieszne dwa miliony dolarów, których  brakuje, a które, zdaniem J. Klemby „poszły" na finansowanie partii politycznych. Których (?) partii,  telewidzowie nie uzyskali na ten temat żadnej wiarygodnej informacji.
4.      Dziennikarze nie próbowali kontaktować się z M. Zalewskim. Nie rozmawiali ani z Z. Klameckim , ani jego bratem Krzysztofem,  który, jak słyszymy, ma warsztat stolarski.  Nie rozmawiano   ani z panem Mazurem, ani z panem Moralesem, ani z torbą na cukier, ale to dosyć oczywiste.  Nie pytano nikogo o pana G. Ż. ani o jego współpracowników, nie rozmawiano z  pracownikami firmy Cliff, którzy jakoby byli świadkami przekazywania pieniędzy. Szczególnie razi brak rozmowy z Maciejem Zalewskim, wszak J. Pineiro mówi o dawnych przyjaciołach; „ porzucili mnie praktycznie w Wenezueli i nie pomogli wrócić, a wręcz zmontowali całą kampanię przeciwko nam,. Żebyśmy nigdy do Polski nie wrócili" . J. Klamecki twierdzi, że do wyjazdu namówił go właśnie Maciej Zalewski. Dziennikarze śledczy TVP nie podjęli żadnej próby rozmowy z tym, byłym, politykiem. Dlaczego?
5.      Telewidzom nie pokazano też żadnego dokumentu potwierdzającego wiarygodność sformułowanych tez.  Dokumenty zaprezentowane w programie  to wspomniane wcześniej:
a)      pisane na oczach telewidzów(?) przez  J. Klembę zeznanie w sprawie FOZZ  z datą 27 . 12. 2000 r., którego przyjęcie poświadcza na oczach telewidzów pracownik polskiej  ambasady w Wenezueli. W tym samym momencie dziennikarz  informuje widzów, że złożone zostały dokumenty, „których  wiarygodność  poświadcza" (podkr. BFR) pani Joanna Gawryk - Żukowska. Być może wiarygodność jakichś dokumentów rzeczywiście została potwierdzona przez wspomnianą osobę, ale telewidzowie tych „wiarygodnych" dokumentów nie zobaczyli.
b)       pisane na komputerze, ( telewidzowie mogli obserwować piszące palce), przez J. Pineiro  doniesienie  do prokuratury  na L. Kaczyńskiego z datą 3 lub 8 kwietnia 2001 roku ( dzień nie był wyraźnie widoczny). Ponieważ adwokat J. Pineiro, mec. M. Rek wyraźnie sugeruje, że najpierw w prokuratorze znalazł się pozew jego klienta skierowany przeciwko ministrowi sprawiedliwości, a potem pojawił się list gończy za J. Pineiro, więc dokładne daty wydarzeń są  ważne dla ustalenia wiarygodności bohaterów programu.
Poznaliśmy następujące daty:
-          J. Pineiro wraca do kraju w sierpniu 1999 roku ,
-          W 4 miesiące po powrocie J. Pineiro do kraju pojawiają się listy gończe (to cytat z wypowiedzi komentatora w akcie I Dramatu), a więc listy rozesłano w grudniu 1999 roku,
-          Wystąpienie Lecha Kaczyńskiego w Sejmie, w którym minister sprawiedliwości nazywa J. Pineiro wielokrotnym przestępcą ma miejsce 14 lutego 2001 roku,
-          Pokazany telewidzom pozew przeciwko L. Kaczyńskiemu złożony przez obrońcę J. Pineiro, mec. Michała Reka nosi datę 3 lub 8 kwietnia 2001 roku.
Gdyby dziennikarze pokazali list gończy za J. Pineiro, sytuacji byłaby jasna. Ale tego dokumentu telewidzowie nie zobaczyli. Podobnie , jak nie zobaczyli ani jednego dokumentu związanego z działalnością FOZZ, z procesem, który właśnie się toczy. To, mimo wszystko, znamienny brak dociekliwości autorów programu.
6.      Rozmowa telefoniczna dziennikarza z A. Glapińskim budzi poważne wątpliwości. Między pytaniami, które słyszą telewidzowie i odpowiedziami A. Glapińskiego brak logicznego związku. Telewidz nie wie, co jest prawdziwe, i co jest żałosne w tej rozmowie, nie jest pewien, na jakie pytanie odpowiada  A. Glapiński.
„Dramat w trzech aktach" ma jednak także swoje "mocne" strony, a "profesjonalizm"  dziennikarzy bywa widoczny i efektowny.
a) "szczególna dbałość" o szczegóły:
J. Pineiro relacjonując rozmowę J. Kaczyńskiego z G. Żemkiem, podaje wiele szczegółów a rodzaju;  „Żemek podszedł do stolika, zapłaciliśmy rachunek i  pojechaliśmy do Zajazdu Polańskiego. To była nasza Ostatnia Wieczerza z Grzegorzem Żemkiem" - powiada.
b) "szczególnie " dobrane elementy scenografii:
Rozmowę z J. Klembą w Wenezueli kręcono w bardzo zdezelowanej taksówce. To robi wrażenie- "bieda" pokrzywdzonego J. Klemby jest wstrząsająca. Kolejny, bardzo sugestywnie dobrany element scenografii to jadący po moście pociąg, pokazany w momencie, gdy komentator mówi "politycy PC przejęli około 600 tysięcy dolarów".
c) "szczególnie swobodne skojarzenia":
W „Drugim akcie dramatu", komentator cytując fragment powstałego w Wenezueli zeznania J. Klemby wypowiada zdanie o dwu urzędujących w 2001 roku ministrach:
Maciej Zalewski w swojej działalności, (t.j. w latach 91/92, BFR), powiązany był  mocno  z Ministrem Obrony Narodowej Romualdem Szeremietewem i Lechem Kaczyńskim, szefem BBN.
Dodanie do listy osób "powiązanych" z FOZZ  nazwisk R. Szeremietiewa i Lecha  Kaczyńskiego nie miało żadnego merytorycznego uzasadnienie w treści programu.
Reasumując rzetelność dowodową filmu Dramat w Trzech aktach"; (z których pokazano zaledwie dwa) pozwalam sobie zwrócić uwagę na następujące kwestie:
Teza pierwsza,  o powiązaniach siedmiu osób wymienionych, jako osoby dramatu nie została ani udowodniona, ani udokumentowana w sposób merytoryczny. FOZZ, nazwany "instytucją państwa polskiego" skojarzono z pieniędzmi, które "trafiły do prywatnych kieszeni". I jakkolwiek te prywatne kieszenie , w świetle programu, należały do J. Pineiro i J. Klemby, widzowie odnieśli wrażenie, że wśród korzystających z pieniędzy "państwa polskiego" był także J. Kaczyński, Co więcej, mimo braku sformułowanego wprost, przez J. Klembę, czy J. Pineiro zarzutu, że biorcą pieniędzy był także L. Kaczyński, jego nazwisko pojawia się w programie na tyle często, że widzowie mogą odnieść wrażenie, że obaj bracia Kaczyńscy, a nawet R. Szeremietiew, a nie tylko Glapiński, Zalewski i skarbnik PC odnieśli korzyści materialne dzięki "ideowej", wspierającej PC   działalności J. Pineiro.
Autorzy jedynie pozorują istnienie dowodów "na piśmie", przesuwając szybko okiem kamery po dokumentach "poświadczanych", ale w gruncie rzeczy nie mających żadnej prawnej wartości. Jedyne rzeczywiste przesłanki "oskarżenia"  to swobodne, nie składane pod przysięgą wypowiedzi  J. Pineiry i J. Klemby. Autorzy operując skojarzeniami z "biedą", tęsknotą za synem etc. starali się wywołać wrażenie, że pomawiające J. Kaczyńskiego osoby boja się "władzy" Kaczyńskich. Wszakże L. Kaczyński jest  prokuratorem generalnym, a że sprawy toczyły się w innym czasie, w innej sytuacji, tego widzowie mogą nie dostrzec,  oglądając wartko następujące po sobie monologi, pejzaże i przesuwające się pociągi.
Wydaje się, że koszt nakręcenia tego filmu – wyprawa dziennikarzy do Wenezueli – jest na tyle wysoki, że warto zadać pytanie; ile kosztowało TVP 1 odebranie partii Prawo i Sprawiedliwość każdego, pojedynczego punktu procentowego (przed wyborami do sejmu 2001 roku)  poparcia wyborców? Warto to ustalić i doliczyć do kampanii wyborczej prowadzonej przez SLD.
[1] „Gość 31" to numer identyfikatora, z którym do gmachu Prokuratury Okręgowej w Warszawie  wszedł,  by złożyć zeznania, Janusz Pineiro.
[2] Opracowanie powstało w lipcu 2001 roku, (BFR)
[3] Tekst napisany został w lipcu 2001 roku BFR.

28 listopada 2010

O szlachectwie - w odpowiedzi Nicponiowi

Z tym szlachectwem to ciekawa sprawa jest. Ludzie chcą być jak dawni Panowie Bracia, tylko niespecjalnie wiedzą jaki wzorzec jest właściwy. W związku z czym kopiują coś co nijak się ma do rzeczywistości i wychodzi pasztet.
Jak ktoś tak jak ja miał pradziadka rolnika (a jakże z ukończoną SGGW), ale dziadek był już lekarzem, tak za II RP co to podobno była "Pańska Polska", która nie dawała szans awansu. To ja znając historię swojej rodziny wiem, że to nieprawda.

Tu dygresja, ten pradziadek to miał takie możliwości, że utrzymywał swoją nieuleczalnie chorą siostrę przez 20 lat w instytutach w Szwajcarii - jakiego rolnika w tej chwili stać na coś takiego w Polsce? Mam prawo być z niego dumnym.
Koniec dygresji.

Że jak ktoś chciał i nie był ociężały na umyśle to mógł. Że w takich Lipcach Reymontowskich to pierwszych trzech "komisarzy ludowych" jak to się mówi "popełniło samobójstwo" poprzez rzucenie się pod pociąg - znaczy się tubylcy widłami załatwili, to ja znając te historie jestem dosyć odporny na różne brednie i fałsze. Ten mój dziadek to był potem w NSZ-cie i praktycznie do śmierci się ukrywał - nigdy nie dał się zwieść na żadne ujawnienia, amnestie i inne tego typu bzdury.

Kolejna dygresja.
Tak, pochodzę z Lipiec Reymontowskich - dawniej po prostu Lipce, to ta wieś, którą Reymont opisał w swojej książce, nawet wiem kto jest kto, a jakbym pojechał do Lipiec i przeszedł się po cmentarzu albo porozmawiał z proboszczem to na pewno trzeźwy bym stamtąd nie wyjechał.
Koniec dygresji.

To ja się nie mam czego wstydzić i z całym spokojem mówię, że jestem ze wsi, chociaż od 3 pokoleń mieszkam w Warszawie. Ale ludzie chcą się uszlachcić na chybcika, już natychmiast. Zdał maturę (jako pierwszy w rodzinie) i już wielki inteligent - miastowy.
Nie da się przeskoczyć pewnych szczebli rozwoju. Ktoś kto przybywa do miasta musi przejść pewien proces, żeby gdzieś tam za 2-3 pokolenia móc o sobie powiedzieć, że jest inteligentem, miastowym, człowiekiem szlachetnego umysłu. Nie chcę przez to powiedzieć, że ludzi przybywających do Warszawy czy innego dużego miasta z małych ośrodków uważam za coś gorszego en'mass. Nie, wśród nich są też ludzie, którzy są takimi złotymi samorodkami, którzy od ręki staja się inteligentami ze względu na swe walory intelektualne, ale to są nieliczne wyjątki.
Droga awansu powinna być przejrzysta i precyzyjna: dla wybitnych studia w tempie przyspieszonym, dla dobrych i bardzo dobrych w tempie normalnym, dla średniaków jakieś tam uproszczone (licencjat), dla kiepskich matura jako szczyt możliwości.
I to powinno być normalne. Tymczasem pokazuje się ludziom i promuje takie postawy, które temu naturalnemu procesowi przeczą. I ludzie od tego głupieją i w dodatku trudno ich za to winić.
Z człowiekiem jak z komputerem jak na wejściu są śmieci to na wyjściu nic innego prócz śmieci pojawić się nie może.

To co się dziwić, że ludzie mają ciągotki w kierunku "szlachectwa", chociaż niezwykle opacznie rozumianego. lub wręcz niezrozumianego. Chcą być lepsi, to dobrze, ale trzeba im powiedzieć, że bycie lepszym i wolnym niesie za sobą pewne zobowiązania.
Że będąc człowiekiem wykształconym i majętnym (może nie tak jak Ty Nicponiu) mam pewne zobowiązania. Nie mogę pani w sklepie na kasie traktować a'priori jak śmiecia, nie mogę pani, która przychodzi mi sprzątać mieszkanie traktować jak kogoś gorszego, po prostu tego robić nie wypada, ale żeby wiedzieć, że coś wypada albo nie, to trzeba przejść tę drogę awansu w czasie kilku pokoleń, a nie w parę lat czy miesięcy.
Jako wyjaśnienie do tego posta wypada mi polecić moje wcześniejsze publikacje, które może nie są tak jawnie związane, ale jednak się łączą:
http://pulldragontail.blogspot.com/2010/10/trzecia-proba.html
http://pulldragontail.blogspot.com/2010/09/melchior-wankowicz.html
http://pulldragontail.blogspot.com/2010/08/casus-nowej-huty.html

24 listopada 2010

6'000

Chodzi o pensję w takiej wysokości.
Na warunki w Polsce to bardzo przyzwoity poziom. Powiem wręcz, że więcej niż przyzwoity. Również w Warszawie osób zarabiających takie sumy miesięcznie nie ma wbrew pozorom zbyt wiele.
No to porównajmy, kto w Europie zarabia podobne pieniądze. Odpowiedź znajdziemy bardzo szybko. Zwykły krawężnik w Niemczech, Francji, Hiszpanii zarabia właśnie takie pieniądze, czyli około 1'500 EURO.
Angielska żulerka jeździ zachlewać ryja na plażach w Hiszpanii, bo tanio, ciepło i można się nawalić za pół darmo. Niemiecki krawężnik jeździ do Chorwacji na żagle.
A kogo w Polsce stać na to żeby pojechać do Chorwacji na żagle czy do Hiszpanii?
No, to już trzeba zarabiać trochę więcej niż te tytułowe sześć tysięcy.
Skądinąd wakacje w Polsce na mazurach czy gdzieś indziej wcale nie są dużo tańsze.

I właśnie na tym polega problem z lemingami, że ci ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że są robieni w wała na okrągło i to głównie w kwestiach finansowych. Oni po prostu nie wiedzą na jakim poziomie rozwoju społecznego rozumianego jako rozwój indywidualny, ale również całego społeczeństwa, moglibyśmy się znajdować gdyby zmniejszyć obszary patologiczne do rozsądnych rozmiarów (żadnej patologii nie daje się wytępić w 100 procentach - to jest po prostu nierealne).
Duża część tych, którzy wyjechali ostatnio za chlebem do Anglii i gdzie indziej niedługo się o tym przekona na własnej skórze. Bo tam pracując uczciwie nawet na niskim stanowisku (przysłowiowy zmywak) można sobie pozwolić na wycieczkę do Hiszpanii, cotygodniowy wypad do klubu i inne przyjemności. A ludzie ci niedługo zaczną wracać, bo zostaną wypchnięci przez tracących pracę wyspiarzy. A gdy wrócą, to coś im powinno zacząć jarzyć w tych pustych makówkach i być może przekażą również te swoje spostrzeżenia innym równie pustym mózgownicom, które nadal uważają, że PO to "debeściaki".

Zachłyśnięcie się rozwojem technologicznym, który nastał praktycznie równocześnie z przemianami po 1989 roku przykrywa wiele patologii  systemowych (ustrojowych), które mają miejsce i blokują normalny rozwój całego społeczeństwa. Analogicznie jak po 1945 czerwoni argumentowali swoje "dobre intencje" dokonaniem elektryfikacji wsi, zapominając przy tym, że było to możliwe na skutek skoku technologicznego, a nie jako skutek takiego a nie innego ustroju.
Teraz jest identycznie. PO i wspierające ją siły usilnie wmawiają ludziom, że to dzięki nim mamy komórki, lepsze samochody, anteny satelitarne, DVD i inne gadżety, które umilają życie.
Na tym polega nadużycie intelektualne, którego dokonują, a które jest w sumie dosyć trudno wychwycić.

A ja powiem więcej. Mamy te wszystkie udogodnienia i gadżety POMIMO niszczycielskiej działalności elit, które poprzez uzurpację sterują naszym krajem.

22 listopada 2010

PATOLOGIA

Byłem w Berlinie, w sumie trzy dni.
Nigdy i nigdzie nie widziałem tylu przejawów patologii w życiu codziennym, na ulicy, w ludzkich zachowaniach codziennych, nigdzie.
Gdy w środku komunikacji publicznej spojrzałem na ewidentnego przedstawiciela tubylców, i zaprezentowałem mój szczery słowiański uśmiech (mam pełny komplet uzębienia żeby nie było) to zauważyłem przestrach u tegoż tubylca i on najzwyczajniej w świecie uciekł, autentycznie wstał z krzesła na którym siedział i przeszedł na koniec wagonu metra, a ja się nadal na niego gapiłem.
Powiem tak, smutne miasto smutnych i nie znających swojego celu i sensu ludzi. A bywałem już w różnych miejscach (praktycznie tylko w Europie).
ilość osób mających jakieś tam kolczyki tu i ówdzie przekracza niewątpliwie granice zdrowego rozsądku.
Wystarczy na takiego spojrzeć "z góry" a natychmiast robi się malutki, ogon pod siebie i do kąta. Tacy są współcześni Niemcy. Żeby nie było, byłem zarówno po dawnej wschodniej jak i po zachodniej stronie Berlina.
To samo.
To nie jest normalne, żeby ludzie się tak zachowywali.
Jeszcze jedno, jakby jakiś lewak zaczął komuś nawijać, że tylko w Polsce są zamknięte osiedla, kraty i ochroniarze to pragnę takiego kogoś wyprowadzić z błędu. W Berlinie również, w Wiedniu tak samo i w paru innych miejscach też. To jest może dyskretniej zrobione, ale sens jest ten sam, karta kodowa, domofon, strażnik.
I jeszcze coś.
Gdy przejeżdża się przez Warszawę w okolicy popularnego dnia świątecznego, takiego, że wiadomo iż duża część "nowych warszawiaków" pojechała do "mamusi pod Grójec" to jednak w domach widać więcej świateł niż w Berlinie w normalnym dniu.
Wymarłe miasto, pustych, wypranych ze wszystkiego ludzi - takie jest moje zdanie.
Nawet na Węgrzech, gdzie w sumie jest dużo biedniej niż w Niemczech ludzie się do Ciebie uśmiechają na ulicy, w Niemczech NIE.

14 listopada 2010

Kiedy nastąpi przełom?

Żyjemy w arcyciekawych czasach.
Natłok zdarzeń zarówno w sensie politycznym jak i gospodarczo - finansowym jest olbrzymi. Mało kto jest w stanie to wszystko ogarnąć, nie mówiąc o wyciąganiu wniosków (prawidłowych bądź wadliwych - to w tej chwili sprawa drugorzędna).
Znaczna część publiki reaguje emocjami, a nie rozumem jakby należało, na przychodzący do nich przekaz medialny. Media z drugiej strony przeobraziły się z opowiadaczy rzeczywistości w kreatorów tejże rzeczywistości. Długie ciągi sofizmatów i chwytów erystycznych płyną nieprzerwanie z przekazu medialnego - na prawdę trzeba być dobrze wyćwiczonym odbiorcą, żeby się nie dawać złapać na takie sztuczki. Mozna też nie być wyćwiczonym, ale posiadać w sobie ten podstawowy kręgosłup moralny, który uniemożliwia w wierzenie w dowolne brednie, które owszem są ładnie opakowane i nieźle brzmią, ale prowadzą na manowce.
Ostatnie wyczyny GW i osobiście Seweryna Blumsztaina tego najlepiej dowodzą. Przyrównanie Marszu Niepodległości do faszystowskiej zadymy praktycznie oznacza, że GW weszła w 100 procentach w retorykę KPP, KPZU, KPZB i innych tego typu zdelegalizowanych i uznanych przez II RP za organizacje bolszewickie oraz sterowane przez Moskwę. Jednym słowem za faktycznie jawną agenturę Moskwy. Do tego się ostatni wyczyn GW sprowadza.
Najgorsze jest jednak to, że znaleźli około 2-3 tysięcy odmóżdżonej gówniarzerii, która im uwierzyła. To, że liczyli na więcej ale się przeliczyli niczego nie zmienia.
Rzuca się hasło "precz z faszyzmem" - a faszyzm jest kojarzony z komorami gazowymi i tymi wszystkimi brzydkimi rzeczami z okresu II WŚ i młodzi ludzie się na to łapią, gorzej, łapią się na to komentatorzy występujący w mediach, którzy potrafią bezrefleksyjnie powtarzać, że treści głoszone przez Dmowskiego o "kwestii żydowskiej" są tożsame z hitlerowskim "ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej". No jest to nadużycie dużego kalibru. chociaż co do komentatorów to bym miał wątpliwości czy się na to "łapią", czy też cynicznie tym grają. I raczej bym obstawiał cyniczną grę, a nie młodzieńcze uniesienie.

Przekaz medialny dochodzący do przeciętnego odbiorcy jest tak mocno przefiltrowany, że praktycznie możemy mowić o dezinformacji lub świadomym kłamstwie.
W mediach, w ostatnim czasie, praktycznie nie ma informacji o tym co się dziej w Anglii, ani na Węgrzech. W obu tych krajach zwycięstwo w ostatnich wyborach parlamentarnych przejęły partie prawicowe i dokonują czystek w aparacie władzy oraz ostrych cięć socjalnych. Działania te spotykają się jednak ze zrozumieniem społecznym, a nie z buntem jak to miało miejsce w Grecji. Zresztą informacji dochodzących z Grecji też jak na lekarstwo.

Podobna sytuacja dotyczy kwestii ekonomiczno - gospodarczych. Pomimo zainstalowania sławetnego "zegara zadłużenia" nic się nie przebija do świadomości społeczeństwa. "Szafa gra, jest świetnie, a będzie jeszcze świetniej". Taki przekaz idzie z mediów.
Pod względem gospodarczym obecny rząd wyznaje chyba zasadę, że "po nas choćby i potop" co skłania mnie do coraz poważniejszego rozważania kwestii, czy aby nie grozi nam (w sensie całemu światu) jakiś kataklizm - taki jak przedstawiono w filmie "2012". Bo obecne działania rządu obliczone są na zdobycie chwilowego poklasku i na nic więcej. Na co liczą, że będą rządzić wiecznie i że nikt ich nie rozliczy, nikt po nich nie przyjdzie i ich nie pociągnie do odpowiedzialności. Czyżby byli aż takimi imbecylami, że nie rozważają takiego scenariusza. Chyba, że widzą coś ekstra, tylko co to jest to "ekstra". A może coś w rodzaju "stanu wojennego", skoro nie daje się całości społeczeństwa spacyfikować i nadal pojawiają się jacyś niezadowoleni? Kto wie. Pożyjemy zobaczymy.
Na podobne tematy pisałem już wcześniej:
tutaj
 http://pulldragontail.blogspot.com/2010/08/zyjemy-pod-kloszem-informacyjnym.html
http://pulldragontail.blogspot.com/2010/04/polskojezyczne-media.html
http://pulldragontail.blogspot.com/2009/12/skad-my-to-znamy-rzecz-o-mediach.html

11 listopada 2010

PO jako partia fasadowa

Fasadowa, kanalizująca potrzeby emocjonalne elektoratu. Taka Samoobrona dla wykształciuchów.
A tych wykształciuchów jest coraz więcej
patrz tutaj: http://pulldragontail.blogspot.com/2010/10/trzecia-proba.html
tutaj: http://pulldragontail.blogspot.com/2010/05/pogrzeb-albo-dlaczego-o-tych-ludziach.html
oraz tu: http://pulldragontail.blogspot.com/2009/05/wywiadowka-w-szkole.html
tu: http://pulldragontail.blogspot.com/2009/03/nowy-pomys-przemys-rzad-nie-jest.html
i tu: http://pulldragontail.blogspot.com/2009/03/o-szkolnictwie.html

Ktoś jeszcze ma wątpliwości. A jest to tylko wybór niektórych tylko moich tekstów traktujących bądź zahaczających o kwestię nauki i szkolnictwa. To ktoś jeszcze ma wątpliwości na temat poziomu wiedzy sprzedawanej w szkołach, bo ja już dawno mieć przestałem.
I taki wyborca idzie i głosuje, głosuje na PO, bo tak głosują "wszyscy rozumni", a przynajmniej tak napisano w GW. A nieukształtowany intelektualnie człowiek chce aspirować do bycia elitą, zwłaszcza jeżeli dano mu papier, który świadczy o tym, że jest inteligentem - ale to taki bardziej kwit na węgiel jest a nie świadectwo maturalne w chwili obecnej. Osobiście uważam, że większość kończących obecnie studia, za wyjątkiem kilku wybranych kierunków na kilku uczelniach, nie spełnia intelektualnie wymogów jakie stawiano ludziom w moich czasach gdy dochodziło do zdawania egzaminu maturalnego.
I to jest ta baza, na której opiera się PO, na wykształciuchach. To jest to mięso armatnie w każdych wyborach jakie daje PO olbrzymią przewagę nad resztą sceny politycznej. W pewnej części jest to elektorat odziedziczony po UW/UD.

Oczywiście PO jest produktem zastępczym w porównaniu do UW/UD jak i SLD, które to partie rządziły praktycznie niepodzielnie przez całe lata 90-te.
PO ma oczywiście jeszcze swoich pretorian, to ci wszyscy, którzy boją się lustracji i dekomunizacji. To w dużej części dziennikarze, prawnicy, pracownicy naukowi. To wśród tych ludzi najszerzej była rozwinięta sieć agenturalna SB. Co ciekawe, równie skutecznie SB infiltrowała środowisko marginesu społecznego, gdzie według prof. Andrzeja Zybertowicza 75% tzw. "ludzi z miasta" było TW. Oni też są przeciwko lustracji i trudno się dziwić.

Ale właśnie to wszystko co opisałem powyżej to fasada i w sumie nieprawda. Bo nie wszyscy ludzie uchodzący za elitę intelektualną kraju głosują na PO.
Bo są tacy ludzie jak Rymkiewicz, prof. Zybertowicz, R.M.Nowakowski, prof. Nowak z Arcanów, Wojciech Kilar, Jan Pietrzak i wielu innych, których nie dopuszcza się do glosu, żeby nie zabużali postrzegania świata przez lemingi.
A w przypadku braku możliwości wyboru, to trudno się dziwić, że ludzie głosują tak jak głosują.

08 listopada 2010

Ja wiem, Ja wiem, mnie wybierz

Co wiem, no to proste, jak wygrać wybory.
Sprawa jest trywialna, wystarczy dać się podejść jakimś ubekom, potem porozmawiać z ich szefami i szefami tych szefów, a potem z górki. Udzielić im jak największych koncesji, udogodnień, napisać parę ustaw pod ściśle zainteresowany i w sumie ograniczony krąg osób i sprawa załatwiona.
Zwycięstwo jest jak w banku.
No wprawdzie redaktor M z pewnej gazety na G musiał by z dnia na dzień pokochać swojego dotychczasowego wroga numer jeden, ale nie takie rzeczy redaktor robił, żeby i tego nie móc dokonać. Te inne zaprzyjaźnione media też by pokochały kogo by im wskazano, to oczywiste. Przecież kocha się tego kogo wskaże partia (w tym wypadku mam na myśli partię wewnętrzną), a nie tego kogo się chce, bo co to by było za bezhołowie gdyby tak kochano kogo się chce.

Tylko jeżeli PiS miał by zacząć tak działać to po cholerę nam PiS. Mamy już jedną partię, która działa według tego schematu. Wyrywnych aby na taką partię głosować jest aż nadto jak widać na załączonym obrazku.
Wszelkie głosy, aby PiS stał się partią "przewidywalną", "koncyliacyjną", "zdolną do zawarcia koalicji", "mogącą nawet wygrać wybory", właśnie tak odbieram. Jako próbę czy też próby spacyfikowania PiS - wprowadzenia PiS i znacznej części jej działaczy w orbitę wpływów "układu" vel "salonu".
Jak słusznie zauważył RAZ w jednym ze swoich ostatnich felietonów Jarosław Kaczyński doznał w swoim politycznym życiu dwóch cudów. A obecnie oczekuje na ten trzeci. I wcale nie jest powiedziane, że się nie doczeka, raczej wręcz przeciwnie. Doczeka się i to wcześniej niż później. Bo matrix się sypie, a jak zaczyna się sypać to sprawa zaczyna z reguły przybierać postać lawiny.

Tak to w tej chwili widzę.

06 listopada 2010

(O)Błędne Koło

Tak to jesty obłęd ewentualnie błędne koło.
Nie dlatego Kaczyński wywala ludzi, że ci się źle wyrazili o nim samym lub jego najbliższych współpracownikach, ale dlatego, że każda taka wypowiedź natychmiast powoduje rezonans medialny na skalę niespotykaną.
Ileż to już razy słyszeliśmy: Kaczyński upadł, PiS się nie podniesie, Ziobro dokonał aktu "ojcobójstwa" politycznego. No ile razy w ciągu ostatnich 3 lat coś takiego słyszeliśmy, bo według mnie setki razy. Gdyby cokolwiek z tego się spełniało to PiS jako partia mieściła by się obecnie w 4 osobowej windzie.
A teraz ostatnio znów to samo.
Każda najdrobniejsza nawet wzmianka w mediach, które są stroną konfliktu politycznego i to nie stroną wspierającą PiS, powoduje natychmiastową burzę. O już się wali, o będą się gryźć o schedę po Kaczyńskim, o rzucą się sobie do gardeł. Że to nieładnie wygląda w mediach, a jak ma wyglądać skoro media są, czym są media to już napisałem powyżej.
Zważmy proporcje oraz rozpoznajmy skutek i przyczynę.
Zamknięcie się PiS i Jarosława Kaczyńskiego w oblężonej twierdzy nie jest przyczyną, a skutkiem tego jak jest on sam i PiS przedstawiani w mediach. To jak media tak są nastawione, a są nastawione na obrzydzanie, opluskwianie i zniechęcanie do PiS-u to każda wypowiedź, która może być przekazana przez media jako "WIELKIE TARCIA W ŁONIE PIS-U" jest postrzegana przez prezesa jako potencjalnie duże zagrożenie - to czy tak jest na prawdę to nie ma tu nic do rzeczy.
Ponadto nie mówimy tutaj o interakcji z elitarnym dosyć klubem myślicieli jakim jest platforma niepoprawni.pl bądź innym tego typu miejscem, a mówimy o interakcji z przeciętnym odbiorcą papki medialnej, dla którego takie wielkie krzyczące newsy są esencją uprawiania polityki.
Nie mam ochoty usprawiedliwiać Kaczyńskiego za to co zrobił wobec Rostowskiej i innych, bo to było w moim pojęciu brzydkie i tak się robić nie powinno, po prostu nie wypada, ale zważyć należy co jest praprzyczyną tego co robi Kaczyński.

03 listopada 2010

Krwawy i Przebiegły Zbigniew Ziobro

Po erze Jarosława Okrutnego w PiS nastąpi era Zbigniewa Krwawego i Przebiegłego.

Tak przynajmniej wynika z enuncjacji Marka Migalskiego opublikowanych tutaj: http://wpolityce.pl/view/3467/_Kto_jest_nowym_szefem_Prawa_i_Sprawiedliwosci_
_To_oczywiste___Zbigniew_Ziobro_.html

Otóż Migalski stawia i "udowadnia" tezę, że nowym szefem PiS-u jest już od jakiegoś czasu Krwawy i Przebiegły Zbigniew, któren jest tak przebiegły, ale i Przebiegły, że usunął Jarosława Okrutnego w taki sposób, że ten ostatni nawet tego nie zauważył. Można wręcz powiedzieć, że Krwawy i Przebiegły  Zbigniew wykazał się "NADPRZEBIEGŁOŚCIA" (to takie samo jak nadciekłość i nadprzewodnictwo). Oraz, że Krwawy i Przebiegły Zbigniew oraz jego totumfaccy trzęsą całym PiS-em, oraz, że dni takich gołąbków jak Kluzik - Rostkowska, Poncyliusz i inni są policzone. Co oczywiście uniemożliwia PiS bycie partią posiadającą zdolności koalicyjne, że o możliwości samodzielnego wygrania wyborów parlamentarnych nie wspomnę.
Niemalże napisano o nowym - stary bulterierze PiS-u Kurskim, ale już jako o bulterierze "nowego" NADPRZEBIEGŁEGO i w dodatku TAJNEGO prezesa.
Gdyby to był pierwszy tego typu wyskok Migalskiego, to może jeszcze można by się nad tym rozwodzić, ale tak to nie ma o czym mówić.

Ponieważ jestem niedowiarkiem i wolę sprawdzać pewne rzeczy w wielu miejscach to chwyciłem za telefon i zadzwoniłem.
Dzień dobry Ciociu, mówi Andrzej
O jak to miło, moje drogie dziecko
(wyjaśnienie: Ciocia nie jest moją rodziną, ale koleżanką mojej Mamy i zawsze się do mnie tak zwracała, a ja zawsze zwracałem się do Niej per Ciociu, ponadto była wieloletnim pracownikiem Polskiego Radia, obecnie na emeryturze).
Ciociu, jak Ciocia widzi to co się dzieje obecnie u nas, bo Ciocia jest jednak oblatana w tych sztuczkach medialnych, lepiej potrafi czytać między wierszami, to ja bym chciał wiedzieć jak Ciocia to ocenia.
Moje drogie dziecko (chwila ciszy) TRAGEDIA (chwila ciszy) (a warto wspomnieć, że Ciocia potrafi nadawać jak dobrze działający karabin maszynowy), to co oni robią, to zdrada, zaprzaństwo. Gdyby Kaczyński walił jak w bęben  w Smoleńsk, to by wygrał, jestem tego pewna.

Dalej rozmowa zeszła na opisywanie szczegółów działalności obecnej władzy. Zwroty zaprzaństwo, rusofilia, brak poszanowania dla tradycji, brak poszanowania dla religii padały wielokrotnie.

Mam radę dla Migalskiego i innych, poszukajcie kontaktu z kimś takim jak moja Ciocia i sobie z kimś takim utnijcie nawet tylko telefoniczną ale szczerą rozmowę. Nie sądzę, żeby efekt był inny.

02 listopada 2010

Nic się nie zgadza

Po publikacji "Wprost"
Nie, nie czytałem tego artykułu, przeczytałem natomiast refleksje Łukasza Warzechy na S24 i wysłuchałem Jego refleksji w porannej Trójce na ten temat.
Warzecha słusznie zauważa, że albo poseł Deptuła musiał mieć włączony telefon przez cały czas, albo musiał poświęcić co najmniej minutę na jego uruchomienie, czyli na około minutę przed katastrofą musiał wiedzieć, że coś jest krzywo. A taka teza stoi w jawnej sprzeczności z opublikowanymi uprzednio stenogramem rozmów z "czarnej skrzynki".
Redaktor Warzecha rozważał w porannej Trójce motywy, które skłoniły prokuratorów do kontrolowanego przecieku, który zaowocował tymże artykułem we "Wprost".
Redaktor stawia dwie tezy:
1. Prokuratorzy będąc naciskani przez "czynniki", a nie widząc innego wyjścia, postanowili trochę puścić farbę, żeby "czynniki" nie mogły już na nich naciskać.
2. Przeciek jest formą nacisku na Rosję, żeby w swych "ustaleniach" nie jechali po bandzie.
Nie bierze jednak pod rozwagę trzeciej możliwości, która wydaje się w tej chwili najbardziej prawdopodobna.
Otóż buńczuczne zapewnienia naszych urzędników, że raport do chwili nabrania formy końcowej jest tajny i upublicznienie go w tej chwili daje wbrew pozorom broń do ręki stronie rosyjskiej. Otóż Rosjanie z całym spokojem stwierdzą, że skoro strona Polska nie była w stanie przypilnować tajnego materiału to sprawę uznaje się za zakończoną, a wszelkie zażalenia na obecną treść "raportu" MAK to sobie możecie składać do składu desek w Amsterdamie. Koniec i kropka. Archeolodzy wypierdalać, a Edmund Klich i prokuratorzy mają stały i dożywotni zakaz wjazdu na teren Rosji.
Proste jak konstrukcja cepa. Tygodnik "Wprost" posłużył jako proste narzędzie w rozgrywce służb i swoją robotę wykonał. Oczywiście redaktor naczelny (zwany człowiekiem o chytrym nazwisku) będzie się zarzekał, że zrobiono to dla dobra wspólnego, dla przejrzystości sprawy i zgodnie z najlepszymi standardami dziennikarstwa śledczego - kto głupi to może nawet i uwierzy.


Na marginesie może warto wspomnieć o publikacji tutaj: http://niezalezna.pl/blog/show/id/3344
Zwłaszcza ten fragment: "... Ks. Adam Pilch wysłał esemesa do biskupa Mieczysława Cieślara, że mieliśmy katastrofę, ale żyjemy. Cieślar zginął na prostej drodze w wypadku samochodowym. ...". 


Ciekawe ile jeszcze takich kwiatków, sms-ów, nagrań na pocztę głosową istnieje.

30 października 2010

Jarosław Kaczyński czyli ostatnia nadzieja czerwonych

Nie, nie odbiło mi na maksa, ani nie jestem pijany albo pod wpływem innych używek.
Jarosław Kaczyński jest ostatnią nadzieją czerwonych, tych wszystkich Michników, Solorzy, Walterów i innych na załatwienie pewnych spraw w sposób cywilizowany i w zgodzie z obowiązującym prawem.
Jest ostatnią nadzieją na to, że nie będzie wieszania na ulicznych latarniach.
Jeśli "układ" vel "salon" ma chociaż trochę oleju w głowie to odda władzę Kaczyńskiemu.
Bo każdy następny może wbrew pozorom być już tylko gorszy od prezesa. Jest On ostatnią nadzieją na to, że zostanie to załatwione w białych rękawiczkach i lega artis, a nie poprzez urzynanie łbów i wieszanie na latarniach.
Oczywiście "system" vel "układ vel "salon" może nadal uważać, że będzie im się nadal udawało ogłupiać społeczeństwo. Zachodzi tylko pytanie jak długo. Wystarczy, że się raz pomylą, raz niewłaściwie skierują przekaz medialny i będzie pozamiatane.
Sądzę, że symptomy tego będą głównie się pojawiały w mediach. Najpierw skończy się "przesłuchiwanie" PiS w mediach, a potem delikatnie zacznie się "przesłuchiwanie" gostków z PO.
Straty jakie poniesie "układ" na takiej transakcji nie będą wbrew pozorom wielkie. Ot, po prostu całe PO poleci do kryminału i tyle - nie są oni ważni z punktu widzenia "układu". Zostaną poświęceni aby straty nie były większe.
Dla PO jest to oczywiście śmiertelne zagrożenie, ponieważ Jarosław Kaczyński im akurat nie odpuści. Tusk, Komorowski, Schetyna, Arabski, Sikorski, wszyscy ci, którzy chociaż trochę maczali palce w tragedii pod Smoleńskiej zostaną załatwieni, po prostu będą sądzeni za zdradę.
Ale sądzę, że ich patroni ich z całym spokojem poświęcą, gdy tylko zdadzą sobie sprawę z tego jaka jest możliwa alternatywa.

26 października 2010

Grał va banque i przegrał

Kto?
Barack Obama.
Takiego zdania jest Joseph Stiglitz, amerykański ekonomista i laureat Nagrody Nobla.
15 mln. obywateli USA pozostaje bez pracy, i liczba ta wcale nie chce się zmniejszać, a wręcz przeciwnie rośnie. Stiglitz ocenia również, że możliwa jest druga i to dużo głębsza faza kryzysu.
Jako etatysta oczywiście podsuwa pomysł aby państwo więcej inwestowało i wprowadzało więcej programów stymulujących gospodarkę, gdyż dzięki temu nastąpi pobudzenie rynku, wzrośnie sprzedaż i koło zamachowe zacznie się wreszcie kręcić.
No cóż można i tak twierdzić nawet będąc laureatem Nobla z dziedziny ekonomii, wszak otrzymanie takiej nagrody nie gwarantuje, że laureat nie będzie plótł andronów.
Rząd USA oczywiście mógł wygrać na tym kryzysie, który był i wcale się nie skończył, a druga jego faza powoli nadciąga, ale poza wpompowaniem niewyobrażalnych wprost pieniędzy w system bankowy powinien podjąć pewne kroki formalne. Bo jeśli państwo wykłada kasę na jakąś firmę, której upadłość była by groźna dla całości gospodarki danego kraju, to państwo staje się współwłaścicielem czy też istotnym akcjonariuszem takiego przedsiębiorstwa i poprzez swoich przedstawicieli ma istotny głos w kwestii chociażby tego co się dalej z tymi pieniędzmi dzieje. Tymczasem pieniądze dano i dalej sprawą przestano się interesować. Ci, którzy te pieniądze otrzymali nie widzieli w związku z tym powodów, żeby te zasoby rozdysponować na premie dla siebie.

Cała ta "pomoc" zaczyna wyglądać na sprawę ustawioną, zwłaszcza po informacjach pochodzących z Europy, gdzie pewne firmy wręcz broniły się przed taką "pomocą" ale usłyszeli "morda w kubeł nie bulgotać", kasiorkę wzięli i odpowiednio rozdysponowali.
No cóż, to przyjemnie móc wypłacić sobie 10 baniek EURO premii zamiast nędznych trzech.

Przechodząc na nasze podwórko, ale nadal trzymając się kwestii gospodarczych można zaobserwować ciekawe zjawisko.
Z intelektualnego zaplecza obecnego rządu pojawiają się głosy, które wręcz nawołują do wprowadzenia rozwiązań pozakonstytucyjnych. delegalizacja PiS, zakaz dla Jarosława Kaczyńskiego wypowiadania się publicznie, to tylko niektóre elementy jakie w ostatnim czasie przedostały się do opinii publicznej jako "recepta" na całe zło tego co nas otacza.
Większość komentatorów, zawodowców czyli dziennikarzy jak i amatorów czyli blogerów, wiąże te zapędy z "wściekłym antypisizmem" lub strachem przed lustracją.
No cóż, jest to możliwe, ale jeśli nałożymy te zapędy na naszą sytuację ekonomiczną, to być może warto rozważyć, czy nie jest to próba przygotowania społeczeństwa na "zarząd komisaryczny z UE nad naszą gospodarką" (miejmy nadzieję, że z UE a nie ze wschodu będzie ten zarząd komisaryczny). wtedy to dopiero nam dadzą popalić.

21 października 2010

Wartość logiczna

"Jeśli dziś jest czwartek (a jest), to ja mam wąsy (a mam)".
To czy powyższe zdanie jest logicznie poprawne?
Nie, a jak ktoś nie wie dlaczego to niech się zgłosi na wykład z logiki na wydział matematyki dowolnego uniwersytetu. Chyba, że w międzyczasie skasowano ten drażliwy problem z programu nauczania, żeby nie mieszać w głowach maluczkim, lub też zakazano logikom nauczać tego w taki sposób i zalecono skoncentrować się jedynie na prawach de Morgana.
Takiej mniej więcej wartości logicznej zdania słyszymy wszyscy w mediach codziennie i to na pęczki.
Brak związku przyczynowo  skutkowego, nagminne stosowanie sofizmatów, erystyki i logomachii, wszystko to prowadzi do intoksykacji.

Strzelano i zabito człowieka z PiS, człowiek, który tego dokonał, krzyczał, że chce zastrzelić prezesa PiS.
Kto jest za to odpowiedzialny?
Prezes PiS, Jarosław Kaczyński.
Powyższy konstrukt logiczny jest równoważny zdaniu, które jest na początku tego wpisu.

I pada jeszcze uzasadnienie: że "dziadek z Wermachtu", że "wy stoicie tam gdzie stało ZOMO".
Wypowiedzi prezesa są ostre, ale mieszczą się w kanonie dyskursu politycznego, a zwłaszcza gdy dochodzi do zaostrzenia tego dyskursu w okresach kampanii wyborczych, oraz można względnie łatwo znaleźć na nie adekwatne odpowiedzi również mieszczące się w tym kanonie.
Na "dziadka z Wermachtu" można było odpowiedzieć "pradziadkiem oficerem z okupacyjnej armii carskiej".
Na drugi element inaczej.
"Jeśli my stoimy tam gdzie ZOMO to Wy stoicie w jednym szeregu z Samoobroną."
Wystarczy, zupełnie adekwatne. Nie uczyniono tak. Poszedł atak personalny, dyskredytacja, pełna gama sztuczek erystycznych.

Odpersonalizowano PiS, Jarosława Kaczyńskiego oraz wszystkich tych, którzy popierali bądź popierają PiS, a nawet więcej wszystkich tych, którzy nie są zachwyceni PO i wspierającymi je mediami.

Jak słusznie zauważył jeden z kolegów blogerów w poprzek społeczeństwa wykopano rów nienawiści i niezgody. I podział ten nie ma nic wspólnego z byciem lewicowcem bądź też prawicowcem (cokolwiek byśmy pod tymi pojęciami tutaj rozumieli).
Ale przecież jako społeczeństwo już to przerabialiśmy. Po 1945, gdy zainstalowano u nas obcą okupacyjną władzę opartą o kacapckie bagnety. Ale właśnie tu jest problem, bo historii nie naucza się w tej chwili w sposób dostateczny żeby przeciętny człowiek kończący liceum (bądź technikum) i zdający maturę miał o tym pojęcie i mógł taką analogię wysnuć.
A ja powiem więcej, obecny podział jest dużo głębszy i ostrzejszy w sensie psychologicznym niż to co udało się zaaplikować po 1945 roku. Bo tamto było sztuczne, a obecne jest niby wewnętrzne, właśnie niby.

20 października 2010

Wszystkiemu winien Kaczyński czyli oni nie mogą przestać

W poprzednim wpisie opisując wydarzenia z dzisiejszych (19-10-2010) godzin przedpołudniowych w Łodzi stwierdziłem, że zachodzi jedno ciekawe pytanie: ile takich "żywych bomb" chodzi po Polsce. Po pewnym zastanowieniu ale i po przeczytaniu komentarzy (zwłaszcza na TVN-ie) doszedłem do jeszcze ciekawszych wniosków.
Otóż ciekawi mnie, czy była to próba przed innym tego typu zamachem - tym razem rzeczywiście na Jarosława, oraz ilu takich ludzi się uaktywni w najbliższym czasie.
Niedawno niejaki Krzemiński, a jakże profesor, socjolog komentując działania rozwydrzonej tłuszczy na Krakowskim Przedmieściu był łaskaw stwierdzić, że "uaktywniło się społeczeństwo obywatelskie" (nie będę szukał źródła, kto ma czas i chęć sam sobie znajdzie). Czy ten czyn też zostanie analogicznie przez Krzemińskiego sklasyfikowany - to bardzo dobre pytanie jak mawiał klasyk.
Ludzi sfrustrowanych, w różnym wieku, w Polsce nie brakuje. Nagonka w mediach zwana też "przemysłem nienawiści" (by red. Zaremba) działa przez cały czas i wbrew zaklęciom i niby rozsądnym słowom Tuska w dniu dzisiejszym nie może zostać zatrzymana. Nie może zostać zatrzymana, ponieważ doprowadzono do takiego rozedrgania emocjonalnego całego społeczeństwa, że wyłączenie tego nawet na krótki okres czasu może spowodować katastrofę (katastrofę dla Tuska i szeroko pojętego obozu władzy vel "układu").

Odwrócenie znaczenia pojęć, permanentne zakłamywanie rzeczywistości to musi trwać, bo jak nie, to do władzy wróci Kaczyński - to bardzo prosty schemat.

Dyskursu publicznego ani politycznego nie ma.  Bo jedna ze stron prawem kaduka przypięła sobie łatkę sił postępu a obozowi przeciwnemu łatkę sił ciemności i stwierdziła, że z takimi poglądami nie można i nie należy dyskutować. To proszę mi wskazać, w których punktach program PiS można uznać za nawołujący do nienawiści etnicznej bądź rasowej albo do fizycznej eksterminacji oponentów politycznych. A strona przeciwna owszem znajdowała i nadal znajduje pajaców, którzy taką nienawiść sączą do głów szarego odbiorcy, tego leminga, tego wykształciuch, tego FERDKA KIEPSKIEGO. Tak, tak uważam, że większość tej hołoty głosującej na PO i oddającej się we władanie TVN-u I GW to nawet na miano leminga bądź wykształciucha nie zasługują - to są takie FERDKI, a przynajmniej w sensie mentalnym.

Tu dygresja techniczna.
Dzisiejszy zamachowiec miał broń gazową przerobioną na ostrą, ktoś mu to musiał sprzedać i przerobić bo samodzielnie na wiertareczce to se można w klockach drewnianych powiercić w miarę precyzyjne otworki, a nie lufę broni palnej modyfikować.
Koniec dygresji.

Czyli istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że ktoś udzielił temu człowiekowi wsparcia, przynajmniej w tej kwestii. Czy w innych kwestiach również udzielono mu wsparcia tego na razie nie wiadomo. Jeżeli tak, to raczej ten człowiek długo nie pożyje. Ktoś gdzieś musiał temu człowiekowi sprzedać ostrą amunicję. A kogoś takiego, słabego w sensie psychologicznym, jest niezwykle łatwo przesłuchać i wydobyć z niego wszystko co się chce.

Wszystkie powyższe rozważania prowadzą do wniosku, że gdzieś jest przygotowywany taki kolejny "FERDEK KIEPSKI", który wykona swoją robotę. Dlatego media i wszyscy z mainstreamu medialnego muszą nadal robić swoją robotę, aby kolejny atak uwieńczony został "pełnym sukcesem" czyli śmiercią Jarosława Kaczyńskiego.
Dlatego nadal media będą powtarzać, że za powódź jest odpowiedzialny Kaczyński, za suszę też, za zanik miesiączkowania u pingwinów również, i za plamy na słońcu tak samo.