29 stycznia 2010

Dlaczego?

Tytułowe pytanie dotyczy oczywiście tego dlaczego Tusk wycofał się z ubiegania się o prezydenturę.
Po pierwsze to nie jest wcale takie pewne i oczywiste. Istnieje możliwość, że pod naporem "poparcia społecznego" Tusk zmieni zdanie - zwłaszcza, że podobny scenariusz socjotechniczny był ćwiczony przy poprzednich wyborach prezydenckich przez Cimoszewicza.
Po drugie istnieje kilka (jeśli nie więcej) przyczyn wzajemnie zresztą się niewykluczających dlaczego podjęto taką a nie inną decyzję. Umyślnie tutaj użyłem zwrotu "podjęto", ponieważ moim zdaniem to nie jest decyzja Tuska. Tusk jest taką samą pacynką jak w USA Obama. To nie jest charyzmatyczny przywódca z wizją, tylko taki spoko koleś, z którym i wypić i zakąsić się da, co nie oznacza, że z kimś kto ma charyzmę i wizję się nie da. Tylko, że w przypadku Tuska wypić i zakąsić to jest szczyt marzeń i możliwości.
Teraz o prawdopodobnych przyczynach tej decyzji. Przyjęta kolejność jest raczej przypadkowa.
1. Prawdopodobnie istnieją sondaże, które pokazują coś zupełnie przeciwnego niż to co jest pokazywane publice. Są to głównie tzw. badania targetowe, czyli nakierowane na konkretne grupy wyborców.
2. Problem schedy w PO po odejściu Tuska do Pałacu. W PO istnieje kilka wzajemnie się szachujących frakcji, które tylko dzięki zwornikowi jakim jest Tusk nie mogą wykończyć rywali. Jeśli Tuska zabraknie, to któraś z frakcji wygra i pokonani będą musieli opuścić PO. Opuszczając PO zabiorą ze sobą pewną część wyborców. Klasycznym przykładem jest jawna niechęć jaką żywią do siebie Schetyna i Gowin.
3. Kto za to wszystko płaci. Ano płacą koncerny medialne od GW i TVN zaczynając. To te firmy wykreowały Tuska jako zbawcę - a skoro płacą to wymagają. A wymagają jednego, żadnego powrotu PiS i Kaczorów. Ponadto wymagają żeby były realizowane kontrakty związane z budową stadionów i innej infrastruktury na Euro 2012. Żeby nikt nie mógł sięgnąć do konfitur z tym związanych. A tylko swój człowiek na stanowisku premiera może zapewnić stabilność w tej kwestii.
4. Tusk nie jest "walczakiem" - poprzednia porażka zniechęciła go a nie zmotywowała do intensywniejszej pracy.
5. Będąc tak "bezpłciowym" politykiem jak się tylko da, wie, a właściwie wiedzą jego mentorzy, że nie da się więcej kupić ludzi na kolejne "cuda" i "drugą Irlandię". Dwa razy z rzędu ten sam numer nie przejdzie.
6. Tusk jest jedynym, liczącym się dziś na scenie politycznej, żyrantem tego co wydarzyło się w czerwcu 1992 roku (nocna zmiana).

Podsumowanie
Istnieje wiele niezależnych czynników, które zadecydowały o takim a nie innym zagraniu w sferze polityczno - socjotechnicznej w tym momencie. Jak zaznaczyłem na wstępie nie jest wcale przesądzone, że jest to decyzja końcowa. Być może zostanie to zmienione w ostatnich sekundach przed zarejestrowaniem kandydatów ubiegających się o urząd prezydencki. Jednakże może to zaistnieć wtedy i tylko wtedy, gdy w PO pojawi się osoba mogąca odgrywać rolę zwornika, a takiej osoby na razie nie widać.

24 stycznia 2010

Jakim cudem ?

co najmniej kilku blogerów na portalu Niepoprawni.pl ogłasza od jakiegoś czasu, że Tusk, PO i ten rząd się zużyli. Że afery i aferki, że skandaliczne zachowanie przewodniczącego w komisji hazardowej.
A ja się nieśmiało pytam: Skąd i jakim cudem ludzie mają się o tym dowiedzieć?
Może z TVN-u, może z Polsatu, może z GW, a może z Super-Stacji, a może z jakiegoś radia - RMF-u, Tok FM, czy któregokolwiek innego medium, które należy do koncernu Agora lub jest z tym koncernem zaprzyjaźnione.
Mogą ewentualnie przeczytać o tym w Rzepie (tam pracują Pisowscy funkcjonariusze) albo we WPROST (tam pracują oszołomy, a Janecki to zwolennik spiskowej teorii dziejów). Czasami coś się przemknie w Newsweeku, ale raczej rzadko i jako tematyka oboczna. To może w internecie, tylko gdzie, może Onet albo WP - chyba raczej również nie, bo przecież są to ekspozytury mediów głównego nurtu.

Ile osób dziennie, poza stałymi bywalcami, odwiedza portal Niepoprawni.pl, albo Niezalezna.pl. To czemu zdziwienie, że wyniki sondaży są takie a nie inne, że media głównego nurtu nie interesują się tym czym powinny się interesować. Nie interesują się bo ich właściciele nie są tym zainteresowani. Nikt z szeroko rozumianego UKŁADU nie jest zainteresowany wyjaśnieniem czegokolwiek.
Dlaczego tak jest?
Żeby to wyjaśnić należy się cofnąć do lat 90-tych. Wtedy były dwie opcje (główne) albo się głosowało na SLD albo na szeroko rozumianą Solidarność, przy czym emanacją Solidarności była zgodnie z przekazem medialnym UW-UD lub KLD. Wszystko inne to były oszołomy.
Wtedy wystarczyło przekierować przekaz medialny z SLD na UD-UW aby ta strona wygrała kolejne wybory. Ten prosty mechanizm został załamany na skutek afery Rywina. A jedyną partią, która wyciągnęła rękę do ludzi UKŁADU była PO, będąca skądinąd spadkobierczynią KLD oraz pewnych frakcji UD-UW. Jednocześnie naturalny przeciwnik jakim było SLD praktycznie przestał istnieć. Żeby PO przestało otrzymywać totalne wsparcie mediów muszą zaistnieć pewne warunki.
1. musi pojawić się siła, która będzie mogła wygrać z PiS-em
2. musi być to siła pro-systemowa
3. najlepiej żeby to było SLD i chyba właśnie ostatnie spektakularne powroty (Miller i Oleksy) to oznaczają
4. PO nie może zostać nadmiernie sponiewierane, żeby w następnych wyborach mogło ponownie przejąć ster rządów
Należy jednocześnie nadmienić, że istnieją uzasadnione podejrzenia iż znaczna część dziennikarzy, tych z głównych publikatorów jest żywotnie zainteresowana utrzymaniem staus quo ponieważ albo byli informatorami ubecji, albo są współpracownikami obecnych służb, lub też oba te czynniki występują równocześnie.

23 stycznia 2010

Bzdury

Zajmujemy się bzdurami. Czy Chlebowski mówił prawdę i jak dobrze został przeszkolony, czy Drzewiecki zrejterował czy też rzeczywiście jest chory, czy sekcja zwłok Olewnika była przeprowadzona zgodnie z zasadami sztuki czy nie, a może były dwie sekcje.
To wszystko są bzdury, czyli zajmowanie się objawami tego co generuje patologiczne do cna państwo i jego aparat.
Owszem zajmowanie się tymi wypływającymi na wierzch objawami patologii państwa ma sens, ale nie to powinno stanowić meritum tego co robią blogerzy. Owszem warto się tym zajmować chociażby po to, żeby reszcie, tej mniej kumatej lub mającej mniej czasu na dokładną analizę rzeczywistości podać na talerzu alternatywne wobec mainstreamowego rozwiązanie.
Pokazując lemingom vel wykształciuchom rozwiązanie alternatywne powinniśmy jednocześnie wywierać nacisk na tych reprezentantów w sejmie, którzy są nam najbliżsi ideowo aby co najmniej równie skutecznie działali na terenie parlamentu. Nie robią tego, lub ich działań nie daje się zaobserwować.

21 stycznia 2010

Klasyczne zagadnienie z zakresu teorii gier.

Pewną częścią matematyki jest teoria gier.
W ramach tej teorii istnieje klasyczne zagadnienie 2 kryminalistów przesłuchiwanych osobno, żaden z nich nie wie co mówi drugi.
Istnieją następujące warianty:
1. obaj się nie przyznają - idą w zaparte i wychodzą wolni
2. jeden się przyznaje i pomaga organom z czego wynika, że ten który się przyznał dostaje 2 lata a drugi 10.
3. obaj się przyznają i idą na 5 lat.

Jak widać po dzisiejszym przesłuchaniu Chlebowskiego już wiadomo jaki wariant został wybrany - idą w zaparte. Potrzebowali tylko tych kilku tygodni aby móc przejść ostre szkolenie. Mam dziwne wrażenie, że po prostu Chlebowski jest nauczony na pamięć wszystkich możliwych jak do tej pory pytań. Ma to wykute na blachę. To po to był ten cały cyrk z odwoływaniem i przywracaniem Wassermana i Kempy, potrzebny był czas na szkolenie Chlebowskiego i reszty.
Każdy następny występujący przed komisją ma zresztą o niebo łatwiejsze zadanie niż ci wspomnieni na wstępie kryminaliści z zagadnienia klasycznego - wiedzą co mówili poprzednicy i mogą dostosować swoje zeznania do tego co powiedzieli inni.
Przypomina się tutaj występ kilku osób przed komisją Rywinowską, kilku odpytywanych najpierw w słowie własnym mówili dosyć długo a następnie bedąc odpytywanymi przez śledczych udzielali odpowiedzi powtarzając identyczne frazy lub grupy zdań, które całkiem niedawno wygłosili jako tak zwana wolna wypowiedź. Również oni nauczyli się tego na pamięć.
Chlebowski został, co dosyć dobrze widać, ostro przeszkolony z zakresu mowy ciała, gestykulacji i innych elementów dodatkowych, które kompleksowo mają sprawić na widzach wrażenie, że tenże osobnik mówi prawdę.

Istnieje według mnie tylko jedna szansa, że to się rozsypie. Tą szansą jest wbrew pozorom Tusk. Twierdzę tak albowiem ten facet jest po prostu leniem patentowanym i jest szansa, że nie poddał się obróbce jaką zastosowano wobec Chlebowskiego i innych lub też podszedł do tego w sposób olewający - tylko Tuska będzie można na czymś przyłapać.

Jak będzie wyglądać przesłuchanie Drzewieckiego?

Po dzisiejszym wystąpieniu Chlebowskiego (na razie część pierwsza czyli swobodna wypowiedź - ciekawe kto mu to pisał) oraz po wczorajszym zagraniu Palikota jest to oczywiste.
Wypada przypomnieć, że w dniu wczorajszym (20-01-2010) Palikot wyraził się następująco do posła Arłukowicza: "Pan jest w koalicji z mordercami Barbary Blidy" - cytat może nie dosłowny ale oddaje sens.
Dzisiejsze (21-01-2010) wystąpienie Chlebowskiego było jednym wielkim atakiem na CBA i M. Kamińskiego włącznie z insynuowaniem próby zamachu stanu. Dla kogoś kto nie pamięta jak zachowywał się tenże Chlebowski zaraz po ujawnieniu afery może i jest to do łyknięcia, ale ktoś kto pamięta te zdjęcia i kadry to raczej nie powinien dać się nabrać.

To teraz będę prorokował.
Drzewiecki powie:
"Zamordowano moją matkę"
[fakt zmarła 80-cio kilku letnia starsza pani zdaje się że na zawał]
"Próbowano zamordować mnie"
[chyba miał jakieś problemy zdrowotne jak był w USA na Florydzie]

Resztę tez powtórzy za Chlebowski, być może pojawi się jakieś nawiązanie do Blidy - to jest całkiem możliwe. Będzie oskarżanie Kamińskiego o inkwizytorskie i czekistowskie zapędy - to jest pewnik.

Muszą mieć niezłych fachmanów od prania mózgu skoro potrafili tak przemaglować Chlebowskiego, że stał się innym człowiekiem. Ciekawe czy to samo udało się zrobić z Drzewieckim. Jeżeli Drzewiecki nie jest aż tak zdolnym aktorem jak Chlebowski to być może "zasłabnie" w czasie przesłuchania.

20 stycznia 2010

Sprawa Olewnika ciąg dalszy.

Źródło: http://www.tvn24.pl/-1,1639181,0,1,popelniono-kardynalne-bledy-ekshumacja-olewnika-konieczna,wiadomosc.html

"To będzie prawdziwe tsunami - mówi o zapowiadanej ekshumacji ciała Krzysztofa Olewnika, prof. Piotr Kruszyński, prawnik. Trudno mu uwierzyć, że w tej sprawie popełniono tak wiele kardynalnych błędów. - Rodzina otrzymała zwłoki bez pewności, że należą one do ich syna. Nie ma żadnych próbek kości i protokołów z sekcji. Nie wierzę własnym uszom - mówi znany karnista. - Jeśli są wątpliwości, że to ciało Olewnika, to wszystko, co było do tej pory ustalone, legło w gruzach - podkreśla Andrzej Dera, poseł PiS.
Dera: dotychczasowe ustalenia legły w gruzach
- Już jest po sprawie, jest prawomocny wyrok, trzej sprawcy nie żyją, a dalej są wątpliwości czy Olewnik na pewno nie żyje. Jak możliwe jest tak wiele zagadek w sprawie w której już dawno zapadły wyroki - pyta w "Faktach po Faktach" Kruszyński. Jak dodaje, skandaliczne jest to co się stało. - Rzeczy, które były pewne znów stają się niejasne - mówi.
To nie było ciało Olewnika? Fałszowano dokumenty
Opinia prokuratury z 2006 roku, potwierdzająca odnalezienie ciała... czytaj więcej »


Wraz z obecnym w studio Andrzejem Derą z sejmowej komisji badającej sprawę Olewnika, wylicza też podstawowe błędy jakie popełniono tuż po znalezieniu ciała. - Zaledwie kilka godzin po odnalezieniu ciała poinformowano rodzinę, że należy ono do Olewnika. Bez wykonania jakichkolwiek badań. Później zaskakuje tempo przeprowadzonych badań DNA. - Zrobiono je w ekspresowym tempie, w ciągu 24 godzin od momentu odnalezienia zwłok - dodaje.

Zaznacza przy tym, że rodziny także nie poinformowano, że przeprowadzone na próbkach badanie DNA się różniło. - W opinii z badania DNA Krzysztofa Olewnika z 2006 roku pominięto wyniki analizy jednej z trzech kości, jakie pobrano z odnalezionych zwłok. Biegły nie wspomniał, że genotyp z tej kości był inny niż DNA z dwóch pozostałych -dodaje.

Przyznaje przy tym, że choć ekshumacja jest makabryczna zarówno dla rodziny i jak i dla lekarzy to w tym przypadku jest ona konieczna. - Bo jeśli okaże się, że to nie ciało Olewnika spoczywa w grobie wszczęte zostanie nowe postępowanie - zapewnia.
"Musimy mieć pewność, że palimy świeczkę na grobie syna"
Przed planowaną przez śledczych ekshumacją zwłok Krzysztofa Olewnika, jego... czytaj więcej »


- Jeśli są wątpliwości, że to ciało Olewnika to wszystko, co było do tej pory ustalone legło w gruzach - dodaje Dera. Podkreśla, że okazało się, że z magazynów zniknęły stworzone wówczas protokoły, a także pobrane próbki kości do przeprowadzonych badań DNA. To zdumiewające - mówi Dera. Podkreśla także, że zachowało się jedynie 45 minut nagrania z sekcji, która trwała kilka godzin. - To wszystko jest pocięte, zmontowane - dodaje.

Przyznaje przy tym, że pojawia się także wątpliwość dotycząca tego, w jakiej formie znajdowało się ciało Olewnika. - Sławomir Kościuk zeznał, że wraz z Robertem Pazikiem udusili Krzysztofa Olewnika w 2003 r., a potem jego ciało zawinęli w rozciętą, plastikową, zieloną siatkę i zakopali w lesie. Ale ciało, które uznano za zwłoki Olewnika, było owinięte w metalową siatkę, a nie plastikową. W jaki więc sposób udało się pobrać także kości do badań - pyta Dera. Dodaje także, że kości do badania DNA pobrano niezgodnie z procedurą przed oficjalną sekcją zwłok. - Odnalezione ciało było szczelnie zawinięte w siatkę ogrodzeniową - dodaje.

W przypadku tylu wątpliwości i niejasności ekshumacja jest konieczna."

Podsumowanie (moje):
1. Badanie DNA wykonano podejrzanie szybko
2. Nie uwzględniono w wyniku rozbieżności jakie wyszły w trakcie badań
3. Zaginął materiał porównawczy czyli te kości, które były badane
4. film z sekcji, która trwała kilka godzin został spreparowany do 45 minut
5. istnieje zasadnicza rozbieżność pomiędzy tym co zeznali sprawcy a tym co stwierdziła policja po odnalezieniu zwłok Olewnika
6. Dokonano analizy DNA przed oficjalną sekcją (błąd w sztuce)
7. Zaginęły oryginały protokółów z sekcji i z badania DNA

Ktoś jeszcze ma jakieś pytania, bo podobno żadnego "UKŁADU" nie ma, tak twierdzą światli i wykształceni, ale ja to niestety należę do oszołomów.

Rozwiązanie tej sprawy jest w zasięgu ręki. Wystarczy zajrzeć do archiwum bezpieki i sprawdzić kto był oficerem prowadzącym któregokolwiek z trójki Kościuk, Franiewski, Pazik. I tego ubeka przesłuchać taką samą manierą jaką oni w swoim czasie przesłuchiwali - efekt gwarantowany. Po najdalej godzinie będzie wiadomo wszystko, kto zlecił, kto zaplanował, kto odpowiadał za logistykę itd, itp.


Wymiar sprawiedliwości jako całość (policja, prokuratura, biegli, sądy) pokazują na tym prostym przykładzie całą swoją patologię. To tutaj widać jak się mści brak dekomunizacji i lustracji w tych środowiskach. Wpływy ubecji (wojskowej lub cywilnej) widać tutaj jak na dłoni. Kompletny chaos, urągający podstawą państwa prawa.

16 stycznia 2010

70 procent

Na tyle wycenił w swojej pracy prof. Zybertowicz ilość TW w środowiskach "ludzi z miasta". Nikt nigdy nie zakwestionował tej wartości. Nikt nigdy i nigdzie nie podał innej liczby, która by ilość agentury wśród bandziorków opisywała. Nikt nigdy i nigdzie nie zakwestionował przyjętej przez Zybertowicza metodologii ani innych elementów warsztatu naukowego na podstawie, którego Zybertowicz doszedł do takich a nie innych wniosków.
Co najwyżej określano Zybertowicza per oszołom - co jest sztuczką erystyczną a nie dyskusją z tezami czy też wnioskami. Poprawnie w związku z tym rozumując należy przyjąć, że ci co Zybertowicza w ten sposób usiłują i usiłowali zdyskredytować zgadzają się z tym co w swoich badaniach opublikował, ale z przyczyn poza merytorycznych nie chcą lub nie mogą przyznać mu racji.
A właśnie w tej liczbie tkwi przyczyna serii niewyjaśnionych zgonów w aresztach i więzieniach na przestrzeni ostatnich 20 lat. Nie tylko zresztą w ośrodkach odosobnienia. W mieszkaniach i domach prywatnych również.

Sprawa Olewnika.
W areszcie przed końcem rozprawy umiera główny herszt bandy porywaczy, po zakończeniu procesu dalsi dwaj jego pomocnicy, potem ginie jeden z funkcjonariuszy służby więziennej - wszyscy się wieszają. Statystycznie jest to niezwykle wątpliwe. Tak zwani zawodowi przestępcy niezwykle rzadko dokonują zamachu na własne życie - to są wbrew pozorom kute na cztery nogi cwaniaczki. Owszem mogą dokonać samookaleczenia podczas wykonywania kary więzienia, ale celem takich działań jest dostanie się na oddział szpitalny lub do szpitala poza więzieniem, skąd ucieczka jest dużo bardziej prawdopodobna.
A wystarczyło w swoim czasie (można według mnie zrobić również teraz) sprawdzić kartotekę SB dotyczącą Franiewskiego, Pziuka i Kościuka. Jeżeli te akta istnieją i są dostępne to odnalezienie oficera prowadzącego, który sterował tą trójką (najprawdopodobniej tylko Franiewski - szefem) jest czynnością elementarną. Od tego SB-ka bedzie można dojść do zleceniodawców tej zbrodni.

Sprawa Sekuły.
Niby nic mnie to nie powinno obchodzić, wszak to komuch, jego śmierć powinna mnie cieszyć, ale jeżeli prokuratura umarza postępowanie twierdząc, że denat 3 (według niektórych wersji 5) krotnie strzelił do siebie w brzuch, to ja się zaczynam zastanawiać w jakim ja żyję kraju. Być może Sekuła był w konszachtach z bandziorkami - ale przecież dla układu rządzącego Polską po 1989 tenże Sekuła powinien być uznawany za "swojego". Nic nie zrobiono żeby znaleźć zabójców. Powinni znaleźć i przykładnie ukarać, lub też jeżeli nie mogli udowodnić procesowo to powinni "skasować" gości za to odpowiedzialnych.
Chyba, że tak zrobili.
Sprawa A.Kolikowskiego ksywa Pershing
Pershing ginie w Zakopanem po dosyć dobrze przygotowanej akcji, włączając w to akcję mającą na celu zmylenie miejscowej policji. Nie to jest jednak decydujące w tej sprawie. Zupełnie inne elementy wskazują na to, że Pershing był kontrolowany prze oficera operacyjnego do ostatnich swych chwil, lub też był TW. Elementem o tym decydującym jest zachowanie panienki, która była razem z Pershingiem w momencie zamachu. W momencie gdy Pershing już leżał postrzelony (czy też zastrzelony) na ziemi ta właśnie panienka wyjęła jego telefon a następnie zniszczyła kartę SIM. Powiedzmy sobie szczerze, tak nie zachowują się panienki "do towarzystwa" z agencji towarzyskich. Tak zachowuje się wyszkolona funkcjonariuszka służb specjalnych.

Sprawa Faltzman - Pańko.
Najpierw ginie Faltzman (17-07-1191) potem Pańko (7-10-1991), potem w przeciągu roku giną zarówno policjanci, którzy jako pierwsi pojawiają się na miejscu zdarzenia jak i kierowca urzędowej Lancji, który wiózł prezesa Pańko. Faltzman próbował dotrzeć do dokumentów związanych z aferą FOZZ, prezes Pańko był w przededniu ujawnienia swojego dochodzenia przed sejmem - następnego dnia było zaplanowane Jego wystąpienie. Przypadek, oczywiście, że możliwe, ale raczej mało prawdopodobne. Zwłaszcza, że sejf prezesa Pańko był kompletnie pusty - jak się później okazało.

Sprawa Papały
Marek Papała został zastrzelony przed swoim blokiem 12 lat temu. W tym czasie doczekaliśmy się 12-tu innych zejść śmiertelnych związanych z tą sprawą. Ostatnim był Artur Zirajewski, który zmarł niby to z przyczyn naturalnych, ale to raczej mało możliwe. Zator tętniczy można wywołać w sposób wręcz niezauważalny, a jeśli weźmiemy pod rozwagę, że denat poprzednie kilka dni spędził w szpitalu gdzie dostawał dużą ilość zastrzyków to wykrycie tego jednego zastrzyku, który go uśmiercił jest w praktyce niemożliwe.
Co wykrył, a nawet nad czym osobiście pracował Papała oficjalnie nie wiadomo, nieoficjalnie mówiło i mówi się o powiązaniach służb i prominentnych polityków z przemytem narkotyków, gdzie w grę wchodzą sumy liczone w miliardach USD.

Sprawa Piotra Jaroszewicza
Zamordowany w nocy z 31-08 na 01-09 1992 roku. Również ten człowiek powinien być w sposób specjalny chroniony przez układ rządzący Polską po 1989 roku. Nie był. A śledztwo jakie miało miejsce po tym zdarzeniu urągało wszelkim standardom. Sprawców nie wykryto. W 2007 roku Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy głównej Policji postawiło tezę, że zabójstwo miało związek z dokumentami hitlerowskimi, w których posiadanie wszedł Jaroszewicz w 1945 roku jako pułkownik LWP. Dokumenty mogły zawierać informacje kompromitujące polityków z wielu różnych krajów.
Należy nadmienić, że Piotr Jaroszewicz należał do "komanda śmierci", które po 1945 roku wykonywało "akcje specjalne" wobec członków AK, NSZ, WiN jak i wobec volksdojczów i agentury po hitlerowskiej (takie chodzą słuchy).
Również w tym przypadku stwierdzono, że sejf w domu Jaroszewiczów był pusty.

Sprawa Marka Karpia
Marek Karp był założycielem Ośrodka Studiów Wschodnich, doznał ciężkich obrażeń gdy w dniu 13-08-2004 na prowadzony przez niego samochód wjechał TIR na białoruskich numerach.
Zmarł w dniu 12-09-2004 w szpitalu w Warszawie.

Takich przykładów można by mnożyć praktycznie w nieskończoność. Giną ludzie, którzy w jakiś tam sposób są przeciwni aktualnemu układowi rządzącemu w Polsce.

13 stycznia 2010

Dziwna śmierć

Chodzi oczywiście o śmierć dyrektora generalnego kancelarii premiera Pana Grzegorza Michniewicza. Z artykułu we "WPROST" wynika, że Michniewicz był niejako uosobieniem akuratności, istną kwintesencją apolitycznego urzędnika państwowego. Był, w mojej ocenie powstałej na podstawie tego artykułu, taką "lebiegą" - dawał sobie wchodzić na głowę różnym politycznym mianowańcom. Jako jedyny z ekipy urzędników, którzy zasilili KPRM za rządów Jerzego Buzka przetrwał czasy Millera, by następnie za rządów PiS jak i obecnej koalicji być głównym szefem w kancelarii premiera. Ostatnio został doceniony również przez PO i został wyznaczony do rady nadzorczej PKN ORLEN. Zmarł w nocy z 22 na 23 grudnia 2009.
I tu się zaczynają ciekawostki. Przed śmiercią najpierw rozmawiał z innym urzędnikiem, który zasięgał jego rady ponieważ miał kłopoty z uzyskaniem certyfikatu bezpieczeństwa, ale ta rozmowa chyba nie była taka zwykła. Potem rozmawiał z żoną, do której miał następnego dnia jechać. Potem wyszedł na spacer z psem - na około godzinę. Po powrocie komunikował się ze swoim znajomym przebywającym w GB - rozmawiali poprzez Skyp'a. Ten jak się wydaje ostatni kontakt Michniewicza ze światem żywych twierdzi, że jego rozmówca miał "wisielczy nastrój".
Ciekawostką jest to, że kierowca znalazł ciało - z artykułu we "WPROST" wynika, że Michniewicz zawsze podchodził do bramy aby ją otworzyć dla swoich gości, czy kierowca miał klucze, nie wiadomo.
Powiesił się na kablu od odkurzacza - to nie jest typowe, a wręcz wygląda na naprędce zmontowaną scenografię - bo sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Z artykułu wynika, że Michniewicz był człowiekiem słabym psychicznie, ale nie wynika z niego, że był aż tak labilny emocjonalnie żeby w przeciągu około 2 godzin przeskoczyć ze stanu normalnego funkcjonowania do stanu, w którym człowiek stwierdza, że jego życie nie ma sensu. Prokuratura prowadzi oczywiście śledztwo, ale domyślne założenie jest takie, że było to samobójstwo. Z artykułu nie wynika żeby Michniewicz zostawił list pożegnalny, co również nie jest typowe. Ktoś kto nawet w przypływie impulsu dokonuje zamachu na własne życie raczej taki list zostawia.

Podsumowania:
owszem, zdarza się, że ludzie, zwłaszcza ludzie słabi psychicznie, popełniają samobójstwa, jednakże ilość elementów dodatkowych zdaje się przeczyć tej tezie w tym przypadku.
Oto te elementy:
1. otwarte drzwi (chyba, że kierowca miał klucze)
2. sznur (kabel) od odkurzacza - w domach raczej zawsze jest kawałek sznura - choćby od suszenia bielizny
3. brak listu pożegnalnego.
4. Michniewicz był człowiekiem wykształconym, powinien był wiedzieć, że śmierć przez powieszenie jest bolesna i w przeważającej większości przypadków długa i wręcz okrutna, czyli rozumując sensownie powinien był wybrać inny sposób na zakończenie swego życia

Wnioski
Z powyższego wynika, że Michniewicz posiadł wiedzę, która go zabiła. Być może na tym spacerze z psem spotkał się z kimś (kim?) i tam doszło do nieznanych na razie wydarzeń, które doprowadziły do takiego finału - tego na razie nie wiadomo, to tylko moje spekulacje.

P.S.
Wszystkie fakty, na które się powołuję pochodzą z artykułu opublikowanego we "WPROST"

09 stycznia 2010

Dlaczego Jurek Owsiak jest szkodnikiem?

Jerzy (Jurek) Owsiak jest głównym animatorem następujących imprez masowych: WOŚP, przystanek Woodstok. Niby nic strasznego, ale pewne symptomy wskazują na to, że nie wszystko jest w porządku.
Owsiak stworzył coś na kształt swoistego medialnego perpetuum mobile, w dodatku nie podlegającego żadnej krytyce ani osądowi. Każdy kto usiłuje przeciwstawić się swoistemu szantażowi jaki stosuje WOŚP i J.Owsiak osobiści jest natychmiast porównywany do nieczułego skurwysyna, który ma w dupie zdrowie , dobro i miłość nieuleczalnie chorych dzieci.
Prawda, że piękne?
Każde misto, gmina czy inna jednostka terytorialna naszego kraju, która stwierdzi, że nie stać jej na zapewnienie wsparcia dla WOŚP znajduje się natychmiast pod ostrzałem krytyki mediów "prywatnych". Umyślnie umieściłem cudzysłów przy słowie prywatnych w poprzednim zdaniu, właściwsze byłoby albowiem słowo "SYSTEMOWE".
WOŚP i inne działania J.Owsiaka należą albowiem do całej gamy nacisków jakie media i inne organizacje będące swego rodzaju "orkiestrą medialną" wpływają na takie a nie inne zachowania społeczne, w tym również na zachowania przy urnach wyborczych.
Nie wiem czy było to legalne, ale właśnie WOŚP była jednym z współorganizatorów "koalicji 21 października" - koalicji, której ewidentnym celem było doprowadzenie do przegranej PiS-u w wyborach 2007 roku.
Chciałbym jednoczenie zaznaczyć, że nie twierdzę iż J.Owsiak kradnie pieniądze z fundacjji, nic takiego nie twierdzę. Uważam natomiast, że nadużywa on "brendu" jaki stanowi jego nazwisko - kojarzące się niewątpliwie pozytywnie emocjonalnie w związku z działalnością WOŚP. Nadużycie to może być oceniane tylko i wyłącznie w kategoriach moralnych.
Ale to nadal nie jest konflikt interesu WOŚP i J.Owsiaka osobiście - niby prawda, ale chyba nie do końca.
Postawmy w tym miejscu pytanie: z czego żyje "Jurek" Owsiak? On sam twierdzi, że nie z Orkiestry. Filip Frydrykiewicz w artykule "Rozliczenie Owsiaka" (Rz. 3.03.2000)pisał: "Jerzy Owsiak podkreśla, że pracuje w Orkiestrze społecznie. Nie otrzymuje za to wynagrodzenia ani jawnego, ani ukrytego w jakichkolwiek nagrodach czy przywilejach. Utrzymuje się z rodziną z pracy w firmie żony "Mrówka cała", która produkuje programy dla telewizji, w tym autorski program Owsiaka "Kręcioła". Firma nie ma żadnych związków finansowych z fundacją, nie jest także tak, że fundacja zamawia w "Mrówce" jakieś produkcje i za to jej płaci". Przy innej okazji Owsiak zapewniał: "- Moje życie prywatne wygląda bardzo podobnie do życia innych Polaków. Poza Orkiestrą prowadzę z żoną Przedsiębiorstwo Produkcji Programów Telewizyjnych Mrówka Cała. Stanowi to moje źródło utrzymania. Z żoną przebywamy całymi dniami, ponieważ razem pracujemy w Fundacji." (Orkiestra Klubu Pomocnych Serc. Z Jerzym Owsiakiem rozmawia Marzena Stawczyk - sieć). O programie "Kręcioła" można poczytać na stronie O.TV (do tej strony jeszcze wrócimy...): "Jego treścią był krótki reportaż z naszych podróży po świecie, aktualności dotyczące Fundacji, aktualności dotyczące wydarzeń typu: "ciekawy koleżka-ciekawe miejsce" w naszym pięknym kraju uśmiechniętych ludzi, czy fragmenty koncertów Przystanek Woodstock. No i najważniejsza rzecz, konkurs pt. "Gdzie to jest?", którego główną nagrodą była podróż w nieznane." Owsiak twierdzi, że nic jego firmy z WOŚP nie łączy. Sprawa nie wydaje się jednak aż tak czysta. Owsiak najwyraźniej widział jakiś tajemny związek między "Mrówkę całą", "Kręciołę" i WOŚP. Bo oto zdarzyło się tak, że prezes Wildstein wpadł na zbrodniczy pomysł ograniczenia obecności "Kręcioły" z TV. Portal "Money.pl" donosił za "Dziennikiem": "Dziennik" pisze, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy może zniknąć z anteny Telewizji Polskiej. Powodem sporu jest propozycja emisji programu Owsiaka "Kręcioła" nie co tydzień, ale raz na miesiąc. Gazeta przytacza wypowiedź Jurka Owsiaka, który mówi wprost, że skoro zarząd nie chce jego programu, to w Telewizji Polskiej nie będzie kolejnego finału Orkiestry. Dziennik cytuje jednak również opinię prezesa TVP Bronisława Wildsteina, który komentuje słowa Owsiaka jako nadwrażliwe zachowanie gwiazdy i zapewnia, że nikt nie chce zlikwidować programu "Kręcioła". Wildstein zaraz dodaje jednak, że jeśli Owsiak chce odejść z Orkiestrą z Telewizji Polskiej, to niech odchodzi. Sytuację łagodzi pełniąca obowiązki dyrektora telewizyjnej Dwójki Barbara Bilińska-Kępa, która zapewnia, że zrobi wszystko, aby program Owsiaka i finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy pozostały w Telewizji Polskiej - czytamy w "Dzienniku" (Za "Money.pl, 2006-07-19). Więc jak to w końcu jest? Niby formalnie "Mrówka" nie ma "żadnych związków finansowych z fundacją", ale jednak bez produkowanej przez firmę "Kręcioły" nie da się organizować finałów WOŚP w TVP? Mieliśmy najwyraźniej do czynienia z czymś na kształt "sprzedaży wiązanej" (weterani PRL wiedzą o co chodzi). Dodajmy, że na stronie Uniwersytetu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, czytamy: "Od samego początku funkcjonowania Uniwersytetu WOŚP zawsze obok jest kamera telewizyjnego programu "Kręcioła" (autorski program Jurka Owsiaka). Program ten, adresowany do młodzieży, jest idealnym miejscem w którym popularyzujemy nasze działania, czego wynikiem jest bardzo duże zainteresowanie młodych ludzi tymi szkoleniami". Z kolei na jednej ze związanych z Owsiakiem stron program opisywany jest tak: "Jego treścią był krótki reportaż z naszych podróży po świecie, aktualności dotyczące Fundacji, aktualności dotyczące wydarzeń typu: "ciekawy koleżka-ciekawe miejsce" w naszym pięknym kraju uśmiechniętych ludzi, czy fragmenty koncertów Przystanek Woodstock. No i najważniejsza rzecz, konkurs pt. "Gdzie to jest?", którego główną nagrodą była podróż w nieznane". Fundacja WOŚP może i nie zamawia usług w "Mrówce", ale firma z której utrzymuje się Owsiak kręciła materiały z inicjatyw WOŚP, a materiały te wykorzystywano w programie sprzedawanym przez firmę TVP. Jeśli to nie jest "życie przy Orkiestrze" to co to jest? Dorzućmy taką informację ze strony WOŚP: "Fundacja Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy została zarejestrowana w Warszawie 2 marca 1993 roku. Jej założycielami są Jerzy Owsiak, Lidia Niedźwiedzka-Owsiak, Bohdan Maruszewski, Piotr Burczyński, Paweł Januszewicz, Walter Chełstowski, Beata Bethke. (...). Aktualnym Prezesem Fundacji jest Piotr Burczyński. Pozostałe funkcje Fundacji: Jerzy Owsiak - Prezes Zarządu, Lidia Niedźwiedzka-Owsiak - członek Zarządu, Bohdan Maruszewski- V-ce Prezes Zarządu." A więc właściciele komercyjnej firmy "obsługującej" WOŚP są zarazem członkami zarządu Fundacji WOŚP.Tak wygląda MEDIALNA ORKIESTRA na przykładzie działania WOŚP i J.Owsiaka osobiście. Fundacyjka, która finansuje imprezę plenerową jakim jest „Przystanek Woodstock”, do tego dochodzi tworzenie programów telewizyjnych z udziałem głównego bohatera i jeszcze jedna firma, która jest monopolistą jeśli idzie o sprzedaż gadżetów mających cokolwiek wspólnego z WOŚP lub „Przystankiem”. A jak ktoś chce się wymigać od płacenia haraczu to natychmiast przez inne media zostanie zaszantażowany, że jest wrogiem nieuleczalnie chorych dzieci.Na ostatnim „Przystanku” gośćmi byli: Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, T.Lis, Żakowski i Najsztub.Wypowiedzi niektórych uczestników tego zlotu młodzieży wyrażali się o Wałęsie na przykład tak: „... Wałęsa jest wpożo bo dowala Kaczorom. ...”. Pełne zideologizowanie.Czy J.Owsiak mówiąc, że każdemu kto jest przeciw Wałęsie może przyłożyć „z baśki” zastanowił się chociaż 5 sekund nad tym co mówi. Czy przeczytał chociaż wstęp z książki Cenckiewicza i Gontarczyka żeby móc powiedzieć, że jest to pozycja nierzetelna – nie sądzę. Ale tak powiedział i za te słowa i za to co oferuje młodym ludziom podczas finałów WOŚP i na „Przystanku” jest i będzie hołubiony przez GW lub ITI. Bo jego działalność służy bezrefleksyjnemu postrzeganiu świata przez młodych ludzi czyli hodowli kolejnych lemingów.Istnieje jeszcze jeden element, który jest w sposób wręcz niewyobrażalnie szkodliwy - tym elementem jest hasło promowane przez J.Owsiaka: "Róbta co chceta". Oczywiście Owsiak odpytywany przez dziennikarzy zawsze się zastrzega, że nie uważa żeby hasło powinno być stosowane w sposób bezrefleksyjny i absolutystyczny. Ale to jest dokłádnie tak samo jak ze sławetną "grubą kreską" Mazowieckiego - słuchając tego wystąpienia w tamtym czasie miało się pewne wrażenie adekwatności i kntekstualności tego zwrotu - co potem z tego wyszło, wszyscy wiemy. Analogicznie jest z Owsiakowym hasłem - niby nic niegodziwego, ale wychodzą potem z tego rzeczy, że Panie Boże zmiłuj.I jeszcze jedno. Wbrew pozorom, czy tego chcemy czy nie, to dajemy na rzecz WOŚP jakieś tam pieniądze WSZYSCY. Oczywiście za pośrednictwem naszych podatków. Ponieważ WOŚP wymuszając na samorządach lokalnych współudział w finansowaniu finału WOŚP zmusza te samorządy do zapewnienia ochrony imprez masowych. Ochrona ta obejmuje działania policji, straży pożarnej i pogotowia ratunkowego - a to przecież kosztuje i jest wypłacane z naszych podatków.Czy J.Owsiak jest oszustem - formalnie nie, ale w moim pojęciu jest cwaniakiem, który poprzez swoje działania żeruje na społeczeństwie. Nic mu procesowo udowodnić nie można, ale pewien niesmak pozostaje.
Ciekawe dlaczego sam Owsiak owego niesmaku nie odczuwa - czyżby mamusia i tatuś nie nauczyli w swoim czasie, że są rzeczy, których robić nie wypada?

Śnieg

W Warszawie pada, pada mniej więcej od wczesnych godzin popołudniowych. I co najzabawniejsze padać będzie nadal. Wystarczy wejść na stronę http://new.meteo.pl/ , żeby stwierdzić, że według prognoz padać będzie co najmniej do niedzieli w nocy (w praktyce do poniedziałku rano).
Ja oglądałem te mapki pogodowe od kilku dni i mogę powiedzieć, że padać zaczęło trochę wcześniej niż mówiła prognoza z czwartku (wczoraj), ale różnica czasowa nie przekracza 3 godzin.
Patrząc z okna widzę co się dzieje.
W moim pojęciu w tej chwili w Warszawie są potrzebne ciężkie pługi wirnikowe ażeby jutro rano była szansa na to że autobusy i samochody osobowe mogły w miarę sensownie się poruszać po mieście. Torowisko tramwajowe zostaje zasypane po około 30 minutach od przejechania ostatniego składu (jest biało, szyn nie widać). Oczywiście tramwaje są wbrew pozorom dużo mniej narażone na opad śniegu niż drogi - dla trakcji tramwajowej zabójcza jest niska temperatura utrzymująca się przez ponad 10 dni - zamarzają wtedy zwrotnice na skrzyżowaniach.

Napiszcie jak jest w innych miastach.

07 stycznia 2010

Kornel Morawiecki na portalu "niepoprawni.pl"

Poważam i szanuję Kornela Morawieckiego.
Z jednej strony to dobrze, że zamierza pisać "u nas", z drugiej nie najlepiej.
Dobrze, bo jest to człowiek inteligentny, oczytany, kulturalny - czyli jest szansa na podniesienie poziomu portalu.
Źle, bo przyjmując Go w gościnę, niejako z automatu zostajemy przypisani do grona Jego zwolenników (co niekoniecznie i nie na pewno jest prawdą)
Jest to bardzo ciekawa sytuacja, ponieważ Kornel Morawiecki przez wiele lat ostatniego dwudziestolecia był nieobecny w naszym życiu społeczno - politycznym. Był jeszcze bardziej nieobecny niż Gwiazdowie i Walentynowicz.
Pytanie podstawowe jakie według mnie należy sobie zadać, jak również samemu Morawieckiemu, to jaki jest Jego cel taktyczny jak i strategiczny.
Warto w tym momencie sobie przypomnieć jaki obraz Morawieckiego był kreowany w mediach na początku lat 90-tych: "Nóż w zębach, włos rozwiany, a suknia plugawa".
Taki obraz wtedy był sensowny z punktu widzenia GW, gdyż Solidarność Walcząca to była wtedy realna siła - i trzeba było ich jakoś zdyskredytować.

Jeżeli Kornel Morawiecki [KM] będzie miał poparcie na poziomie 0.5 - 1.5 procenta to przysłowiowy pies z kulawą nogą z mainstreamu się nim nie zainteresuje. Jeżeli natomiast zacznie mieć poparcie na poziomie 5-10 procent to natychmiast zaczną się pojawiać głosy o tym, że jest nieprzygotowany do rządzenia, brakuje mu zaplecza czyli ludzi do obsadzenia stanowisk. Repertuar jest znany, przećwiczony i jak na razie był skuteczny.
Jeżeli KM będzie dążył do powołania nowej siły politycznej na naszej scenie politycznej (co nie jest takie niemożliwe) to uzyskując jakiś tam wynik w wyborach prezydenckich uzyskuje potwierdzenie na jakie poparcie społeczne może liczyć.
Im większe poparcie będzie miał tym więcej czarnego PR będzie miał przeciwko sobie, podobnie jak obecnie Marek Jurek.

Warto zwrócić przy tym uwagę na to, że KM jest doktorem nauk fizycznych ze specjalnością fizyki kwantowej - czyli, że coś takiego jak rachunek badań operacyjnych ma "w małym palcu u lewej nogi" i coś co normalnie zajmuje sztabowi ludzi tydzień roboczy to ten facet rozwiązuje w pamięci pomiędzy poranną kawą a ogoleniem się.
Z jednej strony upływ czasu niby działa przeciwko a z drugiej chyba jednak na Jego korzyść.
Przeciwność to niewątpliwie brak aktywnego uczestnictwa w życiu publicznym przez ostatnie 20 lat.
Ale właśnie mija 20 lat od ostatniego zrywu społeczeństwa - tym zrywem według mnie był udział w wyborach 1989 roku. Pora pobudzić społeczeństwo do działania, zwłaszcza, że coraz bardziej zaczyna być widoczny dysonans poznawczy pomiędzy tym co serwują media a tym co odczuwa społeczeństwo.

02 stycznia 2010

Jak stworzyć prawicowe medium?

Niestety jest tu pewien problem, ponieważ potrzeba kasy, kasy i jeszcze raz kasy. Jeśli weźmiemy dowolny portal gdzie przeważa myśl prawicowa to bez trudu znajdziemy teksty, które zapełniają kilka rubryk w standardowym czasopiśmie. Zawsze ktoś napisze tekst, który będzie mógł uchodzić za komentarz redakcyjny do bieżących wydarzeń, ktoś inny napisze tekst analityczny na inny temat, rubryka satyryczna również zostanie dosyć łatwo zapełniona. To nie są problemy. Problemem głównym jest brak pieniędzy na start oraz tak na prawdę brak perspektyw. Można oczywiście jak Antoni Macierewicz wydawać prawie całą swoją poselską dietę na wydawanie pisma, ale to niestety jest wyjątek potwierdzający regułę. A reguła jest dosyć oczywista: ludzie mający poglądy prawicowe raczej nie uczestniczą w przedsięwzięciach komercyjnych jeśli nie widzą możliwości zarobienia na tym jakichś pieniędzy, a przynajmniej nie dokładania notorycznie do interesu. Czy to źle. raczej nie. Tylko, że w ten sposób oddajemy dosyć znaczną część przestrzeni publicznej lewactwu wszelkiej maści.
Taka "Krytyka Polityczna" funkcjonuje dzięki dotacjom z Ministerstwa Kultury i ma się dobrze. Dlaczego w takim razie nikt do tej pory nie stworzył analogicznego pisma, ale o przeciwnym znaku ideologicznym? Ponieważ prawicowcy mają zbyt głęboko wrośnięte poczucie własnej wartości i niezależności. Nikt mi nie będzie mówił co mogę napisać w "swoim" periodyku, nikt mi nie wytnie żadnego artykułu. Lewacy takich ograniczeń nie zauważają. Robią "swoje". A taki Sierakowski mając zapewniony byt (pensja redaktora naczelnego) może sobie pozwolić na różne dziwne dywagacje w innych mediach. Ma czas i środki na przygotowanie się do dyskusji na każdy temat.
Niestety nie ma na razie w Polsce takich instytucji, które umożliwiały by analogiczną swobodę dla błyskotliwych ludzi o poglądach prawicowych. Niestety taki prawicowiec musi najpierw zadbać o dobro swojej rodziny, a potem może ewentualnie uczestniczyć w jakichś akcjach medialnych dyskredytujących lewaków. Szkoda, że taka jest hirarchia, należy dążyć do jej zmiany.