31 sierpnia 2010

Podziękujmy Węgrom zwłaszcza pierwszego września


Pal Teleki był premierem Węgier w 1939 roku.
Powiedział wtedy do Hitlera: "Prędzej wysadzę własne linie kolejowe, niż wezmę udział w inwazji na Polskę"
Zginął w imię honoru, śmiercią samobójczą (w 1941), nie chcąc się ugiąć wobec żądań Niemiec dotyczącymi ataku na Jugosławię.
Po klęsce wrześniowej węgierski rząd podjął decyzję o otwarciu granic dla polskich uchodźców oraz zapewnił im wszelką możliwą pomoc – na Węgrzech działały polskie szkoły i organizacje społeczne, aż do momentu wkroczenia na Węgry Niemców w 1944 roku. Polskie oddziały, m.in. zmotoryzowana 10 Brygada Kawalerii płka Maczka, uzyskały możliwość ewakuacji żołnierzy do Francji

Wszyscy piszą o XXX leciu, to ja też.

"Chcieliśmy paszportów w domach, są paszporty w domach
chcieliśmy wolności gospodarczej, jest wolność gospodarcza ..."
Więc o co nam chodzi? Pyta Wojciech Klata w filmie "System 09", no właśnie o co?

Średnia krajowa w Polsce to około 2'500 tysiąca złotych, średnia krajowa w Niemczech, Francji, Hiszpanii waha się w okolicy 1'500 Euro.
Wyjazd na tydzień do Chorwacji na żagle na morzu kosztuje około 1'500 - 2'000 Euro. Samo wynajęcie łódki, nie mówiąc o reszcie kosztów i przyjemności jakie są i za jakie trzeba zapłacić.
To ile to jest średnich krajowych w Polsce, a ile tych średnich krajowych gdzie indziej.

Jeden z rozmówców Wojciecha Klaty w tym filmie (nie pamiętam w którym odcinku) mówi: "... te pięć czy sześć stów za obiad z przyjaciółmi w knajpie to nie jest problem, ale patrząc z za tych szyb Subaru czy Toyot warto czuć lekki dyskomfort, że te pięć sześć stów to dla niektórych jest kwestia przeżycia kolejnego miesiąca. ..."

Że niby moja wypowiedź zalatuje komuchostwem, socjałem - nie sądzę. Średnia krajowa to średnia krajowa. A zadaniem rządu, parlamentu jest takie pokierowanie sprawami nawy państwowej aby ludziom umożliwić rozwój. Rozwój gospodarczy, intelektualny i moralny. Nie zrobiono nic.

Na początku pierwszego odcinka Wojciech Klata mówi: " Czy to coś co obserwujemy dookoła to ten wolny rynek, ta wolność gospodarcza - wmawiając sobie, że tak, robimy sobie tylko krzywdę. ..." (cytat z pamięci, jak również poprzednie).

Nie ma i nie było ani rozwoju gospodarczego, ani intelektualnego, ani moralnego. We wszystkich tych polach nastąpił regres.

Regres gospodarczo - ekonomiczny, regres intelektualny i regres moralny.

Regres moralny mogliśmy zaobserwować na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu dni - nie ma co komentować i się rozpisywać. Pijana i naćpana, a w dodatku pewna bezkarności, tłuszcza (tak taka tłuszcza w sensie Sienkiewiczowskim) postponowała grupkę ludzi starszych, modlących się. A przecież jeżeli się mówi, że to był margines, ci modlący się, to znaczy, że zgodnie z doktryną równości powinni oni być chronieni. Bo jak ktoś mówi, że ten margines trzeba usunąć, to znaczy, że ja mogę powiedzieć, że homoseksualny margines społeczeństwa też powinien zostać usunięty.

Regres intelektualno edukacyjny. To się zaczęło bodajże w 1984 roku gdy Jaruzelski chcąc przeciągnąć młodych zlikwidował obowiązkową maturę z matematyki. Po 1989 było tylko gorzej, a obecne ministerstwo bije pod tym względem rekordy.
Pod szczytnymi hasełkami o reformie oświaty następuje jej totalna degrengolada. Kto ma dzieci w wieku szkolnym, a sam pamięta jaki poziom był wymagany w byle jakim liceum ten doskonale wie co mam na myśli. A jak się nie ma takich porównań na własnej skórze to warto popytać wśród znajomych.
Ktoś zakrzyknie, że mamy bardzo wysoki odsetek ludzi, którzy kończą wyższe studia. Tylko co to są za studia. Większość tych prywatnych nie osiąga nawet poziomu szkół policealnych jakie w swoim czasie. Na maturze trzeba było się wykazać wiedzą, wiedzą i jeszcze raz wiedzą, a nie robić prezentację ściągniętą na żywca z internetu.
Ktoś zakrzyknie "ważna jest kreatywność". Żeby móc być kreatywnym to trzeba mieć chociaż podstawowy zasób wiedzy, być nauczonym logicznego myślenia, wyciągania wniosków. Szkoła stała się wylęgarnią patologii społecznej, a jedyny minister, który chciał przywrócić w niej elementarny ład został okrzyknięty "faszystą".

Regres gospodarczo - ekonomiczny.
Cytowane na wstępie tego artykułu wypowiedzi padające w filmie chyba same mówią za siebie, Jako0 społeczeństwo jesteśmy traktowani jak quasi niewolnicy, którym należy wszelkie możliwości rozwoju blokować. Bo gospodarczo i finansowo niezależny człowiek sam wcześniej czy później stanie się niezależny intelektualnie i moralnie. A wtedy biada tym wszystkim "autorytetom moralnym" - nikt ich nie będzie słuchał, no może słuchał będzie, ale zrobi po swojemu.
Przypomina się cytat, który zasłyszałem parę razy z różnych źródeł: "... Nie jesteśmy zainteresowani rozwojem klasy średniej, bo to nie są nasi naturalni wyborcy. ..." Tak mówił jeden z prominentnych polityków UD/UW na pewnym zamkniętym zebraniu. Czyli ma być lumperka (mająca o sobie cholernie wysokie mniemanie) i oligarchowie.
No i stało się, klasa średnia nie powstała, a w każdym razie ma się wyjątkowo kiepsko. A ci, którym się wydaje, że do niej należą niech się nie oszukują. Jedna nierozważna wypowiedź o polityce może spowodować, że będą musieli szukać innej pracy. A bank nie będzie zbyt długo czekał na ratę kredytu hipotecznego.
O patologiach jak sprawa Krzysztofa Olewnika, sprawa Romana Kluski i inne nawet nie warto wspominać.
W filmie "System 09 - bogaćcie się" Wojciech Klata podaje jeszcze jeden przykład - pana Oleksiaka, też ciekawe rozważania. Podobnych historii można by mnożyć gdyby tylko zaczerpnąć do programu pani Jaworowicz - są tego setki i tysiące jeśli nie setki tysięcy.

W przyszłym roku będziemy obchodzili XXX lecie pierwszych wolnych wyborów w Polsce po 1989 roku. Jest to dużo ważniejsza według mnie rocznica niż tegoroczna. Bo właśnie ta rocznica zdeterminowała późniejsze wydarzenia. Tak , pierwsze wolne i demokratyczne wybory w Polsce odbyły się w 1981 roku. Wybierano delegatów na I Krajowy Zjazd Solidarności.
Tych wyborów przestraszyli się wszyscy. Zarówno władza - co jest zrozumiałe, jak i "zawodowi rewolucjoniści" skupieni głównie w KOR.
Tych władz pierwszej Solidarności nikt nigdy nie unieważnił. Tamte mandaty i wybory nadal są ważne.
Tylko uzurpacja jaka miała miejsce w 1989 zakrzyczała tamte wybory.

18 sierpnia 2010

Kiedy rzucą się sobie do gardeł.

Afera Rywin - Michnik zakończyła pewien etap w stosunkach społeczno - politycznych panujących w naszym kraju po 1989 roku.
Skutkiem tej afery było zmiecenie ze sceny politycznej UD/UW oraz drastyczna marginalizacja SLD, które do chwili obecnej nie jest w stanie się z tego pozbierać.
Ale życie nie znosi próżni.
Na miejsce zajmowane do tej pory przez bezpiekę cywilną i GW natychmiast wskoczyła bezpieka wojskowa i TVN.
TVN ponadto wymierzył dosyć siarczysty policzek GW pomagając Ewie Stankiewicz dokończyć realizację filmu "Trzech kumpli". Po pokazie przed premierowym tego dzieła zaproszeni ludzie z GW wychodzili z niezwykle kwaśnymi minami. WSI upokorzyło tym samym SB.
GW jak i SB zniosły to i chyba przyjęły jako swego rodzaju pokutę za grzech zerwania układu, którym było ujawnienie afery Rywin - Michnik.
Jednakże należy według mnie oczekiwać w całkiem niedługim czasie dosyć silnej retorsji ze strony GW-SB wobec TVN-WSI. Buldogi pod dywanem cały czas się kotłują i niektóre z tych poszczekiwań nawet wydostają się ponad dywan, czyli dochodzą te odgłosy do zwykłych obywateli. Takim odgłosem była między innymi informacja o jakichś dodatkowych wątkach w śledztwie w sprawie zamordowania księdza Popiełuszki. Potem jednak ta sprawa została wyciszona.

Uczestniczący gracze oczywiście zdają sobie sprawę z tego, że za rogiem czai się "ten trzeci", ale w takich rozgrywkach jest niezwykle łatwo ponieść się emocjom i możliwość wykończenia "tych co nas upokorzyli" może przeważyć nad zdrowym rozsądkiem.
Należy z całym spokojem oczekiwać na ten moment, a później bezwzględnie go wykorzystać.
To może być jeden z ostatnich momentów, gdy jako społeczeństwo będziemy mogli odzyskać dla siebie nasze państwo.

Nie spieprzmy tego.

Żyjemy pod kloszem informacyjnym

To niewiele się różni od tego co było w PRL-u.
Jesteśmy okłamywani, manipulowani i sterowani przez media. Media zamiast sprawować funkcję kontrolną nad władzą i jej elementami stały się częścią władzy - częścią rządu. Są w dodatku silniejsze i lepiej zorganizowane od rządu. Stały się konkurencją wobec rządu o władzę nad obywatelami.
Z jednej strony ściśle z rządem współpracują, z drugiej sterują rządem i dużymi grupami społecznymi w kierunku dla nich sprzyjającym. O pewnych rzeczach się nie mówi, a z pewnych tworzy się "niekończące się historie". Byle tylko przeciętny zjadacz chleba nad Wisłą nie zastanowił się nad tym co do niego trafia z przekazu medialnego, oraz czy ma to jakikolwiek sens i rzeczywisty wydźwięk.
Gdy prezydent Sarkozy obejmował urząd prezydenta Francji wygłosił wkrótce potem jakieś nieprzemyślane zdanie. Odzew by natychmiastowy. W rejonie Bordeaux czyli w jednym z najsilniejszych francuskich regionów winiarskich zawrzało. Ludzie powiedzieli, że jeżeli ten (tu padały różne epitety) pojawi się w ich regionie, to niezależnie od posiadanej ochrony i kosztów jakie mieliby ponieść zamachowcy to ten (tu powtórka tych epitetów) zostanie zajebany. Czy ktoś w Polsce słyszał o czymś takim (ja to znam z relacji jednego znajomego, który się tym interesuje).
Również ostatnie rozruchy w Grecji były u nas relacjonowane wyjątkowo oględnie. Czyżby władze obawiały się, że nasze społeczeństwo weźmie przykład z Greków? Wygląda na to, że tak.
Poprzednie rozruchy w krajach UE, które miały miejsce były relacjonowane jako wydarzenia inspirowane przez kryminalistów, do których przeciętni ludzie się nie przyłączali - powoli zaczynam wątpić w taką interpretację tych zdarzeń.
Jednocześnie media inspirują i podsycają konflikt wewnętrzny. Konflikt umownie określany jako starcie "moherów" i "Młodych Wykształconych z Wielkich Miast". Fałsz takiej linii podziału w naszym społeczeństwie daje się udowodnić w sensie globalnym jak i osobniczym w czasie praktycznie nieskończenie małym.

Establiszment (bardziej męt niż establisz) kulturowo medialny jest zainteresowany utrzymywaniem takiego sztucznego podziału. Dzięki temu nadal rządzą. Ale możliwości zdają się wyczerpywać. Bo kto po PO? "Odnowione" SLD z Napieralskim i desantem z "Krytyki Politycznej" - wolne żarty.

16 sierpnia 2010

Zdecydujcie się na coś - wy propagandyści.

Jeszcze w zeszłym tygodniu na Jarosława Kaczyńskiego sypały się teksty opisujące Jego kolejny, który to już z kolei , UPADEK. Że to koniec, że utrata z trudem uciułanego zaufania społecznego, że bezsensowne błędy, że to koniec J. Kaczyńskiego jako polityka i liczącego się przywódcy partii, że to koniec jednym słowem.
Dziś dla odmiany Wojtuś Mazowiecki ŻĄDA aby Jarosław Kaczyński odszedł. Odszedł z polityki, przestał się zajmować sprawami publicznymi, żeby zajął się tylko swoim domem. Ciekawe, czy Wojtuś Mazowiecki zezwolił by Jarosławowi Kaczyńskiemu wychodzić osobiście do sklepu po chleb dla siebie i matki oraz po mleko dla kota. Znając tradycję rodziny Mazowieckich, to chyba na taką łaskawość Kaczyński nie mógł by liczyć.
Jak to napisał jeden z blogerów W. Mazowiecki ŻĄDA od Kaczyńskiego aby oddał klucze, pieczątki i inne akcesoria związane z byciem politykiem, osobą publiczną i przywódcą najsilniejszej partii opozycyjnej.
Tak rządzić i ŻĄDAĆ to sobie Wojtusiu Mazowiecki możesz we własnym domu, ale tam chyba też może za takie teksty zaliczyć wałkiem po głowie.

Nie o tym jednak głównie chciałem napisać.
Uważam, że propagandyści powinni się jednak na coś zdecydować, bo w końcu nawet najbardziej tępe osobniki, które są odbiorcami tych bredni zaczną się łapać, że coś tu nie gra. Bo jak to, w jednym tygodniu mówi się o polityku, że się skończył, a w następnym ŻĄDA się od niego aby się wycofał (czyli skończył). Czyli to "skończenie" z poprzedniego tygodnia chyba jednak nie miało miejsca, skoro padają postulaty aby dopiero nastąpiło.
Lemingom, wykształciuchom i ćwierciuchom za chwileczkę zacznie coś jarzyć w tych pustych mózgownicach. Zaczną orientować się, że przekaz medialny jest niespójny. Niespójny z przekazem z zeszłego tygodnia a być może już niedługo niespójny z przekazem z dnia wczorajszego. Bo o braku spójności z przekazem w dłuższym okresie czasu to można było zapomnieć już wiele lat temu.
Ale nawet całkiem niedawno były takie kwiatki, że na stronach początkowych pisano zupełnie coś innego niż na stronach w głębi pewnej gazety. Takim wyczynem popisała się GW, gdzie na stronach opisujących śledztwo w sprawie smoleńskiej pisano o demokratycznym i w pełni przejrzystym śledztwie w wykonaniu rosyjskich prokuratorów, by na następnych stronach tego samego wydania pisać o dyspozycyjnych wobec Kremla funkcjonariuszach organów i pełnym podporządkowaniu prokuratury i sądów wobec władzy.
Nikt tego nigdzie nie skomentował, oczywiście poza "oszołomskimi" portalami i paroma "pisowskimi" dziennikarzami.
Ale to w sumie kwestia odległa i ludzie mogli nie zajarzyć, że coś tu panie śmierdzi z tymi opiniami GW na temat prokuratorów w Rosji.

Dlatego apeluję, zdecydujcie się propagandyści. Bo się lemingozie bezpieczniki w obwodach poprzepalają. Przekaz musi być spójny, a nie jest.

15 sierpnia 2010

Rozgraniczmy pewne rzeczy.

Ferment intelektualny jest potrzebny, ale w pewnych ściśle do tego wyznaczonych miejscach. Natomiast sam proces zdobywania i sprawowania władzy to jest zupełnie co innego.
Należy te dwie kwestie w sposób wyraźny od siebie rozgraniczyć.
Nie można mieć w parlamencie, jaki by on nie był, nagle zamiast karnej armii popierającej bezrefleksyjnie decyzje "góry", rozdyskutowany klub myślicieli, którzy każde zdanie i każde słowo obracają cztery razy na nice zanim podejmą jakąś decyzję. To jest właśnie technologia władzy. To fantastyczne, że na portalach internetowych o prawicowej konotacji pojawiają się głosy ganiące jak i bezgranicznie aprobujące poczynania Jarosława Kaczyńskiego.
Tylko, że jak ktoś krytykuje poczynania prezesa to najpierw powinien się zapytać sam siebie jakie możliwości w danej sytuacji "tu i teraz" miał J. Kaczyński.
Nie mylmy tych dwóch rzeczy również w naszych tekstach. Bo jeśli ktoś pisze o zrobieniu cyrku z poglądów opcji przeciwnej nawet odwołując się do elementów religijnych, to wytykanie komuś takiemu, że posuwa się za daleko jest według mnie głęboko nie na miejscu. Zwłaszcza, że oponenci nie mają takich zahamowań. Walka toczy się o władzę, wszystkie chwyty są dozwolone. A nie unoszenie się honorem i pięknoduchowstwo.
Pięknoduchem to można być jak się już urządzi otaczający nas światy według naszych zapatrywań i wzorców. Na razie to walczymy o utrzymanie się na powierzchni.
Pomijając to rozgraniczenie wchodzi się w buty osób, których nie chciało by się chyba zaprosić na wieczerzę Wigilijną.
Owszem, ktoś może powiedzieć, że władza zdobyta metodami niegodnymi nie ma legitymizacji. To pokażcie mi władzę zdobytą zgodnie z kanonami i legitymizowaną przez większość elektoratu. Nie ma takiej po 1989 roku.

14 sierpnia 2010

Egzorcysta - czyli pora przejść do ofensywy

Lewacko - libertynistyczna strona sporu politycznego ma przewagę. Strona konserwatywno narodowa zawsze odpowiada na zagrywki przeciwnika, ergo jest w defensywie. Pora to zmienić.

Pomysł na happening o nazwie EGZORCYSTA
Potrzeby: 100 lub więcej chłopa o słusznych gabarytach, adekwatna liczba czarnych T-shirtów z nadrukiem z przodu i z tyłu słowa "EGZORCYSTA". Taka sama ilość czarnych spiczastych czapek - tu uwaga nie wolno używać zasłon na twarz. I adekwatna ilość świec.

Miejsce akcji: ulica Nowy Świat w Warszawie przy skrzyżowaniu ze Świętokrzyską - siedziba Krytyki Politycznej. Uczestnicy przychodzą, zakładają stroje służbowe, zapalają świece, stoją i milczą. I nic więcej. Jak ktoś chce przejść to się go przepuszcza, zero interakcji.

Oczywiście najlepiej by było otoczyć w ten sposób bastion na Czerskiej, ale sądzę, że do tego to trzeba by ze 2 tysiące chłopa.

Jednocześnie należy wprowadzić do obiegu hasła odstręczające wyborców od PO na przykład: "PO to najlepsza partia, szkoda tylko, że to same Jinksy" (Jinks - rzecz lub osoba mająca lub przynosząca pecha)

13 sierpnia 2010

Rozchwianie emocjonalne

Ludzie nie myślą.
Do ludzi nie daje się dotrzeć z przekazem wyrozumowanym.
Ludzie dają się wodzić za nos nawet największym prymitywom i zwykłym kryminalistom.

Powyższe zdania są w trybie oznajmującym, ale nie są odkrywcze i opisują statystyczny elektorat. Elektorat wyrozumowany to jest około 10 procent społeczeństwa, czyli nie więcej niż 3 miliony ludzi. To jak nie daje się dotrzeć z przekazem wyrozumowanym to należy ich jeszcze bardziej rozchwiać emocjonalnie.
Niech się śmieją z modlących pod krzyżem na Krakowskim przedmieściu, niech im ubliżają, niech wyczyniają różne brewerie. A potem chlast zapijaczoną i naszprycowaną gębą o beton. Beton podwyżek podatków i innych danin. I nagle następuje zderzenie z rzeczywistością.
To jak to, ja byłem cool i trendy, nosiłem "markowe" ciuchy, miałem "markową" komórę, jeździłem na Ibizę, a teraz mnie nie stać. O taka i owaka wasza blada twarz. Mówicie mi teraz, że jestem golas i nieudacznik, bo mnie nie stać, a ja na was głosowałem i wy mi takie kocopoły opowiadacie. Czekajcie, pójdę i zagłosuję razem z moherami, no oczywiście nikomu się do tego nie przyznam ale w duchu to się będę z was śmiał.

Taki jest według mnie scenariusz długiego marszu Jarosława Kaczyńskiego. Cel jest wbrew pozorom w zasięgu ręki - na wyraźnym horyzoncie wyborów. Tym celem jest rok 2015. Rok skumulowanych wyborów prezydenckich i parlamentarnych. W wyborach w międzyczasie PiS będzie uzyskiwało wynik dobry, ale nie zwycięstwa.

Nie na darmo Jadwiga Staniszkis jest w bezpośrednim zapleczu intelektualnym Jarosława Kaczyńskiego. Nie trzeba być jednak aż profesorem, żeby to zauważyć. Skoro nie dało się wygrać w 2007 w przyspieszonych wyborach to trzeba się przegrupować i tak pociągnąć sprawę, aby nagle się rozlała jak ropiejący wrzód.
W wrzody wycina się rozpalonym żelazem.

Brak głośnych protestów ze strony PiS wobec zawłaszczania państwa przez PO też temu służy. Kaczyński zamierza zrobić w przyszłości dokładnie to samo, a na wrzaski z mediów będzie z całym spokojem odpowiadał, "robimy to samo co nasi poprzednicy".

Być może się mylę, ale tak to widzę. Tak widzę plan Prezesa.

10 sierpnia 2010

Jeden sprawiedliwy

U nas potoczy się jak na Węgrzech

Stawiam taką tezę roboczą, że w ciągu najbliższych pięciu lat będziemy przerabiać w Polsce to samo co obecnie dzieje się na Węgrzech.
Przyjrzyjmy się kalendarium.
Na jesieni tego roku, czyli już całkiem niedługo, odbędą się w Polsce wybory samorządowe. Wybory te wygra PO niesiona wiatrem zwycięstwa w wyborach prezydenckich, podejrzewam, że zwycięstwo będzie tak ogromne, że co poniektórzy nawet sensowni ludzie nie zaczną się zastanawiać czy się do zwycięzców nie przyłączyć.
Za rok na jesieni odbędą się wybory parlamentarne. Te również wygra PO. Ale sądzę, że po tych wyborach PO zmieni koalicjanta. Tym koalicjantem będzie "nowe" SLD. SLD, w którym nie będzie Oleksego z Millerem, a pojawią się na ich miejscu ludzie z "Krytyki Politycznej" od Sierakowskiego. Stanie się tak dlatego, że ludzie nie zdążą odczuć podniesienia, zresztą skromnego, podatku VAT. A inne obciążenia fiskalne nie zostaną w międzyczasie podniesione.
Następny rok kumulacji wyborów to rok 2015.
Należy jednak zaznaczyć, że przez cały ten okres czasu do roku 2015 prezesem NBP jest Marek Belka, człowiek, który jedną z pierwszych swoich decyzji pogłębił nasze zadłużenie w sposób drastyczny, przyjmując linię kredytową, która jest nam na gwizdek, a poprzedni prezes NBP unikał wzięcia tych pieniędzy jak ognia.
Według mojej oceny jest pewnikiem, że do roku 2015 ekipa rządząca z PO jako głównym rozgrywającym podniesie jeszcze raz podatek VAT oraz inne obciążenia fiskalne. Potrzebują wszak pieniędzy na zorganizowanie ME w 2012 roku. A mam niejasne podejrzenia, że ta impreza się nie sfinansuje, tylko będzie trzeba dołożyć do tego z naszej kieszeni. A potem zostanie jeszcze garb w postaci konieczności utrzymywania wybudowanych obiektów.
Nadchodzi więc rok 2015.
Wybory wygrywa prawica, z Jarosławem Kaczyńskim jako przywódcą bądź też z kimkolwiek innym.
I zaczyna się cyrk.
Bo przyjeżdża jakiś cwaniaczek z MFW i mówi:
Nie możecie postawić Tuska (i wszystkich innych jego pomagierów) przed Trybunałem Stanu, bo to wbrew zasadom demokracji. A jak go postawicie i nawet mu łeb upitolicie to nie dostaniecie dalszych kredytów, chociaż umowy niby są w mocy, ale sami rozumiecie, mogą wyniknąć problemy.
Tak mniej więcej to widzę i zastanawiam się co może przewrócić ten scenariusz. Wychodzi mi z moich rozmyślań, że jedynie drastyczny konflikt o wpływy, pieniądze i władzę pomiędzy grupami bezpieki wojskowej (WSI) i cywilnej (SB) może yo zmienić. Takim konfliktem była afera Rywin-Michnik.
Ciekawe kiedy znowu rzucą się sobie do gardeł.
Ciekawi mnie również co innego, czy podobnie jak na Węgrzech znajdzie się uczciwy polityk w PO, który nagra jakieś tam wewnątrzpartyjne wystąpienie szefa, na którym będzie mowa o oszustwach, kreatywnej księgowości i innych.

No ciekawe, czy w PO znajdzie się chociaż jeden sprawiedliwy.

Aż poleje się krew

Taki jest według mnie scenariusz jaki obrała sobie władza, władza rozumiana jako rząd i sprzyjające mu media oraz establiszment.
Ignorując oczekiwania tej części elektoratu, który nie głosował na partię władzy, a często działając wprost z małpią złośliwością przeciwko oczekiwaniom tego elektoratu właśnie do tego się zmierza, co jest według mnie ewidentne.
Tylko co wtedy?
Czołgi na ulicach, koksowniki na każdym skrzyżowaniu, chyba nie, wszak sami dokonali destrukcji wojska. Może prywatne firmy ochroniarskie, raczej też nie, wszak nie ma w Polsce firm o takiej mocy jak Black Water.
A może interwencja państw ościennych wykonana na zaproszenie obecnej władzy. Na pewno niektórzy z naszych sąsiadów byli by do tego bardzo chętni.
Nie wiadomo.

09 sierpnia 2010

Casus Nowej Huty

Znam to z opowiadań osób trzecich, w związku z czym być może nie jest to prawda, ale chyba jest to warte wspomnienia.
Gdy wybudowano Nową Hutę jako kontrapunkt do starego mieszczańskiego Krakowa władze się w pewnym momencie dosyć zdziwiły, bo zamieszki, bijatyki i inne ekscesy przeciw władzy zaczęły pojawiać się tam, a nie w Krakowie.
Znajomy, który mieszkał właśnie w Krakowie i mi o tym opowiadał stwierdził, że było to między innymi spowodowane tym, że Nową Hutę zamieszkiwali głównie ludzie ze wsi, którzy byli przyzwyczajeni, że co tydzień po wiejskiej dyskotece jest generalna napierdalanka wszystkich ze wszystkimi. Tego im w mieście brakowało i stąd wynikły walki z władzą. Być może mój znajomy miał rację, być może nie.
Przypomniało mi się to po obejrzeniu filmików, które pokazują zachowania gówniarzerii pod pałacem na Krakowskim Przedmieściu. Dla mnie to jest to samo, przyjechał młody człowiek z wioski albo małego miasteczka i nie ma się gdzie wyszaleć. Aż nagle pojawiła się okazja, żeby móc zaistnieć, pojawił się obiekt, który można bezkarnie atakować - tak samo jak na wiejskiej dyskotece.
To właśnie wykorzystują ci, którzy są rzeczywiście przeciwni krzyżowi pod Pałacem.
A zwykła żulia, która powinna się tłuc na wiejskich dyskotekach nagle jest w centrum uwagi na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, w to im graj, tu się mogą pokazać, zaistnieć, nawet w internecie sami siebie mogą zobaczyć. Spełniło się ich marzenie, są sławni. Tylko czy tatuś z mamusią będą szczęśliwi jak ich zobaczą na filmie, który zdaje się robi Pani Stankiewicz, nie sądzę.
Ci młodzi ludzie są ponadto co najmniej lekko sfrustrowani, bo wyjechali z wioski, zdobyli jako jedyni w swoich rodzinach wyższe wykształcenie, a wykonują pracę, która wymaga od nich stałego kłaniania się kolejnym klientom.
I ta frustracja znajduje właśnie swoje ujście - jest kanalizowana przez znalezienie wroga.

08 sierpnia 2010

Kolejna klęska żywiołowa - NIEPRAWDA !!!

Bogatynia, Zgorzelec oraz inne pomniejsze miejscowości zalane. Zniszczenia są ogromne. Ludzie potracili majątki, domy samochody i inne dobra.
Ale to NIE JEST wyłączny wynik działania żywiołu.
Główne straty są spowodowane tym, że została zniszczona tama na niewielkiej rzeczce. Woda z tego zalewu została uwolniona (około 5 milionów metrów sześciennych), przez rozmycie fragmentu umocnień, które były dziełem człowieka. Ktoś te umocnienia zaprojektował, ktoś je wybudował, ktoś miał obowiązek ten obiekt konserwować, być może ktoś słysząc o dużych opadach deszczu powinien zarządzić i wykonać zrzucenie wody w trybie awaryjnym z tego zbiornika żeby właśnie nie doszło do tego do czego doszło.
W całym tym łańcuchu gdzieś wystąpił błąd. Ktoś gdzieś czegoś nie dopilnował lub coś zaniedbał.
Za to co się wydarzyło nie są winne ślepe siły przyrody, ale konkretny człowiek lub instytucja. Za te zniszczenia ktoś ponosi odpowiedzialność.

Apeluję do ludzi, którzy się na tym znają i są odpowiednimi fachowcami. Dotrzyjcie do tych poszkodowanych, zaoferujcie im pomoc prawną. Niech ci poszkodowani się skrzykną, niech złożą pozew zbiorowy, bo samodzielnie to nic nie zyskają. Jak będą występować samodzielnie to rząd ich opendzluje po 6 tysięcy na rodzinę i umyje ręce.
Apeluję również do tych poszkodowanych, którzy to czytają. Nie bierzcie żadnych pieniędzy, które nie pokrywają waszych strat w 100 procentach. Bo jak weźmiecie chociaż 5 złotych i to pokwitujecie to potem was wyrolują.

Powtarzam raz jeszcze TO NIE JEST KLĘSKA ŻYWIOŁOWA tylko czyjeś zaniedbania, indolencja bądź niewiedza.

1001 upadków Kaczyńskiego

Od początku, czyli od 1989 roku, praktycznie co chwila słychać o tym, że Jarosław Kaczyński przegrał, upadł, już się nie podniesie, że to już koniec, że ostatnie podrygi zdychającej ostrygi. Jest coś niezwykłego w tym człowieku, który tyle razy już upadł, przegrał, skończył się.
No właśnie, czy się skończył?
Jest coś niewątpliwie perwersyjnego, gdy znana komentatorka życia politycznego pisze, że "... Kaczyńscy to nieudacznicy. ...". To ciekawe, bo w międzyczasie jeden był prezydentem, a drugi premierem.
Niewątpliwie czas od 10-04-2010 liczy się inaczej dla Jarosława Kaczyńskiego. Jest to czas specjalny, specjalny pod tym względem, że patrzy obserwuje i ocenia innych ludzi co robią, piszą, jak się zachowują.
Jest to czas specjalny, co jest wręcz oczywiste, pod względem osobisty, bo trudno żeby nie był. Media atakują i atakowały Jarosława Kaczyńskiego praktycznie od zawsze. Niezależnie od tego czy coś zrobił, powiedział, czy też milczał. Zawsze kreowano Go na "czarnego luda" w naszej polityce. Kogoś komu a'priori przypisuje się nieczyste intencje i złą wolę.
Teraz też,
Kaczyński nie przyszedł na zaprzysiężenie Komorowskiego - wielka afera, skandal, nienawiść, takie padają komentarze w mediach. Próbowałem sobie wyobrazić siebie na Jego miejscu i co bym zrobił gdybym poszedł na tą uroczystość - klaskał bym w taki sposób żeby okazać swoją pogardę to oczywiste i wszyscy w koło by to zauważyli i prawidłowo odczytali, jestem o to dziwnie spokojny.

Kaczyński popiera ludzi modlących się pod Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu - znawcy wietrzą tutaj kolejną klęskę, kolejny upadek, kolejny wielki błąd polityczny.
Otóż śmiem wątpić.
Gdy zaczną być pokazywane w sieci bądź gdzie indziej wyczyny i zachowania przeciwników Krzyża z Krakowskiego Przedmieścia to dopiero będzie upadek. Gdy duża część społeczeństwa zobaczy jak zachowuje się aktyw młodzieżowy sterowany przez PO i zaprzyjaźnione media.

06 sierpnia 2010

Prezydencki kaszalot

Ciekawe czy prezydencki kaszalot już się bzyknął z prezydentem?

Oczywiście prezydent powinien być szanowany z racji urzędy itd, itp.
No nie widzę przeciwskazań, żeby obecnemu preziowi okazywać tyle samo szacunku ile pewien osobnik okazywał zmarłemu tragicznie Lechowi Kaczyńskiemu.
Taka drobna retorsja.

05 sierpnia 2010

Radykalizacja

45 procent ludzi permanentnie nie bierze udziału w wyborach - czują się pozostawieni samym sobie, państwo jest dla nich opresorem.
47 procent z tych, którzy biorą udział w wyborach jest określana w mediach głównego nurtu jako mohery, ciemnogród - ktoś gorszy.
Stosuje się wobec tych ludzi frazeologię wykluczenia, ich poglądy, nie są uznawane za równoprawne i mogące podlegać identycznej merytorycznej ocenie jak każde inne. Identycznych zabiegów propagandowych używano w Niemczech wobec żydów oraz po II WŚ wobec podziemia niepodległościowego.
Poglądy te określane są jako mowa nienawiści i dzielenie ludzi.

Czyli mamy tak:
45 % elektoratu nie głosuje
30,5 % elektoratu jest uznawane za cimnogród
pozostałe 34,5 % jest akceptowane ponieważ głosuje na tych co wypada.
I na podstawie głosów niecałych 35% elektoratu dokonuje się wyboru głowy państwa. I ktoś tak wybrany w pierwszych słowach stwierdza, że wszelkie znaki pamięci po poprzedniku mają zostać usunięte. Nic prostszego żeby wywołać awanturę. Mając jeszcze sprzyjające media - sprawa jest trywialnie prosta.

To nie ci, którzy protestują na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie udowadniają, że państwo jest słabe. To działania tego państwa, a właściwie brak działań, jego przedstawicieli na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy pokazały, że państwa nie ma. Że sprawa śmierci Prezydenta jest traktowana gorzej niż wypadek samochodowy, w który w dodatku nie było ofiar. Bo jak są ofiary to się wykonuje obfitą dokumentację fotograficzną.

Obrona krzyża pod Pałacem Prezydenckim jest mówiąc wprost chamówą, tylko należy się zastanowić kto i co do takiej desperacji ludzi doprowadził.
Identyczną chamówą było miasteczko namiotowe ustawiane pod sejmem w zeszłej kadencji, identyczną chamówą był protest pielęgniarek pod kancelarią premiera - ale wtedy premierem był ten kto miał "niewłaściwe poglądy".

Ludzie, ci broniący krzyża, bronią pamięci po zmarłym Prezydencie i innych, którzy tam zginęli. Biorąc pod rozwagę to co robią władze w kwestii wyjaśnienia tego co wydarzyło się pod Smoleńskiem nie ma się co dziwić.

Ci ludzie częściowo rozumowo, a częściowo intuicyjnie dochodzą do wniosku, że ta władza nie troszczy się o wspólne dobro i że należy na tej władzy wymuszać pewne działania bo inaczej przepadniemy, przepadniemy jako Naród.

04 sierpnia 2010

W demokracjach roi się od skandalistów, trafiają się i kanalie.

Tekst jak również tytuł pochodzi z tego adresu: http://niezalezna.pl/article/show/id/37322/articlePage/1
i jest autorstwa Piotra Lisiewicza. Tytuł zmieniłem względem pierwotnie przez autora nadanego.
Oto ten tekst.

20 października 1940 r. Josephowi Goebblesowi urodziło się szóste dziecko. Nadał mu przydomek „dziecko pojednania”. Zapisał, iż marzy, że w następnym tomie swoich dzienników będzie mógł napisać „piękne słowa”, że „znowu nastał pokój” – opisuje autor biografii Goebbelsa Ralf Georg Reuth. Już wcześniej minister propagandy III Rzeszy lansował hasło „zjednoczonego narodu”: „Wszyscy należą do wspólnoty, i nie jest to już żaden frazes: staliśmy się zjednoczonym narodem braci”.


Joseph, Jerzy, Janusz – tak się składa, że imiona wszystkich trzech panów zaczynają się na „J”. „Wciąż od nowa judzić i podbechtywać” – brzmiało motto „kuśtykającego diabła” dr. Goebbelsa. Jerzego Urbana dopiero od pięciu lat wolno nazywać u nas w majestacie prawa „Goebbelsem stanu wojennego”. W 2005 r. po 13 latach zakończył się bowiem proces, jaki Urban wytoczył za takie porównanie Ryszardowi Benderowi. Sąd zdecydował ostatecznie, że Bender przepraszać nie musi.


A co łączy Goebbelsa, bezrobotnego doktora filozofii z katolickiej rodziny, urodzonego w małym miasteczku Rheydt w Dolnej Nadrenii, z Palikotem, filozofem po Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, urodzonym w małym miasteczku Biłgoraj na Lubelszczyźnie?


Analiza tego, jak do władzy dochodzą jednostki o skłonnościach psychopatycznych zdolne do zaszczuwania wrogów i plucia na ich groby po śmierci, to temat na opasłe rozprawy dla mądrzejszych ode mnie autorów. Niniejszy tekst to tylko skromny przyczynek do opisu choroby.


Plagiat Palikota, czyli Kaczyński, Pyjas i ks. Zych jako ofiary alkoholu


W pierwszym wpisie na swoim blogu po tragedii smoleńskiej Janusz Palikot napisał, dość umiarkowanie: „Jeszcze zanim wszystkie okoliczności sprawy zostały wyjaśnione, zanim śledztwo zostało zakończone, przeciwnicy władz (...) starają się zbić jak największy kapitał polityczny na tej sprawie, żerując w sensie politycznym na tej tragedii. Bardzo zachęcam Państwa do tego, aby pochopnie nie komentować zdarzeń przed zakończeniem śledztwa, aby zbyt łatwowiernie nie przyjmować mnóstwa plotek i wieści, jakie na ten temat po Warszawie krążą”.


No dobrze, to nie Janusz Palikot po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, lecz Jerzy Urban po zamordowaniu Grzegorza Przemyka, na konferencji
prasowej z 24 maja 1983. Można się pomylić, prawda?


Ktoś powie, że to przesadne zestawienie. Cóż, na początku lipca 2010 r. Palikot udzielił wywiadu tygodnikowi Urbana. Jeśli więc ktoś chciałby protestować przeciwko porównywaniu PR-owców partii Wojciecha Jaruzelskiego i Donalda Tuska, to można domniemywać, że robi to trochę wbrew woli samych zainteresowanych.


Palikot uznał widać, że taki wywiad mu nie zaszkodzi. Wyraźnie naśladując języka Urbana, powiedział w nim: „Śmierć Lecha Kaczyńskiego, a zwłaszcza wszystko, co było po niej, było jednym wielkim katonarodowym oszustwem”. Przypomnijmy, iż gdzie indziej Palikot pytał: „Czy pobrano i przebadano krew Lecha Kaczyńskiego
W mediach wypowiedzi te były newsem numer jeden. Powtarzano je tysiące razy. Z oburzeniem, neutralnie lub z komentarzem, że wszystkie wersje trzeba sprawdzić. Tak wyglądała w praktyce realizacja goebbelsowskiego prawa, iż „Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”.


Gdy okazało się, że z sekcji zwłok wynika, iż nie ma śladów alkoholu, Palikot stwierdził, że to tym gorzej, gdyż prezydent działał świadomie. Wycofanie się Palikota budzi zdziwienie. Przecież jest oczywiste, że prezydent zginął przez alkohol. Taka już tradycja wśród polskich patriotów. Staszek Pyjas zginął nie za marzenia o wolnej Polsce, ale dlatego, że przypadkiem spadł po pijaku ze schodów. Ks. Sylwester Zych też – jak wiadomo – umarł nie z powodu zarzucanych mu wcześniej prób obalenia ustroju przemocą, lecz dlatego, że w czasie wakacji upił się do nieprzytomności. Kartki wysyłane ks. Stanisławowi Suchowolcowi o treści „Zginiesz jak Popiełuszko” nie miały nic wspólnego z jego śmiercią. Milicja odnalazła przecież na jego plebani butelkę wódki. Że ksiądz był akurat abstynentem? Pewnie udawał. Pijani byli też zamordowani górnicy z kopalni „Wujek” uzbrojeni w, cytat z Urbana, „dzidy rozgrzane w ogniu, tak że przebijały tarcze, którymi chronieni byli milicjanci”.


Śmierć wrogów ustroju bardzo często także pośrednio kojarzyła się z alkoholem. „W rejonie restauracji »Teatralna« znaleziono rannego człowieka” – tak śmierć krakowianina Ryszarda Smagura opisywał Urban w czasie konferencji prasowej. Zaznaczył, że „w tamtym rejonie, gdzie był znaleziony, nie było żadnych zdarzeń typu rozpraszanie tłumu”.


Jak było naprawdę, opowiedział niedawno „Gazecie Krakowskiej” Jan Franczyk: „ZOMO strzelało do nas granatami z gazami łzawiącymi. Zaczęliśmy uciekać. Popatrzyłem do tyłu i zobaczyłem, jak dwóch mężczyzn biegło, ciągnąc słaniającego się na nogach człowieka. Okazało się, że prowadzą rannego, którego położyli na trawniku koło restauracji »Teatralna«. Z przerażeniem zobaczyłem, że w szyi ma dziurę wielkości pięciozłotówki. Ranny nie mógł powiedzieć ani słowa, tylko charczał. Na moich oczach jego twarz robiła się coraz bledsza, aż w końcu stała się niemal biała. Po raz pierwszy zobaczyłem, jak życie uchodzi z człowieka, to było przerażające”.


W Poznaniu 19-letni uczeń Piotr Majchrzak miał według prokuratury zostać zabity parasolem przez pijanego mężczyznę, który chciał wejść do restauracji WZ. Dopiero w tym roku zgłosił się świadek, który powiedział, że zomowcy mówili mu, że to oni zabili Majchrzaka. Matkę 19-latka zastraszano groźbami, że jeśli będzie domagać się prawdy, zginie drugi syn. „Zdechniesz, świnio” – takie przysyłano jej kartki.


Palikot pytając o pijanego Kaczyńskiego, plagiatuje Urbana i bezpiekę. Czy tylko plagiatuje? Czy to także poszlaka, kto stoi za Palikotem? Nie wiemy. Możemy tylko – jak Palikot – pytać. Wiemy natomiast, że prezydent naraził się, z grubsza biorąc, tym samym siłom, co tamci. Moskwie rządzonej przez ludzi KGB oraz polskiej wojskowej bezpiece.


Palikot delikatnie zastrasza rodziny, by nie domagały się ekshumacji


Ktoś powie, że mimo wszystko przesadą jest porównywanie tuszowania komunistycznych zbrodni przez Urbana ze skandalicznymi wypowiedziami Palikota o smoleńskiej tragedii, która mogła być przecież wypadkiem. Cóż, Urban pytany przez „Dziennik”, czy Tusk zasłużył sobie na jego uznanie, odpowiedział: „Wieloma rzeczami, ale nie chcę mu prawić komplementów, bo tylko mu zaszkodzę. Najważniejsze jest jednak to, że zapewnia stabilizację. Chroni mnie przed obozem nienawistników, którym przewodzą Kaczyńscy. Z ich nacjonalizmem, mitem suwerenności”.


Mimo to chciałbym powiedzieć to wyraźnie: niniejszym bardzo mocno zawężam w tym tekście szkicowane analogie. Rządu Tuska, który oceniam fatalnie, nie wolno porównywać do zbrodniczych rządów nazistów czy komunistów. Więcej: mimo skandalicznych wybryków dość długo nie stosowałbym podobnych porównań do Janusza Palikota. W demokracjach roi się od skandalistów, trafiają się i kanalie.
Ale przyszedł Smoleńsk, po którym demokracja powiedziała do Palikota: sprawdzam. I odsłoniła twarz szumowiny, pasującej do najohydniejszych systemów totalitarnych. Okazało się też, że Tusk i Komorowski nie mają oporów, by używać takiej postaci do swoich politycznych gier, skoro okazuje się skuteczna. Demokracja, w której tacy ludzie odgrywają jakąkolwiek znaczącą rolę, jest chora, a jej istnienie zagrożone.


Przed Smoleńskiem Palikota próbowaliśmy pomijać milczeniem, uznając, że każde słowo na jego temat popularyzuje go. Teraz już milczenie nic nie da. Musimy cytować to, czym się brzydzimy. Stwierdzam to z całą odpowiedzialnością: pomiędzy utrudnianiem przez Palikota szukania prawdy o Smoleńsku a tuszowaniem komunistycznych zbrodni przez Urbana nie widzę żadnej istotnej różnicy. I to niezależnie, czy doszło tam do zamachu, czy wypadku.


Najbardziej wyraziście pokazuje to barbarzyńska wypowiedź Palikota na temat śp. Przemysława Gosiewskiego. Powściągnijmy na chwilę obrzydzenie i poddajmy ją logicznej rozbiórce. Padła ona po tym, jak Beata Gosiewska ogłosiła, że chce ekshumacji męża, m.in. dlatego, że jego garnitur, w którym miał być pochowany, wrócił do niej. „Gosiewski żyje. Widziano go na peronie we Włoszczowej, jak zmagał się z Ruskimi, ale dał radę” – napisał Palikot. Stwierdził przy tej okazji także: „Trzeba ekshumacji wszystkich zwłok” oraz „być może Rosjanie je porwali i dziś przetrzymują na granicach dawnego imperium”. Po tej wypowiedzi synek Gosiewskiego, za mały, by ją zrozumieć, pytał, czy to prawda i czy tata naprawdę wróci.


W 1985 r., we wstępie do książki Pojedynek, Urban pisał: „Prasie krajowej, na konferencjach prasowych dla niej przeznaczonych, nie wypada wręcz pytać rzecznika rządu, czy to prawda, że polskie władze zjadają dzieci na surowo. To znaczy, mówiąc metaforycznie, czy to prawda, że np. pewien pan, który zabił się po pijanemu, nie został aby zamordowany przez milicję”. Otóż wypowiedź Palikota jest z tego samego gatunku, tyle że w tym przypadku Palikot przebił Urbana.


Ale słowa Palikota są nie tylko ohydne, ale także doskonale
przemyślane. Przy sprawnym warsztatowo użyciu ironii mają zdezawuować pomysły ekshumacji ofiar, których wyniki mogłyby pokazać coś dla Rosji niewygodnego. Jeśli Rosja miałaby coś na sumieniu – zamach lub skandaliczne zaniedbania – i miałaby w Polsce potężnego agenta wpływu, powinien on powiedzieć dokładnie to, co powiedział Palikot.


I jeszcze jedna analogia. Może niepełna, ale istotna. Teresę Majchrzak zastraszano kartkami „Zdechniesz świnio”, by nie szukała prawdy. Dziś Beata Gosiewska zastraszana jest przez Palikota tym, że publicznie będzie się robić z niej wariatkę i znowu cierpieć będzie jej dziecko. Inne wdowy też usłyszały czytelny komunikat: nie domagajcie się ekshumacji, bo będziecie musiały przeżywać to, co Beata Gosiewska.


Pazerni Żydzi, pazerna „Solidarność”, pazerna Marta Kaczyńska


Palikot zadaje na swym blogu pytanie, czy Marta Kaczyńska otrzyma 3 mln zł po śmierci rodziców, którzy na taką kwotę mieli być ubezpieczeni. „Czy jest prawdą, że wszystkie inne ofiary katastrofy były ubezpieczone na sumy 100, 200 i 300 razy mniejsze?”. I gdzie indziej: „Marta i Jarosław powinni przeprosić wdowy po zmarłych za to, że Lech wymusił lądowanie, a oni zginęli. W miejsce tego słyszymy sterty obelg. I słyszymy o milionowych polisach, mieszkaniu w pałacu – wstyd i hańba! Gówno wybiło!”. Cóż, nie sposób oprzeć się spostrzeżeniu, że Palikot jest znacznie mniej inteligentny od Goebbelsa czy Urbana – co widać na pierwszy rzut oka – i nadrabia większą dawką chamówy.


Czym różni się to od propagandy Urbana dotyczącej rzekomych malwersacji finansowych trzymanych w więzieniu ludzi „Solidarności”? Zapewne większym barbarzyństwem, bo atak wymierzony jest w kobietę, która straciła właśnie oboje rodziców.
A czym różni się od propagandy Goebbelsa o pazerności Żydów? Wszak ulubionym jego kinowym dziełem był film Żyd Suss. Nie odwracajcie głów, koledzy dziennikarze zaśmiewający się z dowcipów Palikota o Marcie Kaczyńskiej. Nie jesteście lepsi od dziennikarskiej świty Goebbelsa.


Czy Hindenburg jeszcze żyje?


Za życia prezydenta Kaczyńskiego Palikot mówił, że jest on martwy, jest trupem. Komponowało się to z pytaniami o chorobę prezydenta. Podejrzliwi mogliby tu szukać bezpośredniej inspiracji dr. Goebbelsem, który w 1929 r. w piśmie „Angriff” opublikował artykuł Czy Hindenburg jeszcze żyje?.


Aby uniknąć odpowiedzialności karnej, Palikot często posługuje się pytaniami, niedomówieniami i insynuacjami. Notoryczne stosowanie niedomówień tak, by wszyscy wiedzieli, o kim mowa, ale jednocześnie by nie było podstaw do zarzutów karnych, było znakiem rozpoznawczym Goebbelsa przez objęciem władzy przez NSDAP.


W 1928 r. berliński sąd skazał go na trzy tygodnie aresztu za artykuły o zastępcy komendanta berlińskiej policji „świadczące o całkowitej moralnej pogardzie dla przeciwnika” oraz „niedającej się uzasadnić nienawiści i brutalności”. W artykułach Goebbelsa pojawiał się on pod pseudonimem „Izydor”. Sam Goebbels tłumaczył niewinnie: „Izydor: to nie pojedynczy człowiek, to żadna osoba w sensie prawnym (...). Izydor to zniekształcony przez obłudę synonim tak zwanej demokracji”.


„Czy Jarosław jest Jarosławą? Czy Jarosław Kaczyński jest kobietą – jak zasugerowała kilka dni temu Nelly Rokita? (...) Czy nie nazbyt wiele za tym przemawia? Wśród bliźniaków jednojajowych często jedno z nich jest homoseksualistą. Tak przynajmniej twierdzą medycy. Jarosław, w przeciwieństwie do Lecha, nie ma żony, dzieci, z kobietami trudno go spotkać, a mieszka z mamą i kotem” – pytał Palikot.


Poniżanie wroga poprzez przypisywanie mu homoseksualnych skłonności było częścią repertuaru Goebbelsa (nie przeszkadzał temu znany homoseksualizm wielu nazistów, tak jak Palikotowi nie koliduje to z obroną gejów). Goebbels opowiadał o rzekomych „ekscesach homoseksualnych klechów” oraz „wołających o pomstę do nieba skandalach kaznodziejów moralności”. Wulgarne wypowiedzi z seksualnym podtekstem łączą Goebbelsa, Urbana i Palikota. Jak choćby wtedy, gdy ten ostatni mówił o Grażynie Gęsickiej: „Przykro mi, że prostytucja w polityce sięga nawet pani minister Gęsickiej”.


Wszystkich trzech łączy też fakt, że wypowiadając oszalałe z nienawiści tyrady, tłumaczą po chwili, że to ich wrogowie są agresywni. Goebbels chciał tylko „wyciągnięcia ostatecznych konsekwencji wobec Żydostwa”. Urban tylko bronił się przed oszalałą ekstremą, chcącą wieszać komunistów. Palikot tylko broni siebie i swojej partii przed agresją i nienawiścią Kaczyńskiego czy Macierewicza.


Polskie media goebbelsowskie


Jak to możliwe, że my się na to godzimy? Widzimy, że Palikot nie jest ani odrobinę mniej niegodziwy od Urbana. Ale ta prawda nie jest głoszona publicznie, bo uderzałaby w zbyt wielu. Oznaczałaby, że nie mniej niegodziwi są także jego mocodawcy i wspólnicy. Tak, Tusk ponosi nie mniejszą winę za tuszowanie przy pomocy Palikota odpowiedzialności za Smoleńsk, co Jaruzelski za konferencje prasowe Urbana o śmierci Przemyka. To straszna prawda.

Ale to nie wszystko. Wspólnicy Palikota to także media. Ktoś powie, że Palikota pełno w mediach, bo skandaliczne newsy dobrze się sprzedają. Śmieszne. To argumentacja dla naiwnych. Nie, drodzy naiwniacy, nie w postkomunizmie, gdzie główny przekaz medialny jest ściśle kontrolowany przez media, których właściciele, szefowie oraz liczni reklamodawcy wywodzą się z dawnego komunistycznego totalitaryzmu. Główne media nagłaśniają Palikota, bo uznają, iż to, że miesza on ich wrogów z gównem, jest dla nich korzystne. Wiedzą to wszyscy rozumiejący polską politykę od prawa do lewa. Tylko was traktują jak baranów.


Tak, drodzy medialni potentaci. Gdybyście chcieli, zdmuchnęlibyście Palikota w parę dni. Lansujecie go celowo i jesteście od niego gorsi, bo tchórzliwie nie chcecie się do tego przyznać.


Ale to nadal nie koniec. Jest jeszcze sprawa odpowiedzialności dziennikarzy. Tak, koledzy po fachu, czas, żeby i wam ktoś rzucił to wreszcie w twarz. Współwinny jest każdy, kto traktuje wypowiedzi Palikota jak słowa normalnego polityka, z których można zrobić normalnego hitowego newsa. Rzecz jasna, jest to wina różnego kalibru. Tak jak odpowiedzialność redaktorów peerelowskich gazet przedrukowujących paszkwil Garsoniera obywatela Popiełuszki większa była niż ich szeregowych, konformistycznych wyrobników.


Inteligencja Lisa, inteligencja Palikota


Tomasz Lis nazywał wielokrotnie Palikota człowiekiem inteligentnym. Zalecam mu lekturę stenogramów z konferencji Urbana. Albo mów Goebbelsa. Obaj byli bezspornie inteligentniejsi od posła z Biłgoraja. Dodatkowo w przypadku tego ostatniego nie wiemy do końca, ile jego pomysłów jest faktycznie jego, a ile współpracowników.


Ale zgoda, niektóre pomysły ogłaszane przez Palikota są inteligentne, a ironia błyskotliwie skonstruowana. Dowcip o Gosiewskim był inteligentny. Stwierdzenie, że Palikot zmienił się podobnie jak Jarosław Kaczyński, również. Tyle że my znamy skądś ten typ inteligentnych żartów.


Urban, 3 maja 1984 r.: „Fakt, że każdy, kto zostanie aresztowany lub skazany, od razu ogłaszany jest człowiekiem ciężko chorym, zmusza do takiej refleksji: wygląda na to, że tylko ludzie ciężko chorzy zajmują się w Polsce sprzeczną z prawem działalnością polityczną! Jeśli tak jest, to humanitaryzm nakazywałby apelować, aby może tę działalność, jeśli ona już musi być prowadzona, podjęli ludzie zdrowi”. Błyskotliwe, redaktorze Lis? Nie dla osób katowanych na komisariatach albo wywożonych do lasu.


Urban, 3 maja 1983 r.: „Miło mi było zauważyć, że koledzy z zachodniej prasy widzieli manifestantów na ogół podwójnie, najwyżej poczwórnie, bo kiedyś te zwielokrotnienia bywały o wiele silniejsze, tak że tutaj można zauważyć pewien postęp”. Śmieszne? Nie dla bliskich Bogdana Włosika, Piotra Majchrzaka czy Wojtka Cieślewicza, których zastrzelono bądź zatłuczono w czasie manifestacji.


Urban, 28 września 1983 r. o czystkach na uczelniach: „Celem przeglądu kadr było zapewnienie rozwoju najbardziej uzdolnionym i twórczym pracownikom nauki przy możliwości osiągnięcia awansu, wyeliminowanie z zawodu nauczycieli akademickich osób niewywiązujących się ze swych obowiązków dydaktyczno-wychowawczych i naukowo-badawczych”. Przekorne? Nie dla tych, którzy wyrzuceni za ideową postawę stracili środki do życia.


Cóż, mistrz Goebbels też tak potrafił. Byli tacy, którzy zachwycali się jego poczuciem humoru, gdy postulował: „Wydzielić kawałki lasów wyłącznie dla Żydów i osiedlić tam zwierzynę, która diablo przypomina wyglądem Żydów – jak na przykład łoś z wielkim nosem”.
To co, koledzy dziennikarze, dowcip Goebbelsa był inteligentniejszy od SMS-a Palikota „Dlaczego do Smoleńska wyjechał kartofel, kurdupel, alkoholik, a wrócił mąż stanu? Bo Rosjanie podmienili ciało”, czy odwrotnie? Czekam na odpowiedź.


Opiekunowie niepokornych księży


„Organizator sesji politycznej wścieklizny” – pisał Urban o ks. Jerzym krótko przed jego zamordowaniem. „W kościele księdza Popiełuszki urządzane są seanse nienawiści” – dowodził w tygodniku „Tu i teraz”.


W kolejnym z felietonów pisał o innym księdzu, twórcy ruchu oazowego: „W Europie Zachodniej działa fanatyczny polityk, ks. Franciszek Blachnicki. Głosi on krucjatę przeciw komunizmowi w imię krzyża”. W 1987 r. ksiądz Blachnicki, na którego donosili najbliżsi współpracownicy, zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Wiele wskazuje, że został otruty.


Fanatyczny antyklerykalizm Urbana pokazywała konferencja prasowa z 18 października 1983 r., w czasie której mówił on: „Pewien ksiądz dusząc za gardło i szarpiąc 10-letniego chłopca, usiłował zmusić go do udania się do punktu katechetycznego oraz wbrew woli rodziców zabrał tam jakiegoś innego chłopca. Państwa to śmieszy? Oczywiście osób zainteresowanych to nie śmieszy”.


Wszystko to podlane miało być sosem kontestacji wobec bogoojczyźnianej estetyki, jak w jednym z felietonów: „Aprobowany może być publicysta, który obłapia Białego Orła za szyję i wpija mu się w dziób”. A może to słowa Palikota uzasadniające potrzebę czystki w TVP? Nie, jednak Urban.


Ale kiedy było mu to wygodne, Urban przemieniał się w obrońcę Kościoła. 17 czerwca 1983 r. mówił o pielgrzymce Jana Pawła II, odnotowując „próby zakłócenia uroczystości religijnych poprzez wnoszenie do nich akcentów politycznych, a także wzniecanie ulicznych zamieszek po nabożeństwach”. Stwierdzał, że „świadczą one o nieprzebieraniu w środkach przez przeciwników socjalizmu, o niepoddaniu się przez nich religijnemu nastrojowi, który towarzyszy wizycie Jana Pawła II”. Błyskotliwe, redaktorze Lis?


28 lipca Janusz Palikot złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez osoby przeciwne wykopaniu krzyża ustawionego pod Pałacem Prezydenckim po tragedii smoleńskiej. „Nie myślano wówczas o wymaganych pozwoleniach, procedurach czy konsultacjach z właściwymi organami, które są niezbędne, aby wznieść jakąkolwiek budowlę zgodnie z prawem. Nie podlega zatem dyskusji, iż wzniesienie krzyża było działaniem bezprawnym” – napisał w nim.


W czasie powyborczej konferencji prasowej Palikot zaatakował też księży z „tysięcy wsi w Polsce”, którzy mieli złamać ciszę wyborczą. Oczywiście bez dowodów, bo było niemożliwe, by znał sytuację z tysięcy parafii. Ów brak dowodów tłumaczył faktem, iż „ludzie boją się tego zgłaszać i występować w takich sprawach jako świadkowie”. Zapowiedział, że zajmie się zgłoszonymi mu księżmi: „Ja się nimi zaopiekuję i podejmę odpowiednie działania”.


Trzej panowie „J” – opłacalni, chociaż znienawidzeni


Czy występy skandalisty są opłacalne dla partii władzy? Takie pytanie stawiano w NSDAP i PZPR. Stawia się je też (przepraszam, inaczej nie da się tego zestawić) w PO.

Urban bronił się przed zarzutami partyjnych krytyków we wstępie do książki Pojedynek. Przyznawał, iż wielu ludzi go nie lubi – ma zaufanie „o wiele poniżej zaufania do samego rządu”. Dowodził jednocześnie, że oglądalność jego konferencji prasowych sięga 60 proc. Tym samym jego „popularność (pozytywna i negatywna łącznie) jest niezwykle wysoka”. „Dowodem na to wielość plotek i dowcipów na mój temat po części bazujących na mankamentach mojej powierzchowności, przede wszystkim wybujałych uszach” – pisał.


Twierdził, że „badania socjologiczne stosunku do rzecznika rządu nie pozwalają na proste sprecyzowanie odpowiedzi, czy Urban bardziej szkodzi, czy pomaga rządowi”. Tłumaczył, że „jeżeli szerokie bardzo grono zwykło słuchać tego, co rzecznik mówi, to chociaż znaczna część słuchających ocenia potem ujemnie mówiącego czy wyraża mu nieufność wobec wypowiedzianych przezeń treści – mimo to jestem przekaźnikiem prawd docierających do odbiorców nawet czasem wbrew ich woli”.


Stwierdzenie, że powyższe argumenty Urbana pasują także do Palikota, to za mało. One zdecydowanie bardziej pasują do Palikota niż Urbana.


Sam Palikot tłumaczył się z podobnych zarzutów po niedawnym wniosku eurodeputowanego Filipa Kaczmarka o wyrzucenie go z PO. Pisał o swoich partyjnych krytykach: „z dziką radością zarzucali mi, że nie pomagałem Bronkowi, że moje akcje przyniosły więcej szkody niż pożytku, że mój polityczny przekaz, a zwłaszcza pamiętny wiec w Lublinie zorganizowany w kontrze do Jarosława Kaczyńskiego dał więcej minusów niż plusów”.


Palikot skutki tego, że było o nim głośno, choć często negatywnie, przedstawiał następująco: „To ja swoimi działaniami zakończyłem narodową mszę nad PiS i zdejmując smoleński baldachim z osoby kandydata tej partii na najwyższy urząd, otworzyłem pole do rzetelnej politycznej debaty”.


Także analogicznie do Urbana Palikot wskazywał na to, że wpływa na zwolenników wroga, zauważając na podstawie sondaży „stosunkowo dużą siłę przekonywania wśród elektoratu PiS, co może wypływać z niespodziewanej lewicowości tej partii tak ochoczo ogłaszanej w końcówce wyborów przez prezesa Kaczyńskiego”.


Niedawno zwolennicy wyrzucenia Palikota z PO zyskali dodatkowy argument: jego Lublin był jedyną stolicą województwa, w której Kaczyński wygrał z Komorowskim. Podobnie Urban poczuł gorycz porażki, gdy w 1989 r. przegrał wybory w Warszawie, a nawet w zdecydowanej większości komunistycznych placówek dyplomatycznych.


Palikota i Urbana pocieszyć może fakt, że ich mistrz dr Goebbels przeżywał podobne rozterki. Gdy w 1933 r. NSDAP dochodziła do władzy, zdobywając 43 proc. głosów, w Berlinie wynik Goebbelsa był o wiele słabszy – zaledwie 31 proc. Ralf Georg Reuth pisze: „Biorąc rzecz czysto rachunkowo, propaganda Goebbelsa nie pozyskała dla nazistów ani Rzeszy, ani jej stolicy. Jednakże w decydującym stopniu przyczyniła się do wzrostu ich siły i do przejęcia władzy, gdyż to właśnie propaganda nadała raczej topornemu ruchowi z południa Niemiec dynamikę; ona dopiero nadała mu rozmach”.


Trzej ludzie pióra


Goebbelsa, Urbana i Palikota łączy fakt, że byli ludźmi pióra – dziennikarzami i autorami książek, z ambicją zyskania miana pisarza. Przynajmniej w przypadku panów z Biłgoraja i Rheydt dostrzec można w tym elementy kompleksu zblazowanego prowincjusza, który wstydzi się swoich korzeni.
Wszyscy trzej – z tym że u Goebbelsa widać to do pewnego momentu – podkreślali swoją niezależność. Urban nie należał PZPR, nagłaśniał fakt, iż pisał do zamkniętego przez władze „Po prostu”. Zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego przypomniał też, że sam przez pewien okres nie mógł pisać w PRL pod własnym nazwiskiem.


Podobnie gra Palikot. Każda dyskusja w Platformie nad jego ukaraniem wzmacnia go. Jego przekaz skierowany jest do zwykłego człowieka, który uważa, że wszyscy politycy to złodzieje. Cieszy go więc, gdy któryś z tych złodziei zostanie ostro zwyzywany. Tusk czy inny Kaczyński. Dobrze tym złodziejom. Palikot podoba mu się, bo im dop... Ale gdy usłyszy, że Palikot jest z PO, pomyśli, że fajnie, iż wali w Kaczyńskiego, ale sam pewnie też jest złodziej i robi to dla swojej kliki.


Informacja, że Palikot jest represjonowany także w swojej klice, to dla niego sygnał, iż facet jest naprawdę wiarygodny i niezależny. Taki, co to ma jaja i nawet swoim potrafi się postawić.


Urban grał w to samo, nawet będąc wszechpotężnym rzecznikiem junty mającej na swoich usługach płatnych morderców. W lutym 1983 r. ogłosił, że nie będzie już pisał felietonów pod pseudonimem „Jan Rem”, bo został zaszczuty, ponieważ atakowano go za łączenie funkcji rzecznika rządu z pisaniem: „Felietony te zarżnęli ludzie nieurzędowi, głosiciele prawdy, demokracji i wolności słowa, ale: prawdy działającej na ich rzecz, demokracji dostępnej tylko dla grona integralnych demokratów i wolności słowa im schlebiającego”.


W pewnym sensie nonkonformistą także po dojściu do władzy pozostał Goebbels. Hitlerowi zdarzało się cenzurować jego nadmiernie antysemickie wystąpienia na arenie międzynarodowej.


Ujednolicony naród i jęczący marginalni dziennikarze


Skuteczność goebbelsowskiej propagandy wymaga tego, by władza miała monopol na propagandę. Pomysły, by PiS, zwalczany przez media, miał własnego Palikota, mogą zgłaszać tylko ludzie kompletnie nierozumiejący mechanizmów polityki.


Rozumiał je doskonale dr Goebbels, gdy w 1933 r. obejmował tekę szefa nowo utworzonej funkcji Ministra Rzeszy do Spraw Agitacji Narodowej i Propagandy. Miało ono jednoczyć prasę, radio, film, teatr i propagandę. Goebbels stwierdził, że naród musi „myśleć jednolicie, jednolicie reagować i z całą sympatią oddać się do dyspozycji rządowi”. Propagował hasło „zjednoczonego narodu”. Jak zapowiadał, rząd nie zadowoli się na dłuższą metę świadomością, że popiera go 52 proc., a 48 proc. jest przeciw. Te 48 proc. trzeba ugnieść i uformować, a do tego potrzebne było ujednolicenie propagandowego przekazu.

Wiedział o tym Jerzy Urban, gdy w następujących słowach uzasadniał wyrzucanie z pracy dziennikarzy w stanie wojennym: „Uważając za możliwe i prawdopodobne indywidualne powroty do zawodu, sądzę jednak, że nie byłoby z pożytkiem dla wiarygodności polskiego dziennikarstwa, gdyby po wstrząsie 13 grudnia jego skład nie odmienił się nawet o dziesięć procent”.


I – osiągając szczyty obłudy – wyjaśniał, że to sami wyrzucani winni są swojego losu: „Znaczna część dziennikarzy ponosi więc odpowiedzialność za krach polityki porozumienia przed 13 grudnia i za sam 13 grudnia. Zamiast jednak przyjąć polityczną odpowiedzialność za swoje owcze politykowanie, wyciągnąć wnioski z błędnych ocen, zrozumieć całą płyciznę międlenia kilku słów-wytrychów, które zastępowały polityczną analizę, polityczne myślenie i polityczną opcję – jęczą oni teraz, że są ofiarami wydarzeń”.


Im więcej brakuje do monopolu na informację, tym większe ryzyko, że goebbelsowskie kłamstwa i obelgi przestają być wiarygodne. Przekonał się o tym Urban, gdy PZPR przegrała wybory kontraktowe. W systemie były luki – Polacy masowo słuchali zagłuszanych przez rząd zachodnich rozgłośni, istniały tępione przez nią wydawnictwa podziemne, dzięki którym obywatele mogli usłyszeć odpowiedź na insynuacje Urbana.
Do pierwszych posunięć przyjaciela Palikota, Bronisława Komorowskiego, po wygranych wyborach prezydenckich należało – jeszcze przed zaprzysiężeniem – wstawienie swoich ludzi do KRRiTV, by przejąć media publiczne i zapewnić „ujednolicenie” przekazu głównych telewizji. Działania na rzecz tego „ujednolicenia” już wcześniej przebiegały w Polsce dość konsekwentnie. Łączyło się to harmonijnie ze wzrostem znaczenia Palikota. Rzecz jasna, w czasach internetu realizacja ideału „ujednolicenia” może napotkać na przeszkody.


Jak pamiętamy, ministerstwo Goebbelsa miało jednoczyć prasę, radio, film, teatr i propagandę (telewizji i internetu nie było). Pod rządami PO takiej instytucji oczywiście nie ma. Ale czy w praktyce wszystkie najważniejsze narzędzia kształtowania opinii nie stanowią u nas niemal jednolitej armii, tylko stworzonej w nieco inny sposób?


Owszem, za rządów PO nie ma łagrów ani obozów koncentracyjnych. Ale twierdzę, że antykaczyzm Palikota z jego pluciem na groby ludzi, którzy całe swoje życie poświęcili Polsce, akceptowanym i wspieranym przez media, jest potencjalnym nazizmem albo komunizmem in statu nascendi. Może zaowocować wszystkim, co najgorszego znamy z historii. Pamiętajmy słowa Goebbelsa, podobne zresztą do podobnych autodemaskacji ideologów komunizmu: „Jednym z największych żartów demokracji pozostanie, iż dostarczyła swemu śmiertelnemu wrogowi narzędzi, za pomocą których ją zniszczył”.


Piotr Lisiewicz

03 sierpnia 2010

Boże pozwól ...

Boże pozwól bym potrafił
Gdy Ojczyzna mnie zawoła
zamiast piersi wypiąć dupę
bo ta nafta nie jest moja
[Jan Krzysztof Kelus]

Tak pod koniec lat 70-tych śpiewał (a najpierw pisał) Jan Krzysztof Kelus.
Wtedy było to dla mnie i nie tylko, zrozumiałe i czytelne, nie będę umierał za za szalone pomysły Kremla i ich lokalnych przydupasów, którzy mienili się "polskimi patriotami w mundurach". Nie byli i nie są patriotami, co najwyżej popami (POP - pełniący obowiązki polaka).

Ale teraz sytuacja się zmieniła. Nie jest oczywiście jeszcze optymalna i wymarzona, ale troszeczkę się chyba zmieniło.

Obrona krzyża przed pałacem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie jest sprawą być może tylko symboliczną, ale istotną. Pozostawienie właśnie tam tego symbolu upamiętniającego Prezydenta i pozostałe 95 osób, które razem z Nim zginęły pod Smoleńskiem jest ważne. Być może ludzie, którzy bronią w tej chwili tego symbolu nie działają optymalnie, ale co mają robić innego. Do jakiego elementu z historii mają się odwołać, żeby pociągnąć za sobą innych. A w dodatku kto z szerokich mas społecznych, biorąc pod rozwagę obecny poziom nauki historii, pamięta i kiedykolwiek słyszał o jakichś tam wydarzeniach, które mogą ewentualnie jednoczyć społeczeństwo.
Tylko ta historia, która jest żywa i dzieje się tu i teraz może być takim elementem jednoczącym, bo inne elementy są dawno zapomniane.

Wpis ten, a zwłaszcza wiersz Kelusa, dedykuję tym wszystkim zwłaszcza po prawej stronie sceny politycznej, którzy uważają, że obrona tego symbolu jest nic nie wartą i nic nie znaczącą awanturą, która niczego nie da i nic nie zmieni, oraz że żadnymi symbolami człowiek się nie naje.

Do przemyślenia kochani, do przemyślenia.