30 października 2010

Jarosław Kaczyński czyli ostatnia nadzieja czerwonych

Nie, nie odbiło mi na maksa, ani nie jestem pijany albo pod wpływem innych używek.
Jarosław Kaczyński jest ostatnią nadzieją czerwonych, tych wszystkich Michników, Solorzy, Walterów i innych na załatwienie pewnych spraw w sposób cywilizowany i w zgodzie z obowiązującym prawem.
Jest ostatnią nadzieją na to, że nie będzie wieszania na ulicznych latarniach.
Jeśli "układ" vel "salon" ma chociaż trochę oleju w głowie to odda władzę Kaczyńskiemu.
Bo każdy następny może wbrew pozorom być już tylko gorszy od prezesa. Jest On ostatnią nadzieją na to, że zostanie to załatwione w białych rękawiczkach i lega artis, a nie poprzez urzynanie łbów i wieszanie na latarniach.
Oczywiście "system" vel "układ vel "salon" może nadal uważać, że będzie im się nadal udawało ogłupiać społeczeństwo. Zachodzi tylko pytanie jak długo. Wystarczy, że się raz pomylą, raz niewłaściwie skierują przekaz medialny i będzie pozamiatane.
Sądzę, że symptomy tego będą głównie się pojawiały w mediach. Najpierw skończy się "przesłuchiwanie" PiS w mediach, a potem delikatnie zacznie się "przesłuchiwanie" gostków z PO.
Straty jakie poniesie "układ" na takiej transakcji nie będą wbrew pozorom wielkie. Ot, po prostu całe PO poleci do kryminału i tyle - nie są oni ważni z punktu widzenia "układu". Zostaną poświęceni aby straty nie były większe.
Dla PO jest to oczywiście śmiertelne zagrożenie, ponieważ Jarosław Kaczyński im akurat nie odpuści. Tusk, Komorowski, Schetyna, Arabski, Sikorski, wszyscy ci, którzy chociaż trochę maczali palce w tragedii pod Smoleńskiej zostaną załatwieni, po prostu będą sądzeni za zdradę.
Ale sądzę, że ich patroni ich z całym spokojem poświęcą, gdy tylko zdadzą sobie sprawę z tego jaka jest możliwa alternatywa.

26 października 2010

Grał va banque i przegrał

Kto?
Barack Obama.
Takiego zdania jest Joseph Stiglitz, amerykański ekonomista i laureat Nagrody Nobla.
15 mln. obywateli USA pozostaje bez pracy, i liczba ta wcale nie chce się zmniejszać, a wręcz przeciwnie rośnie. Stiglitz ocenia również, że możliwa jest druga i to dużo głębsza faza kryzysu.
Jako etatysta oczywiście podsuwa pomysł aby państwo więcej inwestowało i wprowadzało więcej programów stymulujących gospodarkę, gdyż dzięki temu nastąpi pobudzenie rynku, wzrośnie sprzedaż i koło zamachowe zacznie się wreszcie kręcić.
No cóż można i tak twierdzić nawet będąc laureatem Nobla z dziedziny ekonomii, wszak otrzymanie takiej nagrody nie gwarantuje, że laureat nie będzie plótł andronów.
Rząd USA oczywiście mógł wygrać na tym kryzysie, który był i wcale się nie skończył, a druga jego faza powoli nadciąga, ale poza wpompowaniem niewyobrażalnych wprost pieniędzy w system bankowy powinien podjąć pewne kroki formalne. Bo jeśli państwo wykłada kasę na jakąś firmę, której upadłość była by groźna dla całości gospodarki danego kraju, to państwo staje się współwłaścicielem czy też istotnym akcjonariuszem takiego przedsiębiorstwa i poprzez swoich przedstawicieli ma istotny głos w kwestii chociażby tego co się dalej z tymi pieniędzmi dzieje. Tymczasem pieniądze dano i dalej sprawą przestano się interesować. Ci, którzy te pieniądze otrzymali nie widzieli w związku z tym powodów, żeby te zasoby rozdysponować na premie dla siebie.

Cała ta "pomoc" zaczyna wyglądać na sprawę ustawioną, zwłaszcza po informacjach pochodzących z Europy, gdzie pewne firmy wręcz broniły się przed taką "pomocą" ale usłyszeli "morda w kubeł nie bulgotać", kasiorkę wzięli i odpowiednio rozdysponowali.
No cóż, to przyjemnie móc wypłacić sobie 10 baniek EURO premii zamiast nędznych trzech.

Przechodząc na nasze podwórko, ale nadal trzymając się kwestii gospodarczych można zaobserwować ciekawe zjawisko.
Z intelektualnego zaplecza obecnego rządu pojawiają się głosy, które wręcz nawołują do wprowadzenia rozwiązań pozakonstytucyjnych. delegalizacja PiS, zakaz dla Jarosława Kaczyńskiego wypowiadania się publicznie, to tylko niektóre elementy jakie w ostatnim czasie przedostały się do opinii publicznej jako "recepta" na całe zło tego co nas otacza.
Większość komentatorów, zawodowców czyli dziennikarzy jak i amatorów czyli blogerów, wiąże te zapędy z "wściekłym antypisizmem" lub strachem przed lustracją.
No cóż, jest to możliwe, ale jeśli nałożymy te zapędy na naszą sytuację ekonomiczną, to być może warto rozważyć, czy nie jest to próba przygotowania społeczeństwa na "zarząd komisaryczny z UE nad naszą gospodarką" (miejmy nadzieję, że z UE a nie ze wschodu będzie ten zarząd komisaryczny). wtedy to dopiero nam dadzą popalić.

21 października 2010

Wartość logiczna

"Jeśli dziś jest czwartek (a jest), to ja mam wąsy (a mam)".
To czy powyższe zdanie jest logicznie poprawne?
Nie, a jak ktoś nie wie dlaczego to niech się zgłosi na wykład z logiki na wydział matematyki dowolnego uniwersytetu. Chyba, że w międzyczasie skasowano ten drażliwy problem z programu nauczania, żeby nie mieszać w głowach maluczkim, lub też zakazano logikom nauczać tego w taki sposób i zalecono skoncentrować się jedynie na prawach de Morgana.
Takiej mniej więcej wartości logicznej zdania słyszymy wszyscy w mediach codziennie i to na pęczki.
Brak związku przyczynowo  skutkowego, nagminne stosowanie sofizmatów, erystyki i logomachii, wszystko to prowadzi do intoksykacji.

Strzelano i zabito człowieka z PiS, człowiek, który tego dokonał, krzyczał, że chce zastrzelić prezesa PiS.
Kto jest za to odpowiedzialny?
Prezes PiS, Jarosław Kaczyński.
Powyższy konstrukt logiczny jest równoważny zdaniu, które jest na początku tego wpisu.

I pada jeszcze uzasadnienie: że "dziadek z Wermachtu", że "wy stoicie tam gdzie stało ZOMO".
Wypowiedzi prezesa są ostre, ale mieszczą się w kanonie dyskursu politycznego, a zwłaszcza gdy dochodzi do zaostrzenia tego dyskursu w okresach kampanii wyborczych, oraz można względnie łatwo znaleźć na nie adekwatne odpowiedzi również mieszczące się w tym kanonie.
Na "dziadka z Wermachtu" można było odpowiedzieć "pradziadkiem oficerem z okupacyjnej armii carskiej".
Na drugi element inaczej.
"Jeśli my stoimy tam gdzie ZOMO to Wy stoicie w jednym szeregu z Samoobroną."
Wystarczy, zupełnie adekwatne. Nie uczyniono tak. Poszedł atak personalny, dyskredytacja, pełna gama sztuczek erystycznych.

Odpersonalizowano PiS, Jarosława Kaczyńskiego oraz wszystkich tych, którzy popierali bądź popierają PiS, a nawet więcej wszystkich tych, którzy nie są zachwyceni PO i wspierającymi je mediami.

Jak słusznie zauważył jeden z kolegów blogerów w poprzek społeczeństwa wykopano rów nienawiści i niezgody. I podział ten nie ma nic wspólnego z byciem lewicowcem bądź też prawicowcem (cokolwiek byśmy pod tymi pojęciami tutaj rozumieli).
Ale przecież jako społeczeństwo już to przerabialiśmy. Po 1945, gdy zainstalowano u nas obcą okupacyjną władzę opartą o kacapckie bagnety. Ale właśnie tu jest problem, bo historii nie naucza się w tej chwili w sposób dostateczny żeby przeciętny człowiek kończący liceum (bądź technikum) i zdający maturę miał o tym pojęcie i mógł taką analogię wysnuć.
A ja powiem więcej, obecny podział jest dużo głębszy i ostrzejszy w sensie psychologicznym niż to co udało się zaaplikować po 1945 roku. Bo tamto było sztuczne, a obecne jest niby wewnętrzne, właśnie niby.

20 października 2010

Wszystkiemu winien Kaczyński czyli oni nie mogą przestać

W poprzednim wpisie opisując wydarzenia z dzisiejszych (19-10-2010) godzin przedpołudniowych w Łodzi stwierdziłem, że zachodzi jedno ciekawe pytanie: ile takich "żywych bomb" chodzi po Polsce. Po pewnym zastanowieniu ale i po przeczytaniu komentarzy (zwłaszcza na TVN-ie) doszedłem do jeszcze ciekawszych wniosków.
Otóż ciekawi mnie, czy była to próba przed innym tego typu zamachem - tym razem rzeczywiście na Jarosława, oraz ilu takich ludzi się uaktywni w najbliższym czasie.
Niedawno niejaki Krzemiński, a jakże profesor, socjolog komentując działania rozwydrzonej tłuszczy na Krakowskim Przedmieściu był łaskaw stwierdzić, że "uaktywniło się społeczeństwo obywatelskie" (nie będę szukał źródła, kto ma czas i chęć sam sobie znajdzie). Czy ten czyn też zostanie analogicznie przez Krzemińskiego sklasyfikowany - to bardzo dobre pytanie jak mawiał klasyk.
Ludzi sfrustrowanych, w różnym wieku, w Polsce nie brakuje. Nagonka w mediach zwana też "przemysłem nienawiści" (by red. Zaremba) działa przez cały czas i wbrew zaklęciom i niby rozsądnym słowom Tuska w dniu dzisiejszym nie może zostać zatrzymana. Nie może zostać zatrzymana, ponieważ doprowadzono do takiego rozedrgania emocjonalnego całego społeczeństwa, że wyłączenie tego nawet na krótki okres czasu może spowodować katastrofę (katastrofę dla Tuska i szeroko pojętego obozu władzy vel "układu").

Odwrócenie znaczenia pojęć, permanentne zakłamywanie rzeczywistości to musi trwać, bo jak nie, to do władzy wróci Kaczyński - to bardzo prosty schemat.

Dyskursu publicznego ani politycznego nie ma.  Bo jedna ze stron prawem kaduka przypięła sobie łatkę sił postępu a obozowi przeciwnemu łatkę sił ciemności i stwierdziła, że z takimi poglądami nie można i nie należy dyskutować. To proszę mi wskazać, w których punktach program PiS można uznać za nawołujący do nienawiści etnicznej bądź rasowej albo do fizycznej eksterminacji oponentów politycznych. A strona przeciwna owszem znajdowała i nadal znajduje pajaców, którzy taką nienawiść sączą do głów szarego odbiorcy, tego leminga, tego wykształciuch, tego FERDKA KIEPSKIEGO. Tak, tak uważam, że większość tej hołoty głosującej na PO i oddającej się we władanie TVN-u I GW to nawet na miano leminga bądź wykształciucha nie zasługują - to są takie FERDKI, a przynajmniej w sensie mentalnym.

Tu dygresja techniczna.
Dzisiejszy zamachowiec miał broń gazową przerobioną na ostrą, ktoś mu to musiał sprzedać i przerobić bo samodzielnie na wiertareczce to se można w klockach drewnianych powiercić w miarę precyzyjne otworki, a nie lufę broni palnej modyfikować.
Koniec dygresji.

Czyli istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że ktoś udzielił temu człowiekowi wsparcia, przynajmniej w tej kwestii. Czy w innych kwestiach również udzielono mu wsparcia tego na razie nie wiadomo. Jeżeli tak, to raczej ten człowiek długo nie pożyje. Ktoś gdzieś musiał temu człowiekowi sprzedać ostrą amunicję. A kogoś takiego, słabego w sensie psychologicznym, jest niezwykle łatwo przesłuchać i wydobyć z niego wszystko co się chce.

Wszystkie powyższe rozważania prowadzą do wniosku, że gdzieś jest przygotowywany taki kolejny "FERDEK KIEPSKI", który wykona swoją robotę. Dlatego media i wszyscy z mainstreamu medialnego muszą nadal robić swoją robotę, aby kolejny atak uwieńczony został "pełnym sukcesem" czyli śmiercią Jarosława Kaczyńskiego.
Dlatego nadal media będą powtarzać, że za powódź jest odpowiedzialny Kaczyński, za suszę też, za zanik miesiączkowania u pingwinów również, i za plamy na słońcu tak samo.

19 października 2010

Napaść w siedzibie PiS w Łodzi, dwie osoby nie żyją

Źródło: http://www.tvn24.pl/0,1678489,0,1,atak-w-siedzibie-pis_u,wiadomosc.html

Powiem jedno, to się musiało tak skończyć i było tylko i wyłącznie kwestią tego KIEDY się to wydarzy, a nie CZY będzie miało miejsce.
Mechanizm jest trywialny. Jak się stosuje taki sposób przekazu medialnego jak u nas to wcześniej lub później trafi to na podatny grunt. Podatny grunt, to człowiek słaby psychicznie, wierzący bez żadnych zastrzeżeń w to co mówią media. No i ktoś w końcu uwierzył, że za całe zło tego świata w tym w szczególności za JEGO osobiste niepowodzenia, porażki, kiepską sytuację życiową jest odpowiedzialny PiS. Od tego, do wykonania samosądu jeden niewielki kroczek.
Nie trzeba być psychologiem, profesorem socjologiem, czy kim tam jeszcze, żeby tego nie wiedzieć. Za to są odpowiedzialne media i politycy szeroko (bardzo szeroko) pojętego obozu władzy (salonu, dobrego towarzystwa, elity - jak się sami określają).
No i wyprodukowali żywą bombę numer jeden. Ciekawe ile takich żywych bomb chodzi w tej chwili po Polsce, bo że jest ich więcej to jestem tego pewien. Ciekawe również, czy ten czyn popchnie ich do równie bezpośrednich i zdecydowanych akcji, czy też nie.
Co się będzie działo w mediach dzisiaj i przez najbliższe dni?
Jarosław Kaczyński i PiS będą mówić mniej więcej to samo co ja powyżej.
Druga zaś strona będzie się oburzać, że jak to, oni przecież do mordów nie nawoływali. Być może znajdą nawet jakiegoś usłużnego psychologaz tytułami naukowymi, który stwierdzi ex catedra, że to nie ma i nie może mieć związku.
I tak to się będzie kręcić.

18 października 2010

Remanenty

Czyli rzeczy o których nie pisałem w swoim niezbyt odległym czasie.

1. Sprawa dopalaczy
Zasadniczo sprawa jest klasyfikowana jako wrzutka medialna, podobnie jak kastracja pedofilów jak i inne tego typu żarciki obecnego rządu (jakiego rządu, gdzie ten rząd).
Według mnie nic bardziej mylnego. Prawdziwy powód takich a nie innych działań to, to że spadła amfa, koka, LSD, heroina i inne. Po prostu, jak dzieciarnia ma do wyboru kupno u ewidentnego bandziorka trawkę, albo inną tego typu używkę to woli pójść do legalnie działającego sklepu i kupić "przedmiot kolekcjonerski" niż się ewidentnie narażać na kontakt z patologią i mieć cykora przed każdym mijanym na ulicy gliniarzem.
Tu dygresja. Jeśli ktoś zaczął by sprzedawać granaty F-1, popularnie zwane "cytrynkami" jako "zabawki hukowe", to czy to też by przeszło.
Ale wróćmy do meritum, spadła amfa, koka i inne. W związku z czym ktoś chwycił za telefon (jakiś inny Sobiesiak) i po prostu premierka opierdolił, że mu się interes urwał. Skutki widzimy.
Istnieje jeszcze jedno możliwe wytłumaczenie całej tej szarpaniny, otóż być może dzieciak kogoś ze "swoich" się podtruł albo i przekręcił, no to trzeba było zrobić pokazówkę. I pokazówkę zrobiono.
Szum medialny i cały ten cyrk zrobiono przy okazji, a nie jako główny punkt programu.

2. Sprawa pacjenta z Biłgoraja
Otóż osobnik ten MUSI przed 31 grudnia bieżącego roku rozstać się z funkcją poselską. W przeciwnym przypadku będzie MUSIAŁ złożyć kolejne oświadczenie majątkowe, co jest jemu i PO wyraźnie nie na rękę. Tam wchodzą w grę poważne wartości i żadna kreatywna księgowość nie jest w stanie tego zamazać. Po prostu musi się ten osobnik stać na pewien czas osobą prywatną.
Ruch poparcia, który jest przy okazji organizowany to taka sama partia jak Samoobrona. Czysta atrapa, bez grama treści wewnętrznej.
Dygresja na temat Samoobrony.
Niejaki Łyżwiński, który siedzi w pierdlu i jest właśnie z całą premedytacją zabijany. Facet skarżąc się na bóle w klatce piersiowej doczekał się wizyty, uwaga, uwaga - PATOLOGA. Nie internisty, nie kardiologa, tylko PATOLOGA. Z tego co pamiętam, to różne bandziorki dostawały urlopy od odbywania kary, a niektórych, jak Humer, to sąd zwalniał z odbywania kary ze względu na zły stan zdrowia. A tu proszę jednak prawo może nie być liberalne tylko twarde. Ciekawe dlaczego?
To, że kiedyś, kiedykolwiek będę pisał o Łyżwińskim jako o osobie godnej współczucia, to jednak nie sądziłem, ale jak widać jest to możliwe.

16 października 2010

Trzecia próba



Teza:
Jesteśmy świadkami trzeciej próby dokonania wynarodowienia ludzi zamieszkujących obszar nad Wisłą.

Dowód:
Pierwsza próba wynarodowienia była prowadzona przez okupantów w latach 1794 do 1918. Pomimo różnych szykan ze strony władz państw okupacyjnych kultura i nauka w Polsce i wśród Polaków kwitła w najlepsze. Szykany te były skądinąd niezbyt dotkliwe (w porównaniu z tym co my wiemy co to mogą być szykany) i dotykały raczej ludzi, którzy ewidentnie zagrażali władzy. Robili bomby, rzucali je w urzędników okupanta itd., itp.
Jak powszechnie wiadomo próba ta zakończyła się totalnym niepowodzeniem. Wybuch POLSKOŚCI po 1918 roku zaowocował pokoleniem Kolumbów, super patriotycznej młodzieży, którzy przez całą II WŚ walczyli w taki lub inny sposób z kolejnymi okupantami (chociaż tymi samymi). Nauczeni doświadczeniem poprzedników kolejna próba miała już inny charakter.

Druga próba wynarodowienia zaczęła się od systematycznej i planowej eksterminacji elit intelektualnych, naturalnych przywódców. Wszyscy znamy te słowa: Palmiry i Katyń. To w tych miejscach po naradzie jaka miała miejsce w Krakowie pomiędzy wyższymi oficerami Gestapo i NKWD dokonano mordów na Polakach wykształconych. Tylko z tego powodu ażeby reszta nie miała wzorca, nie miała się do kogo i do jakiej postawy odnieść. Dość powiedzieć, że przed wojną było w Polsce 80'000 ludzi z maturą bądź wyższymi studiami, a po wojnie pozostało ich tylko 20'000. Skuteczność zatem wyniosła 75%.
Z różnych przyczyn ta próba również się nie powiodła.
Podział kontynentu na wrogie sobie obozy spowodował potrzebę żeby jednak nie wytępić ze szczętem ludzi o pewnych walorach intelektualnych nad Wisłą do końca. Powoli, niezwykle opornie, ale jednak. Tu i ówdzie pojawiali się ludzie, którzy jaki taki poziom reprezentowali i to pomimo ograniczeń, punktów za pochodzenie przy przyjmowaniu na studia wyższe, to jednak główny trzon studentów stanowili ludzie, którzy sami mieli rodziców wykształconych. Powiem więcej, niektórzy spośród członków nomenklatury kompartii również chcieli dołączać do tego ekskluzywnego grona i niektórzy to robili, przechodząc na stronę Narodu, a przeciwko okupantowi. Tak dotrwaliśmy do roku 1989, gdzie owszem, ta elita intelektualno – przywódcza była skarlała w porównaniu z taką samą elitą okresu przed II WŚ, ale jednak coś sobą reprezentowali.

I tu dochodzimy do trzeciej próby, która rozpoczęła się, przyjmijmy umownie, w 1989 roku i trwa do dzisiaj. Tu zastosowano zupełnie inną taktykę, nie szykany – jak w pierwszej próbie, nie morderstwa jak w drugiej, ale wskazano fałszywe cele. Wskazano fałszywe cele głównie ludziom młodym, jeszcze uczącym się, studiującym, bądź też wchodzącym dopiero w dorosłe życie. Jednocześnie drastycznie obniżono poziom nauczania we wszystkich typach szkół i na wszystkich poziomach nauczania. Na skutki wystarczyło tylko poczekać i skutki są. Matura, która przed II WŚ była dosyć znaczącym dokumentem w tej chwili jest nic nie wartym świstkiem papieru. Obniżając poziom nauczania wbija się od razu w dumę każdego, kto jako pierwszy w danej rodzinie maturę zdał. Potem takiego delikwenta wysyła się na „studia” i nieszczęście gotowe.

Ludzie, którzy za tym stoją musieli dokładnie prześledzić historię i dojść do takich wniosków. Szykany nic nie dadzą, przymus uczenia się nawet o języku ojczystym w języku okupanta też nic nie da (patrz Syzyfowe Prace Żeromskiego). Metoda skrajna fizycznej eliminacji też się nie sprawdziła, bo może się wymknąć nawet nie 25 a 5 procent i odbudują. Dlatego wytworzono nową jakość – fałszywe cele, do których mają dążyć ci pseudo wykształceni, te wykształciuchy jak ich określono. I te wykształciuchy powoli wyprą ludzi rzeczywiście rozumnych i rozważnych, po prostu będzie ich więcej.
Postęp technologiczny w dziedzinie mediów i oddziaływania medialnego na społeczeństwo wyraźnie umożliwia takie działania. Ale nie jest to główna przyczyna istniejącej sytuacji. Najpierw musi się pojawić podłoże, na którym można taki eksperymenty skutecznie uprawiać. A to zapewnia odpowiednie wykształcenie a właściwie jego brak.
Czyli jest tak. Kiepskie szkoły produkują już nawet nie pół ale ćwierć inteligentów, potem niby „wyższe studia” w szkole „wyższej” w przysłowiowym Pcimiu Dolnym uzyskuje licencjat i od razu wielkie panisko.
Jeśli dodatkowo przypomnimy sobie, że Uniwersytet Warszawski zawarł umowę sponsorską z Gazpromem, a dla odmiany Uniwersytet we Wrocławiu już od pewnego czasu jest sponsorowany przez różne fundacje z Niemiec to, to jest horror. Bo jak ktoś daje pieniądze to wymaga. Czy rektor jednego z drugim uniwerku nie zdaje sobie z tego sprawy, nie sądzę. A skoro zdaje sobie z tego sprawę, to znaczy, że jest agentem wpływu lub jest uwikłany w jakiś inny sposób.

Tak zwani inteligenci wyszli z wojny i okresu PRL niezwykle poturbowani. Ten i ów podpisał jakieś kwity, których się teraz wstydzi. Wiele trzeba było samozaparcia żeby się nie ześwinić, bo w końcu nie każdy jest takim gierojem, żeby wytrzymać codzienną młóckę w domu typu: „Patrz, ten Kowalski to przecież przygłup przy Tobie, a ma wyższe stanowisko bo się zapisał do PZPR-u.”. Mało kto jest w stanie coś takiego wytrzymać.
Ale to co nastąpiło po 1989 roku sprowadziło całe to kuszenie i zastraszanie z poprzedniego okresu do błahostki. Do błahostki dlatego, że tamto było jawne, a to obecne jest ukryte.
Z jednej strony niby „wyższa kultura” prezentowana przez media, z drugiej konieczność zarabiania coraz większej ilości pieniędzy aby człowieka było stać na to żeby być cool i trendy. A co jest cool i trendy dyktowały te same media, które mówiły o „wyższej kulturze”.
I na to wszystko przychodzi człowiek niby wykształcony, w każdym razie jemu się tak wydaje i głupieje. To nie jest jego wina, on po prostu jest bez szans. Rodzice i starsi nie mieli możliwości (czasu) przekazania mu prawidłowych wzorców postępowania i zachowania, natomiast media owszem bardzo chętnie wzięły go w obroty.
Mechanizm promujący ludzi, którzy się kształcą uległ zwyrodnieniu. Promuje się miernoty, które mają „właściwe poglądy”. Dzieła, które nie powinny ujrzeć światła dziennego są dofinansowywane przez Ministerstwo Kultury lub inne, a pozycje wartościowe są spychane na margines.

W takim oto miejscu naszej historii jesteśmy w chwili obecnej. Ludzie, którzy powinni przewodzić społeczeństwu w realizowaniu jego coraz wyższych ambicji sami z rozmysłem zaniżają poziom, mówiąc jednocześnie, że tak jest lepiej, nowocześniej.

Trzecia próba wynarodowienia Polski trwa, a obrana strategia na razie uznana być może za skuteczną. Ci, którzy tym zarządzają jak na razie wygrywają.
Zobaczymy co przyniesie przyszłość.