29 marca 2012

Inside job

Teza nie jest nowa. A teraz dostała nowe potwierdzenie. Były dwa wybuchy wewnątrz samolotu w dniu 10-04-2010.
Zachodzi oczywiście pytanie czy Rosjanie wiedzieli. Odpowiedź jest według mnie oczywista, WIEDZIELI i współpracowali. Oczywiście oficjalnie się tego wyprą, ale dwóch generałów GRU w ciągu kilku miesięcy później rozstało się z życie w dziwnych okolicznościach - jeden to się utopił w wannie na Cyprze nawet.
Organizatorem było WSI, co dobitnie udowadniają taśmy, które zaprezentował Tobiasz (cóż za pech, też już nie żyje) i Lichodzki. Te rewelacje łatwo znaleźć w necie. Tam padają takie zdania, że trzeba by aresztować obu Kaczyńskich - dla przypomnienia, jeden był wtedy Prezydentem. A obszczymur mówi o tym, że należy aresztować Prezydenta jakby chciał aresztować pijaczka za sikanie w miejscu do tego nie przeznaczonym.
A skoro organizatorem było WSI, to wiedziało GRU, tu dopuszczam możliwość, że Putin mógł nie wiedzieć, został poinformowany post factum. Dlatego były te dwa trupy generałów GRU. Nie za to, że coś zrobili, ale za to, że zrobili samowolnie nie konsultując się z szefostwem. Za samowolę.

Potem już poleciało z górki. Jestem sobie w stanie nawet wyobrazić co Putin powiedział Tuskowi. Już tam od razu na miejscu w Smoleńsku.
"To wasza wewnętrzna robota, są takie papiery, które mówią, że jeśli nie zaakceptowałeś, to przynajmniej udałeś, że nie widzisz. To są twarde dowody, pójdziesz siedzieć, a w pierdlu to sam wiesz, że może być różnie."
Ta "wypowiedź", to oczywiści moja konfabulacja, ale nie sądzę, żebym się drastycznie mylił.
Cała reszta jest tylko i wyłącznie pochodna tego jednego faktu. Faktu, że to była robota wewnętrzna.
Te kłamstwa, to wrzucanie coraz to bardziej nieprawdopodobnych wersji zdarzeń, to wszystko są skutki.

Można oczywiście dywagować kto z uczestników tego serialu kłamstw działa i działał z pełną świadomością (wiedzą operacyjną) tego co się wydarzyło. Kto w tym uczestniczył z powodu wścieklizny na Kaczyńskich. Kto z powodów merkantylnych. A kto jest po prostu zwykłym idiotą.

Nie powiem, żebym od razu po tym wydarzeniu uważał, że był to zamach. Sięgając do swoich wpisów na blogu mogę stwierdzić, że pierwsze poważne wątpliwości pojawiły się u mnie w okolicach 15-04-2010, a ugruntowałem swoje stanowisko w dniu 20-04-2010.
Potem dochodziły inne elementy, które tylko i wyłącznie potwierdzały tą tezę. Śmierć tych generałów GRU była jednym z tych potwierdzeń.

Niedopuszczenie profesora Badena, brak wykonania zdjęć rentgenowskich w czasie ponownej autopsji Wassermana, Gosiewskiego i Kurtyki również te elementy potwierdzają tezę o zamachu.

To, że nie ma przyznania się do winy tego kto to zrobił nie ma żadnego znaczenia. Istnieje dostatecznie dużo przesłanek pobocznych, które wprost krzyczą BYŁ ZAMACH i JEST TO ROBOTA WEWNĘTRZNA.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

28 marca 2012

Na Węgrzech, jak w Polsce

Film Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego "Dopóki żyję" jest niby w 100 procentach o Węgrzech ale równie dobrze taki sam film można by nakręcić w Polsce i o Polsce.
Dekomunizacja - nie było,
ukaranie winnych zbrodni komunistycznych - nie było,
media w rękach lewicowo liberalnej sitwy - tak jak i u nas,
wielki przemysł - wyprzedany,
banki - w obcych rękach,
telekomunikacja - obcy kapitał i/lub sitwa komunistycznych bandytów.

Ktoś ma jakieś wątpliwości, widzi jakieś różnice, bo ja generalnych czyli systemowych różnic nie zauważam.
Nawet takie same ekscesy policja wyczyniała wobec ludzi w Węgierskie Święto Niepodległości za poprzednika Orbana - strzelano do ludzi gumowymi kulami.

Widzę natomiast ten sam atak jaki jest przeprowadzany na Orbana jaki był przeprowadzany na PiS i Kaczyńskich w latach 2005-2007.
Widzę, że ci sami ludzie atakują Orbana co atakowali Kaczyńskiego i obrażali prezydenta Czech Vaclawa Clausa.
Widzę zaplutego z wściekłości pedofila Cohn-Bendita, który śmie mówić: "... moi żydowscy przyjaciele w Budapeszcie boją się wychodzić na ulice. ...".
Tu mówiąc szczerze Orban się nie popisał refleksem, bo powinien wstać i zapytać: "Czy pańscy przyjaciele nie są przypadkiem tymi samymi ludźmi, którzy zostali zainstalowani przez Stalina na sowieckich bagnetach i czy to nie oni mordowali patriotów na Węgrzech zwłaszcza po 1956 roku. Zresztą jacy tam oni żydzi, skoro sobie przypomnieli o swoim pochodzeniu dopiero jak zaczęto ich odsuwać od władzy, bo przedtem zawsze mówili, że są internacjonalistami i komunistami."

Czyli na wielu poziomach jest identycznie jak w Polsce. Węgrzy też mają swoją żydokomunę, zupełnie jak my.
Mają swoich renegatów, których nie osądzono i swoich aferałów, którzy "ukradli bądź sprzedali wszystko co było gęstsze od powietrza".

Jednaj tylko wspólnej rzeczy nie widzę. Nie widziałem marszu jaki w styczniu tego roku zorganizowali Węgrzy dla poparcia Orbana, takiego marszu poparcia dla Kaczyńskiego w latach 2005-2007 być może zabrakło.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

27 marca 2012

Al kaida, pociągi, stan wyjątkowy

Wywlekanie teraz, czyli na dwa miesiące przed ME 2012, kwestii czy były w Polsce więzienia, w których przetrzymywano obcokrajowców jest proszeniem się o nieszczęście. Proszeniem się o nieszczęście lub świadomym działaniem mającym sprowokować jakąś akcję.
Zarówno Siemiątkowski jak i Miller nie są bohaterami mojej bajki, ale oni wtedy działali w imię racji stanu naszego kraju. Wywlekanie tego teraz jest właśnie proszeniem się o nieszczęście jeśli nie świadomym działaniem mającym jakąś tragedię sprowokować.

Osobiście obstawiam coś takiego jak teatr na Dubrowce, ale żeby było śmieszniej na kolei.
Jadą dwa pociągi z kibicami, oba przepełnione i pierdut. No tu jest duże pole do popisu. Może zostać przestawiona zwrotnica, może być wybuch małego ładunku, który wykolei jeden ze składów, albo dwa niezależne wybuchy w obu składach.
A gdy pociągi się mijają na prostych odcinkach to prędkości są znaczne, dużo wyższe niż w Madrycie.
Ofiary, ofiary i jeszcze raz ofiary. I nie tak jak pod Szczekocinami, szesnaście ofiar śmiertelnych, ale tak z dziesięć razy tyle co najmniej.
A przy dobrej synchronizacji, to można takich ekscesów jednoczasowo przeprowadzić kilka - tak jak to zrobiono w Madrycie (pociągi) czy Londynie (metro, autobusy).
Obstawiam pociągi, bo z prostych wyliczeń statystycznych wynika, że następna taka tragedia na kolei powinna się zdarzyć z prawdopodobieństwem rzędu 90% w przeciągu 100 dni od zdarzenia w Szczekocinach (źródło).

Tak to może wyglądać.
Skutki.
Wprowadzenie stanu wyjątkowego, zawieszenie swobód, aresztowanie opozycji i tu ciekawostka, bo najważniejszy nie jest wbrew pozorom Jarosław Kaczyński, ale Antoni Macierewicz - przynajmniej w tej chwili.

To się może nie wydarzyć tylko i wyłącznie wtedy, gdy taki scenariusz zostanie dość szeroko rozkolportowany, znany dużej części społeczeństwa - wtedy może zostać zablokowany.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

26 marca 2012

Rymkiewicz jak Szpot

Na temat Szpotańskiego można przeczytać w wiki:

Był autorem prześmiewczych poematów komicznych, w których z wdziękiem wyszydzał rządzących w PRL  prominentnych działaczy PZPR-u.
W 1951 roku został wyrzucony z powodów politycznych ze studiów na UW. W 1964 napisał sztukę Cisi i gęgacze, czyli bal u prezydenta, opera w trzech aktach z uwerturą i finałem – utwór będący pamfletem przeciwko rządom Władysława Gomułki, którego nazwał w tym utworze Gnomem, a także satyrą na ówczesne postawy inteligencji. W styczniu 1967 został aresztowany i w 1968 skazany na trzy lata więzienia "za rozpowszechnianie informacji szkodliwych dla interesów państwa". W czasie wydarzeń marca 1968 Szpotański stał się ulubionym celem niewybrednych ataków I sekretarza. Gomułka nazwał poetę "człowiekiem o moralności alfonsa", a jego utwór – "reakcyjnym paszkwilem, ziejącym sadystycznym jadem nienawiści do naszej partii".
W Cichych i gęgaczach, która była rodzajem szopki politycznej, Szpotański wykorzystał i sparafrazował wiele znanych utworów muzycznych (m.in. Horst-Wessel-Lied jest wykonywany przez chór ZOMOwców z Golędzinowa).
W latach 70. napisał Carycę i Zierkało – satyryczną wizję dziejów Rosji i ZSRR (przy czym carycą w jego ujęciu był Leonid Breżniew).
Towarzysz Szmaciak to ironiczna apoteoza PRL-u, dzieło będące kwintesencją jego twórczości.

A skoro Rymkiewicz jak Szpot, to ten kto go oskarżał i skazywał jest niczym ten Gnom.
Wprawdzie w tej chwili, przynajmniej jak na razie, nie można trafić do pierdla za wypisywanie o współczesnych Gnomach tego co napisał Rymkiewicz, ale to pewnie tylko kwestia czasu.
To się od razu nasuwa co też na temat wypowiedzi Rymkiewicza po wyroku sądowym wypisywali inni i od razu można to przyrównać do tego co Gnom wygadywał o Szpocie w czasie gdy ten już siedział w pierdlu.

Historia powtarza się jako farsa, ale Gnomów ci u nas dostatek.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

25 marca 2012

Protest głodowy, dopiero teraz?

Na temat zapaści szkolnictwa w Polsce po raz pierwszy napisałem w dniu 04 marca 2009 roku (źródło). Czyli trzy lata temu. Jako, że jestem matematyczno - techniczny, to skupiłem się na tym zakresie. Ale przecież w tym samym mniej więcej czasie profesor Andrzej Nowak (wydawnictwo Arcana, Uniwersytet Jagielloński) w artykule opublikowanym na łamach Rzepy pisał to samo na temat nauki historii. Pisał (podaję z pamięci), że było około 200 godzin nauki historii w liceach, jest 150, a najnowsza "reforma" ma zredukować tą wartość do 60 godzin.
I wtedy nic, cisza, nikt się nie ruszył. Ja rozumiem, że ja to jestem mały żuczek, ale profesor Nowak to nie jest menel z pod budki z piwem, z którego zdaniem można się nie liczyć.
Sądzę, że mój tekst Trzecia próba z 16 października 2010 roku, o historycznym właśnie spojrzeniu na to w jakim miejscu jesteśmy pod względem stałego zaniżania poziomu wiedzy, najlepiej oddaje stan w jakim jesteśmy w tej kwestii.
Pisałem o tym również w dniu 08 maja 2010 roku przy okazji pogrzebu mojego znajomego tekstem pod tytułem Pogrzeb albo dlaczego o tych ludziach się nie słyszy, gdzie poza kwestiami naukowymi i poziomem kształcenia podnosiłem kwestię propagowania przez media takiego a nie innego modelu kariery (bardziej kurwiery niż kariery).
05 listopada 2011 roku napisałem tekst stan gry - wojna kulturowa, gdzie zamieściłem swoje przemyślenia na temat tego, że uważam, że znajdujemy się w stanie permanentnej wojny kulturowej wypowiedzianej Narodowi przez ksenokratyczne elity.

Prawie zawsze gdy pisałem o nauce, szkolnictwie, systemie edukacji wplatałem zdanie mojego kolegi - dziekana jednego z wydziałów Politechniki Warszawskiej: "Ludzie kończący obecnie 3 letnie studia inżynierskie, czyli licencjat mają mniejszą wiedzę z przedmiotów podstawowych, czyli matematyki i fizyki, niż my gdy kończyliśmy liceum w 1982 roku."
Przecież to jest niemożliwe, żeby taką konstatację wyrażał jeden człowiek na jednym wydziale na polibudzie. Nie jest możliwym aby dziekani i rektorzy nie alarmowali ministerstw za skandalicznie niski poziom wiedzy ludzi przychodzących na wyższe studia.
Nie jest możliwe, żeby przez 20 lat dokonywano jedynie wadliwych decyzji na temat szkolnictwa w Polsce.
No i znajdujemy potwierdzenie. Andrzej Gwiazda w swoim artykule pisze (źródło):
"Międzynarodowy Fundusz Walutowy wymaga od wszystkich krajów członkowskich ograniczenia wydatków na edukację i ochronę zdrowia. Ekspert MFW Thomas Morrison w swojej ekspertyzie „Polityczne uwarunkowania wprowadzania systemów dostosowawczych" zaleca: „Nie należy ograniczać dostępu dzieci do szkół, gdyż zawsze powoduje to bunty rodziców. Natomiast obniżanie poziomu nauczania daje większe oszczędności, a w żadnym kraju nie powodowało protestów". Dotychczas!"
i dalej,
"Żarty na bok. Kilkanaście lat temu w San Francisco odbyła się konferencja „na szczycie", w czasie której uzgodniono, że obecny stan techniki nie wymaga już masowego zatrudnienia. Że dzisiaj wystarcza 20 proc. populacji, a 80 proc. jest zbędne i stanowi jedynie obciążenie. Nie wiemy, jaki los przewidziano dla tej części. Lecz niezależnie od projektu warunkiem, aby „zbędni" się w tym nie połapali, jest obniżenie poziomu nauczania."

Czyli, że te wszystkie "reformy" szkolnictwa to nie są błędy kolejnych debili, którzy się dorwali do zabawki jaką jest MEN i MSzWiT, ale jest to robota celowa czyli SABOTAŻ.
Celowy SABOTAŻ, który jest robiony na rozkaz MFW i innych organizacji. A z sabotażystami to chyba wiadomo jak należy postępować.

Tu muszę powiedzieć, że mam olbrzymią pretensję do Pana Andrzeja Gwiazdy. Za to, że w pewnym okresie czasu dał się zepchnąć ze sceny politycznej, za to, że nie kandydował do sejmu przez długi czas, za to, że nie był słyszany głośno i wyraźnie przez blisko 20 lat. Ale jestem mu również wdzięczny za to, że w końcu zaczął przemawiać, na temat szkolnictwa i nie tylko.
Ciekawe ile jeszcze takich passusów jak te o szkolnictwie ma w swojej głowie zapamiętane Pan Andrzej Gwiazda. Bo coś tak podejrzewam, że całkiem sporo.

P.S.
Jak ktoś ciekaw ile i jakie teksty w sumie popełniłem na temat edukacji, to proponuję na moim blogu kliknąć w tag "nauka, edukacja" lub "system edukacji", powinny wyświetlić się wszystkie.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

22 marca 2012

Bardzo ważna rozmowa

Bardzo ważna rozmowa pomiędzy Barbarą Fedyszak - Radziejowską a Joanną Lichocką.

Tutaj (źródło) można posłuchać o czym jest rozmowa.
B.F-R mówi o wykluczaniu i o unieważnianiu kolejnych grup społecznych w Polsce. Wyjściem do dyskusji jest dzisiejszy wyrok na J.M.Rymkiewicza z powództwa A.Michnika.
B.F-R mówi wyraźnie, że sam wyrok nie jest oparty na żadnej przesłance prawnej, lecz jest opinią sędziny na temat opinii, którą wyraził J.M.R na temat A.M. i reszty redaktorów GW.
Wyrok jest o tyle precedensowy, że w praktyce oznacza iż nie można wyrazić swoich opinii, o ile są krzywdzące dla A.M. i GW.

B.F-R w swoim wywodzie niedwuznacznie stwierdza, że stoimy w takim samym momencie jak w 1990 roku. Z czego wynika poprawnie rozumując, że ostatnie 20 lat to lata stracone - to już moja interpretacja.
Demokracja, to nie procedury, nie wybory, a w każdym razie nie w tym miejscu demokracja się zaczyna i kończy.
Otrzymujemy tu bardzo dokładnie poukładane w kolejności zestawienie, które grupy społeczne i dlaczego były wykluczane ze współdecydowania, z normalnej rynkowej gry o wpływy. Zaczęło się od rolników, których traktowano per "wsiok" i odmówiono im realnego wpływu na postawę polskiej delegacji w czasie rozmów przed przystąpieniem do UE.
A skoro udało się z jedną dosyć liczną grupą, to dalej już poleciało. potem były mohery, pisowcy, obrońcy Krzyża. Ludzie niewłaściwi, nie potrafiący się zachować, przynoszący wstyd, szkodnicy, wstecznicy, oszołomy, ciemnogród.

B.F-R kończy swój wykład jednym zdaniem: "boję się gdy minister spraw zagranicznych wyjeżdża z kraju, boję się co powie. A najbardziej się boję gdy jedzie do Berlina."

Jarosław Marek Rymkiewicz skomentował dzisiejszy wyrok w sposób następujący: "
Cała ta sprawa pokazuje, że możliwa jest nie tylko śmierć cywilna, ale także cywilne samobójstwo. I oto na naszych oczach Adam Michnik, wytaczając mi proces o poglądy, popełnił cywilne samobójstwo. Mamy zatem do czynienia z cywilnym trupem. Prosiłem o to wszystkich, którzy byli na sali sądowej, ale także proszę wszystkich za pośrednictwem portalu wPolityce.pl, żeby tak właśnie zechcieli traktować Adama Michnika. To jest cywilny trup, nienadający się do kontaktów, nienadający się do żadnej rozmowy, nienadający się do żadnej dyskusji, ponieważ z cywilnym trupem nie ma o czym dyskutować.

Niech mówią co chcą. Trup cywilny nie ma głosu. Nie może nic powiedzieć. Prześladując poetę Michnik popełnił cywilne samobójstwo. On nie może nic powiedzieć, ponieważ cywilny trup nie może nic powiedzieć. Słyszał pan trupa, która się odzywa? Ja nie. Tak należy go traktować, jako coś nieistniejącego. Bardzo wszystkich do tego namawiam. Do niewdawania się w dyskusję, niewdawania się w rozmowy, nietolerowanie obecności tego trupa cywilnego, traktowanie go jako nieistnienia.

A druga rzecz, którą chcę powiedzieć, ogranicza się właściwie do jednego zdania: uważam, że "Gazeta Wyborcza" powinna przestać się ukazywać w Polsce. Ona jest nam kompletnie niepotrzebna, powinna zniknąć."
A.Michnik jest nieosobą.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

Dzień Gniewu czy Dzień GieWu

Wczoraj, czyli 21-03-2012, miał się odbyć w Polsce "Dzień Gniewu". Różne środowiska miały zaprotestować przeciwko obecnej władzy.
No to dzisiaj uruchamiam komputer i zaczynam szukać:
jakaś próba zniszczenia siedziby TVN - nie,
jakaś próba zniszczenia siedziby GW - nie,
jakiś spalony komisariat policji - nie,

może chociaż jeden spalony radiowóz, albo wóz transmisyjny jakiejś telewizji - też nie.
Wreszcie znalazłem. Na Krakowski Przedmieściu rozstawiano nagłośnienie, generator prądu, potem się zebrano, pokrzyczano, popodskakiwano i towarzystwo rozeszło się do domów.

Gdy tak przeglądałem internet przypomniało mi się jak to było w 1982 roku. Otóż jeden z wykładowców na Politechnice rozpoczął swój wykład tymi słowy: "Proszę państwa. Pokazały się ulotki, które nawołują do różnych rzeczy. Ja powiem tylko jedno, niektóre z tych ulotek są zbyt dobrze wydrukowane - mają zadziwiająco wysoką jakość. To tyle, a teraz przejdźmy do tematu naszego spotkania."

Śmieszą mnie organizatorzy tej imprezki, bo trudno to nazwać protestem. A nadymali się przed tym jak stado rozsierdzonych smoków. Na fejsie się skrzykiwali, tu już tego, ura bura. Już taczki dla ryżego szykowali.
I co, i nic.
A wiecie dlaczego nic wam z tego nie wyszło? A dlatego, że ci którzy wiedzą jak się robi manifestację i protest to siedzieli w domach i odpoczywali po powrocie z Budapesztu. Bo ci, co protestują w sprawie koncesji dla TV TRWAM też musieli odpocząć. Pewnie część to chciała po prostu zobaczyć jak sobie młodzież poradzi.
Młodzież sobie nie poradziła.

Zwróćcie się do starszych, popytajcie, a może najpierw zapytajcie starszych o co tutaj naprawdę chodzi, kto jest rzeczywistym wrogiem i dlaczego. Jak już przejdziecie i przetrawicie to szkolenie ideologiczne, to może przyjdzie czas na szkolenie jak się robi dobrą manifestację, taką fest. Zresztą widzieliście w zeszłym roku w dniu Święta Niepodległości co to znaczy manifestacja.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

21 marca 2012

Wielki wyjazd na Węgry

Czyli idea Jagiellońska wiecznie żywa.
Nie, nie byłem uczestnikiem tej wyprawy. Piszę swoje refleksje na podstawie tego co znam z mediów.
Ale właśnie mediów, których mediów. Czy poza TW Trwam, Gazetą Polską są jeszcze jakieś media, które relacjonują istotne z punktu widzenia Narodu wydarzenia. można przyjąć, że nie ma. Ale to w sumie oboczność mojego wpisu.

Tu (źródło) można sobie wysłuchać co redaktor Sakiewicz ma do powiedzenia na temat wyjazdu, jego organizacji, drobnych kurestw jakimi władze w Polsce usiłowały zniechęcić uczestników tej wyprawy, a nawet doszło do odczepienia dotychczasowej lokomotywy.
Najciekawsze jest jednak pomiędzy 5:37 a 6:54.
Rosyjska ambasada usiłowała najzwyczajniej w świecie nakłonić rząd Węgier do zablokowania wjazdu tego pociągu. Największy problem jak mówi redaktor Sakiewicz to był problem Smoleńska i 100'000 nakładu Gazety Polskiej wydrukowanej po Węgiersku. Wręcz zabroniono jej rozdawać ludziom na ulicach - na szczęście Sakiewicz i jego Węgierscy partnerzy znaleźli sposób żeby jednak rozprowadzić wśród Węgrów cały nakład.
Rosyjska ambasada mówiła wręcz o pogorszeniu stosunków dyplomatycznych pomiędzy Węgrami a Rosją.

Konkluzja.
Redaktor Sakiewicz i szefostwo Klubów Gazety Polskiej musi się liczyć w tej chwili już nawet nie z nagonką medialną, ale z działaniami destrukcyjnymi typowymi dla służb specjalnych. Uważam wręcz, że życie redaktora Sakiewicza i szefa klubów GP pana Kapuscińskiego jest w tym momencie fizycznie zagrożone.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

20 marca 2012

Żydokomuna

Czyli jak napisać kilkusetstronicową książkę i nic nie powiedzieć.
W tym miejscu można by zakończyć recenzję książki profesora Pawła Śpiewaka.
Kto ciekaw niech sam przeczyta ewentualnie zwróci się do recenzji autorstwa redaktora Ziemkiewicza w "Uważam Rze".
Ja napiszę dalej czym była i jest żydokomuna w moim rozumieniu tego słowa.

Gdy w latach czterdziestych i pięćdziesiątych latał taki jeden z drugim z naganem w ręku i siłą tego nagana zaganiał chłopów by wstępowali do kołchozów, wtedy się mówiło o spółdzielniach produkcyjnych, żeby rolników jednak za bardzo nie straszyć. To jak latał z tym naganem, to krzyczał, że to w imię internacjonalizmu i że on sam jest internacjonalistą. Omalże nowy Jezus, pamiętacie, "nie będzie Rzymianina, Żyda czy Greka. ...".
I wszystko było by fajnie tylko zdarzały się przypadki, że naszego "internacjonalistę" polski rolnik, oż to zacofana ciemnota, przybił widłami do ściany obory albo innego chlewika. I wtedy nasz "internacjonalista" podnosił wrzask "giewał, mordują Żyda, chcą tu komory gazowe uruchomić na powrót  faszysty jedne i ciemnogród, mordują dlatego, że jestem Żydem". Nagle mu się przypomniało kim jest i skąd pochodzi.

Przed wojną sprawa była analogiczna. Przynależność do KPP, KPZU, KPZB, lub innych tego typu organizacji będących na stałej kroplówce finansowej z Moskwy. Czyli de facto bycie agentem Moskwy.
A jak go sadzali do pierdla za szpiegostwo i/lub za działania dywersyjne i/lub za działania mające na celu dezintegrację państwa i/lub próbę oderwanie części tego państwa, to dokładnie jak w tym powyższym przypadku. Już nie "internacjonalistę" sadzano do pierdla albo do Berezy Kartuskiej, tylko Żyda.

Czym się te przykłady historyczne różnią od czasów dzisiejszych?
Niczym.
Jest tylko jedna drobna różnica. Nie ma w tej chwili nawoływania do internacjonalizmu, bo to jest passe, jest natomiast nawoływanie do europejskości, bycia europejczykiem, obywatelem świata - no takie trochę internacjonalistyczne jednak jak widać.
Czyli stare gówno opakowywane jest w całkiem nowe sreberko.
Jeśliby się jednak dobrze przyjrzeć niektórym, to widać za nimi twarz Putina - spotykają się, są przyjmowani - pełna komitywa z czerwonym carem.

Najbardziej znamienne było pod tym względem wyznanie Kazimiery Szczuki: "Nienawidzą mnie bo jestem Żydówką."

Czyli ludzie ci, niezależnie od czasów w jakich żyją, nie kojarzą emocji i działań jakie wzbudzają ze swoimi czynami i słowami, stanowiskami, poglądami, ale kojarzą to ze swoim pochodzeniem etniczno - wyznaniowym.
Przynajmniej tak to wygląda na zewnątrz, w każdym razie oni chcą żeby to tak było odbierane.
Co oczywiście, biorąc pod rozwagę inteligencję tych ludzi, a przygłupami to oni nie są, prawdą nie jest i być nie może.

Jest to zatem całkowicie świadomy chwyt erystyczny mający na celu zwekslowanie dyskusji z poziomu poglądów i działań tych ludzi na poziom oskarżania ich oponentów o faszyzm, chęć postawienia z powrotem komór gazowych i inne niegodziwości i zbrodnie.
Czyli oskarżanie kogoś o antysemityzm jest najczęściej po prostu próbą zepchnięcia oponenta do defensywy, żeby się tłumaczył, że "nie jest wielbłądem".

Tym jest właśnie "żydokomuna" i tym była. To ludzie, którzy wywodzą się, bądź się wywodzili z rodzin żydowskich, odeszli od religii swych przodków, ale gdy dzieje im się krzywda, są krytykowani, to natychmiast wyciągają swoje dawno zapomniane "żydostwo" jako argument, który ma zamknąć buzię ich przeciwnikom, ma zakończyć dyskusję.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

19 marca 2012

Nadmierna egzaltacja

W Niemczech wybrano nowego prezydenta. Został nim Joachim Gauck. Można by rzec człowiek - instytucja.
Równocześnie w Polsce zapanowała wręcz euforia, że to właśnie Gauck jest aktualnym prezydentem Niemiec. Wyrażają ją blogerzy, komentatorzy polityczni i inni.
A ja się pytam na jakiej podstawie ta egzaltacja, ta euforia, to niczym nieuzasadnione szczęście.
Przecież funkcja prezydenta w Niemczech ma charakter ewidentnie tylko reprezentacyjny. To jest właśnie ten "strażnik żyrandola", że się tak złośliwie wyrażę. Prezydent w Niemczech nie wpływa na bieżącą politykę, ma mniejsze uprawnienia niż prezydent w Polsce.
To czym się tu ekscytować.
Fakt, Joachim Gauck był w latach 1990 - 2000 szefem i twórcą urzędu do spraw akt STASI. Był odpowiedzialny za lustrację w Niemczech. I wydaje się, że swoją pracę wykonał w sposób uczciwy, ale to nie upoważnia według mnie do nadmiernych oczekiwań. Ten człowiek jest Niemcem i będzie bronił niemieckiego interesu narodowego - to chyba oczywiste.

Owszem należy nadmienić, że przy poprzednich wyborach przepadł, bo przeciwna jego kandydaturze była Angela Merkel. Ale to o niczym nie świadczy. Owszem, można oczekiwać, że zmniejszy się ilość hipokryzji w wypowiedziach Berlina, ale tylko tyle.

Nie rozumiem tej nadmiernej egzaltacji.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

16 marca 2012

Właśnie zaczęli przegrywać

Zaczęli przegrywać na froncie ideologicznym, na forum dziennikarstwa właśnie. Tak według mnie należy rozumieć założenie poprzez grupę inicjatywną, przypomina się grupa inicjatywna PPR zrzucona na spadochronach, nowego związku dziennikarzy, czyli Towarzystwa Dziennikarskiego.

Krzykliwa mniejszość skupiona w kilku redakcjach, fakt silnych medialnie i finansowo, nie była w stanie przeforsowywać swoich racji w strukturze SDP. A szefem SDP jest Krzysztof Skowroński.

Mogę od razu, bez specjalnego zastanowienia dopisać kilku uczestników, którzy się do tego nowego tworu (tak właściwe skojarzenie z nowotworem złośliwym) zapiszą i zostaną przyjęci z otwartymi ramionami. To będą: S.Bratkowski i K.Kuczyński, to według mnie pewniaki.

Ciekaw jestem reakcji SDP na takie posunięcie.

Przegrali, bo nie byli w stanie narzucić swojego poglądu na rzeczywistość reszcie dziennikarzy. Owszem są nadal w stanie uwodzić, poprzez swoje publikacje w mediach, maluczkich ale na froncie konfrontacji wewnątrz środowiska nie są w stanie tego wygrać. To jest objaw bezsiły.
To jest pierwszy objaw tej przegranej, ale będzie ich więcej.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

15 marca 2012

Kwestia odszkodowań

Tu (źródło) można przeczytać ciekawy tekst jaki popełnił dr Ryszard Ślązak na temat odszkodowań jakie Polska, a właściwie to PRL, wypłaciła różnym rządom za mienie osób fizycznych i prawnych, które zostało utracone przez te osoby  w wyniku bierutowskich ustaw wywłaszczeniowych.

Najciekawszy, bo najbardziej aktualny jest fragment, który dotyczy odszkodowań jakie wypłacono rządowi USA.
Oto odpowiedni fragment:

"W dniu 16 lipca 1960 roku rząd Polski podpisał z rządem USA układ dotyczący roszczeń majątkowych obywateli i instytucji USA od Polski za pozostawiony i ocalały w Polsce majątek obywateli i instytucji amerykańskich. Zgodnie z art.1 tegoż traktatu/umowy Rząd Polski zobowiązał się zapłacić, z Rząd USA przyjąć, 40 mln ówczesnych dolarów amerykańskich za całkowite uregulowanie i zaspokojenie wszystkich roszczeń obywateli USA, zarówno osób fizycznych jak i prawnych, z tytułu nacjonalizacji i innego rodzaju przejęcia przez Polskę mienia oraz praw i interesów związanych lub odnoszących się do mienia, które nastąpiło w Polsce przed dniem podpisania i wejścia tego układu w życie. Spłata tego zobowiązania przez Polskę następowała do Sekretarza Stanu USA w rocznych ratach i została w całości spłacona i rozliczona dnia 10 stycznia 1981 roku."

Prawda, że ciekawe.
Z tego wynika poprawnie rozumując, że jakiekolwiek zwroty, czy to w naturze, czy to jako ekwiwalent pieniężny, które to działania zostały dokonane w ciągu ostatnich kilkunastu lat. To wszystkie te działania winny być jeszcze raz zbadane, czy dany obiekt nie należał do tej grupy, za które rząd USA przyjął odszkodowanie od Polski i w związku z tym rząd USA przyjął na siebie ciężar zaspokojenia dawnych właścicieli lub ich spadkobierców.

Ponadto istnieje uzasadnione podejrzenie, że sędziowie sądów powszechnych i notariusze nie mieli zielonego pojęcia o istnieniu takiej umowy, a co za tym idzie mogli dokonywać zwrotów obiektów, za które winien zapłacić de facto rząd USA, gdyż przyjął od rządu PRL odszkodowanie za te obiekty.

Nie mam wiedzy ani możliwości, aby zweryfikować prawdziwość tez i treści zawartych w tym dokumencie. Dlatego apeluję do takich osób jak Anna Fotyga i Witold Waszczykowski, aby wypowiedzieli się na temat. Apeluję również do mediów takich jak Radio Maryja, Telewizja Trwam, Gazeta Polska, ARCANA, aby wiarygodne osoby wypowiedziały się na temat poruszony w tym dokumencie.
Ciekaw byłbym również zdania redaktora Michalkiewicza na ten temat.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

13 marca 2012

Feministek


Zgodnie z nowymi zasadami pisowni i gramatyki, chyba właśnie w taki sposób należy nazwać osobnika na tym zdjęciu. Chodzi o osobnika z plakatem.



Zdjęcie pochodzi z serwisu wpolityce.pl i zostało tam przedstawione do zobrazowania innego artykułu.
Od prawej widoczni: S. Sierakowski, NN, Seweryn Blumsztajn - z plakatem.
Jeśli na manifie, czyli teoretycznie damskiej imprezie na zdjęciu, które jest najbardziej reprezentatywne dla tej imprezy widać dwóch facetów (zakładam, że NN jest kobietą), to chyba coś tu nie gra.

Tu się przypomina artykuł jaki opublikował w swoim czasie w "Nowym Państwie" Filip Rdesiński. Rdesiński będąc wtedy anonimowym człowiekiem spotkał na Krakowskim Przedmieściu w zeszłym roku (2010) Blumsztajna i Łuczywo i z głupia frant uciął sobie z nimi pogawędkę
Oto odpowiedni fragment: "... Nie boicie się Państwo, że to co się dzieje, może doprowadzić do otwartej wojny kulturowej w Polsce - mówię patrząc im w oczy i dostrzegam w nich rozpalone ogniki. - My właśnie na to liczymy - słyszę z ich ust. ..."


Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

Wrzutki medialne

Obserwujemy kolejny festiwal wrzutek medialnych, które maja na celu odciągnięcie opinii publicznej od rzeczy istotnych.
Takimi wręcz szczurami medialnymi są hasła o postawieniu przed Trybunałem Stanu Ziobry i Kaczyńskiego. Przecież to bzdura. Przecież wszystkie śledztwa prokuratorskie, które były prowadzone przez ostatnie cztery lata upadły. Oczywiście najśmieszniejsza była sprawa z "zamordowanym laptopem", który nieopatrznie został włączony na wizji i fonii przez Katarzynę Kolendę - Zaleską. Oj się pewnie potem musiała bidula tłumaczyć ze swojej łatwowierności. Ale to jej i jej pryncypałów problem.
Jest tak, że śledztwa są umorzone, a jednak usiłuje się tego ostro nieświeżego kotleta nadal podgrzewać i reanimować.

Dziwi mnie jednak, dlaczego w tym festiwalu ogłupiania społeczeństwa uczestniczy również PiS oraz ta część mediów, którą zwykło się uważać za "naszą".
Bo trudno nie nazwać wrzutką medialną rozważań posła Hofmana na temat konstruktywnego votum nieufności dla rządu Tuska i sugerowanie, że prof. Gilowska miała by zostać premierem.
Tak samo redaktor Sakiewicz, który rozważa, czy Schetyna może zastąpić Tuska.

Czy wyście ludzie kompletnie pogłupieli, nie macie innych tematów poprzez które możecie grillować PO i Tuska osobiście. Chyba jednak by się parę znalazło. I to nawet tematów wyprzedzających zdarzenia, które potem można by wykorzystać ponownie. Przecież wystarczy się rozejrzeć po tych budowach, co to na te ME w piłce kopanej są przygotowywane i można podnosić alarm, że te przygotowania są w lesie.
Ale nie, wyciąga się wydumaną i abstrakcyjną walkę frakcyjną w PO, która niby miałaby doprowadzić do upadku Tuska.
W poprzedniej notce (źródło) wyjaśniłem dlaczego uważam wszelkie zmiany na szczytach władzy w obecnej chwili za bezcelowe.

Powiem wprost. Jeżeli PiS uzna za celowe wejście do takiego "rządu fachowców" vel "rządu technicznego", lub nazwanego w jakikolwiek inny sposób, to ja uznam, że PiS przestał być opozycją. Jeżeli tak się stanie to będzie to duży problem dla nas, dla nas czyli dla społeczeństwa. Bo to będzie oznaczać, że nie mamy żadnej reprezentacji, która mogłaby zostać uznana za formację niepodległościową.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

12 marca 2012

To nie jest nasz problem

Gdy w czasie strajku 1980 roku media podały, że Edward Gierek przestał być I Sekretarzem PZPR wśród strajkujących w stoczni w Gdańsku zapanował entuzjazm. Na szczęście wyszedł do zgromadzenia ktoś bieglejszy w sztuce polityki stosowanej i tym jednym krótkim zdaniem wrzawę i aplauz uciszył.

Identycznie jest teraz.
Jeśliby Tusk odszedł z urzędu (został do tego zmuszony) to tak samo jak w przypadku Gierka należy powiedzieć, że "to nie jest nasz problem".
Oczywiście Tusk jest szkodnikiem, ale czy wymieniając Tuska na kogokolwiek innego to coś zmieni - nie sądzę.
Nawet taki manewr, że Tusk i PO podają rząd do dymisji, dążą do samorozwiązania parlamentu i do wcześniejszych wyborów jest według mnie sytuacją niezadowalającą w obecnej chwili.

Należy ubolewać nad tym, że niektórzy, nawet z prawej strony sceny politycznej - exemplum redaktor Sakiewicz biorą w ogóle pod rozwagę wariant "rządu Technicznego" vel "rządu fachowców" i usiłują promować na stanowisko premiera w takim gremium prof. Zytę Gilowską.
Bo cóż oznacza taka hucpa. Ano tyle, że za pięcioletnie rządy Tuska odpowiedzialność będzie się rozkładała po równo na wszystkich udziałowców tego nowego rządu. Przy czym to "po równo" będzie co najmniej skierowane tylko w jedną stronę co niewątpliwie załatwią "zaprzyjaźnione media".
Jeśli profesor Gilowska ma chociaż trochę oleju w głowie, a raczej ma, to powinna takie propozycje skwitować jednoznacznym popukaniem się palcem w czoło, ewentualnie zapytaniem się osobnika coś takiego proponującego - czy nie potrzeba wezwać pomocy medycznej, bo najwyraźniej człowiek ten słabuje na umyśle.

Identycznie PiS powinien postąpić z wszelkimi próbami skrócenia kadencji tego sejmu. Tak, wiem ten rząd i ten sejm są arcyszkodliwe dla państwa, ale to jeszcze nie ten czas. PiS powinien glosować przeciwko konstruktywnemu votum nieufności dla Tuska i przeciwko samorozwiązaniu sejmu, ewentualnie wstrzymywać się od głosu argumentując właśnie w ten sposób: "to nie nasza sprawa tylko rozgrywka wewnątrz systemu panującego analogiczna do rozgrywek w PZPR w 1980."

Ludzie, a w każdym razie dużo więcej ludzi niż obecnie, muszą zrozumieć, że brak lustracji i rozliczeń okresu PRL to nie jest tylko kwestia moralności, ale przekłada się to również na ich bezpieczeństwo w życiu codziennym. I nie mam tu na myśli sytuacji skrajnych, takich jak wojna, czy napad rabunkowy, ale zwykłe sprawy, które nas dotykają codziennie, takie jak jazda samochodem, czy podróż pociągiem.
Tak, patologia okresu PRL wpływa na nasze życie codzienne, na jego jakość, a właściwie bylejakość.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

10 marca 2012

Tusk został wstecznikiem i hamulcowym postępu

Wstecznikiem, hamulcowym postępu, ksenofobem. Słowo antysemityzm jeszcze nie padło, ale zawsze mu mogą wyciągnąć dziadka z Wermahtu i przerobić na Waffen SS.
A wszystko to przez "pakiet klimatyczny", który miał zostać podpisany w Kopenhadze. A nasza delegacja to zawetowała. I posypały się gromy.

"Polska pogorszyła jeszcze bardziej wizerunek swojej przestarzałej gospodarki i hamuje postęp całego kontynentu. Europa bardzo potrzebuje uwolnić się od drogiego importu paliw kopalnych, które codziennie na wielką skalę uniemożliwiają ożywienie gospodarcze i bezpieczeństwo klimatyczne." - Greenpeace (ustami swego dyrektora ds. polityki klimatycznej Jorisa den Blankena)

"Najwyższy czas, by wymyślić nowy system podejmowania decyzji, by Polska przestała dyktować warunki europejskiej polityki klimatycznej. Jeden kraj członkowski po prostu nie może blokować dziesięciolecia postępu Europy w tej kwestii." - WWF (Jason Anderson, odpowiedzialna w organizacji za politykę klimatyki UE)

"Warszawa najpierw robiła, co mogła, żeby podzielić Europę, a koniec końców samotnie przeciwstawiła się reszcie UE. Takim uporem Polska może co najwyżej skutecznie zablokować sobie dostęp do unijnych funduszy, ale nie zablokuje klimatycznych ambicji Unii. Dzisiejsze spotkanie pokazało, że poza Polską cała Europa rozumie, że ochrona klimatu to nie tylko konieczność, ale i gospodarcza szansa na tworzenie nowych miejsc pracy i modernizację energetyki" - Za organizacje pozarządowe z koalicji Climate Action Network Europe wypowiedziała się Julia Michalak

Ciekawe kiedy i od kogo usłyszymy, że Polska ponownie straciła okazję żeby siedzieć cicho skoro minister Dowgielewicz był łaskaw stwierdzić, że "UE strzela samobója."

Ciekawe jakich łamańców intelektualnych będziemy teraz świadkami skoro media będą chciały nadal utrzymać euro - entuzjazm w społeczeństwie, a tu takie rzeczy wyłażą na wierzch.

No i ciekawe jak bedzie z tymi funduszami z UE skoro tu jest przedstawiane takie dictum.
Proponuję sobie zapamiętać panią Julię Michalak i tą jej wypowiedź, żeby się w przyszłości nikomu nie pomyliło kim ta paniusia jest i na czyją szkodę działa.

Swoją drogą to się nie dziwię, że inne państwa, które były niby w koalicji z Polską w tej kwestii teraz się na nasze władze wypięły - czysta żywa retorsja, wszak tyle razy ich oszukaliśmy i wpuściliśmy w maliny, że teraz Tusk dostał to na co zasłużył.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

08 marca 2012

Przypomnienie z historii

Równouprawnienie. Sztandarowe hasło feministek i innych lewackich swołoczy zasilanych w taki bądź inny sposób z moskiewskich pieniędzy.
I to wypowiadane z takim lekceważeniem twierdzenie, że Polska jest krajem zacofanym. I nikt w dyskusji na fonii i wizji z tym nie dyskutuje, nie wytyka od ręki, że to nieprawda.
A przecież w Polsce kobiety jako pierwsze w Europie uzyskały prawa wyborcze w roku 1918. Tak, decyzją jednoosobową Piłsudskiego, w praktyce dekretem. Takie kraje jak Francja wprowadziły równouprawnienie kobiet pod tym względem po II WŚ, ponad 25 lat później, inaczej mówiąc pokolenie później.
I co, i nic, mało kto o tym wie.

Jeśliby się przez chwilę zastanowić, to jedyny element, który jest potrzebny kobietom żeby mogły pogodzić chęć robienia kariery zawodowej (te co chcą) z macierzyństwem i opieką nad domem nigdy nie został podniesiony przez idiotki zwące się feministkami. A jest to bardzo prosta regulacja prawna - kobieta, która urodziła dziecko ma prawo do zatrudnienia na 1/2, 1/3 czy 1/4 etatu przez okres trzech, czterech, a być może i sześciu lat po urodzeniu dziecka. Takiego postulatu środowiska zwące się feministycznymi nigdy nie wyartykułowały. Ergo wszystko co mówią o równości, równym traktowaniu i innych bzdetach jest bzdurą i robieniem wody z mózgu maluczkim.

Swoją drogą, to w czasach II RP wystarczało żeby pracował mąż i rodzina mogła się mieć dobrze. I ja nie mówię o jakichś magnatach, czy posiadaczach ziemskich, ale na przykład o urzędniku średniego szczebla pracującego w PKP, lub o początkującym lekarzu pochodzącym z rodziny chłopskiej. Ci faceci zarabiali tyle, że starczało na wszystko.
To ja się pytam gdzie jest ten postęp, bo ja widzę regres.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

06 marca 2012

Jeśli nie wiesz co się dzieje naciśnij czerwony przycisk

Słucham różnych pokrętnych wywodów na temat tego co wydarzyło się pod Szczekocinami. Najbardziej ciekawy jest wpis Jerzego Polaczka (tutaj), który sugeruje ni mniej ni więcej, że coś z tymi sygnalizatorami, semaforami, zwrotnicami i innym kolejowym specjalistycznym sprzętem jest co najmniej nie w porządku. I to nie był jednostkowy wypadek, tylko norma na tej trasie skądinąd podobno zmodernizowanej w zeszłym roku.
Pomijam kwestię gęstości infrastruktury, jakość i przydatność, które to czynniki dosyć dobrze zanalizowano (tutaj).
Skupmy się natomiast na tym jak to działa, a właściwie jak działać powinno.
Otóż w sensie logicznym działanie tego całego specjalistycznego kolejowego szpeju powinno wyglądać jak działanie programu komputerowego.

If sygnał = (tor zajęty) then (nie wpuszczaj innego pojazdu)

If sygnał = (tor dwustronnie zajęty) then (odłącz zasilanie)

No tak powinien działać ten mechanizm - oczywiście w pewnym przybliżeniu. Oczywiście nad tym całym interesem powinien czuwać człowiek. Ale człowiek podejmuje decyzje na podstawie nadchodzących sygnałów. Jeśli nadchodzące sygnały mówią o chaosie to człowiek powinien nacisnąć czerwony przycisk, który odłączy zasilanie od tego całego odcinka.
KONIEC



Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

04 marca 2012

Wypadki się zdarzają

Ale czy muszą zdarzać się tak często?


To wykres jaki otrzymujemy po wklepaniu kilkunastu pozycji.
Na osi X mamy kolejne daty zdarzeń.
Na osi Y ilość dni jakie upłynęły od poprzedniego zdarzenia.
Program Open Office - Arkusz kalkulacyjny daje taką standaryzującą funkcję pod nazwą "wygładź krzywą".

Co za pech dla obecnie rządzących, maksimum, czyli największy odstęp czasowy od poprzedniej katastrofy kolejowej był za tego wrednego Kaczyńskiego. To ani chybi czarownik, skoro potrafił tak zadziałać, że nawet pociągi się nie zderzały.

Z prostych wyliczeń statystycznych można dojść do wniosku, że następne tego typu zdarzenie wydarzy się w czasie 100 dni z prawdopodobieństwem rzędu 90 procent.
Ale za 100 dni to tu będą mistrzostwa w piłce nożnej. Pociągi nie będą jeździły z obłożeniem 30 procent miejsc, tylko ze 100, a być może będą przepełnione. Takie zdarzenie to nie będzie 16 ofiar śmiertelnych tylko 160.
Składy pociągów będą dłuższe, ludzi będzie więcej - więcej ofiar.

Powiem szczerze, nie mam ochoty żeby to wyliczenie i przewidywanie się sprawdziło. Ale ci, którzy zarządzają tym interesem nie mają już czasu na podjęcie działań, które by mogły w sposób drastyczny podwyższyć poziom bezpieczeństwa na kolei, na drogach, wszędzie.
Tego czasu już nie ma. Został przepierdolony na meczyki w gronie kumpli, na zabawy P-R, na picowanie rzeczywistości.
A tu jest fizyka i rachunek prawdopodobieństwa i tego oszukać ani podpicować się nie da.
A pieniędzy na szybkie wymienienie wszelkich kluczowych elementów systemu bezpieczeństwa na kolei również nie ma. Nie ma bo poszły na Igora Ostachowicza i innych palantów od wizerunku.

Nie do pominięcia jest fakt, że 9 spośród 16 wypadków na kolei (tylko przewozy pasażerskie) miało miejsce za rządów Tuska.
No coś w tym jest, tylko ciekawe co?


Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

03 marca 2012

Obstawiam masonerię

Jest coś takiego w zachowaniu, wyglądzie, sposobie bycia premiera Tuska, co nie daje spokoju.
Ja rozumiem, że żądza władzy, rozumiem nawet chęć zglebienia przeciwników, zrozumiałym jest również strach  o rodzinę, ale to wszystko mało żeby wyjaśnić i wytłumaczyć wszystko.
Musiało być coś co komuś takiemu jak Tusk, człowiekowi będącemu inteligentem w pierwszym pokoleniu, musiało strasznie zaimponować. Zaimponować bardziej niż bycie premierem.
Czymś takim mogło by być przyjęcie do loży masońskiej od razu na jakiś wysoki stopień wtajemniczenia. To, że ci przyjmujący drą z niego łacha za plecami to detal, wszak Tusk tego nie wie. Oficjalnie są "braćmi", oficjalnie go poklepują po plecach. Nawet to, że niektórzy z tych co go przyjmowali również oficjalnie na publikowanych w prasie zdjęciach go nadal poklepują jest tym większym powodem do dumy i samozadowolenia.
Myśli sobie taki Tusk "patrzcie, to ja mistrz fafdziesiątego stopnia i moi bracia, to my rządzimy wami. A wy motłoch możecie się tylko popatrzeć.  To my jesteśmy nowymi 'oświeconymi ludźmi', a reszta to bydło."
Tak mniej więcej według mnie muszą przebiegać procesy myślowe u Tuska.

Mogę się oczywiście mylić, ale nie sądzę, żeby nadmiernie. Osobnik ten wykonał gigantyczną pracę żeby się zmienić, ale raczej tę pracę wykonano nad nim. W jakimś sensie zrobiono mu pranie mózgu, implantując wręcz pewne odruchy podkorowo. Tak jak trening karate, jest treningiem, który ma na celu zautomatyzowanie odruchów w sytuacji walki. Tak trening jakiemu został poddany Tusk jest treningiem zmiany osobowości. I to nie jest tylko moja obserwacja, czyli człowieka obserwującego Tuska poprzez media, tak mówią również ludzie, którzy go znali wcześniej i teraz nie poznają (chociaż te głosy to raczej toną w tumulcie medialnej młócki).

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

01 marca 2012

Ksenokracja z ojkofobią pod osłoną mediokracji

Nie, nie szukajcie wyjaśnienia tych słów w wikipedii, ani w większości miejsc w internecie, takich jak słownik wyrazów obcych. Nie szukajcie, bo nie znajdziecie.

Ksenokracja, to po prostu rządy obcych. klasycznym przykładem ksenokracji w Polsce był okres zaborów.
Ojkofobia, to niechęć, odraza, do własnego środowiska, rodziny, klasy społecznej, w najszerszym rozumieniu do własnego Narodu.
Pojęcie mediokracji jest chyba najszerzej znane. To rządy poprzez media, gdzie ludzie mediów stają się wbrew podstawowym założeniom elementami systemu władzy - wspierają władzę na każdym możliwym polu.

Ostatnie wydarzenia w Polsce i to jak są one relacjonowane właśnie w mediach uprawniają do takich właśnie wniosków. Żyjemy w państwie rządzonym w sposób, który sugeruje iż rządzący są obcy i/lub wolą dobrze dla obcych, w porozumieniu z tymi, którzy nienawidzą samego faktu, ze muszą mieszkać w Polsce i mówić po Polsku. A wszystko to się dzieje przy wsparciu mediów, które również są obce (80 procent tytułów prasy kolorowej jest własnością niemieckich koncernów medialnych) lub pracują w nich ludzie będący ojkofobami.

Nie będę podawał przykładów ani konkretnych nazwisk, bo każdy kto choć trochę myśli jest w stanie podstawić pod te pojęcia kilka, kilkanaście, a wnikliwsi obserwatorzy sceny politycznej to nawet kilkadziesiąt przykładów ze stosunkowo krótkiego okresu czasu.

Należy jedynie ubolewać, że takie pojęcia nie są nauczane w programie szkolnym. Ale jeśli rządy są stanowione przez obcych i/lub dla dobra obcych, to trudno oczekiwać żeby ludzi uczono słów, które prawidłowo opisują rzeczywistość. No po prostu, jak się chce mieć quasi niewolników to przecież nie będzie się ich uczyło na czym polega samo jądro niewolnictwa.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A