29 lipca 2012

Drobni oszujszczycy

Kolejne taśmy wypłynęły na światło dzienne.
Można powiedzieć, że dokonał się postęp, ale jednocześnie regres.
Postęp technologiczny i jednoczesny regres finansowo mentalny.
Postęp technologiczny, bo jakość nagrania obecnego jest w pełni profesjonalna w porównaniu do chałupniczej roboty zestawem "Mały Michnik" wykorzystanym dziesięć lat temu. Jednocześnie można powiedzieć, że jednak afera Rywin - Michnik, to była o coś. O jakieś konkretne i znaczące na tamtym etapie pieniądze i inne wartości.
A teraz?
Teraz, to drobne złodziejaszki, które się użerają o ochłapy tego czego nie rozkradziono do tej pory. Tu poprowadzić tysiąc, tam dwa, ówdzie trzy. Taka jest ta ekipa.
Nawet te 110 tysięcy osobnika o nazwisku Grad nie robi specjalnego wrażenia.
Na marginesie, ja bym temu facetowi dał dwa razy tyle, ale z jednym zastrzeżeniem, żeby z domu nie wychodził i niczego nie robił. Bo biorąc poprawkę na jego dotychczasowe dokonania, to jeżeli nie daj Bóg dojdzie do wybudowania tej elektrowni atomowej, to wybuch nastąpi przy rozruchu, a skutki będą gorsze niż w Czernobylu i Fukuszimie razem wzięte. No niestety taką mam opinię o człowieku po jego dotychczasowych dokonaniach.

Śmieszność całej sytuacji zasadza się na tym, że system vel układ, który całe to towarzystwo wypromował nie ma alternatywy. I te drobne oszujszczyki z PO i PSL doskonale o tym wiedzą. I na tym właśnie żerują.
Bo zawsze do gazety czy do zaprzyjaźnionych telewizji może zadzwonić ktoś i zadać jedno podchwytliwe pytanie: "Chcecie powrotu Kaczyńskiego - Nie? To piszcie o potworze z Loch Ness, albo o czymś innym równie fascynującym".

Zapętlenie obecnego układu rządowo medialnego jest coraz bardziej widoczne.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

24 lipca 2012

Jak ośmieszyć naród?

Ano tak:
Tytuł książki: "Gulasz z turula"
Autor: Krzysztof Varga
Wydawnictwo Czarne S.C.

Gdy po raz pierwszy o tej książce usłyszałem, to byłem prawie pewien, że jest to pozycja napisana na zamówienie z Czerskiej albo Wiertniczej, czy innego politbiura. Ale nie, wydana w 2008 roku robi nagle karierę w roku 2012. I jeszcze ta promocja, nominacja do nagrody Nike. Ale to w sumie niezła ciekawostka, książka przeleżała cztery lata, by nagle stawać się pozycją obowiązkową.

Przytoczmy kilka fragmentów.
” Pamiętając o klęsce pod Mohaczem, Węgrzy nie pamiętają o jej przyczynach – węgierskie elity polityczne nie mogły dojść do porozumienia w sprawie finansowania wojska w obliczu zbliżającej się potęgi tureckiej, a ich celem nadrzędnym było osłabienie władzy królewskiej. …”
i dalej
„Mohacz to klęska na własne życzenie.”
i następna strona
„Lista węgierskich zwycięstw jest krótka, łatwiej więc o niej zapomnieć. Jak może szlachetnie cierpieć kraj, któremu zdarzało się wygrywać/? Ale kto zabroni użalać się nad sobą krajowi, który zawsze przegrywał? Pamięć o tym, że zawsze się przegrywało, pomaga zapomnieć, że nie zawsze był się ofiarą, ale czasem też katem. Lista węgierskich klęsk łagodzi listę węgierskich przestępstw.”

Zupełnie jakby, przenosząc sprawę na nasz grunt, napisano książkę składającą się z bredni Grossa i pohukiwań Korwina o bezsensowności powstań.

Te cytaty to powinny zwłaszcza uderzyć tych z nas blogerów, którzy przeczytali już drugi tom Baśni kolegi Corrylusa, tych co doskonale sobie zdają sprawę z tego jaka była geneza bitwy pod Mohaczem.

Jednego możemy być pewni. Promocja tej kiepskiej w sumie literacko książki stoi w jawnej koincydencji z Wielkim wyjazdem na Węgry zorganizowanym przez Gapola. Możemy być pewni również czegoś innego, jeżeli analogiczne wyjazdy z analogicznym sukcesem byłyby organizowane w innych kierunkach, to zawsze gdzieś się znajdzie jakaś książka, która w równie złośliwy sposób będzie dyskredytować inny naród.


Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

21 lipca 2012

Chleją

Chleją na potęgę. Kto? oczywiście lemingi.
Byłem na wakacjach, typowych dla mnie. A więc żagle, tym razem na Mazurach, Szlak Wielkich Jezior. Od Węgorzewa, do Rucianego i Karwicy na jeziorze Nidzkim i z powrotem.
Poczyniłem przy tym pewne obserwacja. Coraz więcej coraz droższych jachtów wyposażonych w coraz bardziej wymyślne urządzenia. Ja tylko nie mogę wyjść z podziwu, po cholerę na jachcie na Mazurach ktoś instaluje echosondę, radar, CB-radio i jeszcze jakieś inne duperele.
Widziałem kilka przypadków działań załóg tych drogich jachtów (wynajęcie na dobę takiej jednostki oscyluje w okolicy 700 zeta), które mogły przyprawić o palpitację.
Jacht 33 stopowy czyli o długości 10 metrów (to też dziwaczna maniera mierzyć jachty wód śródlądowych w sposób typowy dla jachtów morskich) wyposażony w silnik o dużej mocy, ster strumieniowy podpływa w czasie dobrej pogody do nabrzeża, a dwaj młodzi ludzie na nim siedzący nie mają nawet pomysłu jak to cudo techniki zaparkować prawidłowo.
Potem gdy już się udało im pomóc jeden z nich rzucił, że to "straszna kolumbryna". Skoro taka straszna to po cholerę brałeś człowieku jednostkę nad którą nie jesteś w stanie zapanować. Widocznie jakieś inne względy, najpewniej prestiżowe, zmuszają tych ludzi do wynajmowania takich "kolumbryn".
A przecież za te same pieniądze można wynająć jacht w Chorwacji czy gdzie indziej na Morzu Śródziemnym.

Ale najlepsze następuje trochę później, gdy zaczynają się wieczorno nocne zabawy. Na Mazurach zawsze się spożywało dużo alkoholu, ale to co prezentują właśnie ci z tych dużych jednostek nie mieści się według mnie w pojęciu picia ale właśnie CHLANIA. I to chlania na umór. Takiego chlania na zapomnienie. I te opowieści, które się słyszy.
To wszystko ma jeden mianownik. Zaleźli za wysoko jak na swoje możliwości mentalne i podświadomie zdają sobie z tego sprawę. Są sfrustrowani i chleją aby tą frustracją stłumić. I to nie jest tylko frustracja spowodowana brakiem umiejętności operowania takim jachtem, ale wynika ona z całego ich życia, pracy którą wykonują i tych wszystkich rzeczy, które doprowadziły ich do tego, że ich stać na to żeby wynająć jacht za 700 zeta za dobę.
Jeszcze jedno, więcej chleją ich dziewczyny.
Jedna z zasłyszanych opowieści.
Raut w Hiltonie dla radców prawnych.
"... i wiesz, ta Janka idzie pijana w dym z Heńkiem, który ją ma odprowadzić i najpierw ona pierdolnęła na glebę, a potem on na nią, bo wisiała mu na ramieniu, a on też był najebany. ..."

No tak się "bawią".

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

04 lipca 2012

1'000 złotych

Na tyle wyliczył jeden mój znajomy możliwe kary za błędnie wypisaną receptę.
A teraz co to znaczy błędnie wypisana recepta:
Uchybienie formalne: np.: zamiast Mińsk-Mazowiecki lekarz napisze Mińsk  Maz. Żeby nie było, ja tu opisuję przypadki, które miały już miejsce i przez urzędniczyny z NFZ różni lekarze mieli takie bądź inne problemy.
Użycie leku w sposób, który nie jest ujęty przez instrukcję ministerstwa. Na przykład: pacjent ma migotanie przedsionków, lekarz wypisuje Klexan (preparat rozrzedzający krew i jest to preparat drogi), pacjent ma wszelkie ubezpieczenia, ale właśnie zachodzi ten przypadek, że instrukcja wydana przez ministerstwo (NFZ?) nie przewiduje użycia tego leku w takiej jednostce chorobowej, a jest to posunięcie z punktu widzenia medycyny ratujące życie temu człowiekowi. I w dodatku ten konkretny pacjent nie może z innych powodów medycznych otrzymać innego preparatu na rozrzedzenie krwi.

Czyli efektywnie lekarz dostaje karę w wysokości 200 zeta + wielokrotność "wyłudzonego" świadczenia. I te 1'000 to wcale nie jest górna granica możliwych reperkusji finansowych w przypadku jednej recepty dla jednego pacjenta.

Obecna prezes NFZ ma ponadto całkiem ciekawe pomysły. Otóż paniusia ta wpadła na genialny pomysł aby "nagradzać" tych lekarzy, którzy zakablują swojego kolegę po fachu, że błędnie wypełnił receptę, sumą 25 zeta (słownie: dwadzieścia pięć złotych).
Ciekawe ilu Pawlików Morozowów ma w swoim składzie środowisko medyków w Polsce.
Mogła chociaż podwyższyć do 30 zeta, wtedy wszystko by było jasne, ale nie przykutwiła.



Należy podkreślić, że niestety pewna część lekarzy podpisała te nowe umowy. Są to w przeważającej większości pracownicy takich firm jak na przykład Lux-Med. Duża firma o nomenklaturowej proweniencji, gdzie w radzie nadzorczej zasiadała w swoim czasie (być może nadal ma to miejsce) żona obecnego prezesa NBP Marka Belki. W tej konkretnej firmie istnieje duży nacisk na lekarzy aby te nowe umowy podpisywali. Oczywistością jest, że jest to nacisk ekonomiczny, w tej firmie lekarze zarabiają dobrze i ciężko jest się rozstać dobrze płatną posadą.

Z drugiej strony jest firma Medicover, która posiada oddziały w wielu miastach w Polsce, w której dla odmiany lekarze w większości nie podpisali tych umów, a firma jako taka nie wywiera na lekarzy presji w tym względzie.

Jeśli usłyszycie w mediach, że jest to problem marginalny, nieistotny to możecie to włożyć między bajki.

Poprzednia notka na ten temat - tutaj

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

03 lipca 2012

Warstwy

Żyjemy w świecie zafałszowanym warstwowo. jest kilka warstw fałszu, który nas otacza.
Tą pierwszą warstwę, tą najbardziej widoczną stanowią te lemingi, te wykształciuchy, którymi już z samego nazewnictwa pogardzamy. Otóż nic bardziej błędnego, powinniśmy im współczuć. powinniśmy im współczuć, bo to ludzie zagubieni, nie rozumiejący rzeczywistości, w której funkcjonują. Stali się tymi lemingami vel wykształciuchami z różnych, często dosyć prozaicznych powodów. Dobra praca, czasami w ogóle jakaś praca, za drobną cenę - nie mów nic przeciwko aktualnemu układowi. Ręka rękę myje, itd., itp.
To jest ta pierwsza warstwa, najliczniejsza, a zarazem wbrew pozorom naimniej groźna, bo niezwykle labilna emocjonalnie. Owszem, ci ludzie głosowali na PO i być może nigdy, lub w znikomym procencie mogą zagłosować na PiS, ale poprzez styl przekazu medialnego,który jest do nich skierowany znajdują się właśnie w stanie notorycznego rozedrgania emocjonalnego. Tych ludzi może wytrącić z ich aktualnego toru rozumowania niezwykle delikatny wektor. Ale to może wystarczyć, żeby in gremio nie wzięli udziału w wyborach.

Warstwę drugą w sposób bliski perfekcji opisał Leszek Żebrowski (źródło). To są ci wszyscy prokuratorzy, ci wszyscy pracownicy naukowi uniwersytetów (głównie wydziałów humanistycznych), którzy wywodzą się z rodzin tych wszystkich KPP-owców, tych spadkobierców luksemburgizmu jak to słusznie ujął Rymkiewicz.
Oni są groźni, bo sprawują władzę, a jak nie oni bezpośrednio to ich potomkowie.
Schemat jest wręcz trywialny. Syn (sędzia) przychodzi do ojca (sędziego w stanie spoczynku) po radę w jakiejś tam sprawie.
I słysz: zrób tak i tak.
Ależ tato, przecież to wbrew prawu i urąga elementarnej logice.
Jak zrobisz zgodnie z prawem i logiką to przyjdą po mnie i mnie wywleką w kajdanach.
To są również ci wszyscy funkcjonariusze urzędów bezpieczeństwa, którzy w latach poprzednich mordowali ludzi. Tu można się powołać na Raport Rokity, który skądinąd był przez ładnych kilka lat drukiem sejmowym, którego nie można było przeczytać.
To z takich ludzi i ich rodzin rekrutują się ci, którzy 11-11-2011 tłukli ludzi na ulicach za niesienie Polskiej Flagi.

Ale jest jeszcze warstwa trzecia problemu.
Ludzie, którzy niby to deklaratywnie są po stronie Narodu. Ale właśnie z niezbyt znanych przyczyn optują za fałszowaniem historii. To fałszowanie, lub też negowanie historii odbywa się na wręcz niebywałą skalę. Ja osobiście dopuszczam możliwość, że ponieważ zostali tak nauczeni spoglądać na problemy historyczne, to dalej przekazują identyczne przesłanie. Jednakże uważam, że sławetne zdanie profesora Wieczorkiewicza winno być mottem nie tylko dla samych historyków, ale również dla wielu naukowców z różnych innych dziedzin.
"W związku z najnowszymi odkryciami uważam, że historia Polski winna być napisana od nowa". Przy czym profesor Wieczorkiewicz miał na myśli historię od XVIII wieku. Sadzę, że powinno się to rozszerzyć dużo bardziej w głąb dziejów.
I właśnie ci ludzie, z tej trzeciej kategorii, ci tak zwani "nasi", są wbrew pozorom równie groźni. Bo sprzedając, mam nadzieję, że bez złej woli, fałszywy obraz historycznych zaszłości powodują powstanie fałszywego wzorca kulturowego, który jest implantowany do głów większości ludzi po prawej stronie sceny politycznej.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

02 lipca 2012

Jasnowidz

 Tym jasnowidzem jestem oczywiście ja.
Dlaczego?
A dlatego, że w dniu 25-05-2012 popełniłem dwa teksty na temat tego co się dzieje obecnie (pierwszy) i (drugi), w związku z czym mam prawo mówić o sobie JASNOWIDZ.
W tamtym czasie nikt, ani z mediów głównego nurtu, ani z mediów pro państwowych i narodowych się na ten temat nie zająknęli. To co to jest do diabła, kto tu jest dziennikarzem. Przecież jeżeli ja miałem taką informację o stanie prawnym jaki się proponuje lekarzom w końcówce maja, to dziennikarze powinni mieć taką wiedzę znacznie wcześniej (co najmniej miesiąc wcześniej). Przecież przygotowanie takich umów nie trwa pięć minut, ale wymaga dokładnej pracy specjalistów prawników.
Ale nie, nikt pary z gęby nie puścił, morda w kubeł, nie bulgotać.
To co, dziennikarze nie mają znajomych lekarzy, którzy by im prywatnie powiedzieli o nadciągającej hucpie, nie kontaktują się z przedstawicielami oficjalnymi środowisk lekarskich. To po chuj tacy dziennikarze, do garów na zmywak do Londynu wypierdalać, a nie udawać dziennikarzy.

Jednocześnie pragnę ponowić apel do lekarzy (sam mam kilku w rodzinie i dzięki temu jestem zorientowany), żadnego podpisywania tych nowych umów z rządem, żadnych ustępstw. Po prostu beton. A jak rząd chce sobie dochodzić od pacjenta, że wyłudził świadczenie w formie zniżki na lekarstwo, to proszę bardzo, do tego konkretnego pacjenta, który złożył fałszywe oświadczenie o swoim ubezpieczeniu.

Tu uwaga na marginesie,że niby niby NFZ to nie jest rząd. Owszem NFz jest agendą rządową, a ostatnio to szef NFZ-u stał się chłopcem (tu akurat dziewczynką) na posyłki aktualnego ministra. NFZ "tylko" zarządza tym co mu przydzieli rząd.

Podnoszą się gdzieniegdzie głosy, że to niemoralne, że bije w pacjentów. No więc po pierwsze, dość szantażu emocjonalnego, a po drugie niech bije, może się pacjenci nauczą na kogo nie należy głosować. jak nie słuchali normalnych słów to muszą dostać w dupę. Niech się ludzie nauczą odnajdywać ciągi przyczynowo skutkowe w swojej działalności. A wrzucona kartka wyborcza i aktualna sytuacja z lekarstwami i lekarzami to przypadek wręcz kliniczny.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A