31 sierpnia 2012

Kto za to zapłaci

Pojawiają się żądania aby poszkodowani przez Amber Gold dostali odszkodowania od Skarbu Państwa.
Żądania te są wyśmiewane i przyrównuje się poszkodowanych do frajerów, którzy podejmują grę w 3 karty na Bazarze Różyckiego. Oszustwo intelektualne takiego porównania jest ewidentne.
Bo jednak państwo i jego służby jest od tego aby gra w 3 karty nie była prowadzona w holu kancelarii premiera. A tak to w rzeczywistości wygląda, przynajmniej z punktu widzenia poszkodowanych.
Bo ktoś jest personalnie odpowiedzialny za umożliwienie firmie Amber Gold działania. Działania sprzecznego z prawem od samego początku. Gdzie po pierwsze osobnikowi, który miał już wyroki za oszustwa finansowe i wyłudzanie kredytów, pozwolono założyć kolejną firmę i prowadzić działalność bez wymaganych zezwoleń.
A po ostatnie, ktoś gdzieś nie zareagował na zgłaszane przez KNF zgłoszenie popełnienia przestępstwa.
Tych wszystkich ludzi da się ujawnić. I to nie jest jeden sędzie i jeden prokurator.
A skoro da się ustalić i ujawnić listę osób, które czy to poprzez zaniedbanie, czy to z rozmysłem umożliwili zaistnienie całej sytuacji, to jest z kogo ściągnąć te pieniądze.
Czyli Skarb Państwa nie musi nic płacić, ale pieniądze można odzyskać od tych, którzy w imieniu Państwa poprzez swoje działania lub ich zaniechanie umożliwili zaistnienie całej sytuacji.

Oczywiście nie mam wątpliwości, że tak się nie stanie, ale tak się według mnie to powinno odbyć.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

30 sierpnia 2012

Do kogo było skierowane to wystąpienie

To wystąpienie nie było skierowane do posłów na sali obrad, a tylko i wyłącznie do elektoratu - do tej lemingozy, która to obejrzy kilkanaście razy w różnych TV.
I ja nawet wiem co sobie ta lemingoza pomyśli: "Byczy chłop, nie pęka"
Bo to co się wydarzyło na sali obrad było znane w pewnych zarysach już od co najmniej tygodnia. Jakiekolwiek merytoryczne odniesienie się D.Tuska czy któregoś z jego ministrów do zaistniałej sytuacji, czy do zarzutów nie mogło mieć miejsca i nic takiego nie nastąpiło.
A jeżeli ktoś liczył, że Pawlaki poprą komisję śledczą to mówiąc wprost był ciężkim naiwniakiem.
Jakby Pawlaki zagłosowały za komisją to następnego dnia ABW zacznie wygarniać krewnych i znajomych pawlactwa z domów o szóstej rano. A być może i paru posłów by dostało zarzuty.
Tu nie ma zmiłuj i nie ma przebacz. Pawlactwo jest umoczone w tylu innych miejscach, że nie ma szans na jakikolwiek ruch w tym kierunku.
My nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych. I tak to się kręci od 20 lat. A czas płynie, da się doczekać do jakiegoś przedawnienia.

Dlatego, to co działo się na sali obrad było nieistotne. Istotne są słupki poparcia, a to może zapewnić w tym momencie już tylko w jeden sposób: pójście na rympał, na wydrę, na beszczela. I tak zrobili.

Jedna informacja z dnia dzisiejszego jest niezmiernie ciekawa. Otóż ten pan P., którego nazwiska nie można obecnie pisać w całości dostał zarzuty i sąd na 3 miesiące umieścił go w areszcie. A ta pani, jego żona, jest na wolności. Ani sąd ani wcześniej prokuratura nie wpadły na pomysł, że ona też może mataczyć w sprawie. Że de facto oboje są współodpowiedzialni za całe przedsięwzięcie, co skądinąd wynika wprost z dokumentów, które sobie można obejrzeć w internecie.
Rozdzielono ich i sądzę, że był to w pełni świadomy ruch. I to nie w celu żeby się nie mogli kontaktować a w zupełnie innym.



Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

29 sierpnia 2012

Skutki

Dwa są ostatnio wydarzenia, które mają olbrzymie znaczenie wizerunkowe dla Polski.
!. Sprawa Amber Gold i Tusków (obu)
2. Sprawa Ramony (Kory) Jackowskiej, Sipowicza i innych celebrytanów

To teraz sobie wyobraźmy co by było, gdyby analogiczne zdarzenia miały miejsce gdzie indziej.
1. Dziecko premiera i/lub prezydenta i/lub kanclerza, uwikłane w analogiczną sytuację. Własna partia by gościa pogoniła. Ta prokuratórwa, która umorzyła to śledztwo, to by więcej pracy w zawodach prawniczych nie dostała, gary by zmywała w garkuchni. Media by wieszały ostatnie zdechłe psy na takim człowieku i jego potomstwie - wyciągano by najgorsze brudy.
Bo to jest news, bo ktoś ze świecznika się skurwił i można go flekować do spodu.

2. Gwiazda muzyki i/lub show businesu i/lub filmowa zostaje przyłapana na ekscesach alkoholowych i/lub narkotykowych.
To samo. A ci, którzy wyjęli ten towar na lotnisku (te 60 gram towaru), to by szukali pracy na śmieciowozie, a nie w służbach. Bo przyjście takiej przesyłki winno być, po wykryciu, monitorowane aż do odebrania. I wtedy Sipowicz nie mógłby pierdolić o 2.8 grama znalezionym w domu, ale miałby na karku 62.8 grama. Ciekawe swoją drogą kto by to odbierał Ramona, czy Kora?
I znów to samo, to jest news, to jest temat, ktoś ze świecznika dał dupy, huzia na niego.

Że to wszystko ku uciesze maluczki - tak to prawda, bo to nie jest problem, że ktoś coś zrobił, tylko problemem jest to, że dał się złapać. A skoro jest na świeczniku, to ma świecić przykładem. Bo przykład ma wyglądać w ten sposób, że ci na piedestale, wszystko jedno czy politycznym czy innym, mają być czyści. A jak powinie im się noga to wypad, spierdalać na drzewo.



No to teraz popuśćmy wodze fantazji. Wyobraźmy sobie, że na skutek różnych czynników najbliższe wybory wygrywa PiS, Jaro zostaje premierem, Kamiński wraz z agentem Tomkiem i innymi wracają do CBA.
I przyjeżdża przedstawiciel jakiegoś dużego koncernu, składa komuś z rządu niedwuznaczną propozycję, że jeśli tu coś się uda urwać z tej koncesji, to ten z rządu może liczyć na takie a nie inne apanaże. A ten ktoś z rządu mówi "wypierdalaj".
Tu następuje ciężkie zdziwienie przedstawiciela koncernu, bo przecież wszystkie raporty, które otrzymał uprzednio mówiły wyraźnie, że w Polsce tak się załatwia interesy. Przedstawiciel dzwoni do centrali, mówi co go spotkało. Szef koncernu łapie za telefon, dzwoni do kogoś z administracji swojego rządu i mówi "jesteście durniami, wasze raporty są o kant dupy potłuc, w Polsce nic nie można załatwić". Człowiek z administracji zwołuje konferencję prasową, na której wygłasza tekst, że "w Polsce panują takie warunki, że  nic, kompletnie nic, żadnych interesów robić nie można, kompletna dzicz."

Analogia z punktem drugim.
Przyjeżdża celebryta, który ma taką skłonność, że lubi tylko 13-14 latki. Zostaje złapany. Podawał swoim ofiarom kokę, uprawiał z nimi seks. I nagle chlast, wpada brygada antyterrorystyczna i gościa zwijają.
Następnego dnia w jednym z poczytnych dzienników na zachód od Odry ukazuje się artykuł, o tym, że niewinny celebryta został zwabiony przez matki nieletnich cichodajek i w ten sposób najpewniej będzie się usiłować od niego wydębić jakieś pieniądze. Ach ci polaczkowie, własne córki do burdeli sprzedają byle parę złotych wyciągnąć.

I to jest główny problem wizerunkowy, jaki zaciążył nad nami jako Narodem. Nie to, że premierowicz dostawał jakąś tam gażę (zresztą nie wiadomo jaką) czy że tleniona idiotka wraz ze swoim siwiejącym przydupasem używają narkotyków. Problemem jest to, że im wolno więcej.
Podczas gdy gdzie indziej każde najdrobniejsze uchybienie dla takich ludzi ze świecznika kończy się końcem kariery.

A prokuratórwy i sędzikórwy temu przyklasną. Umorzą śledztwo, dadzą wyroki w zawieszeniu, albo jeszcze inny patent wykoncypują. W ostateczności pozostaje ułaskawienie w wykonaniu Bredzisława Ortografa.

Nawet bantustan, czy inna republika bananowa dba lepiej o swój status i swoich obywateli niż ten rząd i ten "p.rezydent" o swoich.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

26 sierpnia 2012

Czy jest coś gorszego od rządów Tuska

Profesor Staniszkis (http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/staniszkis-wszystko-lepsze-od-rzadow-tuska) twierdzi, że nie ma nic gorszego od rządów Tuska, oraz że wypromowanie profesora Kleibera na fotel premiera było by zbawienne.

No więc po pierwsze jest coś gorszego od rządów Tuska. To Tusk powracający na "białym koniu" jako zbawca po zawierusze jaką byłyby takie rządy fachowców.
Bez wyborów, bez zmiany składu osobowego parlamentu, no przykro mi bardzo, ale to są mówiąc wprost niepoważne rojenia.
Nie istnieje coś takiego jak "apolityczny rząd fachowców", lub "rząd techniczny". To są mrzonki.
Rząd zawsze jest polityczny, nawet jeśli założymy, że ktoś (tu profesor Kleiber) nie posiada poglądów politycznych - co w sumie też jest żenujące (takie założenie).
Rząd zawsze działa w parlamencie, a parlament jest wyłaniany w wyborach, które są działaniem stricte politycznym. Potem taki premier musi rozmawiać z różnymi grupami, które mogą pomysły rządu wesprzeć, albo nie - to tez jest wpisane w samo jądro słowa polityka.

Skądinąd profesor Kleiber oświadczył, że nikt z nim na taki temat nie rozmawiał, czyli że cała sprawa jest jedną wielką podpuchą, humbugiem.


Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

25 sierpnia 2012

Rząd techniczny

Rząd techniczny nie jest nowym pomysłem.
Poprzednio (tutaj) rozważano utworzenie takiego bytu całkiem niedawno. Niedawno, czyli w marcu tego roku.
Ówcześnie takim poza parlamentarnym premierem in spe miała być Zyta Gilowska. W linkowanym wpisie wyraziłem swoje zdanie co prof. Gilowska winna zrobić z ludźmi, którzy mieliby ją do czegoś takiego namawiać.
Wyraziłem również zdanie co PiS powinien zrobić z takimi propozycjami. Określenie per spuścić do sracza jest według mnie najbardziej adekwatne.

Obecnie proponuje się aby takim bezpartyjnym premierem został szef PAN, prof. R. Kleiber.
To jest dokładnie identyczna propozycja jak propozycja wystawienia na to stanowisko Zyty Gilowskiej. Aczkolwiek tutaj trochę bardziej wycwaniona.
Uważam jak poprzednio, że PiS powinien olać taki pomysł, pomimo iż uważam, że rządy PO są najgorszymi na przestrzeni ostatnich 20 lat.
Bo ludzie jeszcze za mało w dupę dostali.
Bo dopiero jak się pojawi płacz i zgrzytanie zębami w lemingradzie, to wtedy dopiero można będzie przejąć władzę.
A na razie nie ma takich objawów, a przynajmniej ja ich nie widzę.

Bo to nie jest tak, że jeden Kukiz wyjdzie i powie, "PO musi odejść", żeby można było mówić o trwałym przesunięciu preferencji wyborczych. Bo z drugiej strony wychodzi taki Sipowicz i wręcz żąda dla Jackowskiej specjalnego traktowania, bo przecież oni głosowali, popierali i co, mają nic z tego nie mieć. A żądają tylko "drobiazgu" - specjalnego traktowania przez wymiar sprawiedliwości. To dopiero komuszy łeb wylazł z takiego Sipowicza. Że on tego nie widzi, to pół biedy, ale, że nie widzą tego komentatorzy - to jest problem.

Nawet jeśliby doszło do głosowania takiego konstruktywnego votum nieufności dla tego rządu, to PiS to powinien olać - wystarczy nieobecnośc kilku posłów i sprawa jest nie do przeprowadzenia. Potem oczywiście można takich posłów publicznie zrugać i mówić o sankcjach, a po cichu ich nagrodzić.

Po prostu, to jeszcze nie ten moment.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

23 sierpnia 2012

Dobrze jest mieć Kukiza na okładce ?

W ostatnim "Uwarzam Rze" na okładce występuje Paweł Kukiz. Podtytuł numeru brzmi: " Platforma musi odejść".
W środku artykuł - wywiad z Pawłem Kukizem na temat polityki, stanu państwa, jego preferencji wyborczych.

To ja mam takie złośliwe pytania. Czy P. Kukiz jest władny zrozumieć naszą rzeczywistość społeczno - polityczną. Czy P. Kukiz zna podstawowe definicje, które są istotne z punktu widzenia opisu rzeczywistości w Polsce.
Takich pytań można by w praktyce mnożyć w nieskończoność.  Zresztą P. Kukiz nie byłby jedynym obiektem takich pytań gdyby system medialny w Polsce był normalny.
Bo cóż to jest P. Kukiz na okładce tygodnika mówiący to co mówi. Z mojego punktu widzenia jest to jedno wielkie nic. Bo ja mogę się założyć, że spotkawszyt P. Kukiza gdziekolwiek i zadawszy mu 10 pytań, nie mam prawa uzyskać innych odpowiedzi niż "nie wiem", "nie rozumiem", w co  najmniej 9 przypadkach na 10 możliwych.
Gdyby skądinąd zadać te same pytania ludziom bezkrytycznie popierającym PO, to nie sądzę, żeby wynik był zasadniczo różny. Przecież tacy ludzie jak K. Jackowska (obecnie oskarżona z tytułu rozpasania suczki Ramony  w kwestii używania środków odurzających), ma identyczny, jeśli nie niższy potencjał wiedzy teoretycznej co P. Kukiz.

Nie róbmy z celebrytów autorytetów.
Zarówno P. Kukiz jak i K. Jackowska, to celebrytani. Można w przeciągu krótkiego, max 30 sekund wywiadu udowodnić, że ich wiedza formalna na tematy społeczno polityczne jest w praktyce zerowa.
Można ich, mówiąc wprost w czasie 30 sekund ośmieszyć.
To po co brać Kukiza na okładkę, skoro można wziąć na okładkę ośmieszoną Korę, albo innego cymbała, któremu się wydaje, że skoro zaistniał medialnie, to zeżarł wszelkie rozumy.

Śmieszność jest straszną bronią, zwłaszcza w polityce. A skoro można ośmieszyć celebrytanów popierających stronę przeciwną, to cóż to za problem, żeby ich wyśmiać. Wyśmiać ich niewiedzę, ich małość, ich kumoterstwo, ich załatwiactwo.

Nie potrzeba wielkich słów, wystarczy wyśmiać tych, którzy popierają PO.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

22 sierpnia 2012

Jak dzisiaj wygładął by ten wiersz


To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
          Tak smaku

w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia
Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono
słano kobiety różowe płaskie jak opłatek
lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha
lecz piekło w tym czasie było jakie
mokry dół zaułek morderców bark
nazwany pałacem sprawiedliwości
samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce
posyłał w teren wnuczęta Aurory
chłopców o twarzach ziemniaczanych
bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach
Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana
(Marek Tulliusz obracał się w grobie)
łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy
dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu
składnia pozbawiona urody koniunktiwu

Tak więc estetyka może być pomocna w życiu
nie należy zaniedbywać nauki o pięknie
Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać
kształt architektury rytm bębnów i piszczałek
kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów

Nasze oczy i uszy odmówiły posłuchu
książęta naszych zmysłów wybrały dumne wygnanie
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku


który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
  


No właśnie jak.
Na pewno można powiedzieć, że przynajmniej w pewnym wymiarze historia powtarza się jako farsa. Tak farsa, bo teraz za odmowę współpracy to co najwyżej można stracić intratną pracę - co oczywiście jest pewnym wyzwaniem zwłaszcza jeśli ma się na głowie kredyt do spłacania. Ale reszta.

Reszt jest właśnie kwestią smaku, smaku i zwykłej logiki.
No to spróbujmy ten wiersz napisać jeszcze raz.


To wcale nie wymaga wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mamy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy jest to sprawa smaku
          Tak smaku i logiki

Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono
słano kobiety różowe płaskie jak opłatek
lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha


lecz piekło jest takie
apartamentowiec morderców 
nazwany pałacem sprawiedliwości
lisioogonny Mefisto w garniturze Armaniego
posyła w teren wnuczęta Aurory
chłopców o twarzach ziemniaczanych
bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach
Zaiste ich retoryka jest aż nazbyt parciana
(Marek Tulliusz obraca się w grobie)
łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy
dialektyka idiotów żadnej dystynkcji w rozumowaniu
składnia pozbawiona urody koniunktiwu

Tak więc estetyka może być pomocna w życiu
nie należy zaniedbywać nauki o pięknie
Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać
kształt architektury rytm bębnów i piszczałek
kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów

Nasze oczy i uszy odmawiają posłuchu
książęta naszych zmysłów wybierają dumne wygnanie
To wcale nie wymaga wielkiego charakteru
mamy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy jest to sprawa smaku
Tak smaku i logiki


która każe wyjść skrzywić się 

wycedzić szyderstwo choćby za to
miał spaść bezcenny kapitał domu
kredyt


Jak widać nie narobiłem się zanadto.
Wystarczyło wymienić czas przeszły na teraźniejszy i pozmieniać parę słów w treści.
Czy Zbigniew Herbert napisał by taki wiersz teraz, trudno powiedzieć. Ale przecież napisał taki wtedy.
To oczywiście zabawa, ale przecież nie można bez przerwy pisać poważnych tekstów, bo człowiek świra dostanie.


Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

21 sierpnia 2012

Drobny oszust, a może zawodowa oszustka?

Jeśli przeczytamy życiorys pana  Stefańskiego - Plichty, dostępny na przykład tutaj, to dojdziemy do trywialnego według mnie wniosku. Otóż osobnik ten jest charakterologicznie oszustem, drobnym kombinatorem, kanciarzem, czy jakkolwiek inaczej go tutaj byśmy nazwali.
Ale istnieje jeden punkt zwrotny w jego życiorysie.
Otóż tym punktem zwrotnym jest małżeństwo, gdy z nazwiska Stefański, rezygnując z nazwiska własnego i ojców staje się osobnikiem o nazwisku Plichta.
To ważny moment.
Otóż w polskiej tradycji istnieje taka rutyna, że to żona przyjmuje nazwisko męża, a nie odwrotnie. Nie znam oczywiście wyników statystycznych, które by moje powyższe twierdzenie sankcjonowały, ale nie znam również przypadków, które by temu przeczyły. Rutyną jest również, że kobiety wychodzące za mąż a wykonujące zawód o wysokim statusie (lekarz, zawody prawnicze) dokładają sobie nazwisko męża do swojego. Czyli w tym przypadku, ta pani po zawarciu małżeństwa zaczęła by używać dwóch nazwisk, czyli była by Plichta - Stefańska. Ale jej mąż nadal byłby Stefański. Oczywiście gdyby ta pani należała do jednej z wymienionych wyżej grup zawodowych - no taki zwyczaj, chociaż nie obowiązkowy.

Tutaj jednak sprawa wygląda inaczej.
Ten pan rezygnuje ze swojego nazwiska rodowego i przyjmuje nazwisko żony. Co owszem również jest praktykowane, ale generalnie w sytuacjach, gdy żona pochodzi z arystokracji i bierze sobie męża z gminu (tak to nazwijmy). Chodzi w takich sytuacjach o to, żeby nagle po kilku pokoleniach nie okazało się nagle, że na spotkaniu rodziny Lubomirskich nie występowali sami Kowalscy (nie ubliżając w tym momencie ani Lubomirskim ani Kowalskim).

Dlatego zasadnym jest według mnie postawienie hipotezy roboczej, że ważniejsze jest sprawdzenie powiązań rodzinnych tej pani niż powiązań, nawet obecnych, tego pana. Zwłaszcza, że po zawarciu związku małżeńskiego i zmianie nazwiska tego pana nagle opuścił "pech", który wcześniej go najwyraźniej prześladował.
Sądy przestały go ścigać, prokuratura stała się opieszała, służby specjalne nic nie mogły. No taka koincydencja nastąpiła.

To jest według mnie klucz do rozwiązania tej sprawy. I jestem dziwnie spokojny, że nazwisko Plichta, to nazwisko jakiegoś "zasłużonego" funka z UB.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

20 sierpnia 2012

Wystarczy pamiętać

Leszek Miller nie jest bohaterem mojej bajki. Jednakże był w swoim czasie premierem, wtedy uważałem, że gorszego łobuza na tym stanowisku to raczej nie będzie - cóż myliłem się.
Ale ja nie o tym.
Otóż w tamtym czasie komisje śledcze nie zostały pozbawione resztek autorytetu. I pamiętam, że tenże L. Miller na jednym z posiedzeń komisji wyjaśniał posłom co to znaczy ochrona operacyjna rządu i członków rodzin osób w rządzie zasiadających.

W sposób wręcz jednoznaczny poinformował, że po pierwsze zarówno on, jak i jego syn zostali przeszkoleni wstępnie oraz wstępnie poinformowani kto jest kto, z kim można rozmawiać, a z kim lepiej nie. Powiedział również, że  wszelkie nowe znajomości osób z jego rodziny są natychmiast monitorowane przez służby, a raporty na ten temat niezwłocznie spływają na jego biurko.

W świetle owych wypowiedzi zachodzi jedno proste pytanie. Czy działalność służb uległa aż takiemu przemodelowaniu, że syn obecnego premiera nie jest już osobą chronioną operacyjnie? Bo tak wygląda z przekazu medialnego - biedny Michałek T. wdał się w interesy (współpracę) z hochsztaplerem i nikt nic na ten temat nie wiedział. Co najwyżej tatuś coś tam bąknął (nomen omen) półgłosem, że lepiej nie.

Istnieje oczywiście inne wytłumaczenie całej sytuacji. Michał & Donald T. zostali dokładnie poinformowani o charakterze działań firmy Amber Gold i OLT oraz o tym kim jest właściciel tych instytucji. Ale zrobiło im się żal tych apanaży, które młodszy z panów T. mógłby otrzymać. Dlatego współpraca nie została definitywnie i ostro przerwana.

Istnieje jeszcze jedna możliwość. Faktyczni zarządcy tego interesu nie pofatygowali się aby słupa, jakim jest Donald T., informować zbyt precyzyjnie co do charakteru firmy AG i osobnika posługującego się nazwiskiem na P.

Charakterystyczne jest tu stanowisko szefa portu lotniczego, który jest bezpośrednim zwierzchnikiem juniora T. Otóż osobnik ten "nie widzi powodu", aby zwalniać juniora T. z pracy, chociaż ten ostatni przekazał firmie OLT znaczną ilość informacji na temat państwowej firmy w której pracował. A to już podlega o paragraf o szpiegostwie gospodarczym i jest zagrożone odpowiednimi sankcjami.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

19 sierpnia 2012

Bardzo przytomne zagranie

No to mamy pierwszy sprawdzian prawdziwości świeżo co podpisanej deklaracji o pojednaniu, wzajemnym wybaczeniu i walce z "cywilizacją śmierci".

Rodziny ofiar "Obławy Augustowskiej" wystosowały list do arcybiskupa Michalika aby ten w związku z podpisanym świeżo dokumentem  porozumiał się z patriarchą Cyrylem w kwestii ujawnienia przez Rosję listy ofiar i miejsca ich aktualnego pochówku.

List podpisali ludzie z augustowskich struktur Związku Sybiraków, Światowego Związku  Żołnierzy Armii Krajowej, Związku Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej 1945 i Klubu Historycznego im. Armii Krajowej w Augustowie. (żródło)

Prosty, szybki i na temat sprawdzian dobrej woli strony rosyjskiej, w tym rosyjskiej cerkwi prawosławnej.
Już nie Katyń, a tym bardziej nie Smoleńsk, ale zupełnie co innego. Należy bardzo wnikliwie  obserwować dalszy bieg tej sprawy.



Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

17 sierpnia 2012

Zdrada

Kto powiedział, że Moskale
to są bracia dla Lechitów
temu pierwszy w łeb wypalę
przed kościołem Karmelitów

Tak, to jest zdrada hierarchów względem Narodu, z którego się wywodzą.
Nie ma usprawiedliwienia, ani obrony dla dokumentu, który powstał w trybie niejawnym z udziałem takich osobników jak Tomasz Turowski.

Cerkiew moskiewska zawsze była podporą tronu Rosji. Tak jest również obecnie. A przeszłość Cyryla I, który był seksotem KGB tylko tę ciągłość potwierdza.

Istnieje dosyć prozaiczny i trywialny test na to, czy dane wydarzenie jest korzystne dla Polski i Polaków. Tym testem jest stanowisko Gazety Wyborczej. Jeśli GW pluje na jakiś temat, to należy się temu przyjrzeć i poszukać innych źródeł na dany temat.
Natomiast jeśli wyraża zachwyt i w dodatku sprawa dotyczy Rosji i kontaktów z Rosją to sprawa jest oczywista. Jeśli GW pieje z zachwytu, to sprawa dla interesów Polski i Polaków jest arcy niekorzystna.
Tak jest i tym razem.
Na nic się zdadzą hektolitry atramentu wylewane na papier i popierające treść podpisanego dzisiaj dokumentu. Z uzasadnieniem, że całe religia katolicka niezależnie od obrządku stoi dzisiaj przed wspólnym wyzwaniem wobec narastającej fali libertynizmu i sekularyzmu.
Na nic się to zda, skoro samo jądro problemu skierowane jest przeciwko Kościołowi i Wiernym w Polsce. Skoro w mediach pojawiają się pasusy mające na celu zdyskredytowanie Jana Pawła II, jako głosiciela prozelityzmu i osoby będącej bezpośrednio odpowiedzialnej za złe stosunki cerkwi moskiewskiej z Kościołem. Bo to prawdą nie jest.
Bo jedynym powodem niechęci cerkwi moskiewskiej do pojednania z Kościołem Rzymsko - Katolickim podczas pontyfikatu JP II było to, że Karol Wojtyła był POLAKIEM. I patriarcha Moskwy miałby się spotkać z Papieżem - Polakiem jak równy z równym. To był główny problem. Tego Moskwa nie chciała.

Dlatego, gdy w najbliższą niedzielę, podczas mszy będzie odczytywany ten dokument jako list pasterski do Wiernych zakrzyknijmy to straszne w Polsce słowo: ZDRADA, ZDRADA, ZDRADA, Po trzykroć ZDRADA.

Jest skądinąd wiele innych czynników, które dyskredytują uczciwość tego dokumentu.
A tajemnicą poliszynela jest to, że niektórzy spośród polityków w Polsce świadomie i z rozmysłem unikają obecnie kontaktu z mediami, aby nie musieć się na temat tego dokumentu wypowiedzieć. Bo wypowiedź taka mogła by być tylko i wyłącznie druzgocąca dla Episkopatu.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

Pomieszanie z poplątaniem

Do Polski przyjechał metropolita Cyryl.
Został podpisany wspólny dokument, będący, no właśnie nie bardzo wiadomo czym ten dokument jest.

Po pierwsze.
Skoro przyjeżdża duchowny z wizytą do innych duchownych, to skąd nagle taka pompa i przywitanie przez kompanię reprezentacyjną WP.
Dlaczego podpisanie tego dokumentu następuje na Zamku w Warszawie, a nie w siedzibie Episkopatu Polski.
Co robią w tym towarzystwie politycy, jak Borusewicz, który jest marszałkiem senatu.

Po drugie.
Sama treść tego dokumentu. Smród "double-talk" wyczuwalny jest po przeczytaniu pierwszego punktu tego "tworu".

Po trzecie.
Komentarze w mediach. Gdzie podkreśla się złe stosunki cerkwi z kościołem R-K za czasów JP II aby uwypuklić, że teraz jest lepiej. Wmawiając równocześnie, że Kościół R-K prowadził wtedy prozelityzm, a teraz od niego odstąpił.

Po czwarte.
Komentarze takich ludzi jak na przykład Terlikowski (tutaj) trącą wręcz infantylizmem i zadziwiającą powierzchownością.

Wnioski.
To nie jest wizyta duszpasterska, ekumeniczna, czy jakkolwiek inaczej byśmy to nazwali. Nie jest również ten dokument jakimś tam "przesłaniem" do narodów.
To jest dokument ściśle polityczny.
Należy się według mnie spodziewać głównie negatywnych konsekwencji tego cyrku.  Przy czym jak uważam, że głównie w wymiarze międzynarodowym, gdyż taka wizyty, a również jej oprawa mogą sugerować szerokiej opinii światowej, że weszliśmy w orbitę wpływów Moskwy również w wymiarze sacrum.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

16 sierpnia 2012

Seryjny samobójca za chwilę ponownie uderzy

W ostatnim przeglądzie wydarzeń tygodnia w "Klubie Ronina" St. Janecki w sposób jawny powiedział, że firma Amber Gold to nie była taka sobie firemka krzak, która miała za zadanie wycyckać pieniądze od drobnych ciułaczy. Czyli nie była to zwykła piramida finansowa, a zupełnie poważna firma, której celem było wtransferowanie pewnych (skądinąd nieznanych) ilości złota z terenu Rosji do obszaru UE (poprzez Polskę).
A jeśli to co mówi redaktor Janecki jest prawdą, a nie ma powodu uważać żeby prawdą być nie mogło. To oznacza, że sytuacja jest dużo bardziej złożona i zawiła niż się to komukolwiek wydaje.
Przestają dziwić w tym momencie te wszystkie działania, a właściwie zaniechania jakich dopuściła się prokuratura w sprawie Amber Gold i pana Plichty osobiście. Zachodzi natomiast pytanie, kto wywrócił tak świetnie zapowiadające się przedsięwzięcie - obliczone jak można domniemywać na lata działalności. Można się jedynie domyślać, służby których państw zadziałały aby sprawę AG wywlec na światło dzienne.

W zupełnie innym świetle należy rozpatrywać w związku z tym "ostrzeżenie" jakiego udzielił D.Tusk swojej latorośli. Bo właśnie służby specjalne są od tego, żeby również chronić rodziny polityków sprawujących władzę przed podejmowaniem pracy w instytucjach, które są o coś tam przez służby podejrzewane. I najwyraźniej obaj panowie T. zlekceważyli te ostrzeżenia i połaszczyli się na w sumie dosyć marny grosz.

Jednocześnie niektóre z posunięć pana Plichty są tego typu, że zdaje się on mówić: "uważajcie, uważajcie, bo ja mogę powiedzieć znacznie więcej niż do tej pory."
Tu zachodzi jeszcze jeden element, który poruszył red. Janecki. Otóż Janecki rzucił tak niby mimochodem, że głównym motorem w rodzinie Plichta nie jest bynajmniej pan Plichta, ale jego żona.

Biorąc pod rozwagę te wyżej wymienione czynniki można z całym spokojem założyć, że seryjny samobójca właśnie dostał zlecenie na eliminację małżonków Plichta, być może tylko jednego - słabszego elementu z tego tandemu. Kto z nich jest słabszy to jeszcze nie wiadomo, ale na pewno wiadomo kto jest znany medialnie.

Z niecierpliwością według mnie należy oczekiwać kolejnych enuncjacji redaktora Janeckiego na ten temat.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

15 sierpnia 2012

Obrazki z Wiednia

Tak, wiem, to obrzydliwa trawestacja z Musorgskiego, ale nie tylko.
Byłem  w Wiedniu przez 3 dni.
Jedną z przyczyn  była chęć mojej żony obejrzenia wystaw Gustwa Klimta, które z okazji jakiejś tam rocznicy były  w tymże Wiedniu eksponowane.
Nie czuję się na siłach analizować twórczości Klimta, nie mam po temu odpowiedniej wiedzy. Dużo lepszym fachowcem w tej dziedzinie jest moja córka, która miała lekcje malarstwa i kompozycji. W związku z czym jej wypowiedź na temat twórczości rzeczonego mogłaby być zbliżona do analizy fachowca, ale na pewno nie moja.

Ja mam inne spostrzeżenia, takie ogólnoludzkie, socjologiczne.
Otóż duża część ludzi, którzy niby to garną się do tej kultury "wysokiej" - chodzą na wystawy Klimta, winna najpierw zapoznać się z podstawowymi elementami zachowań międzyludzkich, które obowiązują w życiu codziennym. Takie proste rzeczy, że najpierw przepuszczamy w drzwiach osobę wychodzącą z pomieszczenia, a dopiero potem sami wchodzimy - ta uwaga dotyczy wielu osób różnych nacji. Widziałem, i sam doświadczyłem próby wejścia do windy w hotelu w którym mieszkałem, osób które oczekiwały na przyjazd windy zanim winda zostanie zwolniona przez osoby, które zjechały na parter. Niezapomniany widok, zwłaszcza w wykonaniu tak niby kulturalnych japońców, którzy byli w tym hotelu z okazji jakichś tam seminariów muzycznych.

Co do hotelu. Miałem scysję z obsługą, która twierdziła, że w ofercie nie było pewnej pozycji, której ja się domagałem. Pod koniec pobytu okazało się, że nie muszę za tę usługę płacić. Ale jestem pewien, że gdybym nie wygłosił tekstu jak poniżej, to jak skończonego leszcza by mnie skasowano.
"Sorrry? You say sorry, becouse I have to pay extra money for something that is included in hotels offer?"
Panienka za ladą musiała zrozumieć, że wprawdzie głowy jej nie utnę tu i teraz, ale mogę obsmarować w necie i wolała poświęcić 24 Euro. Co z drugiej strony nie jest sumą istotną, przynajmniej dla mnie. Ale chodzi o zasadę, jak firma - tu hotel, umieszcza coś w ofercie, to to jest święte, finito.

Wiedeń
Sam Wiedeń jest wielkim placem budowy. Trudno się skądinąd dziwić. Rozbudowywana jest sieć metra, tramwajowa (która częściowo przebiega pod ziemią), jak i sieć kolei naziemnej (takiej Warszawskiej WKD-ki).
Należy podkreślić, że Wiedeń był we władaniu armii sowieckiej przez dosyć długi czas po II WŚ. (sądzę, że wypada stworzyć osobną notkę na ten temat).

Ale najciekawsze jest samo centrum, ichnia starówka.
Otóż ta ich "Starówka" jest rozbudowywana w górę i w dół.

W secesyjnych, generalnie, kamienicach tworzone są obszary, które mają stwarzać wizję otwartości, równości, itd., itp.
Otóż nic bardziej błędnego.
Za niby to otwartością i równością kryje się jawna, lub też pół jawna dyskryminacja.

Wyobraźmy sobie secesyjną kamienicę, która liczy 4-5 pięter (po 3,7 metra każde piętro). I do tej kamienicy doprawiamy 1-2 piętra w górę, które kończą się ogrodem, a ponadto instalujemy podziemny garaż, który spełnia wymogi właścicieli.
Wystarczy?
Według mnie,tak.
A takich kamienic w Wiedniu widać na pęczki.
Można to, według mnie scharakteryzować w inny sposób.: "Przegraliśmy wojnę - być może to prawda, ale jak wyglądamy teraz?"

Katedra w Wiedniu, w której ktoś powinien wywiesić napis: "Trzeba wypędzić przekupniów ze świątyni." - Poważnie mówię, trzeba ich wypędzić.


Jest kilka ulic w Wiedniu, które są analogiczne do warszawskich ulic typu "Chmielna", "Złota". I na tych ulicach można kupić towar rzeczywiście unikatowy, rzeczywiście ekskluzywny. Ale to jest w sumie rzadkość.

Tak, to prawda.
Kultura służy do indoktrynacji.
Nawet na najdroższych fragmentach ulic analogicznych do Nowego Światu, króluje tandeta, która ma przypominać maluczkim, że są produktem rodziny von Habsburg. I ma im wmawiać, że w związku z tym są kimś lepszym niż otaczający ich plebs.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

09 sierpnia 2012

Wiara w cuda

To jest to samo. Taka sama wiara w cuda. To znaczy oczywiście w sensie psychologicznym (jednostkowym) jak i socjologicznym (zbiorowości).

Wiara w to, że firma Amber Gold przyniesie zyski jak i wiara w PO, że "załatwi" coś tam, coś tam (tu każdy podkłada sobie to co mu wygodne), jest tym samym.
Gówno opakowane w ładny, kolorowy papierek. Te same bilboardy, te same schematy oddziaływania. Skutki zresztą takie same.
Pozostaje jeden problem - problem wyparcia ze świadomości straty. Bo jednak trudno wyprzeć ze świadomości stratę kilkudziesięciu tysięcy złotych. Dużo łatwiej wyprzeć ze świadomości afery, które są udziałem obecnej ekipy rządowej. Zwłaszcza, że media to ułatwiają w codziennym przekazie.
Jeżeli jednak połączymy pewne elementy, to musimy dojść do wniosku, że Amber Gold jest produktem systemowym, a nie żadnym ekscesem, które zdarzają się również gdzie indziej.
Bo jeśli KNF nie była w stanie przekonać prokuratury przez trzy lata (tak podają media), że AG działa wbrew prawu to znaczy tylko jedno. AG, to nie była firma założona przez człowieka z ulicy. To firma, która musiała mieć ochronę polityczną. Na tyle silną, że prokuratura bała się ich ruszyć.

Ciekawe skądinąd czym zakończy się działanie analogicznej jak AG firmy, czyli Finroyal. Bo przecież to jest to samo, chociaż o tej firmie jest jakby trochę ciszej.

Cuda, obiecywane w swoim czasie przez obecnego premiera, właśnie się realizują.
Ciepłej wody w kranach też pewnie niedługo zabraknie. Jak dobrze pójdzie to jeszcze tej zimy.

Ciągi przyczynowo skutkowe, które są oczywiste, przedstawia się w mediach jako oszołomstwo i teorie spiskowe. Dobrze ubrany idiota wychodzi i mówi do ludzi: "wierzcie mnie, a nie temu co sami widzicie" i ludzie wierzą. Zresztą chyba nie idiota, tylko cwany kuglarz potrafiący grać na ludzkich słabościach. A te słabości to również to, jaką pracę i za jakie pieniądze ci ludzie wykonują. To poziom wykształcenia, który jest stale obniżany.

I wiara w cuda staje się obowiązującą dla sporej części ludzi.


Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

08 sierpnia 2012

Wyznanie oszusta

W jednej z książek, w tej chwili nie pamiętam tytułu, przeczytać można było wyznanie zawodowego oszusta, który pytany kim są ludzie, których oszukał udzielił mniej więcej takiej odpowiedzi:
"... Uczciwego człowieka, to nigdy mi się nie udało oszukać. ..."

Nie ma darmowego lunchu, podobnie jak nie ma takiego patentu, żeby firma typu Amber Gold oferowała GWARANTOWANY zysk rzędu 12-14 procent w skali roku, gdy w tym samym czasie procenty bankowe są na poziomie 4-6 procent. Chyba, że firma Amber Gold zajmuje się jednym z procederów typu: handel bronią, narkotykami, materiałami rozszczepialnymi lub prostytucją. W przeciwnym przypadku wiadomym jest, że jest to firma typu piramidy finansowej, co skądinąd nie jest naszą lokalną specjalnością. Tego typu przekręty istnieją na całym świecie, gdzie najbardziej spektakularny został ostatnio wykryty w USA - patrz Bernard Madoff.
Zawsze znajdą się ludzie, którzy mając jakieś pieniądze będą chcieli i wierzyli w to, że można swoje zasoby pomnożyć bez wysiłku w bardzo krótkim czasie. Różnica polega tylko na tym, że piramida finansowa Madoffa była wymierzona w ludzi zamożnych, natomiast "działalność" Amber Gold uderza w drobnych ciułaczy, ludzi, którzy swoje drobne zasoby chcieli powiększyć.

Jest rzeczą skandaliczną co innego. Otóż szef Amber Gold Marcin Plichta był już raz skazany prawomocnie 9 lat temu (wtedy nosił nazwisko Marcin Stefański) za oszustwo finansowe (źródło).
I tu jest problem kontroli państwa nad bezpieczeństwem finansowym obywateli. Bo nie da się zawrzeć w przepisach i paragrafach wszystkich możliwości dokonywania oszustwa. Ale da się ująć i zawrzeć w przepisach coś takiego, że osobnik, który już raz dokonał jakiejś machinacji musi o swojej przeszłości biznesowej informować swoich klientów, nawet jeżeli zmienił w międzyczasie nazwisko.
Czy, gdyby ludzie wiedzieli o przeszłości M. Plichty, to tak chętnie powierzali by mu swoje oszczędności. Nie sądzę.

Faryzeizmem jest według mnie to, co wypisują w mediach różni mądrale przypominając, że KNF ostrzegała i nawet składała do prokuratury wnioski o wszczęcie postępowania wobec Amber Gold. Bo kto z takich drobnych ciułaczy czyta takie ostrzeżenia, jeśli nie są wydrukowane na czołówce jednej z codziennych gazet lub na żółtym pasku jednego z serwisów informacyjnych w telewizorze albo na popularnym portalu w internecie.

Jest oczywiście możliwe drugie i trzecie dno całej afery z Amber Gold.
Otóż ludzie wycofując swoje wkłady - zrywając umowę terminową, wyrażają tym samym zgodę na stratę 40 procent swojego wkładu. 
Jednocześnie KNF nie jest de facto organem uprawnionym do kontrolowania tejże firmy.
Czyli może dojść do takiej sytuacji, że ludzie pogodzą się ze swoimi stratami, a M. Plichta zaskarży do sądu postępowanie KNF, BFG i ABW. I wygra olbrzymie odszkodowanie, gdyż to właśnie te instytucje doprowadziły do utraty zaufania i masowego wycofywania pieniędzy przez klientów. A na to odszkodowanie to złożą się wszyscy podatnicy.
To jest drugie dno, a trzecie?
Trzecie, to jest to, że może to być przygrywka do dokonania przejęcia SKOK-ów i ustanowienia zarządu komisarycznego.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

05 sierpnia 2012

Jak napisać, żeby nic nie powiedzieć

Tekst Jana M. Rokity (tutaj) skrzy się od łacińskich zwrotów. Od odwołań do czasów Rzymu.
Tylko że z tego tekstu nic nie wynika, a J.M.Rokita de facto nie stawia żadnej diagnozy. Ot takie swobodne rzeźbienie. Tu sobie coś opisał z rzeczywistości, potem zrobił wyrwę i opisał coś innego - jakiś inny fragment. Taki patchwork.
Mówiąc szczerze też tak potrafię, pomimo iż nie znam łaciny. Napisać tekst napuszony pełen odwołań do Rzymu, naszpikowany łacińskimi sentencjami, z którego nic nie będzie wynikać.
Popis erudycji to trochę za mało by mówić o poważnym tekście analitycznym na temat naszej rzeczywistości politycznej. A Rokita najwyraźniej pod pokrywką tegoż popisu erudycji pragnął ukryć to, że nie ma nic konkretnego do powiedzenia.
I wszyscy będą kręcić głowami, "jaki ten Rokita mądry", "jaki oczytany".
Guzik prawda. To że oczytany, to wcale nie oznacza, że mądry.
Używanie łacińskich zwrotów ma w tym tekście tylko jeden cel - onieśmielić potencjalnych krytyków. Bo niby znajomość łaciny to taka nobilitacja, zna łacinę - znaczy inteligent pełną gębą.
Tymczasem tekst ten nie dość, że nie jest tekstem analitycznym, to według mnie nie spełnia podstawowych norm tekstu publicystycznego, że o zwykłej logice nie wspomnę.

J.M.Rokita miał swoje pięć minut w czasie obrad komisji d/s afery Rywin - Michnik. Wykorzystał ten czas optymalnie dla dobra kraju, i chwała mu za to. Ale to co prezentuje obecnie nie mieści się według mnie w nurcie pracy dla dobra kraju. Co skądinąd jest chyba jakimś refleksem tego jaką rolę Rokita pełnił w czasach wcześniejszych gdy de facto zezwalał różnym typom typu Lesiak na działania przeciwko prawicy.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A