27 kwietnia 2012

Zamachy terrorystyczna na Ukrainie?

Śmiem wątpić.
To znaczy, ja nie neguję, że były wybuchy, że są ranni i być może zabici (oby nie). Ja tylko nie widzę potencjalnych terrorystów, którzy mieli by jakiś cel w takich zamachach w dniu dzisiejszym. W czasie ME 2012 a i owszem, ale teraz - kompletny bezsens.
Jedynymi, którzy według mnie mogą stać za takimi "zamachami" są ci sami, którzy wysadzali własne budynki mieszkalne z własnymi obywatelami aby mieć pretekst do kolejnego zbrojnego ataku na Czeczenię. Czyli Rosja. Co oczywiście oznacza, że można to nazwać zamachem terrorystycznym, ale terrorem państwowym. Czyli mamy powrót do okresu lat 1960 - 1990 gdzie wprawdzie nie bezpośrednio, ale to jednak Rosja de facto wspierała te wszystkie lewackie bojówki i ugrupowania terrorystyczne.

A skoro tak, to możemy się czegoś takiego samego spodziewać w Polsce. W Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu, gdziekolwiek. Najbardziej narażone są oczywiście te miasta, w których przewiduje się mecze ME 2012.

To są bardzo złe wiadomości dla nas w Polsce. Wprawdzie można przyjąć za pewnik, że służby na Ukrainie są dużo bardziej zrusyfikowane niż w Polsce, ale to marna pociecha według mnie. Lepiej by było, żeby w służbach w Polsce nie było żadnego człowieka, który kończył kursa bezpieczniackie w Moskwie, ani nikogo z rodziny ludzi, którzy takie kursa kończyli.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

Podręcznik

Jeśli ktoś kiedykolwiek podejmie pomysł rzucony przez R. Giertycha, w czasie gdy był szefem MEN, o potrzebie wprowadzenia przedmiotu typu "Wychowanie Patriotyczne", to jest to w praktyce gotowy podręcznik do tego przedmiotu. Nie jestem co wypada zaznaczyć nauczycielem ani tym bardziej dydaktykiem, ale jeśli nie jest to gotowy podręcznik, to jest to niewątpliwie książka na podstawie, której taki podręcznik można bez specjalnego trudu skomponować.
A jeśli nie takie rozwiązanie, to może ta książka być użyta jako wzorzec tego jak się powinno o historii opowiadać w szkołach. Nie suche daty i fakty bez żadnej interpretacji, ale właśnie fakty odpowiednio zinterpretowane, w pełni naświetlone i do ego odpowiednie dykteryjki, krótkie zobrazowanie kim byli główni bohaterowie, którzy są na sztandarach.

Jest w tej książce wszystko, wielkość i miałkość, zadufanie i pokora, bohaterstwo i zaprzaństwo, wielka dbałość o sprawy wspólne i skrajne niezrozumienie tego co jest wartością nadrzędną. Jest w tej książce o ludziach, którzy są w sposób wręcz bezwstydny stręczeni jako wzorce do naśladowania podczas gdy nawet krótki wyimek z ich życiorysu dyskwalifikuje takiego osobnika raz na zawsze. Jest też o generałach, którzy popełniali błędy wręcz dziecinne, a są stawiani na cokołach. Jest też o tych, których grobów nawet do dzisiaj nie można odnaleźć, i o tych, których skazano na niepamięć, na zapomnienie - chociaż niektórzy z nich zmarli we własnych łóżkach dożywszy późnej starości.

To wszystko jest zmieszczone w sześćdziesięciu trzech krótkich opowiadankach (szkicach, przypowieściach) i zapewniam, nikt się przy tej lekturze nudził nie będzie.
Autor tej książki, podobnie jak ci, których grobów nie można ustalić i jak ci skazani na zapomnienie jest CHORY NA POLSKĘ. Na tą dawną Polskę, jeszcze sprzed rozbiorów.

Ś.P. profesor Paweł Wieczorkiewicz mówił, że w świetle nowych faktów to historię Polski od 1918 roku należy napisać jeszcze raz. Po przeczytaniu tej książki można z całym spokojem postawić tezę, że całą historię Polski należy napisać od początku z pełny naświetleniem wszystkich aspektów poszczególnych wydarzeń. A nie tak jak teraz, że mówi się o pewnym wydarzeniu i nic, zero komentarza, a inne wygodniejsze sytuacje są komentowane i międlone na wszystkie możliwe sposoby i wszystkie możliwe strony.

Napisać, uczciwie opowiedzieć i w sposób atrakcyjny sprzedać całemu społeczeństwu. Takim atrakcyjnym sposobem sprzedaży jest właśnie ta książka.

P.S.
Autorem jest oczywiście kolega bloger Coryllus, czyli Gabriel Maciejewski, a książka nosi tytuł "Baśń jak niedźwiedź".

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

23 kwietnia 2012

To nie jest kwestia demokracji ale kwestia wolności

Marsze, pochody, marsze, głodówki, te akcje zaczynają przybierać na sile. Żyjemy w bardzo słabej demokracji, wręcz zatrważająco słabej. Ale to nie jest tylko kwestia demokracji, jej jakości lub braku. To kwestia wolności, a mówiąc precyzyjnie WOLNOŚCI DO.
I nie ma tu specjalnego znaczenia, że podobne procesy mają miejsce w Niemczech, Francji, Anglii czy USA. Bo co, mamy się upodabniać do tamtych - tak by chciały yelity (czytać jelity z główny akcentem na koniec tej rury, która wiadomo czym się kończy).
W Polsce, ale również na Węgrzech mamy podobną sytuację. Czyli przywiezionych na sowieckich bagnetach w 1945 ludzi, którzy dostali od Soso słowo, że teraz oni tu będą rządzić. W pewnym uproszczeniu mówi się o żydokomunie, co oczywiście nie wyczerpuje całości zagadnienia, bo nie wszyscy spośród tych ludzi byli etnicznie ani tym bardziej w sensie religijnym Żydami, ale jako nazwanie problemu jest jak najbardziej adekwatne.

I teraz po latach indoktrynacji, straszenia, upokarzania, pedagogiki wstydu, część ludzi w Polsce zaczyna się budzić, zaczyna wykazywać zainteresowanie sprawami publicznymi. Ludzie zaczynają walczyć o rzeczy wspólne - jakość nauczania w szkołach, wolność i prawdomówność mediów.
Tu uwaga na marginesie. Uznaje się, że prywatne stacje TV, prywatne gazety mogą wypisywać co chcą, a ostatnio, że mogą co chcą przemilczeć. No mogą, tylko czy prywatny piekarz może w kajzerkach zapiekać drobno zmielone żyletki?
I właśnie to przebudzenie społeczeństwa, zwłaszcza, że poprzedzone przykładem Węgier jest tak straszne dla tych yelit.
W Polsce od ponad 20 lat trwa wojna kulturowa, która po prostu aktualnie przybrała na sile po przemówieniu D. Tuska w parlamencie w poprzedni piątek.
Ale właśnie ta wojna z jednej strony jednej strony jest oznaką słabości yelit, to wpadnięcie w histerię, z drugiej dowodzi dotychczasowej niemrawości społeczeństwa, które jednak się budzi.

Ale to wszystko to nie jest właśnie kwestia demokracji, tylko wolności, która poprzez narzucanie specyficznego sposobu dyskursu społecznego jest właśnie poprzez ten dyskurs ograniczana.
To, że ktoś nazwał D. Tuska zdrajcą, a nawet i grubym słowem, to nie jest kwestia dla prokuratury, bo to jest czyjaś opinia. Ale właśnie całkiem niedawno mieliśmy jeden wyrok, który jeśliby go potraktować jako wzorzec prawa to właśnie opinii zakazuje - przynajmniej wobec pewnego środowiska. Środowiska dzieci i wnuków członków KPP.

Czyli mamy problem z wolnością, na razie z wolnością słowa.


Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

22 kwietnia 2012

Z okazji urodzin D. Tuska

Życzę mu tego wszystkiego, czego i on mnie życzy.
Życzę mu aby w końcu podjął pracę historyka w szkole (może być prywatna) i z tej pensyjki utrzymał swoją rodzinę.
Więcej mu życzył nie będę bo po co wzywać siły nieczyste, a imienia Boga nadaremno wzywać też nie wypada.


Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

20 kwietnia 2012

Dość bzdur

Wiemy już, że TEN samolot nie zahaczył o TĄ brzozę. Ale ponieważ różni "specjaliści" mówią takie rzeczy jakie mówią, to warto mieć parę liczb na podorędziu, żeby takie visty kasować in situ.

To są rzeczy, które każdy sobie może sprawdzić we własnym domu. trzeba tylko sprawdzić kilka wzorów i mieć ogólne pojęcie o wytrzymałości materiałów.
Moduł Younga E dla drewna wynosi 11 MPa
                            dla duraluminium od 69 do 75 MPa
Wytrzymałość na ścinanie dla drewna brzozowego wynosi    12 MPa
                             zginanie                                                     125 MPa

Dla duraluminium na ścinanie                                               207 MPa
                                    zginanie                                              272 MPa
Jak widać z powyższych zestawień w pierwszym przypadku duraluminium jest o rząd wielkości bardziej wytrzymałe niż drzewo brzozowe, w drugim zaś przypadku jest dwukrotnie bardziej odporne na występowanie naprężeń, czyli może przenieść dwukrotnie większe obciążenie.
Należy podkreślić, że powyższe dane są wartościami liczbowymi dla obciążeń statycznych i nie uwzględniają kształtu przekroju skrzydła samolotu, który to element ma decydujące znaczenie dla wytrzymałości skrzydła samolotowego jako takiego.

O ile rosnące drzewo można potraktować jako jednolitą belkę drewnianą to potraktowanie w ten sam sposób skrzydła samolotu jest co najmniej nieuprawnione, ale to pomińmy.
W badanym zdarzeniu uczestniczy z jednej strony samolot o masie 80 ton i poruszający się z prędkością około 300 km/h (83 m/s), z drugiej zaś strony brzoza o masie około 2 ton i stojąca w miejscu.
Siła ciągu każdego z silników Tu wynosi 103'000 N, czyli sumaryczna wynosi 309 kN (kiloniutonów).

Proste obliczenie doprowadza nas do wniosku, że brzoza nie mogła mieć szans w przypadku takiej interakcji.
Nie pokazuję precyzyjnych obliczeń, które przeprowadziłem, bo musiałbym z 10 screenschotów z arkusza kalkulacyjnego wkleić. Ponadto wiadomym jest, że takiej interakcji nie było.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

Czy grożą nam rozwiązania nadzwyczajne

Rewolucje wybuchają nie wtedy kiedy jest źle, ale wtedy kiedy ludzie widzą możliwość zmiany na lepsze - tak głosi teoria. Lub też są prowokowane gdy pasuje to innym - exemplum ostatnie wydarzenia w rejonie Morza Śródziemnego.

Ale cóż to znaczy, że ludzie widzą możliwość zmiany i polepszenia swego losu. To bardzo mętne i niezwykle pojemne pojęcie, pod które można podłożyć cokolwiek co komuś w danym momencie pasuje.
A może wystarczy, że ludzie w swej masie zorientują się, że są robieni w bambuko, bo dowiedzą się ile zarabiają ludzie na równorzędnych stanowiskach w Niemczech, Francji, Anglii, Hiszpanii. A mając cały czas na oku człowieka, który im taki standard może zapewnić zwrócą w końcu na niego masowo swój wzrok. Czy taki czynnik jest możliwy jako wytłumaczenie? I drugie pytanie, czy od razu podniosą kamień z ziemi aby rzucić we władzę, czy też zaciekle milcząc pójdą do domów z wredną myślą "czekajcie chamy, tyle nas przekręcaliście, to teraz ja was przekręcę przy najbliższych wyborach".

Wprowadzenie stanu wyjątkowego na obszarze całego kraju jest możliwe. Wprawdzie istnieją pewne obostrzenia formalne, ale Rada Ministrów złoży wniosek do prezydenta, prezydent zatwierdzi a i Sejm przyklepie - bo taki jest aktualny układ sił we władzach centralnych, że technicznie mogą to zrobić.
Tylko co z tego? Co zyskają?
Odroczenie wyroku wyborczego o kilka lat, możliwość nachapania się większej kasy aby móc uciec i żyć z odsetek do końca swych dni w kraju, który nie ma z nami umowy ekstradycyjnej. Ale przecież taki scenariusz to daje szansę góra kilku, no może kilkudziesięciu osobom w skali całego kraju - nie da się ukraść więcej niż jest.
Wprowadzenie stanu wyjątkowego spowoduje to samo co po 13-12-1981, ludzie masowo pójdą do kościoła - jedynej instytucji, która coś tam będzie mogła pomóc.
Nic nie dają również inne drastyczne posunięcia. Zabraknie Kaczyńskiego, to sprawę poprowadzi Macierewicz, zabraknie Macierewicza, to znajdzie się ktoś inny - pewnikiem dużo bardziej radykalny niż poprzednicy.

Wszak "przełom" i rozmowy z lat 1988-89 były również spowodowane tym, że wśród ludzi zaczęli pojawiać się tacy, którzy jawnie mówili, że z czerwonymi nie ma co rozmawiać, tylko powywieszać na latarniach. Tamten czas, to był kompromis dwóch stron, z których obie bały się tego samego - Narodu, tylko nie wiadomo, która strona bardziej się bała.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

19 kwietnia 2012

Film Betar

Po kuriozalnym terminie (godzina 00:40) w nocy z poniedziałku na wtorek film ten ma być wyświetlony ponownie o godzinie 20:20 jutro (20-04-2012) na kanale TVP Historia.
Film wart obejrzenia z wielu powodów. Warto również obejrzeć (to już tylko w sieci) dyskusje po projekcjach autorskich tego filmu gdzie autorzy opowiadają o kulisach powstania i elementach dodatkowych, które w samym filmie pokazane nie są.
Taka ciekawostka z jednej z tych dyskusji, gdy młody chłopak w Izraelu pyta autorów czy wiedzą czym się różni w Izraelu lewica od prawicy. i zaraz odpowiada, lewica - to ci ze wschodu, a prawica to ci, którzy kończyli liceum w Polsce.

Fakt, ci którzy występują w tym filmie zasadniczo odbiegają od żydokomuny, którą my znamy.
I jeszcze jedna opowieść z tych, których nie ma w filmie. Facet po jakichś tam perypetiach w końcu dociera do Izraela, znajduje zatrudnienie w Yad Vaszem. Wzywa go jego szef, żeby się z nim poznać. Nasz bohater po wejściu do gabinetu natychmiast rozpoznaje typa, który go maltretował w czasie śledztwa na Rakowieckiej.

To dobrze się składa, że aktualnie można ten film obejrzeć, w kolejną rocznicę Powstania w Warszawskim Getcie. I skonfrontować wiedzę wypełzającą z przekaziorów z rzetelna wiedzą historyczną.Bo to ŻZW miał broń, przeszkolonych ludzi, a komuchy od Anielewicza i Edelmana to potrafiły tylko drzeć mordy i oczekiwać pomocy od wszystkich. Nawet te podkopy, którymi uciekli z getta to zrobili ci z ŻZW.

Betar była organizacja paramilitarną wspieraną przez rząd II RP. Oficerowie WP byli instruktorami przyszłych dowódców armii Izraela.
Nikt spośród występujących w filmie betarczyków nie uważał dążności władz II RP do nakłonienia ludności żydowskiej do wyjazdu do Palestyny za przejaw antysemityzmu. Wręcz przeciwnie, uważali, że to normalne i naturalne.

I jeszcze zdanie o Żabotyńskim, twórcy Betaru. W 1938 nawoływał ludność żydowską aby natychmiast udała się do Palestyny, użył zwrotu "Niemcy zrobią to o czym mówią". Niestety nikt go nie posłuchał.

Historiografia w Polsce i gdzie indziej w praktyce milczy o organizacji, która w szczytowym momencie liczyła 50 tysięcy członków. Organizacji, która potrafiła zgromadzić na jednym wiecu - marszu 10 tysięcy ludzi. A media się podniecają, że ONR gdzieś tam zorganizował manifestację tysiąca zwolenników.

P.S.
Co bardziej niecierpliwi mogą ten film ściągnąć z sieci już dzisiaj, ale serwisu, który go udostępnia podawał nie będę. Sądzę, że warto mieć ten film w swojej kolekcji, żeby o pewnych rzeczach móc powiedzieć młodym ludziom skoro nauka historii w Polsce wygląda tak jak wygląda, a wyglądać za chwilę ma jeszcze bardziej.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

18 kwietnia 2012

Pytanie o kolejną katastrofę kolejową

Pytanie nie brzmi czy a kiedy.
I niestety odpowiedź może być tylko jedna, raczej szybciej niż później.
Stan linii kolejowej łączącej między innymi Wrocław ze Szczecinem można sobie zobaczyć tutaj (http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=7-1Na3cMgnY#!).
Spróchniałe podkłady kolejowe, brak śrub mocujących szynę do podkładu, śruby wyciągane ręką bez żadnego wysiłku, wszystko grzechoce pod delikatnym kopnięciem.
A przecież człowiek nie ma takiej siły jakie normalnie w czasie przejazdu pociągu działają na te wszystkie elementy.


W poprzednim wpisie na ten temat (http://pulldragontail.blogspot.com/2012/03/wypadki-sie-zdarzaja.html) opublikowanym po tragedii pod Szczekocinami napisałem, że podobne zdarzenie musi się wydarzyć w przeciągu 100 dni od daty tego wypadku z prawdopodobieństwem rzędu 90 procent.
Jeśli taki jest stan jednej z ważniejszych linii kolejowych, to należy wyrazić zdziwienie, że nie wydarzył się do tej pory.

Mam jednocześnie prośbę do autora tego filmiku, lub kogokolwiek innego kto mieszka w okolicy często uczęszczanych szlaków kolejowych. Otóż zróbcie kochani film tego samego fragmentu torowiska w momencie gdy przejeżdża przez ten fragment duży skład kolejowy, taka lokomotywa plus kilkanaście wagonów. To dopiero będzie dziwowisko, zobaczyć te kolebiące się w swoich gniazdach śruby, zobaczyć odkształcenie szyny, która nie jest trzymana w żaden sposób.
Tu uwaga techniczna, żeby to dobrze było widać, to trzeba taki film nagrywać na przyspieszonym przesuwie, ażeby potem przy puszczaniu na zwolnionym tempie było to dobrze widać.

Naprawdę, fantastycznych mamy pracowników w kolejnictwie skoro tych wypadków jest tylko tyle. Czapki z głów przed kolejarzami.


Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

17 kwietnia 2012

Kij i marchewka

Gdy się zastanowimy co D.Tusk chciał powiedzieć swoim wystąpieniem w ostatni piątek to można dojść do wniosku, że wystąpienie to składało się z kilku warstw oraz, że przekaz był adresowany do kilku środowisk.
Do środowiska "systemu panującego" przekaz był trywialnie prosty: "Tylko ja jestem gwarantem nienaruszalności układu"
Do środowiska "pretorian systemu" - podobnie, z lekkim akcentem, że jak mnie zabraknie to Kaczor was powywiesza na latarniach.
Do umoczonych w lewe interesy: jak mnie zabraknie, to guzik będziecie mieli, a nie dochody.
Do zwykłych lemingów: patrzcie jaki jestem mocny, jestem debeściak. Nawet nie próbujcie samodzielnie myśleć bo to wam może zaszkodzić.

Jak widać chwilowe przełożenie wajchy trwało tym razem wyjątkowo krótko, około 48 godzin, nieco ponad 2 dni. Kolejne fazy można prześledzić oraz http://pulldragontail.blogspot.com/2012/04/teraz-beda-nas-racjonalizowac.html

Nie ma już RACJONALIZOWANIA, jest twarde niszczenie jakichkolwiek przejawów odejścia od doktryny "pancernej brzozy".
Chwilowe odpuszczenie, a potem gaz do dechy, po garach ile fabryka dała.
Ciekawe, czy to wynika z czystych socjotechnicznych wymogów aby przekaz był skuteczny, czy też po prostu tak wyszło.
Bo według mnie tym razem wyszło wyjątkowo topornie. Tu niby wszystko O'K, wprawdzie pojawiają się "groźne tłumy", ale pojawia się również chęć zrozumienia, a przynajmniej takie to sprawia wrażenie. A potem bęc, przemówienie Tuska w sejmie - jakbym otworzył lodówkę, z której wyskakuje Gomułka.

To swoją drogą ciekawe, że jakiekolwiek sugestie żeby prowadzić uczciwe badania, domagać się zwrotu wraku i czarnych skrzynek zawsze na końcu trafiają na kontrargument: "No co, chcecie wojnę z Rosją wywołać". A przepraszam bardzo, skąd zwolennicy pancernej brzozy wiedzą, że to Rosja dokonała zamachu, bo przecież nikt formalnie nie zgłasza takich jednoznacznych twierdzeń.

Jest według mnie jeden problem z tym przekazem do lemingów i tych umoczonych w drobne lewe interesy. Zaczyna brakować kasy. Dróg nie będzie ani na ME 2012, ani tym bardziej później. Bo cóż to znaczy, że odcinek Warszawa - Łódź będzie gotowy w 80 procentach. Co, przez 80 km jedziemy autostradą, a potem przez 20 samochód na plecy i dawaj go przenosić przez wykopane wądoły.
Nie ma kasy, a ponadto podatek korupcyjny, który płacą wszyscy zainteresowani jest coraz wyższy. To tak jak z piciem alkoholu, jak sobie golniesz 2-3 razy w tygodniu, to masz bez przerwy lekki szmerek, taki wyluzowany jesteś, jak pijesz regularnie przez cały tydzień, to nawet nie zauważasz, kiedy mijają kolejne dni, a w końcu dochodzisz do momentu, że nie możesz nie wypić bo się inaczej źle czujesz. Tak samo jest łapówkami przy przetargach. Jak dasz raz na jakiś czas, to taki lekki dreszczyk emocji, jak dajesz co trzecie albo co drugie zlecenie to staje się rutyną, ale jak musisz dawać za każdym razem, to przestaje być fajne, zwłaszcza, że ci po drugiej stronie już cię znają i w sumie nie możesz nie dać. Tylko, że w takim momencie oni żądają coraz większej doli i wtedy na takich kontraktach przestajesz zarabiać.

I tu może być problem dla Tuska, bo wbrew pozorom większość tych ludzi może chcieć się z tego wyzwolić, bo coś co na początku było fajne, to fajnym przestało być już jakiś czas temu.

A teraz jest kwestią Jarosława Kaczyńskiego, żeby tym uwikłanym w drobne przewały pokazać marchewkę. Bo od Tuska i tej ferajny, to już tylko kij mogą zobaczyć.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

15 kwietnia 2012

Zagrać na nosie mediom

Szykuje się próba odwołania Jarosława Gowina z funkcji ministra sprawiedliwości. Rzecz ma być zgłoszona przez osobników od typa, który chodzi z własnym sobowtórem w ręku.

I tu PiS może sobie zrobić jaja z mediów i nie tylko. Można zrobić szoł medialny, który będzie szedł na okpienie PO i mediów. Na zrobienie z nich kretynów.
Po pierwsze: do ostatniej sekundy wszyscy politycy PiS z kamiennymi minami zapewniają, że jeszcze komitet polityczny nie podjął decyzji i że wszystko w swoim czasie.
Po drugie: stanowisko klubu prezentuje prezes i twardo zapewnia, że PiS popiera ministra Gowina jako jedynego sprawiedliwego w tej całej bandzie zdrajców.
Po trzecie: gdy dochodzi do głosowania, to jedynie prezes głosuje za Gowinem, cała reszta przeciw.
Po czwarte: prezes z wściekłością wypada z sali plenarnej.
Po piąte: zwoływane jest w trybie nadzwyczajnym posiedzenie klubu, a z za zamkniętych drzwi dochodzą dźwięki wyzwisk w wykonaniu prezesa typu: "będziecie krówki pasać, a nie w sejmie za posłów robić".

Po tygodniu wszyscy udają, że zdarzenie nie miało miejsca.

Uzasadnienie.
Nie ma absolutnie znaczenia czy ministrem sprawiedliwości jest Gowin czy jakaś inna łachudra z pod ciemnej gwiazdy. Im bardziej to będzie łachudra tym lepiej niż taki Gowin, który może udawać że jest konserwatywny.
Ukradzenie eventu jakim jest taka szopka z odwołaniem ministra jest podstawą przekazu medialnego. A scenariusz od punktu piątego winien być zrealizowany niezależnie od tego jaki będzie efektywny wynik głosowania.
Jest tylko jeden warunek, wszyscy w PiS muszą trzymać kamienne twarze gdy będą o tą sprawę indagowani.


Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

14 kwietnia 2012

W oczekiwaniu na poetę

Sytuacja jest nie do zniesienia, nie do zaakceptowania. Jest mówiąc wprost nienormalnie. Oczekujemy na tego jednego odważnego, który jak Sándor Petőfi w dniu 15-03-1848 na Węgrzech wypowie posłuszeństwo aktualnemu systemowi panującemu w Polsce.Czekamy na tego pierwszego odważnego, który w dodatku w słowach zrozumiałych dla większości obywateli w Polsce powie DOŚĆ.

DOŚĆ na wielu poziomach. Dość kłamstwa, dość korupcji, dość kolesiostwa, dość udawania, że wszystko jest normalnie, dość władzy stalinistów, dość władzy ubeków, DOŚĆ. Mieszkamy w Polsce i rządzić mają Polacy, a nie ci, którzy zostali przywiezieni na ruskich czołgach w 1945. To nie jest ich kraj, niech się gonią.
Mam wielki szacunek dla Jarosława Kaczyńskiego, ale jego wywody są zrozumiałe dla mnie i dla w sumie niewielkiego odsetka społeczeństwa. Dlatego potrzebujemy takiego Sándora Petőfiego. Dlatego, żeby móc przekazać wysublimowaną i dość elitarną wiedzę prawniczą na potrzeby zwykłych ludzi. Żeby stan państwa, w którym żyjemy stał się oczywisty dla każdego. Dla profesora uniwersytetu i dla kopacza dołków.

Tu się przypomina działalność Dmowskiego, Popławskiego i innych, którzy mówili o "polityzacji mas". Mieli łatwiej, to według mnie nie podlega dyskusji. Wystarczyło włościan nauczyć mówić i pisać po POLSKU. Teraz jest dużo trudniej. Masy, niby to mówią i piszą po POLSKU, ale nie rozumieją jądra przekazu medialnego, który do nich trafia, który to przekaz często jest w obszarze niewerbalnym, lub jest zafałszowany.

To jest dużo trudniejsze, żeby nauczyć ludzi czym jest sofizmat, czym erystyka, czym logomachia, czym intoksykacja, czym ksenokracja, czym ojkofobia, niż nauczyć ludzi czytać i pisać po POLSKU.
Warto w tym momencie jeszcze raz obejrzeć to.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

13 kwietnia 2012

Pojawia się kilka ciekawych kwestii

Kwestia pierwsza.
Przedterminowe wybory.
Rzecz, której jak sądzę Tusk i PO się boją. Natomiast system panujący czyli służby + media mogą dążyć do tego aby Tusk odszedł. Bo Tusk stał się balastem. Jest wprawdzie zwornikiem, który utrzymuje spójność PO, ale stał się równocześnie balastem.
Dla systemu panującego każdy następny dzień Tuska na stanowisku premiera, każde TAKIE wystąpienie w sejmie stwarza potencjalne niebezpieczeństwo przebudzania się kolejnych ludzi. Bo rzeczywistości nie da się zakrzyczeć.
Sytuacja przypomina klincz.
Bo z jednaj strony najchętniej spławiono by chętnie Tuska, z mściwą satysfakcją Schetyny, a z drugie nie bardzo można to zrobić.
Istnieje realne zagrożenie, że Tusk może dostać taką kawę jak poseł Gruszka, a być może nawet lepszą (bardziej skuteczną).

Kwestia druga.
Potencjalny następca Tuska.
Tu zmiana jest możliwa na Schetynę, czyli zmiana premiera bez nowych wyborów. Co jest bardzo pociągające zarówno dla samego Schetyny jak i dla systemu panującego, ale stwarza pewien problem. Otóż Schetyna nie jest aż tak medialny jak Tusk. Ma kłopoty z artykulacją. może Gowin, ale Gowin jak się zdaje jest zbyt słabo zmoczony ażeby był sterowalny. W przypadku rozwiązania siłowego czyli po prostu śmierci Tuska - co wydaje się w chwili obecnej najsensowniejszym rozwiązaniem, kwestia schedy będzie bardzo prosta. Można domniemywać, że w chwili obecnej trwają intensywne prace nad nowym przyszłym premierem.

Kwestia trzecia.
Liczebność elektoratu PO.
Podobno w Polsce jest 500 tysięcy etatów w szeroko rozumianej administracji. Okazuje się jednak, że ludzi uzależnionych od strumyczka pieniędzy kierowanego przez rząd może być nawet dwa razy więcej. Bo poza tymi, którzy są na etatach (te 500 tysięcy), drugie tyle jest zatrudnionych na "umowach śmieciowych", które już takie śmieciowe nie są, gdy uposażenie przekracza pewne wartości. Tych ludzi razem z rodzinami jest od trzech do pięciu milionów.
I trzeba sobie jasno powiedzieć, że ci ludzie nie zagłosują nigdy na PiS, ani na żadną inną partię, która będzie miała na sztandarach kwestię rozliczeń. Bo po pierwsze i ostatnie ci ludzie doskonale sobie zdają sprawę z tego, że najzwyczajniej w świecie okradają swoich współobywateli. Boją się więc potencjalnej odpowiedzialności, a ponadto nigdy by sobie nie poradzili w warunkach wolnej konkurencji - to jest właśnie klientelizm i etatyzm (o który to etatyzm tak chętnie oskarża się Kaczyńskiego). Ci ludzie mogą co najwyżej nie pójść na wybory, ale jeśli media po raz kolejny podniosą wrzask, że grozi nam powrót Kaczyzmu - Macierewizmu, to oni na wybory pójdą. Pójdą i zagłosują na ta partię, która aktualnie będzie wskazana przez system panujący.

Kwestia czwarta.
Liczebność niedowiarków.
Wartość ta wzrasta, kto ciekaw ten niech sięgnie do publikowanych danych statystycznych z zeszłego roku, gdzie liczba osób wierzących w brednie raportu MAK i komisji Millera była blisko dwukrotnie większa niż obecnie. To dlatego zmieniono lekko przekaz medialny. Już  nie chamskie zakrzykiwanie w mediach, ale delikatne zwrócenie się w kierunku tej grupy z wyraźną intencją żeby tych ludzi jakoś zagospodarować. Tu słowem kluczem jest RACJONALNOŚĆ.

Obecnie raport MAK w praktyce nie istnieje w przekazie medialnym, czyli ci, którzy tym przekazem zawiadują zdają sobie doskonale sprawę z tego, że tam są powypisywane brednie.
To dlatego też wyciągnięto na zwierzenia Aleksandra Smolara, który mówił o "tłumie", "groźnym tłumie". Fraza o "antysemickim tłumie" jeszcze nie pada, ale wszystko przed nami. Tak ten tłum dla Smolara oraz jego krewnych i znajomych jest groźny, bo najchętniej by ich pogonił od żłoba, na co jak wiadomo nikt nie ma ochoty.

P.S.
Ten wpis jest w pewnym zakresie kontynuacją tego tekstu: poprzedni tekst na ten temat

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

12 kwietnia 2012

Bełkot w Instytucie Sobieskiego

Obejrzałem to i doszedłem do zatrważających wniosków.
W praktyce jedynym uczestnikiem tego panelu/dyskusji, który mówił z sensem jest Gabriel Maciejewski, czyli nasz kolega bloger Coryllus. Może jeszcze Staniłko coś tam powiedział sensownego, ale zarówno Czesław Bielecki jak i Ireneusz Jabłoński popełniali błędy kardynalne.

Bo na przykład Cz. Bielecki mówi o tym, że władza jest taka jak społeczeństwo, taka jak elity. No więc guzik prawda. Społeczeństwo jest takie jak go prowadzą i jaki przykład dają elity. Nie na odwrót, bo to stawianie wozu przed koniem.
Drugi błąd kardynalny popełniony przez Bieleckiego to stwierdzenie, że społeczeństwo jest nieaktywne, nie ma ducha obywatelskiego. A przepraszam bardzo, skąd ten duch obywatelskości, ta aktywność. Skoro jakiekolwiek przejawy tych cech są natychmiast piętnowane, grożą sankcjami typu zwolnienie z pracy (nawet z prywatnej firmy). I pomijam tu kwestię tego, że znakomita większość naszych rodaków jest zaganiana, żeby zarobić na bieżące potrzeby, żeby starczyło do pierwszego, żeby mieć pieniądze na kształcenie dzieci.
Trzeba jednocześnie przyznać Bieleckiemu rację, że każde inne społeczeństwo, które nie jest przyzwyczajone do życia w ekstremalnie trudnych warunkach by się po prostu po tygodniu rozpłakało.
Mówiąc o elitach jak Pan Bielecki należy według mnie przywołać również stare elity. No ale niestety to przywołanie nie wychodzi na dobre tym starym elitom. Bo jeśli ktoś z rodziny Lubomirskich żeni się z kimś z rodziny Kulczyk, to jest to znak dla społeczeństwa, że stara szlachta uznaje rodzinę Kulczyk za ludzi będących w porządku. No a na przykład ja nie uznaję i nie uznam nigdy rodziny Kulczyk za ludzi, którzy są w porządku.
Rodzina Radziwiłł też nie lepsza. Najpierw Anna Radziwiłł była doradcą ministra edukacji, czyli wiedziała również jako wieloletni pedagog (liceum Lelewela - Warszawa), co się w szkolnictwie dzieje. Nie reagowała. Drugi z tej rodziny, Dominik Radziwiłł pracuje w ministerstwie finansów, będąc absolwentem anglistyki na UW. To jakie on ma kwalifikacje żeby pracować na stanowisku v-ce ministra, ale to pomińmy. Aktualnie można przyjąć, że kryje cały bałagan jaki w MF jest przez Rostowskiego produkowany.

Dla odmiany Jabłoński mówi o konieczności stworzenia takiej sytuacji, żeby każdy stał się właścicielem, chociażby tej swojej spółdzielczej kawalerki wybudowanej za Gierka, bo wtedy taki właściciel staje się odpowiedzialny za swoje. Czyżby Pan Jabłoński nie wiedział, że na jednym z zamkniętych zebrań UD/UW padło sławetne zdanie: "Nie jesteśmy zainteresowani powstawaniem klasy średniej, bo to nie są nasi naturalni wyborcy. ...". No więc jeśli Jabłoński o tym nie wie, lub nie pamięta to nie powinien w tej dyskusji uczestniczyć. Bo żeby stworzyć takie warunki dla społeczeństwa to należy po pierwsze zdobyć władzę, po drugie rządzić skutecznie przez co najmniej 2-3 kadencje, a nie być zmuszonym do oddania władzy po dwóch latach.

I Bielecki i Jabłoński tak dosyć lekko przechodzili również do kwestii według mnie fundamentalnej, czyli do tego, że PiS rządził przez dwa lata spośród ostatnich 22 lat, co stanowi mniej niż 10 procent tego okresu. obaj mówili, jakby PiS był równoprawnym podmiotem gry politycznej na rynku walki o władze - a przecież wiadomo, że tak nie jest.

Co do Staniłko, to mogę zrozumieć, że poruszał się w dosyć abstrakcyjnych konstruktach teoretycznych, gdy tymczasem powinien powiedzieć: mamy na karku żydokomunę i musimy się ich pozbyć. Żeby się ich pozbyć to należy wprowadzić prawodawstwo takie jak po 1945, gdzie z 16 artykułów można będzie dostać czapę. A choćby i ustawę o szczególnej odpowiedzialności za komunizację społeczeństwa i grabież majątku narodowego w latach 1945 - 2012. Rozumiem, że Staniłko z pewnych względów otwartym tekstem mówić nie mógł.

Kolega Coryllus poruszył według mnie najważniejszy wątek, czyli, że PiS nie jest w stanie wygrać wyborów z powodu sabotażu wewnętrznego, czego wprawdzie Coryllus jawnie nie powiedział, ale to wprost wynika z przytoczonych przez Niego faktów.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

11 kwietnia 2012

Teraz będą nas RACJONALIZOWAĆ

Po wysłuchaniu rozmowy na VOD Gazety Polskiej (żródło) można dojść do ciekawych konstatacji. Media zaczęły, wprawdzie dość nieśmiało, ale jednak odnajdywać pewne elementy racji po stronie przeciwnej. Oczywiście jest to opakowane w tony wazeliny względem rządu.
Ale najważniejsze jest słowo klucz - RACJONALNOŚĆ.
Kto jest racjonalny a kto nie, to oczywiście nadal będzie decydowane w tych samych miejscach, które do tej pory decydowały kto jest oszołomem, moherem, faszystą, antysemitą, kto rozbija Polskę i dzieli Polaków. To samo centrum decyzyjne będzie teraz nas przekonywać do bycia RACJONALNYMI. Tak samo jak przez ostatnie dwadzieścia lat przekonywano nas do posypywania głów popiołem za Jedwabne i inne tego typu ekscesy.
Podział jest z góry założony i wiadomo jak będzie przebiegał. Kaczyński z Macierewiczem, Gazetą Polską, mediami z Torunia są oczywiście z definicji poza obszarem racjonalności. W internecie też wiadomo kto gdzie stoi. Osoby dopuszczające możliwość zamachu są oczywiście poza kryterium racjonalności.

Swoją drogą to musiało się wydarzyć coś spektakularnego, skoro Aleksander Smolar zniżył się z poziomu swojego "autorytetu" i zaczął w jakimś tam zakresie zauważać ludzi, którym się nie powiodło tak jak jego krewnym i znajomym.
Kto ciekaw może sobie wywody tego osobnika poczytać tutaj. Nie będę tego analizował w całości, bo to mija się z celem, ale warto zauważyć właśnie fakt zwrócenia uwagi przez Smolara na tych, którzy w bajki o pancernej brzozie nie wierzą.
Musiało nastąpić znaczące przesunięcie ilościowe osób, które uważają ten rząd i ten system panujący za wadliwy i szkodliwy skoro mamy do czynienia z takimi deklaracjami.

Ale idąc za wypowiedzią Łukasza Warzechy w tej przywołanej na początku rozmowie na VOD może to pójść na dwa sposoby. Rząd i media będą robiły po te pół kroku do tyłu po każdej większej manifestacji, każdym większym (bardziej nagłośnionym) odkryciu w sprawie Smoleńska. I tu są te dwie możliwości, bo albo po prostu tama w pewnym momencie puści i cały ten przegniły twór pod nazwą III RP vel PRL-bis upadnie, albo duża część ludzi spośród tych, którzy obecnie wyrażają niechęć i nieufność do rządu w pewnym momencie powie "no dobra przyznali się" i odpuszczą.

Charakterystycznie zachowuje się w tej rozmowie RAZ, który tak trochę ni w pięć ni w dziewięć przywołuje film "Inside Job", co z drugiej strony bardzo łechce moją próżność (powód). Ale jak znam RAZ-a, znam w sensie dziennikarskim, bo nie osobiście, to najprawdopodobniej gdzieś ktoś mu coś tam of the record powiedział, a on to właśnie w taki sposób sprzedaje szerszej publiczności.

Clue tej całej sytuacji to jednak RACJONALNOŚĆ. To słowo zrobi za chwilę oszałamiającą karierę.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

Lawina ruszyła

I chyba nabiera rozpędu.
Wczorajsze obchody II rocznicy tragedii pod Smoleńskiem tego dobitnie dowodzą.
Nie dało się zakrzyczeć tych obchodów sprawą małej Magdy z Sosnowca, ani wyczynami jej matki i "detektywa" Krzysztofa R.
To może nie był tak spektakularny marsz jak w dniu 11-11-2011, ale tych marszów i innych zgromadzeń było dużo na terenie całej Polski. Ludzie pamiętają i to jest najważniejsze.

Tu wypada się odnieść do wywiadów - wykładów jakie są dostępne w internecie z udziałem Barbary Fedyszak - Radziejowskiej.
Tutaj oraz tutaj BFR dość dokładnie konstruuje obraz socjologiczny naszego społeczeństwa. Zwraca również uwagę, że społeczeństwo nie dało się zamknąć w klatce z napisem "oszołomy" chociaż tego próbowano i nadal próbuje się dokonać. Ważnym elementem były również te wszystkie marsze w obronie Telewizji Trwam, a właściwie w obronie wolności słowa. Bo to nie tylko TV Trwam jest i była zagrożona. Bo zagrożony jest normalny przekaz medialny jaki powinien móc dotrzeć do każdego obywatela w naszym kraju. I dopiero tenże obywatel winien podjąć na końcu decyzję czy ufa przekazowi z Czerskiej/Wiertniczej, czy też temu który płynie z Torunia. To skądinąd jest arcyciekawa sytuacja, bo ja rozumiem, że ktoś może nie być nadmiernie religijny, być wręcz agnostykiem lub ateistą. Ale wiadomości przekazywane przez TV Trwam są po prostu inne. Inne elementy są tu uznawane za ważne, a niektóre elementy przekazu są takie, że gdzie indziej ich zobaczyć nie można.
Czyli nawet osoba nie mająca nic wspólnego z Kościołem Katolickim w Polsce winna z przyczyn zdroworozsądkowych oglądać również przekaz informacyjny płynący z Torunia.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

10 kwietnia 2012

I padają te najcięższe ze słów

Padają, bo paść w końcu musiały.
Znamy te słowa, ZDRADA, ZDRAJCA, ZDRAJCY

Bo jeśli kogoś "zdradzono o świcie", to musiał być ten kto zdradzał - nieprawdaż?
Tu się przypomina jak nie potrafiono sobie poradzić z zaproszeniem Jaruzela do Moskwy w 2010 roku.
Bo był zaproszony imiennie on. A przecież sprawa jest trywialna. Każdy obywatel danego kraju, jeśli ma choć cień wspólnoty w swojej duszy winien w takiej sytuacji zadać pytanie w dwóch instytucjach. W kancelarii premiera i w kancelarii prezydenckiej. Treść pytania jest trywialna. Czy przyjmując zaproszenie od jakiegoś kraju na jakąś uroczystość nie wprawiam w konfuzję władz własnego kraju. To zresztą dotyczy, czy też powinno dotyczyć kilku innych sytuacji. Na przykład uzyskania odznaczenia nadanego przez inne państwo, uzyskania jakiegoś tam tytułu honorowego, czy też naukowego (tu się kłaniają doktoraty honoris causa Leppera).
Każde inne działanie podjęte przez dowolnego obywatela w takiej sytuacji można i powinno zostać uznane za nielojalność względem własnego państwa.

A co mówić dopiero o premierze, który podejmuje grę z obcym państwem w celu spostponowania prezydenta. Nie ma usprawiedliwienia dla takich działań - TO JEST ZDRADA i to są czyny ZDRAJCY.

Ale nie tylko premiera, bo przecież sam premier nie rządzi, rządzi w grupie ludzi, którzy tworzą razem wspólny front, wspólny pogląd (ci to chyba nie mają, ale to jednak w sumie ewenement), wspólny cel. Czyli to nie był jednorazowy wyskok piłkarzyny za pięć złotych, ale wspólna skoordynowana akcja, czyli nie jeden ZDRAJCA, ale cała grupa ZDRAJCÓW.

A ci inni, to luksusowe towarzystwo dziennikarstwo płci obojga, ci co to wiedzieli w 24 godziny później, że wina leży po stronie niedouczonych pilotów naciskanych przez naprutyego w dym generała, któremu nad głową stał Kaczor z odbezpieczonym kałachem i syczał  "lądujcie zomowskie kurwy". Albo w innej wersji, że niby jeden z pilotów do drugiego mówi "ho, nastraszymy kaczkę - skosimy parę szyszek z drzewek w tym wąwozie". Że nie było takich tekstów, no fakt, nie było. Ale czym się różnią brednie wypisane tu wyżej od tych, które pojawiły się w mediach. Poza poziomem abstrakcji niczym. To moje to mogło by być nawet śmieszne gdyby nie dotyczyło tragedii.
Podostawali smsy od jednego z drugim ministra i wypełnili tylko tak przekazane treści, napompowali wody do swoich artykułów, wstępniaków, analiz i czego tylko sobie można zażyczyć.
Napisali nawet kilka książek, w których poza wymienionymi faktami, że spadł samolot z 96 osobami to nie było ziarna prawdy.
Z tego wynika poprawnie rozumując, że te luksusowe dziennikareczki płci obojga nie są dziennikarzami, a jedynie przekaźnikami pomiędzy władzą a skołowanym odbiorcą.
Bo odbiorca ma prawo być skołowany. Bo w gazecie napisali, w telewizji jednej i drugiej powtórzyli, to człowiek, taki przeciętny przyjmuje to na wiarę.

Czy ci co pisali o pancernej brzozie zapytali się chociaż jednego inżyniera specjalisty od wytrzymałości materiałów, a choćby i studenta jednego z wydziałów politechniki gdzie są omawiane zagadnienia wytrzymałościowe jak to w takim przypadku jest, lub też jak być powinno.

Bo powiedzmy, że jeszcze rok temu banialuki o pancernej brzozie mogły przechodzić, ale w chwili obecnej równie jak opowieść o pijanym generale przeszły do obszaru bajek, a nie faktów.
Czyli ci, którzy to nadal powtarzają to również ZDRAJCY.

Usiłowano te najcięższe ze słów wyrugować z naszej świadomości, bo cóż to jest zdrada, jakby powtarzali za Piłatem "cóż to jest prawda". Ale właśnie albo stajemy w prawdzie i przy prawdzie, albo zostajemy ZDRAJCAMI.
Powiązany artykuł (tutaj).

P.S.
W mojej ocenie jeszcze na 100 procent nie można być pewnym, że był zamach. Nie wykonano w praktyce żadnych badań, które by to potwierdzały i/lub wykluczały. Ale właśnie te jak można podejrzewać rozmyślne zaniechania wskazują na to, że zamach miał miejsce. Osobiście uważam, że była to robota wewnętrzna, ale mogę się mylić.

P.S. 2
Generał Parulski to se powinien w łeb strzelić, wszak w 2010 roku powiedział, że jakiekolwiek ekshumacje to "po moim trupie".

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

06 kwietnia 2012

System szkolnictwa - projekt

Najbardziej kompletny i podparty wcześniejszymi własnymi artykułami tekst na temat sytemu edukacji zamieściłem tutaj.
Jednak należy podkreślić, że do tej pory zajmowałem się opisem stanu istniejącego i użalaniem się nad poziomem edukacji, który w Polsce jest. To, że jest żenujący, to chyba nikogo do tego przekonywać nie trzeba.
No to teraz mam ochotę przedstawić projekt, który powinien zmienić ten stan rzeczy.

1. Rozpędzić całe towarzystwo, które od lat psuje system oświaty zasiadając w MEN i MSzWiT (wywalamy do spodu włącznie ze sprzątaczkami - bo nie wiadomo dla kogo pracuje sprzątaczka poza faktem bycia sprzątaczką)

2. Zmiana bazy programowej i sposobu nauczania i oceniania.
     a. likwidujemy "bezstresowość" w klasach 1-3 szkoły podstawowej. Już nie "chmurki" i "słoneczka", ale po prostu pały, dwójki, trójki, czwórki, piątki i szóstki.
     b. na poziomie drugiej klasy szkoły podstawowej po prostu wprowadzamy wymóg umiejętności tabliczki mnożenia do 100.
     c. na tym samym poziomie wprowadzamy naukę ŁACINY jako języka równoległego do polskiego, dla chętnych dodatkowo greka.
     d. nauka przyrody, geografii, historii powinna być wprowadzana stopniowo

3. Można albo utrzymać system gimnazjalny, albo powrócić do ośmioletniej szkoły podstawowej i czteroletniego liceum (patrz niżej). To jest kwestia dyskusyjna.

W zależności od wyniku jaki osiągnie młody człowiek na koniec szkoły podstawowej jest kierowany albo do czteroletniego gimnazjum, albo do trzyletniego. Lub też gdy zmienimy system na ośmioletnią podstawówkę do cztero, pięcio, lub też sześcioletniego liceum (nie uwzględniam tutaj techników i szkół zawodowych).
Jeśli pozostaniemy przy systemie podstawówka-gimnazjum-liceum, to w takiej sytuacji podstawówka winna nadal liczyć 6 lat, potem albo 3 albo 4 letnie gimnazjum zakończone egzaminem, a potem 3 albo 4 letnie liceum zakończone maturą.
W efekcie otrzymujemy system, w którym młody człowiek zdaje maturę albo w wieku lat 18-tu, albo 19-tu, albo 20-stu lat.
Po prostu, jak jest dobry lub bardzo dobry, to przechodzi cykl szkoleniowy w systemie 6-3-3, jak jest słabszy to wpada w cykl 6-3-4 lub 6-4-3. A jak jest najsłabszy to wpada w cykl 6-4-4.
Taki system stwarza pewne dodatkowe możliwości. Wyłapuje jednostki super zdolne z jakichś dziedzin i dosyć łatwo przyspiesza ich promocję, a jednocześnie spłaszcza różnice mentalne między młodymi ludźmi, którzy nie rozwijają się jednakowo.

Zalety: promocja i wyłapywanie jednostek zdolnych i bardzo zdolnych lub tylko pracowitych. Podwyższenie poziomu kształcenia. Tu należy nadmienić, że na poziomie licealnym wszystkie wykłady winny odbywać się po łacinie, za wyjątkiem polskiego i innych języków obcych.
Ponadto w liceach winny być takie przedmioty jak medioznawstwo, socjologia, logika, sztuka prowadzenia dyskursu z uwzględnieniem takich elementów jak sofistyka i erystyka.

Wady: odejście od systemu egalitarnego. Ale przecież ludzie nie są równi i nie jest to nic nadzwyczajnego. Jeden lepiej rozwiązuje całki, a drugi lepiej analizuje wiersze - to nie jest nienormalne, ale właśnie naturalne.

Oczekuję na rzeczową krytykę moich pomysłów.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

05 kwietnia 2012

Wywiad z osobą publiczną

Źródło: Melchior Wańkowicz "Tędy i Owędy"
Wańkowicz nie widząc się na oczy z premierem przesłał do autoryzacji tekst, w którym były nawet opisane niewerbalne zachowania urzędującego szefa rządu.
Na przykład takie: "Premier uśmiechnął się i kontynuował swoją wypowiedź", lub w innym miejscu: " Premier błagalnie wzniósł oczy do Nieba słysząc takie pytanie".

Wańkowicz po kilku dniach otrzymał swój "wywiad" z powrotem podpisany, z wyrażoną zgodą na publikację, bez jednego skreślenia.

Ciekaw jestem ilu obecnych adeptów szkoły imienia Melchiora Wańkowicza ma na swoim koncie przeczytanie właśnie tej książki. Bo sądzę, że mało kto. Podejrzewam nawet, że spośród tych, którzy w tej chwili uczestniczą w bijatyce wokół "wywiadu" z europosłem Bielanem też tej pozycji nie czytali, lub zapomnieli o niej. O zawartej w tej książce całej wiedzy jaką Wańkowicz miał. Całej jego erudycji, której brakuje wszystkim obecnym dziennikarzom. Całej kindersztubie jaką ten wybitny człowiek posiadał.
Nie do pomyślenia jest dla mnie, żeby w obecności Wańkowicza ktoś, ktokolwiek, śmiał przytoczyć maksymę "pacta sund servanta", i żeby mu w ułamku sekundy Wańkowicz nie dopowiedział "a rebus sint stantibus". A teraz nikt nie potrafił tego zrobić.

Pogoń za sensacją, chęcią dokopania przeciwnikowi politycznemu, oto główny cel i sens dziennikarstwa wyrażanego przez takie persony jak Lis, Żakowski, Torańska, Olejnik i wielu innych mniejszych i pomniejszych łobuzów (bo nie adeptów) dziennikarstwa polskiego.
I to podpieranie się prawnikami, kancelariami prawnymi - ŻENADA.


Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

03 kwietnia 2012

Jeszcze raz Barbara Fedyszak - Radziejowska

Tu (źródło) można po raz kolejny wysłuchać rozmowy - wykładu jaki prowadzi BFR.
Te słowa wprawdzie z ust BFR nie padają, ale konstatacja i porównanie narzuca się samo.
To nie jest normalna propaganda, to nie jest nawet propaganda w państwie totalitarnym - to jeszcze słowa BFR. To jest na bardzo głębokim poziomie psychomanipulacja, na poziomie najbardziej podstawowym, najbardziej prymitywnym - to nadal mówi BFR.

I tu oczywiste wnioski jakie z tej wypowiedzi BFR wynikają, chociaż prelegentka sama ich nie formułuje.
To jest po prostu jak szkolenie propagandowe w Niemczech Hitlera adeptów Hitlerjugend i SS, jak szkolenie propagandowe pionierów i bezprizornych w Rosji Stalina.
Wy, wy jesteście ludźmi i wręcz nadludźmi, a ci inni, ta hołota, ten motłoch, to bydło nie ma nic do gadania. A nawet jak ktoś z tej mierzwy, która się nie chce dostosować do nowych czasów coś powie, to jest to nieważna, głupie i obciachowe w założeniach. Choćby powiedział rzecz najbardziej oczywistą i prawdziwą, to racji mieć nie może.
Taki jest ten przekaz medialny, tak skonstruowany.

To nie jest normalne.
BFR mówi ponadto, że jednak pewna część społeczeństwa podjęła trud walki z tym przekazem. Nie pozwoliła się zamknąć w getcie wykluczenia, w getcie nienormalnych (bo media głównego nutu tak traktują te poglądy), ale wyszła na ulice i zaprotestowała.
To dlatego TV Trwam nie może dostać koncesji na nadawanie cyfrowe, bo każdy jeden wywiad, wykład czy rozmowa w TV Trwam zaburza przekaz mainstreamu. Bo każde jedne wiadomości w TV Trwam są inne niż w mainstreamowych mediach - dotykają innych spraw. To jest zbyt duże ryzyko dla "układu".

Tak, BFR użyła tego słowa również "UKŁAD" rządzi i nie chce żeby cokolwiek go usunęło.

Ważne: poprzedni wpis na ten temat z opisem innego wystąpienia BFR - (tutaj). Sadzę, że obu tych wykładów - wywiadów należy wysłuchać jednocześnie i traktować je jako jeden spójny.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A