31 grudnia 2012

Stealmate

Tytuł mojego wpisu jest pojęciem szachowym, ale według mnie nie oddaje absolutnie tego z czym mamy do czynienia.
Ponadto szachy są grą o pełnej informacji - obaj gracze widzą wszystkie figury i ich położenie.
Dużo lepszą analogią do tego z czym się na co dzień borykamy jest brydż.
Wprawdzie ilość kombinacji (sposobów rozdania kart) wynosi jedynie 2.4E13, co wobec ilości możliwych ruchów w szachach (100^300) jest znikome, to jednak brydż jako gra o niepełnej informacji dla gracza jest dużo atrakcyjniejsza jak również dużo bardziej podobna do tego czym jest życie i polityka.

Ponadto jako komentator życia politycznego nie mający dostępu trwałego do informacji pochodzących "z tyłu sklepu warzywnego" jestem skazany, podobnie jak większość blogerów, na informacje pochodzące z mediów, co jest czasami niezwykle irytujące.

Mijający rok był, no właśnie, jaki był mijający rok.
Zły, fatalny, tragiczny. A może wręcz przeciwnie, niezwykle pozytywny.
Wszystko zależy od tego jaką miarę przyłożymy, na co będziemy zwracać uwagę, co uznamy za czynnik istotny.
Bo jeżeli spojrzymy na wyczyny obecnego rządu na arenie wewnętrznej jak i międzynarodowej, to nie ma według mnie żadnego pozytywu, który mógłby zostać zaliczony jako coś co by można nazwać sukcesem.
Ale jeżeli spojrzymy na społeczeństwo, nastroje społeczne. To euforia, która jeszcze rok temu była wśród ludzi na ulicach gdzieś powoli znika.
Niektórzy mówią, że Polacy jako naród się budzą, powoli, ale jednak. Ja bym powiedział inaczej. Do dużych grup zaczyna docierać prawda o otaczającej rzeczywistości. Jeszcze z oporami, jeszcze powoli, ale jednak. Coś tam komuś przestaje sztymować w cukierkowym obrazie serwowanym przez media. To z jednaj strony dużo, ale czy dostatecznie dużo. I czy ci ludzie w swej masie nie zadowolą się znowu jakąś namiastką zmiany, jeśli ponownie dojdzie do przesilenia.

Olbrzymia ilość ludzi w Polsce dała się złapać w pułapkę, nawet nie kredytową, ale zinterpretowała skok technologiczny jakiego doświadczamy jako tą upragniona transformację, to polepszenie warunków egzystencji. Przypisali tą zmianę rządzącym i się na tym zafiksowali. To jest analogiczne do tego co miało miejsce po II WŚ. Ludzie na wsi, nie wszyscy, ale znaczna część, zinterpretowali elektryfikację i inne zmiany technologiczne jako efekt działania władzy - wtedy komunistycznej, opartej o kacapskie bagnety. Musiało upłynąć wiele lat, aż do roku 1980, aby większość ludzi to odrzuciła.
Gdy ludzie zrozumieją, że skok technologiczny jaki się dokonał nie ma nic wspólnego z tym jaka jest władza, oraz że władza wbrew pozorom stwarza jedynie problemy, a nie je rozwiązuje, wtedy nastąpi przełom - przesilenie.

Czy taki przełom może nastąpić w nadchodzącym roku.
Szczerze - wątpię.
Ludzie są zdezorientowani. Tak samo jak w 1981 roku, gdy propaganda zamieszczała obok siebie informacje o strajkach i o tym, że dokonano gwałtu, morderstwa, czy innej zbrodni. W ten sposób w okresie od sierpnia 1980 do grudnia 1981 dokonano w świadomości społecznej połączenia: Solidarność = anarchia + puste pułki w sklepach + szalejący bandytyzm na ulicach.
Tak samo jest teraz. J. Kaczyński = wojna z Niemcami + wojna z Rosją + szwadrony śmierci na ulicach.
Czy to jest racjonalne - oczywiście, że nie. Ale taki jest mniej więcej odbiór społeczny tego przekazu medialnego.

Ale właśnie polityka to brydż. Gdzie nie wszystkie informacje są pokazane wszystkim uczestnikom rozgrywki. Niektóre informacje są rozmyślnie chowane pod sukno, a niektóre jako mniej istotne nie są brane pod rozwagę.

Ponadto na sytuację wewnętrzną ma coraz większy wpływ sytuacja zewnętrzna. Jeśli do znacznej części społeczeństwa dotrze, że to my mamy zapewnić poprzez pakt fiskalny spokój i dobrobyt w takich krajach jak Niemcy i Francja to może być różnie.
Tu uwaga na marginesie. Pakt fiskalny ze swoimi deklarowanymi celami pomocy Grecji i innym krajom południa jest po prostu oszustwem. Bo nie chodzi o Grecję, ale o banki w Niemczech i we Francji, które udzieliły horrendalnych pożyczek rządowi w Grecji. I gdyby zupa się wylała, to nie w Grecji ludzie by wyszli na ulice, ale w Niemczech i we Francji. Bo te banki powinny po prostu ogłosić upadłość. A upadający bank w Niemczech to niemiecki bauer tracący oszczędności życia.

Wnioski.
Sytuacja jest na tyle dynamiczna, że prognozowanie tego co się wydarzy jest wręcz niemożliwe. Chyba, że się jest Osowieckim, ale wszyscy ci wróże to jednak są według mnie podejrzani o współpracę ze ZŁYM.

P.S.
Grałem dużo w brydża, zwłaszcza na studiach w latach 80-tych. Raz w życiu widziałem jak mój partner dostał z ręki 13 pików.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

W co gra tygodnik "W Sieci"?

Tak się prezentuje najnowszy numer tygodnika, podobno po "naszej" stronie sceny politycznej.
To ja mam takie pytanie, a właściwie cały szereg pytań.
Czy my jesteśmy jakimiś pokurczami?
Czy my chodzimy bez butów?
Czy jesteśmy tak jak Bilbo Baggins, dość sympatycznymi, ale jednak przygłupami?
Czy jesteśmy takimi w sumie ciamajdami, którym jednak się udaje przeżyć najcięższe nawet opresje?

Bo tak to wygląda z tej okładki, że właśnie tak pozycjonują nas autorzy (właściciele?) tego periodyku.
Nie znam oczywiście zawartości merytorycznej tego pisma, ale strona zewnętrzna jest fatalna. Ktoś może i chciał dobrze, ale przedobrzył.
Bo to jest zgroza i obciach, żeby swojemu czytelnikowi mówić, że jest pokurczem bez butów i ciamajdą.
Nawet nie będę analizował prawdopodobnych ścieżek myślowych, które doprowadziły do takiej okładki. Bo jestem w stanie takie ścieżki odtworzyć.

Rozumiem, że ktoś chciał dobrze, tylko, że niestety wyszło gówno.

Jak dla mnie, to ktoś, kto jest odpowiedzialny za wygląd tej strony powinien czym prędzej zostać usunięty ze swojego stanowiska, bo jego działalność jest szkodliwa. I to szkodliwa na wielu poziomach.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

19 grudnia 2012

Przesąd z Newtown

Wydarzenia w Newtown są skutkiem pewnego przesądu.
Ten przesąd brzmi, że w szkole,  na kampusie uniwersytetu nie wolno posiadać broni.
Społeczeństwo USA ma dostęp do broni na poziomie porównywalnym do tego co miało miejsce za czasów I Rzeczypospolitej i również w okresie zaborów.
Każdy dworek, każda posiadłość ziemska, to był swoisty magazyn broni i ludzi, którzy się tą bronią potrafili posługiwać. W pewnym sensie analogiczna sytuacja występuje w tej chwili w USA. "My home is my castle" - to dla odmiany angielskie porzekadło, ale oddające ducha tego co w kwestii broni sądzą obywatele USA.

Gdyby w Newtown dyrektor szkoły oraz jeszcze ze dwie osoby z personelu miały wpisane do obowiązków posiadanie broni, uczęszczanie na strzelnicę i przechodzenie okresowych szkoleń specjalnych, to wtedy nie byłoby tej sytuacji, z którą aktualnie mamy do czynienia. Lub też skala strat  byłaby dużo mniejsza.

To proste, dyrektor i dwóch innych pracowników mając broń może zaszachować jednego świra do czasu przyjazdu policji i zapobiec strzelaniu do nieuzbrojonych dzieci jak do zwierzyny łownej.

Świr zawsze wejdzie na teren gdzie nie można wnosić broni oficjalnie i broń wniesie i jej użyje. A praworządny obywatel może się wtedy tylko modlić o szybki przyjazd jednostek antyterrorystycznych - to jest główny problem.

Tej masakry niewinnych dzieciaków można było uniknąć, lub ją ograniczyć, w sensie ilościowym. Ale wymaga to zmiany zapatrywania, zmiany przesądu, że w szkole nie może być broni.
Winno być oficjalnie wiadomym, że dyrektor szkoły i jeszcze dwóch lub trzech innych pracowników ma broń oficjalnie i potrafi jej skutecznie użyć - wtedy takie rzeczy się nie będą zdarzać.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

13 grudnia 2012

Błąd w odbiorze, błąd w reakcji

Wszyscy się prześcigają w odpowiadaniu Donaldowi T. na jego propozycję zawartą w klipie (wyborczym?, agitacyjnym? czy cholera wie na jaką intencję zrobionym). Chociaż pod koniec tego wpisu, będzie wiadomo po co ten klip został zrobiony, oraz kto jest jego adresatem.

Podzielając krytykę i odpowiedzi jakich udzielają na ten produkt ludzie, muszę jednocześnie stwierdzić, że niepotrzebnie się tym ekscytujemy.
Podzielam i uważam za arcycelne wystąpienie Pana Wojciecha Staruchowicza, który odpowiadając na Twitterze Donaldowi T. dużo więcej mu krwi napsuł tym jednym zdaniem, niż całe tabuny felietonistów, którzy analizowali ten wytwór Igora O. z różnych punktów widzenia. Ta jedna odpowiedź + kilka przeróbek tego wytworu, które pojawiły się w sieci w zupełności by wystarczyły.

Otóż proszę państwa znowu daliście się wpuścić w maliny. Daliście się wpuścić, bo zaczęliście argumentować na poziomie rozumowym. A ten produkt nie jest do dyskutowania, tylko do odczuwania. Dlatego jedynymi sensownymi odpowiedziami była odpowiedź Staruchowicza seniora i te prześmiewcze klipy.

Swoimi odpowiedziami daliście ponadto argumenty do ręki swoim przeciwnikom.
Przecież najdalej za kilka dni rozlegnie się gromki okrzyk saloonu: "Patrzcie, jacy nienawistnicy, patrzcie, plują na wyciągniętą do zgody rękę premiera."
Tak będzie. I oczywiście będzie o nienawiści, agresji, zezwierzęceniu. I wszystko to będzie z przymiotnikiem "prawicowa", albo "pisowska".

No więc ustalmy coś.
Ten klip nie był adresowany do prawicy, chociaż liczono i się nie przeliczono, że prawica na niego zareaguje. Ten klip, a zwłaszcza jego komentowanie i komentowanie komentarzy, to wszystko było skierowane do własnego elektoratu. Żeby się nie rozlazł po krzakach, żeby nie zaczął wątpić, żeby się przestraszył, żeby zamknął oczy na otaczającą rzeczywistość i jeszcze raz gromko zakrzyknął "Tusku musisz".

Ten klip jest kolejnym z wielu sposobów zarządzania emocjami. A skutek niedowarzonych komentarzy kilku ludzi, który mienią się łebskimi po "naszej" stronie sceny politycznej będzie tym co zawsze. Przy czym oczywiście ci komentatorzy z całym spokojem zawyrokują, że kolejne zmiany tendencji w sondażach są winą Kaczyńskiego (już coś oni wymyślą, żeby to uzasadnić). Bo oni nie mają sobie nic do zarzucenia.

Przekaz w mediach będzie taki:
"Patrzcie, pisowskie PiSmaki opluwają premiera, chcą tu stosów inkwizycyjnych, nie są w stanie uszanować najbardziej rodzinnych ze świąt. Patrzcie kim jest nasz przeciwnik, z nimi nie można żyć w jednym kraju. Chyba rozumiecie, że musimy zewrzeć szeregi i dać odpór." Cały ten przekaz jest (będzie) skierowany do ludzi zwanych, również przeze mnie, lemingami.

Jedyny sensownym komentarzem było pokazywanie tego co napisał senior Staruchowicz. Kochani "nasi" publicyści, jak zwykle przedobrzyliście.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

11 grudnia 2012

Błędna sekwencja zdarzeń

W niedzielę 9 grudnia dokonano próby zniszczenia obrazu Matki Boskiej na Jasnej Górze. Miało to miejsce w godzinach porannych.

W poniedziałek 10 grudnia zamordowano Krzysztofa Zalewskiego - współpracownika komisji Macierewicza.

Stawiam taką tezę.
Prawidłowa sekwencja zdarzeń powinna wyglądać tak:
1. Krzysztof Zalewski "popełnia samobójstwo" w sobotę wieczorem (8 grudnia)
2. próba zniszczenia obrazu w Częstochowie przykrywa medialnie poprzednie zdarzenie.

Z jakichś nieznanych mi przyczyn coś się nie udało, coś nie zatrybiło. A nad puszczonym ze Świdnika psycholem już nikt nie mógł zapanować. Tym co nie zadziałało, mogło być na przykład to, że Krzysztof Zalewski nie schodził ani w piątek, ani w sobotę rano ani do garażu ani do piwnicy - po prostu nie dał szans "seryjnemu samobójcy".

Bo takich psycholi, jak ten co zadziałał w Częstochowie, to lata po naszych ulicach całe mnóstwo. Wystarczy go wyłowić, odpowiednio ukierunkować i zadyma czy to tylko medialna, czy też ofiary w ludziach są do wyprodukowania na pstryknięcie palcami.

Co do motywów zabójstwa Krzysztofa Zalewskiego, to mam poważne wątpliwości. Tak od razu, trzask, prask i w przeciągu 24 godzin prokuratura stwierdza, że motyw finansowy był powodem tego zamachu.
W dodatku sprawca znajduje się w szpitalu w stanie ciężkim.
Żeby wykazać coś w kwestiach finansowych, to trzeba powołać biegłych w tej materii, a w ciągu 24 godzin to jest raczej niewiarygodne.

Ponadto samo zabójstwo Krzysztofa Zalewskiego - sama sceneria, jest co najmniej zastanawiająca.
Zabójstwa dokonano nożem, potem w rękach sprawcy uległ detonacji nieznany materiał wybuchowy. Coś tu się nie zgadza. To nie wygląda na przemyślany i zaplanowany atak.
Zabójstwo miało miejsce w okolicach godziny 14, co się działo z napastnikiem przez cały dzień do momentu tego zdarzenia, gdzie był, z kim rozmawiał, co pił, co jadł itd, itp. A ponadto ten człowiek był prezesem firmy, w której v-ce prezesem był K. Zalewski.

Oczywiście dziennikarze nie zadają nawet pewnych pytań.
Czy zabójca był pod wpływem psychotropów - to takie pierwsze kontrolne pytanie, które winno być zadane. (jedynym wiarygodnym badaniem w tym momencie w tej kwestii jest amputowana ręka zabójcy)
Na jakiej podstawie stwierdzono podłoże finansowe zabójstwa?
Czy środowisko potwierdza, że obaj panowie byli w konflikcie finansowym?
Jaka jest opinia biegłych na temat sposobu dokonania zabójstwa i związanej z tym otoczki?
Tych pytań nawet nie zadano, że o wspomnianej przeze mnie teorii z początku tego wpisu nie wspomnę.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

09 grudnia 2012

Sekta

Obejrzyjmy spotkanie z czytelnikami, jakie miał Robert Tekieli.
Na przykład tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=_eSE1swaC7k&feature=player_embedded

Oto cztery etapy oddziaływania sekty na człowieka:
1 - bombardowanie miłością
2 - rozmrażanie świadomości i światopoglądu
3 - utrwalanie nowego światopoglądu
4 - zamrażanie światopoglądu
Robert Tekieli mówi tutaj na przykładzie jednego młodego człowieka i sekty Hare Kriszna.
Mówi też, że jeśli człowiek dojdzie i przejdzie czwarty etap to jest załatwiony na amen. Pozostają takiemu czlowiekowi wdrukowane do mózgu "klisze myślowe", które mówią:
miłość to gwałt
przyjaźń oznacza wykorzystanie
itd., itp.
"Im ja w większą głupotę uwierzę, tym jest mi trudniej przyznać się przed samym sobą, że zostałem zrobiony w konia" - to jeden z cytatów z tego wykładu - spotkania.

W naszych warunkach, w Polsce, sekty największy nacisk kładą na kwestie religijne, zwłaszcza na rozbijanie i dezawuowanie kultu Maryjnego - patrz dzisiejszy eksces w Częstochowie.

No to teraz wróćmy do polityki, bo przecież na tym blogu w praktyce niczym innym się nie zajmujemy.
Mam olbrzymią pretensję do Rafała A. Ziemkiewicza za to, że w wielu swoich wystąpieniach używał konstrukcji logicznej mówiącej, że ludzie w Polsce mają do wyboru albo mafię (PO), albo sektę (PiS).

Bo bardzo łatwo wbrew pozorom można całość działań propagandowych PO i sprzyjających im mediów właśnie zdefiniować jako działania sekciarskie. Czysta żywa manipulacja na zasadzie, że ktoś ma jakieś braki emocjonalne i my (PO) wam te braki wyrównamy, zadośćuczynimy waszym potrzebom duchowym.

Jest dokładnie odwrotnie niż w swych wystąpieniach twierdzi RAZ. To nie PiS jest sektą, ale właśnie PO, przy czym oczywiście PiS nie jest również mafią.
PO to po prostu skrzyżowanie mafii z sektą. Mafia to ta wierchuszka a dla lemingów sekta, której trzeba ufać.

Tyle tylko, że sekty wyłapują pojedynczych ludzi, a PO wyhaczyło całkiem sporo odsetek naszego społeczeństwa.
Pytanie jest w związku z tym tylko takie. Jak duży odsetek ludzi przeszło ten czwarty etap powszechnej psychomanipulacji w wykonaniu PO i mediów?

Nie będzie konkluzji, zachęcam do obejrzenia tego wystąpienia Roberta Tekieli. Zachęcam również do innego spojrzenia na krytykę jaką poddają takich ludzi jak RAZ, Warzecha i innych tacy blogerzy jak Corrylus i Toyah.

P.S.
Osobiście nie widziałem nic strasznego w tej dychotomii, którą uprawiał RAZ (sekta versus mafia), teraz rozumiem dlaczego jest to fatalne - bo po prostu nie jest prawdziwe.
To jest tak samo jak z E. Mistewiczem, który zwykł był opisywać PiS jako partię rodem z XIX wieku - archaiczną. Bo to jest opis fałszywy, za to podany przez wygadanego, wykształconego osobnika w dodatku na kartach jakichś tam periodyków - znaczy się guru, który wie co mówi. Przy czym z Mistewiczem było o tyle łatwo po prawej stronie sceny politycznej, że zawsze można mu było wyciągnąć tatusia ubeka i tym sprawę zamknąć.

Ale to nie jest sprawka tatusia ubeka, tylko sprawa prawdy albo fałszu.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

Dwa zdarzenia

W ciągu ostatnich 24 godzin miały miejsce dwa zdarzenia.

1.  D. Tusk nawiedził jakiś sklep samoobsługowy gdzieś w Polsce (podobno w Sopocie) gdzie swym przykładem namawiał ludzi do ofiarowywania jakichś drobnych rzeczy (głównie spożywczych) na rzecz osób mniej zamożnych - mówiąc wprost biednych, taich, którym nadchodzące Święta Bożego Narodzenia kojarzą się w tej chwili tylko i wyłącznie z pustkami we własnej kieszeni. Ze zwykłą biedą dnia codziennego. Z tym, że  nie można nakarmić dostatnio dzieci, przyzwoicie ich oraz siebie ubrać, oraz z wieloma innymi problemami dnia codziennego.

2. Jakiś osobnik, podobno niezrównoważony, usiłował zniszczyć Obraz Matki Boskiej w Sanktuarium w Częstochowie. Tu oczywiście zachodzi od ręki jedno proste pytanie. Kto, w jakim trybie i jakim cudem był  w stanie w tak krótkim czasie stwierdzić, że ten biedny człowiek jest niezrównoważony. Bo podaje się tą informację, o braku równowagi psychicznej, tak jakby to był pewnik. A przecież tego osobnika nie zbadał żaden lekarz psycholog ani psychiatra, bo niby kiedy. To już prędzej za niezrównoważonego można by na podstawie doniesień medialnych uznać znanego Brunona K. z Krakowa.

A ja mam zupełnie inny obraz tych dwóch wydarzeń. To D. Tusk i popierający go osobnicy są niezrównoważeni emocjonalnie. Natomiast ów nieszczęśnik z Częstochowy jest jak najbardziej zrównoważony. Działanie tego człowieka jest prostą konsekwencją przekazu medialnego, który dominuje w mediach.

To D. Tusk i inni, którzy zawodzą nad "mową nienawiści", "wykluczonymi" i innymi pseudo problemach naszego państwa są oderwanymi od rzeczywistości ludźmi żyjącymi w wyimaginowanym - czyli patologicznym, świecie własnej chorej jaźni.
Fakt, wrzucenie do koszyka paczki makaronu, czy innego towaru o długiej trwałości niewiele kosztuje. Zwłaszcza premiera. A jeśli się do tego dołoży całą szopkę medialną z tym związaną, to się okaże, że koszt tej "pomocy" przekroczył budżet kilku schronisk dla bezdomnych za kilka miesięcy, to wtedy dopiero możemy mówić o rzeczywisty zaangażowaniu takiego osobnika jak D. Tusk w pomoc potrzebującym.

Osobiście wolę pomagać konkretnie jakimś fizycznie znanym mi ludziom i to nie od święta, ale systematycznie tydzień po tygodniu przez cały rok.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

03 grudnia 2012

"Nie jesteśmy zainteresowani powstaniem klasy średniej, bo to nie jest nasz naturalny elektorat"

Tytuł mojego wpisu jest cytatem. Cytatem z wystąpienia jakiegoś osobnika na jednym z zamkniętych posiedzeń UD/UW. Sądzę, że cytat jest prawdziwy, ponieważ słyszałem ten tekst z dwóch niezależnych i nie znających się wzajemnie źródeł, a potem przeczytałem identyczny w wymowie tekst w jakiejś książce.

Dlaczego wracać do tak zamierzchłej przeszłości?
Bo po pierwsze ta przeszłość nie jest ani tak zamierzchła, a po drugie to się nadal dzieje. Nadal się dzieje, czyli Polacy jako Naród są nadal okradani. Na różne skądinąd sposoby.

W czasach, gdy to tytułowe zdanie zostało wypowiedziane sprawa dotyczyła uwłaszczenia ludzi na majątku trwałym, który był. Na przykład na mieszkaniach spółdzielczych, które w jakimś tam trybie miałyby zostać przekształcone w mieszkania własnościowe. Również inny majątek występował wtedy w dosyć dużej obfitości i na pewno jacyś ludzie by coś sensownego z tego zrobili. Ale niestety zadecydowało wtedy to jedno zdanie.

Czasy się zmieniły (czyżby?), no w każdym razie minęło parę lat.
W Polsce pojawiają się zaczątki klasy średniej. I to jest groźne, wręcz najgroźniejsze dla systemu panującego. Bo człowiek żyjący z własnej pracy, na własnym sumptem wytworzonym stanowisku pracy jest człowiekiem niezależnym, w większości myślącym. A człowiek myślący nie pójdzie głosować na byle kogo, a nawet jeżeli raz zagłosuje nie najtrafniej, to potem będzie próbował, zmieniał, aż gdzieś kiedyś w końcu dojdzie do jakichś wniosków.

I tu dochodzimy do tego jak Polacy są okradani obecnie.
Metod jest kilka, a może nawet kilkanaście. Oto lista przykładów.
1. Amber Gold
2. podwykonawcy  autostrad i stadionów
3. fundusze inwestycyjne i emerytalne.
We wszystkich tych przypadkach straty ponoszą ludzie, którzy coś mają. Potrafili wypracować jakieś zapasy, zainwestowali licząc na więcej.
I dostali (dostają) po tyłku.
Tracą pieniądze, czasami oszczędności całego życia.

Obserwując to co się wyprawia, można z całym spokojem postawić tezę, że jest to robota celowa. Motywowana właśnie tym zdaniem, które stanowi tytuł mojego wpisu.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

01 grudnia 2012

Pastuch z Argentyny

Ci źli ludzie wymyślili getto, na sto lat przed Hitlerem, potem zaprowadzili cztery miliony Żydów do obozów śmierci. Boże wybacz im za to, za co ja nigdy im nie wybaczę. Ci dranie udając zaniepokojenie krwawym zabijaniem zwierząt biorą 11 miliardów Euro w każdym roku od Unii Europejskiej. Józef Stalin był jedynym człowiekiem, który wiedział, jak traktować Polaków

Źródło (http://wpolityce.pl/dzienniki/dziennik-slawomira-sieradzkiego/41763-na-poklosie-poklosia-nie-musielismy-dlugo-czekac-teraz-juz-nawet-importerzy-miesa-zarzucaja-nam-udzial-w-holokauscie)

Nie wiemy oczywiście kim jest człowiek, który takim tekstem sypie. Bo może być zwykłym nieukiem i tumanem, a może też być kimś zupełnie innym.
Oba warianty są dla nas jako Narodu tragiczne.
Bo jeśli to zwykły tuman, to takich tumanów na świecie jest większość i łatwo sobie wyobrazić ocenę opinii światowej publicznej gdy znowu ktoś dojdzie do wniosku, że należy polaczków nauczyć moresu.
Leminżeria, która by nieopacznie i przez przypadek ten tekst przeczytała niech się nie cieszy, bo to głównie ich bedzie się tego moresu uczyć. Bo mohery to są wbrew pozorom na taką sytuację dużo lepiej przygotowane.
Jeśli natomiast ten człowiek jest kimś zupełnie innym niż tumanem i nieukiem, to oznacza, że nawet w odległej Argentynie ruszyła kampania takiego pozycjonowania Polski i Polaków, ażeby nikomu nawet przez myśl nie przeszło zbierać jakieś dary, organizować pomoc humanitarną, czy też nawet osobiście uczestniczyć w jakiejś akcji mającej za cel obronę Polski.

Nie będzie konkluzji, sami pomyślcie dalej. Jako podpowiedź zalecam zapoznanie się z planami tego kapusia Boniego na temat "mowy nienawiści".

This world is totally fugazi
Andrzej.A