21 grudnia 2013

Kim jest Gowin

Głosowanie w prawie przyznania pieniędzy na badania na "Łączce".
Jak Gowin i wspólnicy głosowali chyba wszyscy wiedzą. Dodatkowych środków nie będzie. I proszę mi nie mówić, że ci osobnicy się pomylili. Bo pomylić to się może przedszkolak. Zresztą gdyby się pomylili, to może jeden, ale nie grupa.

Czym było to głosowanie.
Otóż w wykonaniu Gowina i innych był to akces do obozu władzy, tej jej części, która nie jest ujawniana.
Tak jakby Gowin mówił do Jaruzelskiego: "Panie generale, uczyń mnie premierem, wszak macie problem z obsadzeniem tego stołka."

Tak według mnie należy to odczytywać.
Co oczywiście powoduje, że wszelkie analizy na przykład Ziemkiewicza, ale i innych na temat Gowina i wspólników są o kant potłuc.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

14 grudnia 2013

Pytania krytyczne

Pytanie krytyczne czyli istotne, ważne, kardynalne. Tak jak w matematyce i innych naukach ścisłych są warunki krytyczne dla pewnych zagadnień.

W jednym z ostatnich numerów GPC Dawid Wildstein sformułował jedno z pytań krytycznych.
Nie czytałem osobiście tego artykułu, ale z pewnych półsłówek wypowiadanych gdzie indziej i przez kogoś innego można się domyśleć co junior Wildstein napisał.
"Co zrobić z Jaruzelskim po śmierci. Gdzie i w jakim trybie go pochować."
Taki, sądzę z tych półsłówek, był sens artykułu D.W.

Uważam, że takich pytań należy stawiać więcej i wobec większej ilości osób i/lub całych grup, które się utożsamiają i/lub opowiadają za pewnymi opcjami politycznymi, głoszą jakieś poglądy.
Pytania te należy stawiać zarówno pojedynczym osobom - tym ważnym, opiniotwórczym, kształtującym świadomość szerokich rzesz społeczeństwa.
Również całym grupom, które się utożsamiają z pewnymi poglądami takie pytania należy stawiać.

Dekonstrukcja i dekompozycja norm moralnych, kultury, języka debaty publicznej i wielu innych dziedzin naszego życia jako zbiorowości sięgnęła albowiem takiego poziomu, ze tylko odwołanie się do warunków brzegowych - krytycznych może dać szansę na powstrzymanie dalszego występowania tych zjawisk.

Oto przykłady takich pytań.
1. W przypadku konfliktu Polski i Niemiec jaki mundur byś założył - pytanie adresowane do członków i sympatyków RAŚ.
2. W przypadku konfliktu Polski i Rosji czy stawiałbyś bramy powitalne dla sołdatów - pytanie adresowane do potomków KPP.
3. Którą stronę wybierasz w przypadku konfliktu interesów pomiędzy Polską a Izraelem - chyba nie muszę komentować, panowie Wildstein też się muszą na takie pytanie jawnie opowiedzieć.
4. Czy klasyczny model rodziny z matką - kobietą i ojcem - mężczyzną uważasz za aberrację - też chyba nie muszę komentować do kogo jest to skierowane.

Nie uważam, żeby ta lista pytań była zamknięta, wręcz przeciwnie. Im tych pytań będzie więcej, tym łatwiej i precyzyjniej oddzielić się da tych, którzy są częścią Narodu i na tych, którzy nie koniecznie i nie na pewno do wspólnoty Narodu Polskiego należą.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

07 grudnia 2013

Tak wyglądają realia gospodarczo finansowe

Ze względów procesowych nazwy firm podane w tym wpisie pozostaną nieujawnione. Wszystkie informacje tu podane pochodzą "z tyłu sklepu warzywnego".

Firma A - dosyć duża firma medyczna, dostarczyciel usług medycznych dla sporej części populacji na terenie Warszawy, nie ma oddziałów w innych miastach. Jest typowym produktem naturalnego rozwoju na rynku, według mojej wiedzy bez powiązań polityczno - ubeckich.

Firma B - pośrednik w usługach medycznych, oferent ubezpieczeń medycznych dla szerokich rzesz pracowników korporacyjnych, jednego z popularnych banków i innych. Nie znam pełnej gamy klientów. Firma według mojej wiedzy powiązana politycznie - ubecko.

Współpraca między firmami trwała od kilku lat (co najmniej od 2-3). Firma B z racji umowy zawartej z firmą A winna płacić miesięcznie określone pieniądze wynikające z wykonania usług przez pracowników firmy A na rzecz "ubezpieczonych" w firmie B.
Od co najmniej roku firma B zalega coraz większe sumy pieniędzy wobec firmy A. W ostatnim czasie szefostwo firmy A podjęło decyzję o zaprzestaniu honorowania "ubezpieczeń" oferowanych przez firmę B, bo skoro zaległości płatnicze sięgają kilku miesięcy, to nie ma powodu, żeby kredytować czyjeś wyjazdy na Malediwy.

Firma B sięgnęła po najbardziej płaski numer jaki tylko można sobie wyobrazić. Otóż zaczęli oni dzwonić po poszczególnych lekarzach, którzy poza pracą na rzecz firmy A mają prywatne gabinety i mogą poprzez prowadzoną działalność gospodarczą od ręki przejąć obsługę klientów, którzy w firmie A zamiast dotychczasowego podania numeru umowy muszą sięgnąć do portfela. Z mojej wiedzy wynika, że takich rozmów przedstawiciele firmy B odbyli ponad 20 - z lekarzami różnych specjalności.

Jest to ewidentne szukanie kolejnego frajera, który skredytuje wyjazdy szefostwa firmy B na Malediwy, lub inne ich zachcianki.

To teraz może krótkie wyjaśnienie po co ten wpis.
1. Po to, żeby ludzie będący lekarzami i prowadzący własne gabinety nie dali się nabrać na jakieś super kontrakty, które będzie im ktoś oferował - duży obrót miesięczny - szybki wzrost dochodów.
2. Po to, żeby uzmysłowić tym, którzy pracują w korporacjach, że ich "ubezpieczenie zdrowotne" może się okazać kwitem na węgiel z możliwością realizacji w następnym tysiącleciu.
3. Po to, żeby uzmysłowić ogółowi czytelników, że układ panujący sięga do najbardziej prymitywnych sposobów działania, żeby tylko ogolić innych z kasy.

Nie będę wyjaśniał zawiłości prawno finansowych takiej sytuacji, bo każdy, kto ma trochę oleju w głowie winien to rozumieć.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

04 grudnia 2013

Prośba o głosowanie

Ogłoszenie
http://www.chemgeneration.com/pl/chainreaction/z...
Uprasza się o głosowanie na ten filmik.
Konkurs (głosowanie) trwa do 18-12-2013
Każdy może zagłosować raz na dobę.

Z góry dziękuję.



Andrzej.A

03 grudnia 2013

UKRAINA !? !? !? ?! ?! ?!

No właśnie co z Ukrainą i nowymi wydarzeniami na Majdanie?
Należy doprecyzować powyższe pytanie.
Rozbijmy problem na kilka elementów.

1. Czego chcą Ukraińcy, zarówno ci, którzy protestują, jak i ci, którzy w tych protestach nie uczestniczą
To pytanie rodzi kolejne.
Co zaproponowała UE w czasie negocjacji z Ukrainą, a co zaproponował i/lub czym pogroził Putin.
2. Co zyskują (potencjalnie) Ukraińcy na umowie z UE, a co tracą (w tym jako koszty tej umowy należy brać pod rozwagę retorsje Moskwy)
Jeśli coś zyskują, a coś tracą to należy to wszystko rozważyć. Nie sądzę, żeby władze ukraińskie mogły, tak po prostu fizycznie, wyjaśnić wszystkim swoim obywatelom wszystkie niuanse takiej umowy. Nie znaczy to bynajmniej, że ludzie nie powinni tych niuansów w jak najszerszym zakresie znać. Właśnie znać powinni, aby nie kierowały nimi emocje, a chłodna kalkulacja. Bo niestety to co widać poprzez media, to jest AMOK. Amok zwolenników podpisania umowy z UE i amok ich przeciwników. Zero merytorycznej dyskusji.

Tyle sami Ukraińcy, teraz popatrzmy na ten problem z naszej perspektywy.

1. Co zyskuje Polska, na tym, że Ukraina podpisze umowę stowarzyszeniową i gdzieś tam w jakiejś perspektywie czasowej przystąpi do UE.
Ponieważ nie znam treści tej umowy, to również trudno cokolwiek wyrokować. Ale ja byłem w tym roku na Ukrainie, konkretnie we Lwowie. No cóż, tam jest bieda i suszące się na balkonach blokowisk stare brudne galoty - czyli Ukraina wchodząc do UE staje się dla nas jako kraju konkurencją w pozyskiwaniu unijnych dopłat. To minus dla nas jako kraju.

Są jednak pewne plusy.
Odsuwamy o kilkaset kilometrów wpływy Rosji i poszerzamy przestrzeń demokracji - taki mniej więcej przekaz medialny płynie z prawej strony medialnego nurtu.
No cóż, osobiście śmiem wątpić. Zarówno w to odsunięcie wpływów Moskwy jak i w to "poszerzenie przestrzeni demokracji". Moskwa ma wszak swoją bazę tuż nad północną granicą Polski i duże wpływy na Białorusi. A dbałość o demokrację w UE jest według mnie na tyle specyficzna, że nie życzyłbym tego Ukraińcom.

Wejście Ukrainy w strefę UE ma według mnie jeszcze jeden feler z punktu widzenia Polski. Otóż są na Ukrainie siły, które już teraz jawnie deklarują roszczenia terytorialne wobec Polski.
Ktoś może zareplikować, że jak Ukraina wejdzie do UE, to łatwiej będzie zabiegać o zwrot majątków, które kiedyś należały do Polaków. Niestety również śmiem wątpić. Patrząc na zabiegi naszej dyplomacji w stosunkach z Niemcami to się może okazać, że roszczenia Ukraińskie są słuszne, a nasze ksenofobiczne i rasistowskie - jest w UE dostatecznie silne lobby, które coś takiego wdrukuje wszystkim w UE do głowy.

Z powyższego mojego wpisu wynika, że widzę więcej minusów niż plusów, ale mogę się mylić.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

25 listopada 2013

Opamiętaj się idioto

W aktualnym "Do Rzeczy" pojawia się cała sekwencja zdjęć z 10-04-2010.
To jest ciąg dalszy do tego zdjęcia, które blisko miesiąc temu opublikowano w tygodniku  "w Sieci".
Wtedy było pojedyncze zdjęcie Tuska, Putina i paru innych osób.
Zostało to zbyte przez wszystkich zainteresowanych różnymi grepsami.
A rzecznik rządu mówił wręcz o manipulacji, użyciu photoshopa i/lub pojedynczej klatce z dziwnym grymasem twarzy głównych aktorów na tym zdjęciu.

Nie mam ochoty i uważam to wręcz za zbędne zajmowanie się mimikrą D.Tuska na tej sekwencji zdjęć.
Ważniejsze jest według mnie to, co swoją mimikrą mówi W.Putin.
Tu przekaz jest wyraźny, tak jak w tytule tego posta. Putin jako stary wyćwiczony i wyrachowany oszust napomina Tuska, żeby się opanował, można to też zinterpretować "uważaj, patrzą na nas".

No tak to według mnie wygląda.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

19 listopada 2013

Tęcza

Nie wiem, nie znam się.
Na pewno nie jestem tak gorliwym katolikiem jak co poniektórzy, którzy mają na swoich ustach wszystkie przykazania co pięć minut.

Niektórzy jak Cejrowski twierdzą, że tęczę, jako symbol pedalstwa należy palić do skutku. Może mają rację - nie wiem, ale w sumie nie do końca mnie przekonują. Chociaż doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tęcza jako symbol pedalstwa - permisywizmu jest totemem podrzuconym specjalnie żeby denerwować, drażnić i szydzić z katolików. Zauważają to nawet ludzie niewierzący i innych religii.

Inni sugerują, żeby wrogo przejęty symbol (wszak tęcza jest symbolem pochodzącym ze Starego Testamentu) odzyskać, ze wszystkimi tego odzyskania konsekwencjami, które mówią, że grzech sodomii jest grzechem śmiertelnym.

Ja niestety w tym dyskursie nie widzę głosu oficjalnego Kościoła Katolickiego.

Bo cóż to za problem, po kolejnym odbudowaniu tęczy obwiesić ją krzyżami. Można, i jest to wykonalne w parę dni, jeśli nie godzin.

To może zastanówmy się od czego to się zaczęło.

Otóż zaczęło się to od usunięcia Krzyża z Krakowskiego Przedmieścia po 10-04-2010. Zaczęło się od sikania do zniczy i petowania papierosów na osobach modlących się pod Krzyżem.
Nie obwiniam o te rzeczy Komorowskiego, ani GW, ani tej tłuszczy, której przewodził niejaki "Niemiec" - król burdeli z W-wy.

Obwiniam o to hierarchię Kościoła.
Bo niestety żaden biskup, ani kardynał nie stanął w tym momencie na wysokości zadania. Bo wystarczyło by, aby ktoś z hierarchów przybył w tamtym czasie pod Krzyż i poprowadził modlitwę - wtedy pewne rzeczy nie mogły by mieć miejsca i/lub reakcja ludzi była by taka, że tłuszcza musiała by się stamtąd wynieść.

Sprawa z tęczą, jest jedynie konsekwencją tamtego zaniechania.
Owszem hierarchowie mogą odzyskać autorytet (?) i/lub poważanie u wiernych jeśli dadzą wyraźny sygnał, że nie ma zgody na pewne działania i/lub pewne działania będą podejmowane aby usunąć i/lub przechwycić wrogie symbole. To jest do zrobienia. Na przykład po kolejnym odbudowaniu tęczy należy ją obwiesić krucyfiksami z odpowiednim opisem, czym była i jest tęcza według Starego Testamentu. Ale sygnał do takiej akcji musi dać hierarchia kościelna. W przeciwnym przypadku wierni, nawet z pomocą kapłanów niższego szczebla zostaną ponownie pokonani.

Tylko reakcja hierarchów wyższego szczebla może ofensywę żydokomuny zahamować.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

15 listopada 2013

Nie dajcie się przerobić na szaro

To jest apel do ludzi, którzy zostali poszkodowani we wczorajszym wybuchu gazu w Jankowie Przzygrodzkim.

Nie podpisujcie żadnych kwitów, zwłaszcza z treścią, która będzie mówiła o tym, że dostaliście jakąś pomoc materialną (w tym pieniądze).
Bo potem się okaże, że dostaliście po przysłowiowe 5 złotych, a straciliście dorobek życia.
Weźcie adwokatów - najlepiej jednego wszyscy.
Odszkodowania za takie zdarzenie powinny sięgać grubych pieniędzy. I nie jest ważne, czy ktoś miał, czy też nie miał ubezpieczone swoje mienie.

Owszem, to może trwać długo i być dla Was uciążliwe, ale ktoś, kto jest odpowiedzialny za to co się wydarzyło musi za to zapłacić - lub też firma ubezpieczeniowa.

Ponadto dochodzi jeszcze element strat na zdrowiu niektórych spośród Was, oraz dezorganizacji Waszego życia. Za to też należą się odszkodowania.

Wizyta premiera i jakieś tam smęcenie o pomocy od państwa nie mają żadnego znaczenia.

Będą chcieli Was przerobić na szaro, dając jakieś zapomogi, które w najlepszym przypadku starczą Wam na kupno ubrań.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

14 listopada 2013

Szykują się na stawianie bram triumfalnych

Tak jak po 17-09-1939. I te same środowiska, dzieci i wnuki tamtych starych KPP-owców.
Seweryn Blumstein (tutaj: http://niezalezna.pl/48271-towarzystwo-dolacza-do-wladz-i-sklada-hold-ruski) lub (tutaj:  http://wpolityce.pl/artykuly/67031-blumsztajn-wzywa-do-pozytywnej-licytacji-zyczliwosci-w-relacjach-z-rosja-czy-rzadzacy-kremlem-kagiebisci-otworza-swe-serca-dla-sewka) robi co może aby się zasłużyć. Pewnie chciałby zostać komisarzem kremlowskim w, no nie wiem Lublinie, albo i w Warszawie.

Tu się przypomina artykuł jaki opublikował w swoim czasie w "Nowym Państwie" Filip Rdesiński. Rdesiński będąc wtedy anonimowym człowiekiem spotkał na Krakowskim Przedmieściu w roku 2010 Blumsztajna i Łuczywo i z głupia frant uciął sobie z nimi pogawędkę
Oto odpowiedni fragment: "... Nie boicie się Państwo, że to co się dzieje, może doprowadzić do otwartej wojny kulturowej w Polsce - mówię patrząc im w oczy i dostrzegam w nich rozpalone ogniki. - My właśnie na to liczymy - słyszę z ich ust. ...".


Tak proszę szanownych czytelników, to jest świadoma i całkiem przemyślana akcja.
Wszystko, i ten artykuł w GW pod hasłem, że "Rozbiory przyniosły Polsce modernizację" i ta tęcza na Placu Zbawiciela i ten idiota ambasador Szwecji, który składał kwiaty pod poległą tęczą (no dobra może i ambasador to tylko zwykły pożyteczny idiota i wszedł tu przez przypadek), i ten Mistewicz, który bredzi, że takich ekscesów jak na Marszu Niepodległości to nigdzie w Europie nie ma, i ten Kurkiewicz, który broni sqotersów i pochwala jednocześnie rzucanie 2,5 kilowymi kostkami brukowymi w narodowców.
Co do sqotersów, to wypada dodać, że sqot jest w linii prostej 50 metrów od komendy policji na Wilczej i w związku z tym niech mi nikt nie mówi, że oni nie maja ochrony kogoś ważnego i/lub są hodowani właśnie na takie okazje jak Marsz Niepodległości.

To nie są wbrew pozorom rojenia chorych umysłów, ale rzecz całkiem świadomie przemyślana i precyzyjnie realizowana.

Mamy do czynienia z grupą, która realizuje swoje własne interesy. Grupa ta może osiągać sukces w otoczeniu zewnętrznym tylko w jednym przypadku. O ile oni sami trzymają się razem, działają zawsze grupowo, czyli z przewagą, wobec pojedynczych jednostek zewnętrznych względem nich. Czyli osiągają sukces wtedy i tylko wtedy, gdy reszta społeczeństwa jest rozbita, zatomizowana. Temu służą te wszystkie działania - zohydzenie religii, dekonstrukcja typowego modelu rodziny, zanegowanie pojęcia narodu, wykpienie patriotyzmu, zrównanie nacjonalizmu z rasizmem.
Natomiast gdy reszta społeczeństwa, lub też jego część zaczyna działać również w grupie, zaczyna się organizować, wtedy następuje reductio ad Hitlerum i oskarżenie o antysemityzm.
Stanowiąc niedużą w sumie, pod względem ilości grupę, ale mają dużą siłę bo zawsze się wspierają.
Exemplum ostatnie zdarzenia. Adam Michnik został ostatnio potraktowany z grubej rury, bo mu przypomniano zaszłości rodzinne i to na ostro bez owijania w bawełnę. No to zamiast A.M. wystąpił Seweryn Blumstein, co na jedno wychodzi. Nie ma znaczenia, który z nich coś powie czy napisze. Oni zawsze działają razem w opozycji do reszty społeczeństwa.

Należy zwrócić uwagę, że wszystkie te działania w warstwie ideologicznej są przynajmniej początkowo organizowane pod hasłem chrześcijańskiego uniwersalizmu moralnego, nigdy pod hasłem żydowskich interesów grupowych. ważne jest również to, że z reguły na pierwszy plan nie są wysuwani ludzie o ewidentnie żydowskich konotacjach, czy to na podstawie nazwiska czy też fizis.
Zawsze lepiej jest wystawiać kogoś kto nie jest Żydem. Zresztą takich ludzi w Polsce nie brakuje. Istnieje dostatecznie duża grupa ludzi, którzy są wyalienowani z Narodu. Bo się zaprzedali na przykład poprzedniej władzy, byli donosicielami, funkami systemu lub też zrobili inne draństwo. Tych się wystawia na pierwszą linię. A takich jest sporo, Olejnik, Kuźniarowie, Mistewicz, to całe towarzystwo od feministyki i inni. Część z nich to oczywiście osoby upośledzone na przykład rodzinnie, które wieżą w to co robią, bo spotkała ich w życiu duża krzywda i/lub nieszczęście osobiste - tacy są najlepsi na frontmenów, jeśli tylko daje się ich wyszkolić na odpowiednim poziomie, żeby mogli zadawać szyku w mediach jako pogromcy faszyzmu i tradycyjnej heteroseksualnej rodziny, no i Kościoła oczywiście.

Warto według mnie w tym momencie powiedzieć o jednej rzeczy. W USA i w innych krajach anglosaskich funkcjonuje taki serwis jak ancestry.com. Gdzie za niewielkie pieniądze (15$) można przez miesiąc przeglądać różne rejestry narodzin, zgonów, dokumentów naturalizacyjnych.
U nas niestety takiego serwisu nie ma. Dlatego niektórzy mogą udawać, że ich rodzinna historia zaczęła się w 1953 roku.



This world is totally fugazi
Andrzej.A

13 listopada 2013

Kim własciwie jest Adam Michnik?

W dzisiejszej "Gazecie Polskiej" - tygodniku, pojawił się obszerny artykuł poświęcony A. Michnikowi.
Poruszane są różne fragmenty życiorysu. Od cytatów z książki "Między Panem a Plebanem" gdzie we fragmencie o okresie po 1956 roku podany jest cytat: "Po 1956 r. były w naszych wystąpieniach pogłosy stanowiska trockistowskiego albo kubańskiego, czy zgoła chińskiego" - tak mówił wtedy Michnik.
Co jest o tyle ciekawe, że A.M. urodził się w roku 1946, czyli w 1956 miał lat 10.
Zaiste niezwykle wyrobione politycznie pacholę musiało być z młodego A.M.
Ponadto zastanawiająca jest w tym fragmencie ta liczba mnoga.
Zachodzi pytanie jakich "naszych wystąpieniach" i kto dla A.M. był w owym czasie "my".

W roku 1961 (wiek 15 lat) po interwencji w Zatoce Świń wiecował na Uniwersytecie Warszawskim przeciwko amerykańskiemu imperializmowi.

W 1964 w nagrodę za zdaną maturę wyjeżdża na tournee po Europie. Ja już pomijam w tym momencie taki detal, że tylko bardzo zaufanym towarzyszom i ich dzieciom dawano w owym czasie paszporty, żeby sobie tak mogli jeździć i zwiedzać i spotykać się z różnymi ludźmi.
A.M. był w wielu miejscach. Spotykał się z emigrantami, z włoskimi komunistami, z francuskimi trockistami. Zafascynował go, jak się wydaje trockizm, który umożliwiał bycie komunistą a jednocześnie bycie przeciwko sowietom - sam tak mówi.
Potem oczywiście Wietnam, ale również, a może przede wszystkim Che Guevara, młody zbuntowany ideowiec, zatłuczony przez siepaczy imperializmu i wstecznictwa. Ten ostatni fragment, to oczywiście już moja osobista zgrywa.

W 2008 podczas debaty na UW powie, że nie jest dumny ze swojego zafascynowania Ernesto Che Guevarą z lat 60-tych, "powinienem być mądrzejszy" - czy to szczera wypowiedź, osobiście śmiem wątpić. Zwłaszcza, że to A.M. osobiście w sposób notoryczny i kłamliwy przypisywał te fascynacje Antoniemu Macierewiczowi.

Jest jeszcze o paru innych fascynacjach i znajomościach: Dutschke, Piperno, Cohn-Bendid, Kouchner, Serge July i Jan Kavana.

Z naszego punktu widzenia ważniejsze jest co innego. W końcówce lat 80 starał się i należy podejrzewać, że w pewnym zakresie odniósł sukces, porozumieć się ponad głowami Jaruzelskiego i wspólników z Kremlem. Udało mu się to i w 1988 został zaproszony do Moskwy przez Związek Filmowców.
Jednocześnie gniewny pomruk z Kremla obwieścił Jaruzelskiemu, że "nie powinniście przeszkadzać w kontaktach z polskimi intelektualistami. Znaczna część z nich przeszła do opozycji na skutek błędów w polityce PZPR i niewłaściwych ocen poszczególnych ludzi. [...] Ambasada w Warszawie i nie tylko ona dostała polecenie opracowania swoistego Who is who w opozycji."

Najprawdopodobniej ten element, czyli bezpośrednia łączność A.M. z Moskwą powodowały opór Jaruzelskiego i Kiszczaka przed dopuszczeniem Michnika, Kuronia i jeszcze paru osób do obrad okrągłego stołu. Ten element, a nie rzekomo skrajnie antysocjalistyczna postawa powodowały opór, zresztą krótkotrwały (czyżby kolejny gniewny, a jeszcze nieznany oficjalnie pomruk z Kremla).
To skądinąd świetnie zagrało na szerokich rzeszach społeczeństwa. Skoro Kiszczak i Jaruzelski tak nie chcą ich dopuścić do obrad to oni są "nasi". Jak srodze się jako społeczeństwo na tym przejechaliśmy zaczęło być widać znacznie później.
Antoni Dudek twierdzi, że A.M. był w kontakcie bezpośrednim z Moskwą już na początku 1988 roku, czyli przed pierwszą falą strajków. "W teczce szyfrogramów z ambasady PRL w Moskwie brakuje trzech pozycji z roku 1989.". Prawdopodobnie tych dotyczących wizyty A.M., co wynika z datowania pozostałych. Żeby było śmieszniej zostały one usunięte z teczki już po przekazaniu do archiwum.

To najistotniejsze według mnie elementy z tego artykułu.

Czego nie ma w tym artykule.
1. Omówienia wizyty Lecha Wałęsy i A.M. w Moskwie w grudniu 1989 r.
2. Nie wspomniano nawet słowem o wizycie A.M. w Moskwie w 2011 r., która miała jako cel oficjalny promocję jego książki.
3. Nie wspomniano o osobistej rozmowie z Putinem też z okresu po 10-04-2010.

Wiemy o tym, a w każdym razie wszyscy w Polsce powinni zdawać sobie z tego sprawę, że A.M. jest politykiem. Uprawia wprawdzie ten zawód z za węgła. Nie jako polityk i parlamentarzysta w sejmie, ale jako dziennikarz dysponujący najsilniejszą gazeta codzienną w kraju (jeszcze), a kiedyś najsilniejszym medium w kraju.
Należy ubolewać, że nie powstała jeszcze żadna biografia A.M. Owszem wydano jedną pióra jakiegoś francuza, ale jest to tak obrzydliwa hagiografia, że szkoda słów.

Warto według mnie zwrócić uwagę na to co w tym artykule jest powiedziane, ale w sumie pominięte - TROCKIZM.
Fascynacja trockizmem jest dosyć charakterystyczna dla środowiska A.M.
Powiedzmy wprost, A.M. jest Żydem i realizuje cele swojej wspólnoty. Nie ma tu znaczenia czy chodzi do Bóżnicy czy nie. Skądinąd w 1990 roku dostał od swych pobratymców z Brooklynu tytuł "Żyda roku", czyli kwestia religijności jest tu sprawą absolutnie nieistotną.

Te wszystkie idee, do których się zapala nie mają znaczenia o ile nie są to idee dające korzyść jego grupie.
Przecież był czas, że wręcz był przyjacielem księdza Popiełuszki - są odpowiednie zdjęcia. Czyli użycie czysto instrumentalne religii i Kościoła również ma na swoim koncie.

Warto według mnie pokusić się o przeczytanie książki Kevina MacDonalda "Kultura krytyki". Wtedy wszystkie wyczyny A.M. stają się rzeczami absolutnie racjonalnymi, a nie breweriami spaczonego jakby się komuś mogło wydawać intelektu.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

12 listopada 2013

Ten to ma moc

Kto?
Oczywiście Jarosław Kaczyński.
Przemowa J.K. w dniu wczorajszym z okolic godziny 20 w Krakowie spowodowała zamieszki w Warszawie w okolicach godziny 16-17.

Jeszcze eden drobiazg do dnia wczorajszego.
Różni ludzie, twierdzący, że się na tym znają, mówią jasno i dobitnie, że budki strażnicze przy ambasadach i innych miejscach są zrobione w zasadzie z materiału niepalnego.
Również niepalna miała być ta tęcza, co ją kilka dni temu odremontowano.

A tu proszę spaliły się dwa obiekty jakby były dobrze nasączone jakimś rozpuszczalnikiem albo benzyną.

Ciekawe.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

11 listopada 2013

Rozbiory oznaczały dla Polski postęp i modernizację

Nie, nie to nie żarty. Tako rzecze GW i dr hab. Jan Sowa socjolog i kulturoznawca. Adiunkt w Instytucie Kultury Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Całość można przeczytać tutaj: http://wyborcza.pl/magazyn/1,126715,14921443,Rozbiory_oznaczaly_dla_Polski_postep_i_modernizacje.html

 
Ja na wszelki wypadek zrobiłem screenshoty z tego artykułu, w razie gdyby miał zostać zniknięty, bo to różnie w życiu bywa.

Właściwie to na tym można by zakończyć omawianie tego problemu. Tylko, że problem jest głęboki i to bardzo.
Ktoś, kto ma tytuł doktora habilitowanego, jest samodzielnym pracownikiem naukowym, może sam promować i ustanawiać kierunki badań, a to już nie w kij dmuchał.

Posłużmy się kilkoma cytatami z tego wiekopomnego wywiadu.

"Dopiero zaborcy opodatkowują masowo szlachtę i konstruują mechanizm administracyjny. Dopiero oni znoszą pańszczyznę, wyzwalając "polskich" chłopów od Polaków. Reformują gospodarkę. Pod zaborami na terenie byłej I RP rozwija się infrastruktura i zmieniają się stosunki społeczne. Ale następuje też zmiana społeczno-kulturowa - nowoczesność kształtuje się jako siła antagonistyczna wobec tradycyjnej tożsamości polskiej."

i dalej

"Zaborcy przeprowadzają jednak te reformy ze względu na swój własny interes.

- Zgoda. Dążyli do osłabienia polskiej szlachty, żeby skutecznie rządzić podbitymi terenami. Ale ze względu na pasożytniczą pozycję szlachty działania skierowane przeciw niej miały pozytywne skutki. Dla wszystkich."
 
i jeszcze jeden kawałek

"Zbyt łatwo zapominamy, że "idea jagiellońska" dla naszych wschodnich sąsiadów oznacza "ideę kolonialną". Co gorsza, jej zwolennicy w Polsce widzą w niej alternatywę dla integracji w obrębie Unii Europejskiej, gdzie nasze państwo nie ma szans na pozycję podobną do pozycji np. Niemiec. Tego typu rojenia o potędze były podstawą polityki zagranicznej PiS-u i Lecha Kaczyńskiego, stąd np. jego obsesyjne zainteresowanie Gruzją.

Zgodnie z tą logiką Polska prezentuje się zawsze wobec państw leżących na wschód od niej jako mediator między Wschodem a Zachodem.

To błąd?

- To następstwo historycznego myślenia np. na temat roli Polski na Kresach i przekonania, że była państwem, które przynosiło lepszą kulturę. Tymczasem projekt kolonialny Polski był nie tylko etycznie wątpliwy (francuski historyk Daniel Beauvois pokazuje, że polska ekspansja na wschód oznaczała nasilenie się tam relacji o charakterze niewolniczym), ale też niewydajny."


Prawda, że fantastyczne.
Zwłaszcza ta idea wolności niesiona przez ruskich jegrów - sądzę, że to może przemawiać najlepiej do każdego.
Zważywszy na fakt, że cała ziemia w Rosji była własnością cara i praktycznie jeden grymas mógł spowodować, że dany rosyjski arystokrata tracił cały majątek - z reguły razem z głową.

Jest jeszcze jeden aspekt tego artykułu - wywiadu. Najwyraźniej GW stwierdziła, że należy w sposób jawny powiedzieć w Polsce, że żarty się skończyły. I albo się "zmodernizujemy", albo ...



This world is totally fugazi
Andrzej.A

10 listopada 2013

Rocznica "Nocy kryształowej" w Warszawie

Prawda, że paradne.
Tak było wczoraj w Warszawie.
Jak daleko musi pójść zidiocenie takiej osoby, żeby wpaść na pomysł takiego transparentu.
Ale ja w sumie nie o tym chciałem.
Również nie o tym co napisał Stanisław Janecki (tutaj: http://wpolityce.pl/artykuly/66656-janecki-dla-wpolitycepl-organizujac-w-warszawie-obchody-nigdy-wiecej-nocy-krysztalowej-lewacy-uruchamiaja-haniebne-skojarzenia-ze-polacy-maja-cos-wspolnego-z-niemieckimi-zbrodniami), skąd pochodzi to zdjęcie, bo w sumie tekst redaktora Janeckiego jest według mnie rzeczą oczywistą.

Warto według mnie wejść nieco głębiej w meandry historii i zastanowić się nad genezą "Nocy kryształowej".
Co poprzedziło te wydarzenia.
No więc wcześniej, a konkretnie w dniu 07-11-1938 siedemnastoletni wówczas Herszel Feibel Grynszpan postrzelił niemieckiego dyplomatę Ernsta von Ratha w Paryżu. E. von Rath był w sumie przypadkową ofiarą, gdyż Grynszpan planował zastrzelenia niemieckiego ambasadora Joannesa von Welczek. E. von Rath zmarł w Paryżu w dniu 09-11-1938.
Cóż skłoniło młodego człowieka do takiego czynu.
Otóż w sierpniu 1938 władze niemieckie ogłosiły, że zostają anulowane wszelkie dotychczasowe stałe pozwolenia na zamieszkanie dla cudzoziemców i wprowadziły obowiązek uzyskania nowych pozwoleń. Było oczywiste, że Żydzi pozwoleń tych nie otrzymają.
Władze w Polsce ogłosiły, że Żydzi pochodzenie polskiego zostaną przyjęci do Polski wyłącznie w okresie do końca października 1938.
26 października Gestapo, aby zmieścić się w tym okresie, otrzymało polecenie natychmiastowego aresztowania i deportacji wszystkich polskich Żydów w Niemczech. Deportowani Żydzi w liczbie około 15 tysięcy znaleźli się na granicy polsko-niemieckiej w Zbąszyniu.
Rodzice Grynszpana byli w tej grupie.

Ale czy to wszystko, zajrzyjmy głębiej.
Otóż w 1938 roku generał Smuts wysłał swego ministra Obrony, Oswalda Pirow do Niemiec z misją załagodzenia kwestii żydowskiej. Brytyjski premier Neville Chamberlain przyklasnął tej inicjatywie.
Pirow uzyskał akceptację Hitlera, lecz wtedy po tygodniu "bicia się z myślami" młody Grynszpan dokonał swojego czynu. Następnie po dwóch dniach synagogi stanęły w ogniu. Oczywiście o żadnym porozumieniu dalej nie mogło być mowy.
Zadziwiające i jakże korzystne.
Warto według mnie w tym momencie podkreślić, że Hitler doszedł do władzy w 1933 roku, czyli 5 lat wcześniej. Przez te 5 lat środowiska żydowskie, głównie w USA, uprawiały bojkot Niemiec (głównie gospodarczy) - czekając na mające nadejść represje wobec Zydów, które jednak nie następowały.
No to w końcu nastąpiły.

Ciekawy, a właściwie nieznany jest los młodego Grynszpana. Nie wiadomo kiedy zmarł, podobno w 1942 w twierdzy w Magdeburgu.

Oczywiście organizatorzy rocznicy w Warszawie pewnie znają te "detale", jednakże jak sądzę nie dzielą się tą wiedzą ze swoimi zwolennikami, jak ta ruda idiotka.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

08 listopada 2013

O bywaniu w mediach

PiS zaordynował kontrolę wypowiedzi swoich posłów w mediach. Oczywiście dla niektórych jest to kolejny dowód na totalitarne zapędy Jarosława Kaczyńskiego. Tymczasem jest to według mnie naturalna i logiczna konsekwencja tego co widzimy w przekazie medialnym. Gdzie na każdy jeden występ przedstawicieli opozycji w mediach można się lekko doliczyć kilku prób braku uczciwości w tak prowadzonych wywiadach i/lub dyskusjach.
Bo o jakiej równowadze w wywiadzie i/lub dyskusji (nawet jeden na jeden) można mówić, jeżeli redaktor prowadzący rozmowę ma w uchu słuchawką przez którą natychmiast płyną instrukcje w którym momencie ma przerwać niewygodną propagandowo wypowiedź i/lub jak skontrować zgodnie z zasadami erystyki wypowiedź posła.
Przecież to oczywiste.
Wprawdzie nie mam materialnych dowodów, że tak to się odbywa, ale przecież wystarczy popatrzeć na takiego Kuźniara, żeby wiedzieć, że nie jest on w stanie samodzielnie zrobić w głąba jednego czy drugiego posła, a udaje mu się ta sztuka. Z czego wynika poprawnie i logicznie rozumując, że takie wsparcie istnieje. Również inne cielębryty dziennikarstwa na oko nie grzeszą zbyt dużym ilorazem, a pomimo to udaje im się w znaczącym procencie zapędzić w kozi róg posłów opozycji.
Najprawdopodobniej za takim jednym z drugim ancymonkiem stoi cała grupa, która na żywo podpowiada jak i w którym momencie wekslować dyskusję w pożądanym kierunku.

 Nie robiłem, i nie sądzę żeby ktokolwiek robił takie badania, ale według mnie znaczący procent amunicji medialnej przeciw PiS dostarczają sami posłowie tej partii, poprzez niedoważone wypowiedzi, zwykłe lapsusy, gafy, czy nieadekwatne wypowiedzi i/lub odpowiedzi w wywiadach i dyskusjach w studiach telewizyjnych. Osobiście oceniam ten odsetek na około 80 procent.

Analogicznie według mnie ma się sytuacja z przedstawicielami Kościoła. Nieadekwatne, wyrwane z kontekstu wypowiedzi służą do dyskredytacji i wręcz ośmieszenia i zohydzenia  Kościoła. Czego przykładów mieliśmy ostatnio aż nadto. pomijam oczywiście w tym momencie takich przedstawicieli jak ksiądz Lemański, ale o kimś takim to już raczej nie należy mówić jako o przedstawicielu Kościoła Katolickiego.

Jest tylko jedna metoda na coś takiego. Co akurat pokazał jakiś czas temu ojciec Tadeusz Rydzyk. Dziennikarzowi TVN po prostu odmówił udzielenia wypowiedzi na jakikolwiek temat.

Wniosek jest oczywisty, nie rozmawiać z mediami i tymi wszystkimi cielębrytami systemu.

Ktoś może próbować mówić, że jakoś do społeczeństwa trzeba docierać.
No więc ja wcale nie jestem pewien, czy gdyby zablokować wypowiedzi posłów we wrogich im mediach, to czy skutek nie byłby jednak pozytywny, biorąc pod rozwagę właśnie te odsetki amunicji przeciwko PiS dostarczane przez samych posłów tej partii.
To samo dotyczy wypowiedzi przedstawicieli Kościoła. Kompletny zakaz wypowiadania się do mediów dla wszystkich jego przedstawicieli.

Do wyborów, w terminie ustawowym, zostały dwa lata. Uważam, że czas spróbować takiego sposobu działania, bo dotychczasowy raczej pozytywnych skutków nie przynosi.

Andrzej.A

06 listopada 2013

Patriota versus patriota moskiewski

Tym jednym zwrotem można podsumować wypowiedź Antoniego Macierewicza, który w ten sposób zareagował na wcześniejszą wypowiedź A. Michnika na swój temat.
To właściwie powinno zamykać sprawę i kończyć wszelką dyskusję.
tyle, że jest jeszcze coś w wypowiedzi A. Macierewicza, co według mnie jest dużo ważniejsze.

"Mam wrażenie, że Pan Michnik goni w piętkę. Jeśli już porusza on kwestie uwarunkowań rodzinnych i zastanawia się, jak one wpływają na postawy ludzkie, to wskazuję, że w mojej rodzinie wszyscy byli patriotami, którzy ginęli za Polskę i ojczyznę. Nie było wśród nich ludzi, którzy mordowali polskich patriotów, ani takich, którzy zdradzali ojczyznę na rzecz Sowietów."

i dalej

"Traktuję to, jako obłudną, sformułowaną w obłudnych słowach przesłankę do ataków na mnie. Adam Michnik tezę, iż moje antykomunistyczne poglądy i zaangażowanie jest wynikiem osobistych przeżyć, a nie stosunku do komunizmu i jego obiektywnej oceny, formułuje od dawna, przynajmniej od lat 70. Michnik już wtedy upowszechniał takie opinie wśród opozycji. Starał się przedstawić mnie, jak osobę, która ze względów osobistych i rodzinnych działa przeciw komunizmowi. To miało pokazać, że moja aktywność nie wynika z przemyślanej decyzji, ugruntowanej względami patriotycznymi, nie wynika z rozeznania racji stanu i polskich interesów narodowych. Jednak ta teza to jest takie samo kłamstwo, jak mówienie o moich związkach z Che Guevarą."

ale najlepsze jest na końcu tego krótkiego wywiadu:

"... Adam Michnik działa w ramach pewnego zamierzenia politycznego. Wszystkie jego argumenty, wystąpienia, stanowiska mają za podłoże pogląd i działanie polityczne. Ono jest nastawione na utrzymanie władzy politycznej, gospodarczej nad Polską grupy, do której należy Michnik i którą on reprezentuje. Pod tym względem on się nie zmienił, zawsze taką osobą był. I jest. On zmienia sojuszników, ale nie zmienia celu. Czy on może zmienić zdanie? Sądzę, że zmieni je, gdy zrozumie, że nie ma żadnych szans politycznych z głoszeniem obecnych poglądów. I wtedy zmieni zdanie, jak w sprawie Kościoła, czy niepodległości Polski. Michnik zawsze zmieniał zdanie, gdy było to z jego punktu widzenia korzystne politycznie. Argumentacja nie jest tu najważniejsza. Gdy trzeba jest on w stanie dostosować się do nowych wymagań. I sądzę, że w sprawie smoleńskiej również tak może być."

ten ostatni fragment [wytłuszczenie moje] jest samym sednem działań A. Michnika. Osoby interesujące się dziejami najnowszymi z łatwością, po nawet dosyć krótkim namyśle, dojdą do wniosku, że A. Michnik to koniunkturalista, który przyjmuje jak swoje poglądy każdego o ile widzi w tym swój grupowy interes.

Swoją drogą, czy to nie dziwne, że ludzie in gremio wierzyli człowiekowi, który mając rodzinę aż tak mocno uwikłaną w agenturalną i kolaboracyjną działalność na rzecz sowietów podawał się za polskiego patriotę. Zresztą szermuje tym hasłem bez zażenowania do dziś dzień.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

04 listopada 2013

Prezydent pojechał do Izraela

Prezydent Komorowski udał się do Izraela (źródło: http://wpolityce.pl/wydarzenia/66182-prezydent-w-izraelu-czeka-na-niego-list-otwarty-nt-restytucji-mienia).
Sądząc z treści artykułu czekają go tam same przyjemności, czyli głównie jedna rzecz.
Domaganie się przez środowiska żydowskie restytucji mienia i lub odszkodowań za mienie, które zwrócone być nie może.

Obawiam się, że prezydent coś powie, co potem może być przez drugą stronę uznane za wypowiedź wiążącą. Do czego prezydent nie jest upoważniony - co wynika z prerogatyw należnych w Polsce temu urzędowi.

Teraz o samej kwestii restytucji mienia.
Nie jestem prawnikiem, w związku z tym jeśli ktoś ma większą wiedzę, to niech mnie poprawi, ale z tego co słyszałem, to mienie przestaje być własnością danej osoby i/lub jej spadkobierców po 25 latach od momentu porzucenia. W sytuacji, gdy najpierw Niemcy dokonały grabieży na obywatelach Polski wyznania mojżeszowego, a następnie władze komunistyczne ten majątek znacjonalizowały, oraz przez ponad 45 lat nikt nie dochodził roszczeń do tego majątku, to chyba mamy do czynienia właśnie z porzuceniem.
Ponadto, jeżeli jacyś ludzie zmarli (zostali zamordowani) w stanie bezpotomnym, to zgodnie z obowiązującym prawem majątek takich osób przechodzi na własność państwa.
Nie ma czegoś takiego jak własność plemienna. Nie może, w świetle obowiązującego prawa, ubiegać się o zwrot majątku osoba, i/lub organizacja, która ma tyle wspólnego z jakąś osobą fizyczną, że jest tego samego wyznania.
Ponadto, należy podnieść kwestię, że od roku 1960 do roku 1982 Polska (wtedy PRL) wypłaciła rządowi USA odszkodowania za mienie osób fizycznych i prawnych, które utraciły swoje mienie w wyniku II WŚ i późniejszych wydarzeń. Ostatnia rata została wypłacona w styczniu 1982 roku.
Analogiczne jak z USA umowy zawarto z Francją, Wielką Brytanią, Szwecją i innymi.

Ale pomińmy wszystko co powyżej.
Znane są przypadki dokonywania wypłat i/lub restytucji majątku, które miały miejsce po 1989 roku.
Różni ludzie przychodzili do sądów w Polsce, przedstawiali odpowiednie dokumenty i odzyskiwali różne obiekty.
Zdarzały się niestety wypadki, że odzyskiwany majątek należał do tej grupy obiektów, za które już wypłacono odszkodowanie.
Czy sędziowie i inne osoby, które w tym uczestniczyły robiły to z niewiedzy, czy też z innych powodów, nie mnie w tym miejscu rozstrzygać.

Oczywiście sytuacja jest obecnie trochę inna.
Po wyjściu na jaw umów, które Polska podpisała z USA i innymi państwami zaniechano nacisku ze strony USA (porozumienie podpisane zostało przez JFK i Cyrankiewicza). Ale przez pewien czas te roszczenia szły ze strony USA i rządu USA. Dopiero podanie do publicznej wiadomości w Polsce faktu istnienia takich umów ukróciło te zapędy.

W chwili obecnej to państwo Izrael stało się stroną roszczeniową.
Tyle tylko, że państwo Izrael nie istniało w czasie gdy miały miejsce zdarzenia, które doprowadziły do takiej a nie innej sytuacji.
Czy w związku z tym państwo Izrael może być tu stroną - tego nie wiem.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

02 listopada 2013

Kolejna próba

Trumna z ciałem zmarłego Tadeusza Mazowieckiego ma zostać w dniu dzisiejszym wystawiona w kaplicy Pałacu Prezydenckiego.
Ci którzy chcą oddać hołd zmarłemu będą mogli przyjść i się pokłonić.

Jest to według mnie kolejna próba unieważnienia tych tłumów, które pojawiły się na Krakowskim Przedmieściu po 10-04-2010.

To się nie uda i to jest według mnie oczywiste.
Bo któż może przyjść i pochylić się nad zmarłym Tadeuszem Mazowiecki, firma Agora in gremio, ale już z ITI/TVN to raczej pojedyncze jednostki, a nie pełen skład.
Nie będzie kilometrowej kolejki przed wejściem do pałacu, chociaż oczywiście w mediach mogą chcieć pokazać jak wielkim szacunkiem cieszył się zmarły.
Nie da się zarządzić szacunku dla zmarłego, choćby nie wiem kim był.
Albo ludzie z własnej nieprzymuszonej woli przyjdą albo mają dana osobę w głębokim poważaniu.
Ciekawe, czy będą próby montowania materiałów filmowych z 2010 i pokazywania ich jako migawki z dnia dzisiejszego?

Nie będzie natomiast tej szydery, którą zorganizowano zupełnie świadomie w kontrze do szacunku jaki wzbudzał wśród ludzi Lech Kaczyński.
Nie będzie bo po prostu to jest inna kultura.
Nie pluje się na zmarłego, chociaż się go nie lubiło, czy wręcz uważało za przeciwnika i osobę szkodliwą. Gdyby jednak takie zachowania miały miejsce, to należy takich ludzi dokładnie obfotografować i bez żadnych dodatkowych dowodów uznać za prowokatorów - jak słynnego Andrzejka z Krakowskiego Przedmieścia, który najpierw był taki bojowy, by potem zagrać w klipie "Oni pójdą na wybory, a Ty?", czy też był widziany w towarzystwie człowieka z własnym sobowtórem w ręku.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

31 października 2013

Komu kibicować?

W mediach trwał w najlepsze festiwal  kolejnych przecieków z obrad dolnośląskiej PO.
Niestety poseł Wipler najwyraźniej nie rozumie jak i gdzie powinien się zachowywać. I nie jest ważne w tym momencie czyja jest w tym konkretnym przypadku wina. Wipler widząc co się dzieje nie powinien wychodzić na żadne imprezki ani tym bardziej wdawać się w utarczki, nawet słowne, z milicjantami. Wszak sam minister SW powiedział o swoich podkomendnych, że to patologia, ja bym dodał, że również hołota.
Widząc taką sytuację poseł powinien sobie zdawać sprawę, każdy poseł, że jakakolwiek zadyma spowoduje przykrycie medialne tego co się dzieje.

Ale ja w sumie nie o tym.
W mediach, również prawicowych trwa wspieranie G. Schetyny.
Ja przepraszam bardzo, ale chyba ktoś tu nie odrobił pracy domowej, że o zadaniach jakie zazwyczaj stoją przed dziennikarzami śledczymi nie wspomnę.

Grzegorz Braun tutaj w wersji skróconej
(http://www.youtube.com/watch?v=LN2MkWuRAik),
oraz tutaj w wersji rozszerzonej 
http://www.youtube.com/watch?v=C2T-o3Iq4Fw&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=MyP6dFaGtc0&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=oYCDr-dOCIE&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=MurxMab9lsI&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=z1G8404JA4Y&feature=related

Dalsze odcinki można sobie obejrzeć jako kontynuację tych, które tu zaprezentowałem na YouTubie. Tego w sumie jest 13 kawałków po około 15 minut każdy.
Grzegorz Braun prezentuje obraz nie tylko marszałka Schetyny, ale również kilku innych osób publicznych, o których życiorys nikt nie pyta.
Grzegorz Schetyna - psudo konspiracyjne "Radek" (z okresu początku stanu wojennego). Kim jest, kim był, dlaczego nie jest znany jego życiorys, tak jakby urodził się w roku 1989.
Jak to się stało, że SB z Wrocławia pytając SB z Opola w roku 1988 o pana Schetynę otrzymuje informacje, że "nie był w zainteresowaniu", podczas gdy ze szczątkowych, szczątkowych bo w większości poszły na przemiał do papierni, fragmentów dokumentacji wynika, że owszem "był w zainteresowaniu" i to już w 1982, oraz że w praktyce był rozpracowany.
Owszem, należy powiedzieć, że rozumowanie Brauna jest rozumowaniem poszlakowym, ale jak ktoś się z tokiem tego rozumowania nie zgadza, to proszę o przedstawienie innej spójnej logicznie linii, która by to wyjaśniała

Z drugiej strony mamy informację o tym, że w dniu 30-10-2013 zmarł Wiktor Kubiak (http://niezalezna.pl/47747-zmarl-wiktor-kubiak-tajemniczy-ojciec-chrzestny-donalda-tuska), sponsor i mentor Tuska, Bieleckiego i całego KLD.
Z artykułu wynika, że to po prostu wywiad PRL-owski.

Aktualna rozróba w PO to najzwyklejsza w świecie dintoira wewnętrzna wśród gangsterów.
Możemy przyjąć w pewnym uproszczeniu, że "system panujący" dzieli się na dwie grupy.

Grupa pierwsza, zgrupowana wokół GW i dawnego SB (cywilnego), dawni korowcy, żydokomuna w rodzaju Jana Hartmana, ci wszyscy, którzy po 1968 zostali odsunięci od żłoba.

Grupa druga, dawne WSI i jako ich emanacja medialna ITI - TVN, to oni głównie stali za aferą FOZZ, można o nich powiedzieć - chamokomuna.

Oczywiście podział ten jest czysto umowny, a przechodzenie poszczególnych funkcjonariuszy z jednej grupy do drugiej nie jest bynajmniej ewenementem, ani nie generuje jakichś negatywnych skutków.
Te grupy się wzajemnie przenikają, czasami się zwalczają mniej lub bardziej ostentacyjnie, ale zawsze działają wspólnie przeciwko Narodowi, przeciwko Polsce.

Ostatnie starcie, które miało miejsce w świetle jupiterów, to była afera Rywin - Michnik. Gdzie, żeby było śmieszniej, ostatni akord tamtej rozgrywki, to było wyprodukowanie przez ITI - TVN filmu Ewy Stankiewicz "Trzech kumpli".
To było w sumie straszne upokorzenie dla GW i żydokomuny, ale przyjęli to jako swego rodzaju pokutę za ujawnienie propozycji Rywina.

Nie rozumiem w związku z powyższym na jakiej podstawie ktokolwiek po prawej stronie sceny polityczno - medialnej może się podniecać i wspierać G. Schetynę. Kogo chcecie wspierać - faceta, którego życiorysu tak naprawdę nikt nie zna, którego teczka z SB nie została pokazana publicznie, gdzie jeden człowiek - Grzegorz Braun, się nim interesuje.
Co chcecie osiągnąć, wsadzić na fotel premiera faceta, a potem dopiero pójdziecie do IPN-u i zaczniecie węszyć. Czyli zrobić to samo co w przypadku Komorowskiego i jego małżonki, gdzie dopiero po wyborach ktoś się zainteresował i poszperał w życiorysach obojga.

W związku z tym w odpowiedzi na tytułowe pytanie uważam, że nie ma komu w tym meczu kibicować.
Niech się zagryzają wzajemnie. 
Mam tylko prośbę do tych wszystkich posłów w typie Wiplera, zważajcie na to co się wokół was dzieje, gdzie, co, z kim i w jakich dawkach spożywacie.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

30 października 2013

Przesilenie ?

Tekst z takim tytułem miałem zamiar napisać już w niedzielę, czyli trzy dni temu.
Powodem były dwie informacje, które wtedy się ujawniły.
Informacja pierwsza, to sławetne zdjęcie, które zostało (wtedy dopiero miało zostać) opublikowane w tygodniku "w Sieci".
Informacja druga, dotyczyła działań Piotra Kraśko i zespołu TVP w dniu 10-04-2010 w Smoleńsku. Otóż te wszystkie znicze, które zostały zapalone przed lotniskiem, to bynajmniej nie była działalność Rosjan, jak nas usiłowano przekonać w mediach, ale właśnie ekipy TVP, która wykupiła całe zapasy zniczy w całym Smoleńsku. O tej sprawie opowiadał redaktor Bater.
Dziwna korelacja czasowa - nieprawdaż?

Ale wtedy się powstrzymałem, myśląc, że to chyba jeszcze nie to.

Od niedzieli minęło trochę czasu.
Wybory w dolnośląskim PO, mateczniku, lub jak kto woli, twierdzy Grzegorza Schetyny wygrał zupełnie kto inny.
I zaczęły się dziać cuda. Kolejne taśmy z różnymi coraz ciekawszymi wypowiedziami prominentnych działaczy PO zaczęły wypływać na wierzch.
Dochodzi do tego jeszcze jeden element, który może mówić o oddziaływaniu prezydenta Komorowskiego na te "przecieki". Konszachty ze Schetyną i innymi posłami wyraźnie na to wskazują.
Wreszcie złożenie przez jednego z działaczy PO zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w związku z wyborami na Dolnym Śląsku.

Do tego dochodzi śmierć Wiktora Kubiaka w Londynie - bynajmniej nie sugeruję, że to "seryjny samobójca" pojechał na gościnne występy, facet miał swoje lata i mógł po prostu umrzeć w sposób naturalny (http://niezalezna.pl/47747-zmarl-wiktor-kubiak-tajemniczy-ojciec-chrzestny-donalda-tuska).

Ale wszystko co powyżej to jednak dopiero wstęp, przypomnienie sekwencji zdażeń.

Od afery Rywin - Michnik minęło 10 lat.
Niby wszystko było poukładane, wszystko zabetonowane, nikt nie mógł podskoczyć. Ale właśnie ten sztuczny stan równowagi nie mógł trwać wiecznie. Coś musiało wyniknąć.
Otóż jak byśmy nie patrzyli, to oligarchiczno - mafijna sitwa, która rządzi musi co pewien czas się w dosyć spektakularny sposób pokłócić o wpływy. O wpływy i pieniądze. A tych ostatnich jest coraz mniej.
To już nie jest Rywin przychodzący do Michnika z ofertą na grube miliony dolarów. To jest jakiś tam obszczymur, który za etacik w spółce skarbu państwa jest gotów na różne nieprawości.

Jest taka scena w "Ojcu Chrzestnym", w pierwszej części, gdy Clemenza uczy młodego Michaela Corleone strzelać. Mówi wtedy, że takie rzeczy zdarzają się co 10 lat, po prostu zła krew musi zostać upuszczona.

Nie wiem co będzie dalej.
Wprawdzie chodzą słuchy, że D. Tusk stwierdził, że jeżeli koalicja utraci większość, to będą przedterminowe wybory.
Z jednej strony jest to możliwe, ale z drugiej wydaje się dosyć mało prawdopodobne.

Sytuacja nie jest trywialna.
Po aferze Rywin - Michnik "układ panujący" miał 2 lata, do wyborów, na ogarnięcie sytuacji.
Wprawdzie SLD zaliczyło w tym czasie spektakularny zjazd poparcia (do poziomu 5%), ale istniały inne "firmy", które były reprezentantami "układu".
Różnica w stosunku do czasów obecnych polega głównie na tym, że nie ma tych innych "firm", które mogą przejąć elektorat.
Wszelkie próby tworzenia takich wydmuszek spełzają ostatnio na darmo.

Mamy do czynienia z sytuacją dużej niepewności.
Należy ze spokojem usiąść na brzegu rzeki i czekać na spływające trupy naszych wrogów.
Zero gwałtownych ruchów, co bynajmniej nie oznacza, że mamy nie być przygotowani na każdą ewentualność.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

29 października 2013

Wystarczy nazwać po imieniu

Po "ataku" na Jakuba Władysława Wojewódzkiego różne ancymonki dały głos.
Najdalej pojechał osobnik pt. Najsztub.
Na szczęście spotkał się z natychmiastową reakcją Leszka Żebrowskiego, który po prostu określił to jako mentalność ubecką, czyli nazwał rzecz po imieniu, tak jak to powinno być nazywane na co dzień.

"Ta wypowiedź jest dowodem mentalności ubeckiej. Deprecjonowanie Żołnierzy Wyklętych i łączenie ich z oblaniem Kuby Wojewódzkiego jakimś płynem to kompletny idiotyzm. To się mogło zrodzić tylko w chorym umyśle"

i dalej
"Jeśli tacy ludzie jak Najsztub wyklinają Żołnierzy Wyklętych, których mordowano w szczególnie okrutny sposób, to w jakiejś mierze usprawiedliwiają sposób, w jaki komuniści z nimi walczyli. Na to nie może być zgody i takich ludzi trzeba towarzysko izolować"

"Pan Najsztub i jego środowisko zachowują się jak spadkobiercy komunistów. (...) Na jego przykładzie obserwujemy to, jak można mieć spaczony umysł, skoro chuligański wybryk automatycznie przypisuje się prawicy, nacjonalistom... To nic nowego. Ci ludzie tak postrzegają świat, zrównując patriotyzm z bandytyzmem"

W podobnym tonie wypowiedział się Tadeusz Płużański.
A Tadek Polkowski dodał:
"Myślę, żę to przejaw pewnej histerii kogoś, kto się boi świadomości historycznej Polaków. Jeżeli ktoś próbuje łączyć narodowych bohaterów z chuligańskim napadem na jakiegośdziennikarza, to jest to naprawdę smutne"

I co, można, jak widać można.
Nazywać rzeczy po imieniu. I wcale nie trzeba sypać wulgaryzmami, żeby temu towarzystwu zamknąć twarz i przypomnieć skąd im nogi wyrastają.
Efektywnie ani Najsztub, ani JWW, ani nikt inny nie odezwał się w tej sprawie. Skądinąd zachowanie JWW skłania większość obserwatorów, do twierdzenia, że to była lipa a nie atak. Inni dla odmiany twierdzą, że mogło chodzić o porachunki osobiste na tle wybujałego ego i niezbyt sprawnego innego elementu osoby JWW.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

26 października 2013

Skąd pochodzi to zdjęcie?



Takie zdjęcie ma się ukazać w poniedziałkowym numerze tygodnika "w Sieci"
To ja mam parę pytań do redaktorów i właścicieli tego periodyku.
1. Skąd mają to zdjęcie
2. Jak długo je mają
3. Kto im to dostarczył
4. Dlaczego jesli mają je czas dłuższy dopiero teraz publikują

Tych pytań jest więcej.
Jak ktoś chce sobie przemyśleć temat, to polecam książkę "Z mocy bezprawia", pierwszą część tej książki gdzie redaktor Wojciech Sumliński opisuje swoje konszachty z ubekami, którzy potem go wrabiają.
Na przykład słynne zdjęcie Jolci Kwaśniewskiej w towarzystwie jakichś szemranych typów, które musiało zostać opublikowane zanim Jolcia nie zeznawała przed komisją sejmową.

Mam niestety bardzo złe przeczucie dotyczące tego zdjęcia. Sądzę, że zostało to wypuszczone do mediów aby dobić Tuska, przy czym robią to służby  - pytanie czyje i na czyje polecenie.
Takie zdjęcia same z siebie nie wypływają. Chociaż jak sądzę może ich być więcej.

P.S.
Zakładam w dobrej wierze, że zdjęcie to autentyk, a nie efekt wytężonej pracy grafika przy photoshopie.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

24 października 2013

Medialny amok 2.0

II Konferencja Smoleńska spowodowała nasilenie medialnej przemocy.
Używa się wszystkich możliwych chwytów aby tylko zdyskredytować ustalenia i tezy naukowe wygłoszone na tym spotkaniu.
Największą niechęć budzi profesor Cieszewski, który poprzez analizę zdjęć satelitarnych udowodnił, że słynna brzoza nie mogła być powodem katastrofy, bo na zdjęciach wykonanych pięć dni wcześniej już była złamana.

Zacząłem się zastanawiać i nagle zatrybiłem. Porównywalny amok w mediach miał już raz miejsce. To było wtedy, gdy Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk wydawali swoją sławetną książkę "SB a Lech Wałęsa ...".
Przypomniałem sobie jak przesłuchiwany przez Monikę Olejnik profesor Zybertowicz ze spokojem kilka razy w ciągu piętnastominutowego wywiadu  powtarza:
"Według aktualnej wiedzy Wałęsa to Bolek".
MO - "A jeśli pojawią się jakieś inne okoliczności"
Z - "Jeśli się pojawią to trzeba je będzie rozważyć"

Analogicznie teraz. Profesor Cieszewski mówi, że wszystko na to wskazuje, że ta brzoza w dniu 10-04-2010 nie istniała.
redaktor przepytujący: " A może buldożer?"

Cieszewski zakończył ten występ ruchem cut off - koniec nagrania, z cymbałem rozmawiać nie będę.

Jak wiemy z historii amok medialny V 1.0 nic nie dał.
Wałęsa to Bolek i wszyscy o tym wiedzą.
Tylko sądy w Polsce jeszcze nie dojrzały do wiedzy, którą Sławomir Cenckiewicz rozpowszechnia w trzeciej już książce na temat Wałęsy.
To będzie ciekawe zagadnienie, swoją drogą, co wygra w sądownictwie, wersja z filmu Wajdy, czy wersja z książek Cenckiewicza. To też będzie sprawdzian tego skąd sędziowie w Polsce czerpią wiedzę merytoryczną - czy z książek naukowych (publikacja C&G pod egidą IPN), czy z propagitek rządowych - film Wajdy.

Doświadczenie uczy, że medialny amok V 2.0 również nie osiągnie swoich celów. Wiedza rozpowszechniana przez niezależne ośrodki przebije się do opinii publicznej.
Tylko co z ludźmi, którzy w tym amoku, jak i w poprzednim, grali i grają pierwsze skrzypce. Chyba pora aby przestali nam zatruwać mózgi, nam i naszym dzieciom.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

15 października 2013

Mniej niż 10 procent wystarcza

Książka ta liczy 400 stron. Razem z bibliografia i indeksem osobowym 440.
Wystarczy przeczytać dowolne 40 stron. Dowolne, to znaczy, że otwieramy na chybił trafił i czytamy. A jak mamy szczęście to i 10 stron wystarczy.
To nie jest śmieszne. To jest tragiczne.
Opisane jest wszystko.
Od wyczynów w rodzinnej miejscowości - również krewnych, po czasy dzisiejsze.

Piszę o książce Sławomira Cenckiewicza "Wałęsa człowiek z teczki".
Z książki tej wyłazi ponura prawda. Do dzisiaj są w służbach, ABW i inne, ludzie, którzy chronią Wałęsę. Zachodzi pytanie dlaczego to robią.
Możliwe są dwie sensowne odpowiedzi.
Albo mają z tego jakiś zysk, albo ktoś im kazał. Obie te odpowiedzi negliżują jakość ludzi w służbach pracujących.

Mam niestety smutną refleksję. Bo książkę Cenckiewicza przeczyta może, zakładając optymistycznie, 10'000 osób.
A ile pójdzie na film A. Wajdy? Setki tysięcy. I taki przekaz zostanie zapamiętany w głowach większości ludzi w Polsce na temat Wałęsy.
Z przekłamaniami historycznymi w filmie Wajdy Cenckiewicz również się rozprawia.

Ciekawa jest również refleksja Cenckiewicza nad żoną L. Wałęsy. Otóż Danuta Wałęsa pochodzi w przybliżeniu z takiego samego środowiska jak jej mąż. Również jest to środowisko lumperki, wiejskiej (małomiasteczkowej) lumperki. I to widać zwłaszcza w takich momentach, gdy opisywana jest własnymi słowami pani Danuty jej postawa po przeprowadzce (bardziej ucieczce) do Gdańska. O ile sam L.W. uciekał przed nieślubnym dzieckiem, to D.W. uciekała przed biedą. Oczywiście można to zrozumieć, ale istnieje inna postać, która wyszła z nie mniejszej niż małżonkowie Wałęsa biedy. Tą osobą była Anna Walentynowicz, sportretowana również przez Sławomira Cenckiewicza w książce "Anna Solidarność".
Mając dopiero taki obraz porównawczy możemy dookreślić jak miernymi ludźmi są małżonkowie Wałęsa. Miernymi pod każdym względem, ale chyba najbardziej uderza mierność ich człowieczeństwa.
Oboje jednakowo określają swój przyjazd do Gdańska i wyrwanie się ze stron rodzinnych jako "odcięcie się od bagażu przeszłości i tradycji". Skądś to znamy, nieprawdaż - hodowla nowego człowieka tym wszak zajmowali się komuniści.
No to se wyhodowali.

Sławomir Cenckiewicz napisał książkę jako owoc swojej pracy na rzecz Krzysztofa Wyszkowskiego, który jest pozywany przez Wałęsę za nazywanie go "Bolkiem".
Należy mieć nadzieję, że przynajmniej Krzysztof Wyszkowski przestanie być nękany w jakikolwiek sposób przez L.W.
Na większy zysk z tej książki nie liczę.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

14 października 2013

Ludzie zostali zastraszeni - skutecznie

W czasach PRL-u odwagą było nie chodzić na wybory.
Jak widać teraz odwagą jest na wybory pójść.
Duża część społeczeństwa generalnie na żadne wybory nie chodzi. Frekwencja wyborcza oscyluje w okolicach 50 procent (raczej lekko poniżej).
Ja oczywiście nie wiem, czy jest to stale ta sama grupa, czy też to się zmienia (czy z obozu chodzących na wybory jest przepływ do niechodzących i/lub odwrotnie).
Teraz nie poszło jeszcze więcej. Ponad 70 procent uprawnionych do głosowania nie uczestniczyło w akcie wyborczym. Jeśli odejmiemy tych, którzy rutynowo nie chodzą, to zostaje dwadzieścia kilka procent tych, którzy zostali skutecznie przestraszeni.
Przestraszeni lub zniechęceni.
Środki takiego oddziaływania są znane.
"Działanie polityczne" - w sensie, że czyjaś głupia fanaberia.
"Polityczna decyzja" i/lub "atak polityczny" w sensie, że jedno i drugie pozbawione podstaw merytorycznych.

I ludzie w to wierzą.
Do mało kogo dociera, że wszystko co nas otacza jest kwestią decyzji i wyborów politycznych. To po jakiej jakości drogach jeździmy i to ile kosztuje srajtaśma w sklepie.
Bo wszystko jest funkcją jakichś decyzji politycznych. Ale ludzie tego nie kojarzą.

A naciski na ludzi były, opisywano to w różnych miejscach. I wbrew pozorom można to sprawdzić, czy ktoś brał udział w głosowaniu, czy nie.

Z niecierpliwością będę oczekiwał kolejnych wyborów. A zdaje się, że będą to wybory samorządowe właśnie, również w Warszawie. Nie zdziwię się, jeżeli padnie kolejny smutny rekord niskiej frekwencji. Nie nie sądzę, żeby aż tak niski wynik jak w tym referendum, ale to już raczej nie będzie tuż poniżej 50 procent, ale tak w okolicach 40. Tak podejrzewam, że się stanie.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

12 października 2013

Zobaczyć Hartmana na jednym spędzie z Urbanem - bezcenne

To jest może trochę spóźniona refleksja, ale według mnie warta odnotowania.

Jan Hartman, profesor, intelektualista pojawił się na tym samym spędzie człowieka, którego imienia w żadnym przyzwoitym domu nie powinno się wymawiać, w towarzystwie Jerzego Urbana. Osobnika, który był rzecznikiem jaruzelszczyzny, nazwany Goebelsem stanu wojennego (wyrok sądowy to sankcjonuje).
Zachodzi w związku z tym pytanie co tych ludzi łączy?
Odpowiedź pojawia się w ułamku sekundy - pochodzenie etniczne.
To żydokomuna w czystej postaci, jeden i drugi.

To jest stara śpiewka.
Hartman zajmuje pozycję intelektualisty, który uzasadnia sofizmatyczno erystycznymi sztuczkami bezeceństwa, które wypisuje u siebie J.Urban.
Jaki jest cel tej działalności?
Dekompozycja i destrukcja prawidłowego modelu rodziny i właściwego miejsca religii w życiu człowieka.

To, że nikt z ludzi normalnych nie kupuje "NIE" nic nie znaczy. Hołota i patologia (według słów szefa MSW) pracująca w służbach to kupuje.
To oni od co najmniej trzech pokoleń przekazują sobie ten wzorzec wychowania.
"Polski kod kulturowy to faszyzm" - vide zdjęcia i filmy z 11-11-2011.

Być może mój wpis jest nieco chaotyczny, ale ktoś, kto ma minimum wyobraźni może według mnie powiązać te elementy.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

11 października 2013

Odpowiadam na zadane pytanie - problem

Dehumanizuje się przeciwnika, aby wśród własnych ludzi usunąć tę psychologiczną barierę, która normalnemu człowiekowi nie zezwala na poniżanie, postponowanie, a w skrajnym przypadku zabijanie innego człowieka, którego coś tam charakteryzuje (ma jakąś cechę typową - w tym przypadku jest Żydem).
To się zaczęło od tego, że na tarczach strzelniczych w wojsku zamiast zwykłych koncentrycznych kręgów pojawiła się sylwetka (głowa i fragment twarzy) osoby ludzkiej. Po tej zmianie nagle się okazało, że skuteczność  strzelców gwałtownie wzrosła.
Przed tą zmianą ludzie (żołnierze z poboru) wzdragali się przed strzelaniem do innych ludzi, chociaż ci inni byli przedstawiani jako wrogowie. Znane są przypadki, że przed tym zabiegiem, jeszcze w dobie broni bez łuski i zamka, że w muszkietach niektórych strzelców znajdowano po kilka albo i kilkanaście ładunków. Ci ludzie po prostu nie strzelali w momencie gdy dostawali rozkaz, ale potem, żeby nie podpaść ponownie ładowali broń jakby nie było w niej poprzedniego ładunku.

Jeżeli zagłębimy się w odmęty propagandy III Rzeszy i je zanalizujemy, to dojdziemy do wniosku, że dla każdego było coś miłego.
Dla robotnika niemieckiego żyd był przedstawiany jako wredny wyzyskiwacz i ssący krew lichwiarz.
Dla niemieckiego kapitalisty przedstawiano żyda jako komunistę, który dybie na jego własność i życie.
W efekcie po pewnym czasie żyd stał się synonimem zła dla wszystkich (większości) ludzi w Niemczech (dla wszystkich grup społecznych).
Ważne było to, żeby w zależności od tego do kogo mówimy (jakie mamy audytorium) sprofilować odpowiednio przekaz.

Przedstawiano Żydów jako brudnych roznosicieli chorób wspominając przy tym czasy dawne (średniowiecze), że Żydzi byli oskarżani o trucie wody w studniach i roznoszenie chorób. Jako dowód przytaczano to, że Żydzi statystycznie mniej chorowali na dżumę, czy inne choroby. Co akurat było prawdą - faktycznie statystycznie dużo rzadziej chorowali, ale przyczyna była inna. Otóż Żydzi co najmniej raz w tygodniu chodzili do myjni rytualnej (mykwy), oraz nie podnosili z ziemi jedzenia, które im upadło. To były fizyczne i racjonalne powody tego, że Żydzi wtedy rzadziej chorowali. Ale większość społeczeństwa o tych fizycznych zależnościach nie miała (a sądzę, że i obecnie nie ma) bladego pojęcia.

Mam nadzieję, że pomogłem.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

28 września 2013

Czy Donald Tusk był informatorem ubecji?

To fundamentalne pytanie, które jako pierwsze przychodzi na myśl po przeczytaniu tego (http://wpolityce.pl/wydarzenia/63496-sipowicz-wypalil-o-tusku-jego-pokoj-w-akademiku-znany-byl-z-tego-ze-chlopaki-mieli-najlepsza-trawe-w-miescie-a-byly-podejrzenia-ze-donald-sie-nie-zaciagal).

Kamil Sipowicz - rocznik 1953, studiował na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie w latach 1974 - 1979
Donald Tusk - rocznik 1957, studiował na Uniwersytecie Gdańskim w latach 1976 - 1980
"Bo Donald Tusk palił marihuanę, a jego pokój w akademiku znany był z tego, że chłopaki mieli najlepszą trawę w mieście! On doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to żadna trucizna".
tyle Kamil Sipowicz.

To teraz sobie coś uzmysłówmy. Jest druga połowa lat siedemdziesiątych, nie ma telefonów komórkowych, internetu. Istnieją wprawdzie automatyczne połączenia telefoniczne, ale jest ich niewiele - na tyle niewiele, że wszystkie mogą być na podsłuchu na okrągło.

Uzmysłówmy sobie coś jeszcze. Jeżeli Sipowicz w Warszawie wie o tym, że u Tuska w pokoju w akademiku można dostać najlepsze zioło w Gdańsku, to ile osób musi jeszcze o tym wiedzieć. Według mnie idzie to w tysiące.

To na podstawie powyższego wywodu zadajmy proste pytania.
1. Czy Donald Tusk był zatrzymywany przez milicję w związku z posiadaniem i handlem trawką?
2. Czy pozostały jakiekolwiek dokumenty z takich działań milicji?
3. Jak się nazywali funkcjonariusze, którzy te działania podejmowali?

A jeśli nie był zatrzymywany, to dlaczego?
Dlaczego akurat jego nie zatrzymywano?
Jak się nazywali jego najbliżsi koledzy z tamtego okresu i czy też byli zatrzymywani, czy nie.

To są wszystko pytania, na które dziennikarze śledczy natychmiast powinni zacząć szukać odpowiedzi.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

27 września 2013

Do czego służy kultura

Według profesora Baumana "... kultura służy tylko sobie ...".

Ale dalej jest też ciekawie.

"Nikt nie może przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie kultura. Wymaga ona jednak wsparcia i współpracy z administracją. Bo tylko zatrudnieni w administracji artyści są w stanie ocenić na jaka kulturę państwo powinno wydawać pieniądze"

Jest jeszcze taki passus:

"Kultura nie może siedzieć na ławie podsądnego, ale na ławie prokuratora, po to żeby mówić bankierom, wojskowym, politykom, prawnikom, że człowiek chce żyć pełnią życia."
(źródło: http://wpolityce.pl/wydarzenia/63397-sopockie-madrosci-elit-iii-rp-michnik-straszy-faszyzmem-orbana-i-pyta-czy-dalismy-sobie-rade-z-bolszewicka-przeszloscia-a-prof-bauman-przekonuje-kultura-nie-moze-siedziec-na-lawie-podsadnego-ale-na-lawie-prokuratora)

Na tym samym spędzie w Sopocie A. Michnik wystąpił z takimi ciekawostkami:

"Trzeba postawić sobie pytanie, czy ta nowa Europa dała sobie radę z pamięcią, w sensie edukacyjnym, z przeszłością faszystowską i bolszewicką?"
i dalej
 
"Te demony nie są demonami przeszłości, one żyją. Wspominaliśmy tu o Węgrzech. Tam u władzy jest partia populistyczno - nacjonalistyczna, a w opozycji - partia faszystowska. To bardzo niepokojące. W tych kręgach Unia Europejska jest przedstawiana jak piekło, jakieś megapaństwo, które zabiera tożsamość narodową, twór masonów, ateistów, bezbożników, Babilon, w którym królują aborcja, rozwody, narkotyki."

Obu prelegentów cechuje  pewna wspólnota. Są po prostu przedstawicielami żydokomuny.
Nie należy się dziwić, że Bauman ma ochotę stawiać kulturę w roli prokuratora. Oczywiście tą kulturę, która będzie miała stempel z odpowiedniego urzędu.
Mnie osobiście śmieszy, gdy ktoś taki wypowiada zdanie, że kultura służy sama sobie. By parę wersów później wyskoczyć z tezą, że przecież ktoś z jakiegoś urzędu musi tym kierować i wspierać.

Bauman i Michnik doskonale wiedzą do czego służy kultura, zwłaszcza kultura popularna. Do edukacji szerokich rzesz obywateli.
Do tej pedagogiki wstydu - Gross i inni

W poprzednim wpisie czepiałem się Sławomira Cenckiewicza, że nie rozumie on czemu w filmie Wajdy o Wałęsie tyle przekłamań. Właśnie po to, żeby odpowiednio edukować społeczeństwo. Nie spodziewałem się wsparcia swoich tez tak szybko z tej strony.



This world is totally fugazi
Andrzej.A

26 września 2013

Na jakim świecie żyje Sławomir Cenckiewicz?

 Tutaj (http://vod.gazetapolska.pl/5198-dr-cenckiewicz-ten-film-obraza-pamiec-aliny-pienkowskiej-co-na-marszalek-borusewicz) Sławomir Cenckiewicz wypowiada się na temat filmu A. Wajdy o Wałęsie.
Polecam wszystkim zapoznanie się najpierw z wypowiedzią Cenckiewicza.

Już, no to proszę dalej.
Sławomir Cenckiewicz chyba nie rozumie na jakim świecie żyje. Co z tego, że to gniot i propagitka zmajstrowana w dodatku za publiczne pieniądze. Publiczne, czyli pochodzące z naszych podatków i wszyscy się na gażę dla Wajdy, Więckiewicza i pani Wellman zrzuciliśmy, chociaż nikt nas o zdanie nie pytał.
Cenckiewicz mówi, że film jest w praktyce komedią, niemalże pastiszem (to ostatnie słowo wprawdzie nie pada).

Ja wprawdzie historykiem nie jestem, ale może wytłumaczę Panu Cenckiewiczowi o co w tym wszystkim chodzi.
Otóż historii proszę szanownego doktora habilitowanego nauk historycznych nie naucza się w szkole. Historii uczy się szerokie rzesze społeczeństwa poprzez odpowiednio sprofilowany przekaz filmowy i/lub inny popularny (muzyka, sztuka, plakaty uliczne itd., itp.)
To nie ma znaczenia co tam sobie Cenckiewicz z Gontarczykiem, a potem jeszcze Zyzak wypichcili w zaciszu swoich gabinetów i pracowni naukowych. Szerokie rzesze społeczne przyjmą wcześniej czy później ten przekaz, który jest w sferze pop.
A jak jeszcze nie daj Boże film dostanie się do czołówki filmów nominowanych do Oskara, to jest pozamiatane. Każdy fałsz historyczny, który wpuszczono do tego filmu urośnie w odbiorze społecznym do niepodważalnego dogmatu.

Książki duetu Cenckiewicz & Gontarczyk oraz pozycja Zyzaka były groźne dla Wałęsy i establiszmętu dopóki nie było na nie odpowiedzi w sferze pop.

Ile osób w Polsce przeczytało pozycję, której współautorem jest Sławomir Cenckiewicz, niech będzie, że 10'000 osób - i to jest według mnie bardzo optymistyczna wartość. A na film Wajdy pójdą setki tysięcy, potem się ten produkt pokaże jeszcze z pięć razy w TV na różnych kanałach i będzie pozamiatane. Bo ilość odbiorców tego gniota wzrośnie do milionów.
To nieważne jak wielkim gniotem w sensie filmowym jest to dzieło, nieważne jakie i ile fałszerstw historycznych w nim występuje. Ważny jest masowy odbiorca, któremu się będzie wbijać do mózgu poprzez obraz to "jak było".

To jest to samo jak porównamy "Listę Schindlera" i "Życie w słoiku", o czym pisałem tutaj (http://pulldragontail.blogspot.com/2013/09/lista-schindlera-versus-zycie-w-soiku.html)

This world is totally fugazi
Andrzej.A

17 września 2013

"Lista Schindlera" versus "Życie w słoiku"

Wszyscy znają "Listę Schindlera", pewnie znaczna część czytelników słyszała o Irenie Sendlerowej.

"W 1999 r. amerykański nauczyciel Norman Conard z Uniontown w stanie Kansas zainspirował powstanie szkolnej sztuki teatralnej pt. „Życie w słoiku” (ang. Life in a Jar). Jej tytuł nawiązuje do sposobu, w jaki zachowały się informacje o pochodzeniu uratowanych dzieci: nazwiska rodziców i nowe, przybrane personalia Irena Sendler zakopywała w słoiku, w ogrodzie – tylko dzięki tym notatkom, dzieci które przeżyły wojnę, dowiedziały się o swoich rodzinach. Przedstawienie oparte na faktach z życiorysu Ireny Sendler wystawiono ponad dwieście razy w Stanach Zjednoczonych i Polsce." [źródło: wiki]
Zwraca uwagę na ilość wystawień tej sztuki DWIEŚCIE. Optymistycznie licząc obejrzało ją 200'000 (słownie: dwieście tysięcy) ludzi.

To teraz zastanówmy się ile osób na całym świecie widziało "Listę Schindlera".
Cała Europa - to jakieś 300'000'000 (trzysta milionów)
USA + Canada - kolejne 300'000'000
Nie mam pojęcia i nie chce mi się szukać, czy film ten wyświetlano w krajach Ameryki południowej, ale jeśli wyświetlano w Portugalii i Hiszpanii to odpowiednie wersje językowe istniały i można to było zrealizować bez dodatkowych kosztów.
Przyjmijmy, że cała Ameryka Południowa to kolejne 300'000'000.

Nie wiem czy film ten pokazywano w takich krajach jak Chiny, Indie, Japonia.
W wersji minimalnej ten film widziało na świecie 1'000'000'000 (słownie: jeden miliard) odbiorców.
W wersji maksymalnej będzie to pomiędzy 2 a 3 miliardy.

To teraz porównajmy.
Irena Sendlerowa uratowała i przekazała informacje 2'500 dzieci pochodzenia żydowskiego przed pewną śmiercią. Oscar Schindler uratował 1'000 osób. Dwa i pół raza mniej.
Na temat Ireny Sendlerowej powstała sztuka w teatrzyku szkolnym, rzecz o budżecie w praktyce zerowym, którą w optymistycznej wersji widziało dwieście tysięcy ludzi. I nie ma w tej sztuce motywów mówiących o tym, że Irena Sendlerowa była aresztowana i torturowana przez Gestapo.
"Listę Schindlera", produkcję za grube miliony dolarów widziało na świecie co najmniej miliard osób.
Irena Sendlerowa została uhonorowana tytułem "Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata" w 1965 roku. Nie była więc nieznana jej historia w roku 1993 gdy powstawał film o Oskarze Schindlerze.
A jednak na film i jego promocję w skali światowej znaleziono grube miliony, a sztukę o Irenie Sendlerowej zrobiono w ramach czyjegoś hobby - za darmo.

Bo cały przekaz na temat historii odbywa się w sferze pop.
Co masowy odbiorca ma rzucone na ekran kinowy, to to do niego przemawia.

1'000'000'000 do 200'000
To jest skala porównania.

Brak takiego i/lub analogicznego wywodu podczas dyskusji w Klubie Ronina w dniu 02-09-2013 jest jedynym ale za to grubym błędem jaki popełnił Grzegorz Braun.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

14 września 2013

Terlikowski bredził

Wpis dotyczy "debaty", która miała miejsce w Klubie Ronina w dniu 02-09-2013, dotyczącej Żydów, żydów, Izraela i Polski.

W pewnym momencie T. Terlikowski zadał retoryczne pytanie: "Czy Państwo czytali Talmud - bo ja tak".
I dalej zaczął udowodniać, że Talmud jest równoznaczny ze Starym Testamentem i jest integralną częścią zarówno religii Mojżeszowej jak i Rzymskokatolickiej.
Otóż jest to brednia.
Stary Testament to w religii Mojżeszowej Tora, czyli pięcioksiąg i tu się wspólny pień kończy.
Natomiast Talmud to Tora z późniejszym Deuterenomium plus Miszna plus Gemara.
Gdyby Mojżesz przeczytał co poprzez późniejsze "dodatki" zrobiono z pięcioksięgu, to by chyba go na miejscu apopleksja chwyciła. Tak, Stary Testament i jego wyznawcy, mógł stać się religią uniwersalną, inkluzywną, ale działania żydowskich dziedzicznych kapłanów - czyli Lewitów, ten proces powstrzymały a nawet odwróciły. Wszystko zaczęło się w okolicach 621 B.C. gdy spisano Deuterenomium - księgę powtórzonego prawa.
Następnie w czasie pomiędzy 350 a 450 powstały w dwóch miejscach dwie odrębne jego interpretacje. Mowa tu o Misznie i Gemarze, które dopiero razem stanowią Talmud. Przy czym według wyznawców judaizmu ważniejsze są komentarze (Miszna) a najważniejsze komentarze do komentarzy (Gemara).

"Jeszcze w średniowieczu, gdy w kołach chrześcijańskich była bardzo słabo rozwinięta znajomość języków semickich, a zwłaszcza hebrajskiego i aramejskiego, żydzi tłumaczyli, że chrześcijanie, nie znając języka Talmudu, nie rozumieją jego pouczeń, a zarazem niesłusznie potępiają to, czego nie znają. Braki te usunięto. Papież Klemens V w r. 1307 zaleca, aby na wszechnicach katolickich założyć katedry języków semickich. Myśl ta została wcielona w
czyn po koncylium w Viennes we Francji, odbytym w r. 1311. W uniwersytetach w Paryżu, w Salamance, w Bolonii i Oksfordzie zostały erygowane katedry semickie. Znajomość języków semickich nie wywołała zmiany w poglądach na wartość i znaczenie Talmudu. Uczeni wskazywali na wyjątkowe wyodrębnienie (ekskluzywizm), jakie ta księga zajmuje w stosunku do wszystkich nie żydów."
[X.Józef Kruszyński: Talmud, co zawiera i czego naucza]

Terlikowski bredzi, gdy mówi, że czytał Talmud. Musiałby przeczytać księgę liczącą w przybliżeniu 70'000 (słownie: siedemdziesiąt tysięcy) stron
"Pełne wydanie Talmudu obejmuje kilkanaście grubych tomów in
folio. Krótkie wydanie Talmudu, tak zwane kieszonkowe w Berdyczowie, zawarte w dwóch wielkich tomach in quarto, każdy posiada około 1000 stronic bardzo ścisłego i drobnego druku." [źródło j.w.]

Pomijam kwestię sensowności zaproszenia T. Terlikowskiego na debatę tak zdefiniowaną.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

12 września 2013

Czym jest Klub Ronina

W dniu wczorajszym po raz pierwszy opublikowano zapis dyskusji z Klubu Ronina z zeszłego tygodnia.
Powiem od razu,jeszcze tego zapisu nie widziałem, bo to jednak są dwie godziny, któretrzeba wygospodarować na zapoznanie się z tym materiałem.
Nie będę w związku z tym mówił o samej dyskusji, ale o obocznościach.

Z tego co wiem, jest to pierwszy przypadek, że zapis video jest publikowany z takim opóźnieniem.
Normalnie Margot i Bernard przedstawiają szerokiej publice takie rzeczy w przeciągu 48 a już na pewno 72 godzin.
Z różnych miejsc w sieci dochodzą słuchy, że były naciski na Blogpress, żeby trzymać to pod korcem najdłużej jak się da.
Proste pytania:
Kto takie naciski stosował. Oraz jakie były przywoływane potencjalne sankcje gdyby Blogpress puścił to od ręki.
Istnieje uzasadnione podejrzenie, że Blogpress, a więc Margot i Bernard, upublicznili ten zapis dopiero w momencie, gdy ktoś zaczął udostępniać inne nagranie z tego samego spotkania. Chodzą słuchy, że na sali były 3 albo 4 kamery.
Z powyższego wynika poprawnie rozumując, że Klub Ronina, najprawdopodobniej poprzez Pana Józefa Orła chciał zablokować dostęp szerokiej publiczności do tego materiału. Ponadto Margot i Bernard najprawdopodobniej również uczestniczyli przez pewien czas w tych działaniach cenzorskich. Puścili to dopiero wtedy gdy inne nagrania zaczęły krążyć po sieci, czyli dalsze ukrywanie tego materiału nie miało sensu, a Blogpress stracił by na wiarygodności.

Niniejszym wzywam Blogpress, czyli Margot i Bernarda do wyjawienia jakie wobec nich stosowano naciski, jeśli takie były.

Wszystkim zainteresowanym zalecam zapoznanie się z biogramem Pana Józefa Orła zamieszczonym w wiki i/lub w encyklopedii Solidarności (są jednobrzmiące).

P.S.
Gdy zapoznam się z materiałem to pewnie coś jeszcze napiszę.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

09 września 2013

Gowin z wozu - pytanie dlaczego

jarosław Gowin wypisał się z PO.
Wszyscy pieją z zachwytu, a ja się pytam dlaczego, w jakim celu, jakie są nieujawniane uwarunkowania.
Czy Jarosław Gowin jest bytem samodzielnym, czy też ktoś mu sufluje pewne posunięcia.
A jeszcze bardziej wchodząc w życie prywatne posła Gowina, to jaka jest struktura właścicielska uczelni na której ten pan jest rektorem. Skąd jednym słowem pan poseł czerpie środki na życie.
Tych pytań jest więcej i jakby ktoś z redaktorów pism różnistych się pofatygował to pewnie wyszło by z tego całkiem ciekawe zestawienie. Ale jak na razie to nikt się pofatygować nie raczył.

Czy odejście Gowina coś zmieni - nie, przecież to oczywiste.
Czy wydarzyło się coś co zmieniło oblicze Tuska i PO, żeby ktoś w imię pryncypiów wykonywał taki ruch, też nie, a na pewno było wcześniej takich sytuacji znacznie więcej.

Moje przewidywania idą w następującym kierunku.
Do wyborów zostały 2 lata.
Gowin i jeszcze jacyś inni, być może PJN, Wipler, Buzek, zostali poproszeni (to taki eufemizm) aby stworzyli coś co będzie dawało szansę może nie wygrać te wybory, ale przechwycić na tyle dużą część elektoratu aby PiS nie wygrało drastycznie wysoko (do większości konstytucyjnej włącznie).
PO i Tusk osobiście są skończeni, ale nie mogą zostać pociągnięci do żadnej odpowiedzialności, bo wtedy ich mocodawcy też by oberwali po uszach i to zdrowo.

Taki jest sens i cel wyjścia Gowina z PO.
W związku z powyższym nie widzę powodu żeby się tym zajmować, bo Gowin jest takim samym słupem układu jak Tusk - jest tylko trochę inteligentniejszy i ma większą ogładę.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

30 sierpnia 2013

Miarą sukcesu Imperium Brytyjskiego jest upadek innych narodów

"W chwili szczerości Hall wyjaśnił mi, że jedną z głównych zasad angielskiej polityki jest osłabianie swoich partnerów, choćby nawet najlojalniejszych.
- Miarą sukcesu Imperium Brytyjskiego jest upadek innych narodów - powiedział."
[strona 345]

"Uważałem, że polska masoneria nie była traktowana nigdy poważnie przez wolnomularstwo wszechświatowe i zapewne nigdy nie była dopuszczana do tajemnic wyższej polityki i prawdziwych celów tej potężnej organizacji. Podejrzewam, że wyzyskiwano polską masonerię do organizowania powstań i do kompromitowania Polaków wobec najwyższych a mających wpływ na politykę światową czynników. Wydawało mi się, że masoneria polska stanowiła kuźnię samobójczych projektów narzucanych narodowi pod płaszczykiem patriotyzmu, sama zaś była inspirowana przez masonerię zachodnią, dla której Polska katolicka była solą w oku"
[strona 399]

"Dowiedziałem się później, że było to wynikiem perfidnej polityki państw zachodnich, spowodowanej głównie stosunkiem Anglii do zagadnień rosyjskich, które były nad wyraz podłe. Warunki rozejmu narzucone Niemcom przewidywały powolne wycofywanie się wojsk niemieckich z zajętych terytoriów, nie gwarantowały jednak tworzenia na tych ziemiach miejscowej administracji, spełniającej aspiracje narodowe ludności i dającej możliwości obrony przed napadem. Anglia dążyła do wytyczenia wspólnej granicy niemiecko - rosyjskiej, by stworzyć warunki do przyszłej konfrontacji między tymi państwami, by tym konfliktem zabezpieczyć swoje kolonialne interesy."
[strona 421]

"Miałbym doskonałego kandydata, ale niestety nie mogę go rekomendować - powiedział po chwili - bo jest bratem mojej żony."
[strona 448]

"Obserwowałem później jaką mamy w Polsce niepoślednią zdolność koniunkturalnego przeinaczania faktów. Przemilczano przetargi Witosa z Sejmem w chwili, gdy wróg był u bram Warszawy, przemilczano żonglerkę dziennikarską zdolnego, a nad wyraz przewrotnego i szkodliwego Strońskiego, którego pióro było na usługach tych, co więcej płacą, przemilczano wiele faktów świadczących, że stuletnia niewola mało nas nauczyła. W czasie gdy większość ziemian walczyła z przeważającymi siłami wroga, po wsiach chłop za sprawą "ludowców" i "Wyzwolenia" siedział bezczynnie, często raczej przeszkadzając niż pomagając. Chłop niechętnie szedł w ogień. Z opowiadań uczestników kampanii wiem, że ziemianin idący w pierwszym szeregu miał za plecami opór, który trzeba było przezwyciężyć z rewolwerem w garści. dopiero nauczka dana przez bolszewików w zajętych przez nich połaciach Królestwa otworzyła chłopom oczy.
Ten sam chłop zapewne byłby inny, gdyby nie rozmyślne deprawowanie przez lewicowców, którzy na plecach chłopskich robili osobiste kariery, posługując się fałszem i demagogią."
[strona 588]

"Od kapitana krążownika, który ponownie zawinął do Gdańska, dowiedziałem się o różnych zabawnych i pikantnych epizodach z przejazdu tej delegacji na pokładzie jego okrętu. Ta zbieranina, którą Rząd Rzeczypospolitej wysłał do Rygi na rokowania pokojowe, nie odznaczała się niestety ani rozumem, ani charakterem, a jeszcze mniej tym, co nazywają 'Kinderstube'. Rezultat był wiadomy. Po tamtej stronie granicy z Rosją pozostały setki tysięcy hektarów polskiej ziemi i kilka milionów ludności polskiej. Tysiące ludzi straciło swoje gniazda rodzinne pozostawione za kordonem, jak moje Syłgudyszki. Cała Mińszczyzna i Witebszczyzna, nie mówiąc o Mohylewszczyźnie, trafiły pod panowanie bolszewików. Inflanty Polskie odeszły do Łotwy.
Miałem wrażenie, że przywódcom delegacji mniej chodziło o dobro Polski, a więcej o osobiste rozgrywki z Piłsudskim, który dzięki nim traktat ryski przegrał."
[strona 602 - 603]

"Człowiek musi przejść przez dłuższy łańcuch pokoleń, zanim dorośnie do tego, by kierować innymi. Wyobrażam sobie, że tłuszcza francuska w czasie rewolucji nie była lepsza od tłuszczy bolszewickiej, a nie ma nic gorszego, jak rządy tłuszczy, która wysuwa zwykle na miejsca czołowe najgorsze męty."
[strona 608]

" - A Lloyd George? - spytałem.
- Dla mnie jest zawsze bardzo uprzejmy, ale nie ma pojęcia co się w świecie dzieje, a jeszcze mniej wie o geografii. Potrafi mieszać Polskę z Bułgarią czy Rumunią. O Rosji nie ma pojęcia, a was, Polaków, nie lubi [...] - Wasz delegat Dmowski miał z nim sporo trudności, ale to i wasza wina. Lloyd George wykazuje dużo zdrowego rozsądku, ale jego mentalność, to mentalność [...] (drobnego adwokata z prowincji). Jemu imponują wielcy panowie, których u was jest pod dostatkiem, a wy wysłaliście podobnego mu drobnomieszczanina, jakim wydaje się być Dmowski.
[...]
Spytałem ją skąd powstała koncepcja wschodniej granicy Polski znanej jako linia Curzona.
- Ach 'Curzon line' - rzekła, śmiejąc się. - My ją nazywamy 'luncheon line'. Byłam wtedy z Carrem, gdy zebrała się rada, aby wykreślić Polsce wschodnią granicę. Nikt nie wiedział, co to jest ta polska wschodnia granica, gdzie zaczyna się Rosja, a gdzie kończy się Polska. debaty przeciągały się bez końca, nadchodziła pora lunchu, wszyscy byli głodni i, jak to mówią, 'annoyed'. Ty wiesz co oznacza dla Anglika lunch. Tymczasem sprawa nie posuwała się ani na cal. Wreszcie lord Curzone przypomniał sobie, że ma jakieś stare mapy dotyczące 'the second partition of Poland'. Zniknął na chwilę w swoim gabinecie, po czym wrócił tryumfująco z mapą w reku, gdzie czerwoną linią była oznaczona granica. Wszyscy odetchnęli z ulgą, bez zastanowienia przyjęto ją jako wschodnia granicę Polski i całe towarzystwo gratulując Curzonowi, pospieszyło na spóźniony obiad. Jeden z dygnitarzy winszując Curzonowi rozcięcia tego węzła gordyjskiego, powiedział" 'Polacy to troublemakers, nawet nie dadzą spokojnie zjeść lunchu'. Stąd przezwaliśmy tę linię 'luncheon line' . Widzisz Mac, tak się u nas załatwia sprawy międzynarodowe.
Ręka w kmtórej trzymałem butelkę smirnofki, zawisła.
- Wiesz Lucy, to opóźnienie waszego lunchu o þół godziny, czy nawet godzinę oddało bolszewikom połowę naszego historycznego terytorium - powiedziałem z nieukrywaną nienawiścią. - Ilu ludziom połamało się życie. My tę linię nazywamy inaczej.
- Jak? - spytała zmieszana, sięgając po papierosa.
- 'Cursed line' , przeklęta linia."
[strony 612-614]

" Niestety, za rządem, jak hiena podążał dawny kawiarniany konspirator ze Lwowa, generał Sikorski, i to nie tylko z patriotycznych pobudek, ale głównie z żądzy władzy i odwetu na obozie piłsudczykowskim. W krótkim czasie dopuścił się zdrady, montując za namową Anglików pucz w ambasadzie polskiej w Bukareszcie. W wyniku tego puczu Rumuni uznali się zwolnionymi od zobowiązań i internowali tak rząd, jak i wojsko.
- Panie ministrze - powiedział do mnie jeden z radców, którego znałem w MSZ jeszcze jako młodego człowieka - konsekwencje tego puczu, albo co tu mówi, zdrady, są nieobliczalne i są tylko na rękę Anglikom. straciliśmy suwerenny rząd, w stosunku do którego Anglicy mieli zobowiązania, a ludzie, którzy negocjowali z nimi pakty i znają wszystkie tajne aneksy do umów, są teraz zatrzymani w Sinai. Na miejscu rządu, który był w stanie egzekwować nasze prawa, powstaje jakiś komitet, który można traktować tylko z litością, a na czele tego komitetu staje generał Sikorski, jak pan minister wie, z galicyjska uniżony w stosunku do cudzoziemców i zawsze kosztem Polaków im usłużny.  [...] Niestety nie mamy się co łudzić. Po tym zamachu Polska politycznie jest przegrana i to niezależnie od naszego przyszłego wysiłku wojennego i naszych zasług w toczącej się wojnie."
[strona 772]

To teraz napiszę parę słów od siebie.
Nie wszystkie cytaty dotyczą tytułu. Parę dotyczy innej sprawy.
Otóż sprawa ta, ta inna, jest trywialna.
Ze świniopasa nie da się bez strat zrobić w przeciągu pokolenia premiera, intelektualisty, celebryty (w pozytywnym sensie tego słowa). Po prostu się nie da. Chamstwo i hołota muszą najpierw przestać być chamstwem i hołotą, a wtedy, być może dadzą radę awansować. Najpierw na nauczyciele w szkole powszechnej, w następnym pokoleniu być może w liceum, jeszcze pokolenie później na uczelni wyższej. To wymaga pracy, pracy i jeszcze raz pracy, głównie nad sobą. Bohater książki miał jeden zawód wyuczony (miał na to papierek), a mógł i z powodzeniem wykonywał kilka innych funkcji - zawsze z sukcesem. Bo ten człowiek był wykształcony, a nie był wyuczeńcem (wykształciuchem).

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Mieczysława Jałowieckiego "Na skraju imperium i inne wspomnienia" - niestety według mojej wiedzy dostępnej tylko w merlinie w chwili obecnej.
Jałowicki jako ziemianin i pan pełną gębą jest krytyczny. Jest krytyczny wobec Piłsudskiego za akcję w Bezdanach, ale nie jest zacietrzewiony. gdy poznaje osobiście Naczelnika, który zgodnie z koligacjami rodzinnymi jest jego wujem, i gdy zaczyna pojmować z jakim ogromem spraw i zależności boryka się państwo, bez chwili zastanowienia poświęca się dla spraw tego państwa pod wodzą Marszałka. Wykonuje swoją pracę solidnie i uczciwie, a nawet z dużą dozą inwencji twórczej. To dzięki niemu Westerplatte było w rekach polskich - bo on to po prostu kupił.
Krytycyzm bohatera wobec rządów pułkowników po śmierci Marszałka ma tylko jeden punkt. Ludzie, którzy byli dokładnymi i precyzyjnymi wykonawcami poleceń Naczelnika niestety nie nadawali się na samodzielnych kreatorów polityki państwowej. Po prostu zabrakło tych kilku pokoleń pomiędzy wykonawcą rozkazów, a człowiekiem mogącym samodzielnie kreować rzeczywistość.

zachęcam wszystkich do przeczytania tej książki.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

23 sierpnia 2013

74 lata temu

Podpisano sławetny pakt Ribbentrop - Mołotow, zwany IV rozbiorem Polski. To ważna data i ważne wydarzenie.
Jednakże w mojej aktualnej ocenie należy patrzeć na ten fakt nie na jako coś, co rozpoczyna pewną akcję, a wręcz przeciwnie.

Pakt R-M jest domknięciem, przypieczętowaniem pewnych wcześniejszych działań i porozumień.
Jest naturalną konsekwencją, a nie nagłym zwrotem akcji.
Wszak przed tym aktem szkolono niemieckich czołgistów na poligonach w Rosji. Również niemieccy chemicy mogli przeprowadzać swoje badania i testy broni chemicznej właśnie w sowietach.

Już w Locarno (1925 rok) zblatowanie Niemiec i Rosji jest na takim poziomie, że Finlandia rezygnuje z podpisania dwustronnego porozumienia z Polską o wzajemnej pomocy i współpracy.
W 1925 roku, czyli na osiem lat przed dojściem Hitlera do władzy.
Hitler i pakt R-M to wymówka.

Postanowienie o wybuchu II WŚ zapadło wcześniej i gdzie indziej. Być może rozważano to jako dogrywkę I WŚ, bo wynik był niesatysfakcjonujący (terytorialnie bądź finansowo). Nie należy robić z paktu R-M strzelistego pojedynczego aktu o fundamentalnym znaczeniu, ale wpisać go w pewien ciąg zdarzeń i jako taki rozpatrywać.
Z tego też powodu taka książka jak "Pakt Ribbentrop - Beck" Zychowicza jest kretynizmem mówiąc wprost. Bo nie da się wziąć jednego elementu z historii i zmienić go.
Historia i pewne wydarzenia są strumieniem wzajemnych oddziaływań i zdarzeń. Zmiana musiałaby zostać wprowadzona gdzie indziej niż to by chciał Zychowicz, aby skutki dla Polski były korzystne.

Miał rację profesor Wieczorkiewicz gdy mówił, że "historię Polski trzeba napisać raz jeszcze".

This world is totally fugazi
Andrzej.A

12 sierpnia 2013

Szajba 2013

Czy wszyscy wiedzą, do czego i kogo piję tym tytułem?
Mam nadzieję, że tak.
Zychowicz po poprzedniej swojej publikacji, w której roztaczał całkiem inny obraz możliwych wydarzeń lat 1939-1945 spotkał się z co najmniej życzliwym wyczekiwaniem.
Również moim (http://pulldragontail.blogspot.com/2012/09/prawie-wszystkie-warianty.html). zwracam uwagę czytelników na tytuł tamtej notki i kluczowe słowo tamtego tytułu PRAWIE.


O ile poprzednia książka Zychowicza mieści się według mnie w szeroko rozumianym dyskursie nad historią naszego kraju, to obecna pozycja "Obłęd 44" już samym tytułem wychodzi poza ten obszar.
I nic nie pomogą połajanki w wykonaniu samego Zychowicza i jego pomagierów, którzy mówią o odkłamywaniu, odbrązawianiu i demistyfikacji.

Dygresja.
Byłem na urlopie na roztoczu. W dawnych obszarach ordynacji Zamoyskich.
Jeden z przewodników, którzy coś tam wiedzieli na temat II WŚ powiedział coś takiego: "z samego ordynariatu Zamoyskich miało iść na Warszawę w 1944roku 25'000 ludzi z bronią. I nie byli to jak chcą niektórzy ludzie nie przygotowani, ale jak najbardziej przeszkoleni zarówno do walki w lesie jak i w mieście. Ludzie przeszkoleni przez cichociemnych."
Koniec dygresji.

Drugie 25'000 ludzi miało iść z okolic Biełegostoku.
To jak to jest Panie Zychowicz.
Co zaważyło na klęsce powstania. Nieudolność i agenturalność dowódców czy też może inne czynniki, które zatrzymały tych ludzi z ich karabinami i poczuciem gniewu na Niemców. Bo nawet gdyby Bór-Komorowski był głupszy od Bula-Komorowskiego, to przy wsparciu pięciu dywizji piechoty to Bitwy Warszawskiej 1944 przegrać by się nie dało.

To daje w sumie 50'000 ludzi - to jest pięć dywizji. Niemcy nie mieli tylu ludzi, żeby nawet śnić o możliwości powalczenia z taką ilością powstańców.

Wspomniany przeze mnie przewodnik mówił jeszcze kilka innych ciekawych rzeczy.
Starych chałup na tym terenie się nie gasi, bo nigdy nie wiadomo czy pod chałupą nie ma zgromadzonego jeszcze z czasów wojny arsenaliku.

Kto ciekaw niech odwiedzi Zagrodę Guciów w Guciowie nieopodal Zwierzyńca. A kto bardziej ciekaw historii dawniejszej to niech pojeździ po okolicy.
Zalecam zwracać uwagę na nazwy miejscowości. Takie nazwy jak Huta, Hucisko, Hutka, Stara Huta, Hamernia, Ruda Żelazna. Czy coś komuś mówią te nazwy, bo mnie tak. W dobrach Zamoyskich po prostu był przemysł wydobywczy rudy darniowej. Po prostu produkowano stal i jego przetwory.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

16 lipca 2013

Już jeden taki numer był, a pewnie bedzie i następny

W kwestii uboju rytualnego wołów.

Analogiczna sytuacja miała miejsce przed kilkunastu laty.
Wtedy chodziło o tucz gęsi i kaczek na foie gras.
Polska była i jest jednym z głównych producentów gęsiny w Europie. Ale produkcja stłuszczonych wątróbek na foie gras (czyli na pasztet strasburski), to dopiero jest interes.
W Polsce wprowadzono, po lobbingu "zielonych", zakaz tego procederu.
Skutki:
Dobrze prosperujące zakłady, a więc duże firmy płacące również duże podatki i dające zatrudnienie ludziom, musiały zmieniać na gwałt produkcję.
Rynek ten został przejęty, a jakże, przez rolników i biznes z Niemiec, Słowacji, Litwy. Francuzi utrzymali swoje przywództwo w produkcji tego smakołyku.
Wszyscy są zadowolenie. No prawie. "Zieloni" dostali kolejne granty na swoją działalność, a jakże z Niemiec.

To teraz spójrzmy na "ubój rytualny" wołów.
Bo tylko wołów to dotyczy.
Już w tej chwili wiadomo, że niemiecki firmy kupują woły w Polsce, transportują za granicę i tam dokonują tego samego, czego u nas dokonać nie można. Za co pobierają odpowiednie wynagrodzenie.
Skutki.
Ponownie pewna grupa firm w Polsce będzie się musiała przebranżowić. Pewnie dadzą radę, skoro ci od tuczu gęsi dali.
Dochodzi jednak dodatkowy element. Zostaliśmy okrzyknięci "antysemitami" i różnymi innymi epitetami.
Oczywiście słowa, które wypowiedzieli żydzi z różnych stron, w tym Izraelski MSZ, były przesadzone. Ale właśnie takie miały być.
Chodziło o takie psychologiczne ustawienie sprawy, żeby w Polsce ze względów godnościowych nikt nie miał zamiaru się ugiąć. Że o bzdurę, to nieważne. Niemcy zapłacą za tą słowną erupcję w odpowiedni sposób. Ostatecznie dosyć dobrze na tym interesie wyszli.
Rabin Schudrich nie zrezygnuje, co najwyżej wywalczy ściśle określoną liczbę ubojów rytualnych możliwych w Polsce na potrzeby gminy.
W ten sposób zostaliśmy załatwieni na kolejne parę złotych.


Co nas czeka w przyszłości.
Ci sami faceci, którzy produkowali foie gras mają inny patent na zarabianie pieniędzy. Produkują "wołowinę z Kobe". To dosyć specyficzna produkcja, gdyż po pierwsze trzeba z Japonii sprowadzić zarodki odpowiednich genetycznie wołów. Trzeba takiego zwierza hodować. By w odpowiednim momencie zacząć go poić pewnym gatunkiem piwa i w dodatku masować.
Można według mnie z całym spokojem założyć, że rzeźnicy od uboju rytualnego również przejdą na produkcję "wołowiny z Kobe" - będą mieli mniejsze problemy z przestawieniem niż ci od foie gras.

Zachodzi proste pytanie. Kiedy "ekolodzy" dostaną zlecenie na załatwienie producentów "wołowiny z Kobe" w Polsce. Bo ktoś dojdzie do wniosku, że przecież o wiele lepiej taką produkcję robić w Niemczech czy gdzie indziej. Bo to niemieckie państwo będzie zasilane w podatki, bo to w Niemczech będzie mniejsze bezrobocie.

P.S.
Gdy po raz pierwszy usłyszałem o tym głosowaniu, praktycznie natychmiast mi się przypomniało, że coś podobnego już było. Nie pamiętałem czego to dotyczyło. Ale pogrzebałem trochę w sieci i mam.

dopisek 1.
Przejrzałem artykuły i zamieszczane pod nimi komentarze dotyczące tego tematu. zapewne w środowisku Izraelskiego MSZ i w pewnych kręgach w Niemczech ludzie po prostu turlają się ze śmiechu po podłodze.

This world is totally fugazi
Andrzej.A