29 czerwca 2013

Ziemkiewicz versus Ziemkiewicz

Rafał Aleksander Ziemkiewicz pisze dużo, niestety nie zawsze z sensem i w zgodzie ze zwykłą logiką platońską.
Ostatni wyczyn redaktora, czyli wywiad z Moniką Jaruzelską ma w dodatku pewne smaczki osobiste, które sugerują, że RAZ był zainteresowany emocjonalnie w córce komunistycznego zbrodniarza te kilkadziesiąt lat temu.
Trudno świetnie, serce nie sługa.
Jednakże wyciąganie zaszłości z liceum imienia Dobiszewskiego, mieszczącego się przy ulicy Dolnej 6 w Warszawie, z przed ponad 25 lat budzi jednak pewien niesmak.
Warto według mnie przyjrzeć się się twórczości RAZ-a z innej perspektywy. I zastosować wobec niego to co on proponuje w życiu publicznym. Czyli z angielska 'stay on issue not on person', co w wolnym tłumaczeniu można zinterpretować 'bądź za sprawą, nie za osobą'. To skądinąd słuszna konstatacja. Bo jedyną partię, którą będę zawsze wspierał, jest ta partia, którą sam założę, napiszę jej statut i dożywotnim prezesem będę. Nie ma innej partii, którą mógłbym popierać w całej rozciągłości. Zawsze będą jakieś niuanse, które będą mnie różniły i odstręczały od głosowania na jakąś partię.
Skądinąd z powyższego wynika, że nie ma partii, na którą mógłbym zagłosować zawsze. Nie ma partii, która byłaby emanacją mojej myśli politycznej.
A to oznacza, że zawsze głosowanie na partię jest kompromisem. Kompromisem pomiędzy moimi poglądami a tym co oferuje jakaś partia. Czyli stwierdzenie, które niezwykle często pojawia się w naszej przestrzeni publicznej w okolicach wyborów "nie wolno głosować na mniejsze zło" jest twierdzeniem fałszywym z gruntu. Albowiem zawsze oddając głos na jakąś partię, a nawet nie głosując, dokonujemy jakiegoś wyboru. Tak po prostu jest. Głosujemy ZAWSZE za mniejszym złem i/lub za mniejszymi różnicami względem naszych osobistych poglądów.
Wróćmy jednak do RAZ-a. Nie to go kompromituje, że zrobił wywiad z dyktatorówną.
Ale zupełnie coś innego.
RAZ w wielu swoich publikacjach, ale i książkach, opisuje co dało sukces Jaruzelskiemu i stanowi wojennemu. Tym czynnikiem była propaganda. I cytując Szczepańskiego mówi nam Ziemkiewicz: 'propaganda, to wbijanie codziennie miliona gwoździ w milion desek'. Trudno się nie zgodzić z taką definicją. Propaganda, to oddziaływanie na masy.
A jednocześnie RAZ, praktycznie na jednym oddechu potrafi powiedzieć, że Jarosław Kaczyński opowiada bzdury mówiąc iż kiepskie notowania PiS są skutkiem medialnej wojny jaką wobec PiS i jego osobiście stosują media.

Szanowny redaktor RAZ powinien w związku z tym się na coś zdecydować. Bo albo media mają decydujące znaczenie w kwestii nastawienia społeczeństwa, albo nie mają żadnego wpływu na postawy ludzi en mass.
Któreś z twierdzeń musi być fałszywe.
Tak mówi zwykła logika platońska.
Chyba, że redaktor Ziemkiewicz zaczął się posługiwać logiką marksistowską, ale to oznacza, że na przykład ja się w tym nie mieszczę.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

27 czerwca 2013

Śmiech na sali

I to na niejednej.
Wczorajsze buńczuczne wystąpienia ministra Sienkiewicza i jego pryncypała okazały się być nie warte funta kłaków.
"Terrorystyczne maile", które zalegały na skrzynkach odpowiednich instytucji przez kilka (być może nawet kilkadziesiąt) godzin nie dały się przypisać dwóm ludziom zatrzymanym w dniu wczorajszym.
Dwóch mężczyzn zwolniono w dniu dzisiejszym do domów.


Jak pisałem w poprzedniej notce, uważam całą sprawę za działanie przykrywkowe dla nieudolności prokuratury wojskowej w sprawie Smoleńskiej. Co można byłoby ze śmiechem oglądać w czasie dzisiejszej konferencji prasowej, ze śmiechem gdyby sprawa nie była tak poważna.

Pragnę zwrócić uwagę czytelników na jeden element. Ilekroć pułkownicy-prokuratorzy pojawiają się na takich spotkaniach w cywilnych ciuchach to oznacza jedno - dali dupy i nie mają nic merytorycznego do powiedzenia. Co właśnie dzisiaj się potwierdziło.
Gdy natomiast są w mundurach to oznacza dla odmiany, że mają wypracowaną w miarę spójną i nie dającą się obalić na miejscu wersję, która wprawdzie nie koniecznie jest prawdziwa, ale obalenie tego zajmie zapewne trochę czasu.

Żadne pytanie merytoryczne nie zyskało merytorycznej odpowiedzi, a pułkownicy-prokuratorzy de facto dali dyla z tego spotkania.

Wniosek jest jeden jak w mundurze, to są pewni swej aktualnej wersji, jak po cywilnemu to wiedzą, że nie dadzą rady odpowiedzieć na merytoryczne pytania.
To też jest taka socjotechnika, że wojsko jest O'K.
Otóż nie jest O'K.
I nie będzie O'K dopóki pewnym ludziom się tych generalskich gwiazdek w sposób spektakularny nie odbierze.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

26 czerwca 2013

Przemysł przykrywkowy daje do pieca

Na maksa. Moc znamionowa przekroczona, 150 procent normy.

15 lat temu zastrzelono Marka Papałę - to raz. Ale z tym to sobie system jakoś poradził. Ludzie zapomnieli, mało kogo to interesuje. Śmierć jak śmierć, rózne hece w tej kwestii w Polsce bywały.
 
Ale jest coś innego, coś co w praktyce nie pojawiło się na jedynkach newsów przez cały dzień.
Jedynie na portalu niezalezna.pl można coś tam przeczytać.
Potwierdzenie, że na pokładzie Tu-154M w dniu 10-04-2010 znaleziono substancje wybuchowe i/lub ich niespalone pozostałości. Najprawdopodobniej oba te elementy znaleziono, gdyż podczas detonacji powstają zarówno produkty spalania, jak również część materiału spaleniu nie ulega, gdyż brakuje tlenu.

Stwierdzono obecność TNT, oktogen, heksogen, te dwa ostatnie to po prostu składniki C-4 - najbardziej popularny materiał wybuchowy ostatnich lat.
Tu uwaga na marginesie.
Jeżeli udało się zebrać dostatecznie dużo tego materiału, to można będzie określić z jakiej fabryki materiał ten pochodzi. To dosyć proste, choć dla osób będących laikami może się wydawać nieprawdopodobne. Otóż każdy taki zakład, linia technologiczna, pozostawia pewne unikatowe rodzaje zanieczyszczeń w produkcie końcowym (czasami jest to robione specjalnie aby móc łatwiej wykrywać przemyt takiego towaru). I właśnie na tej podstawie można będzie potencjalnie stwierdzić gdzie ten towar został wyprodukowany.

Teraz wyjaśnienie, dlaczego nie wierzę w prawdziwość sprzedawanej w mediach informacji o fałszywych alarmach bombowych.
Na stronach TVN24 podano, że "maile przyszły w nocy" - znaczy się przed 6:00 rano.
Dobra, przyjmijmy, że to prawda.
Godzina 8:00 - ludzie przychodzą do pracy
8:15 - piją poranną kawę
8:30 - leniwie odpalają komputery
8:35 - przeglądają poranne newsy, pudelek i inne
8: 55 - dotarli do skrzynek mailowych
9:00 - znajdują ostrzeżenia o bombach

Z powyższej sekwencji wynika, że najpóźniej o 9:05 powinny rozlec się dzwoni alarmowe.
Tymczasem ewakuację szpitali i innych instytucji to ja obserwowałem w W-wie w okolicach godziny 13:00. A informacje w serwisach internetowych pojawiły się jeszcze później.
Dlatego jest to według mnie niewiarygodne.

Oczywiście istnieje możliwość, że podobnie jak w przypadku Brunona K. z Krakowa znowu hodowano jakiegoś labilnego emocjonalnie gościa rzez długie miesiące, aby go w odpowiednim momencie użyć. Na co z drugiej strony wskazuje szybkość z jaką go namierzono. Oczywiście, żeby stwierdzić coś w 100 procentach w tej kwestii to trzeba by jeszcze znać wiele innych szczegółów. Ale tak to według mnie wygląda na pierwszy rzut oka.
I jeszcze ten Sienkiewicz opowiadający, że stosowano wyrafinowane metody maskowania w sieci. Jakby rzeczywiście były wyrafinowane to by go szukali lekko licząc tydzień, a nie kilka godzin.
ponadto brak jest wiedzy o tym zatrzymanym człowieku. kim jest, co robił, jakie ma wykształcenie, czy jest bezrobotny - wielu rzeczy nie wiadomo.

Dopisek 1.
Izabela Brodacka - Faltzman (tutaj: http://naszeblogi.pl/39313-wielkie-manewry?utm_source=niezalezna&utm_medium=glowna&utm_campaign=blogi) porównuje wczorajsze akcje ewakuacyjne do manewrów. Słusznie zarazem zestawiając wczorajsze wydarzenie do "pożarów" w W-wie z lat 70-tych. O tym ognisku na trasie Łazienkowskiej to nawet nie pamiętałem.
A to, że akta tamtych spraw nadal pozostają tajne też daje dużo do myślenia o aktualnej sytuacji naszego kraju. Nic się nie zmieniło - lekko upudrowano fasadę, nic więcej.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

25 czerwca 2013

Niezrozumienie sprawy Baumana

Po pierwsze.
Wszyscy jak ognia unikają napisania jednego elementu. Tego, że Bauman jest Żydem. Urodził się w 1925 roku w zlaicyzowanej rodzinie żydowskiej. Czy jest/był praktykującym wyznawcą Starego Testamentu, to nieistotne.

Po drugie.
Po 1939 roku dostał się z rodziną do Moskwy. Wprawdzie angielska wiki nie podaje bliższych szczegółów, ale to, że był funkcjonariuszem sowiecki to jednak jest tam napisane.
Towarzysz Stalin, ani nikt z jego podwładnych na piękne oczy nie dawali części władzy osobie obcej. Czymś się musiał towarzysz Bauman wobec Stalina i jego ekipy uwiarygodnić. Jaki to czynnik - tego niestety nie wiemy.
Późniejsze incydenty z ubecją, KBW czy Informacją Wojskową to doprawdy drobiazgi.

Po trzecie.
W tejże angielskiej wiki jak wół stoi, że przewinął się przez London School of Economic.
Zaraz, zaraz, przecież identyczny element w swoim życiorysie posiada niejaki J.V. Rostowski, którego dziadek nosił nazwisko Rothfeld. Coś w tej uczelni musi być, bo ja w takie przypadeczki to jednak nie wierzę. Ciekawe kto jeszcze, z osób istotnych, ma w swoim życiorysie to uczyliszcze.
Ciekawe kto i w jakim wymiarze stoi za finansowaniem tej uczelni. Bez sprawdzania obstawiam rodzinę Rothschildów ewentualnie kogoś ze spadkobierców myśli Cecila Rhodesa.

Nie uważam za sensowne pieklenie się o to co Bauman w swoim życiu wyrabiał. Stał i można podejrzewać, że nadal stoi za tym interes grupowy żydowski. Wybory, których dokonywał dobitnie na to wskazują. W związku z tym mówienie o tym panu jako o POLSKIM socjologu jest aberracją.

Przynależność do komunizmu - bo wszyscy mieli być braćmi
Odejście od komunizmu  - gdy objawił swe antysemickie oblicze (zawiedziona miłość)
I tak dalej, i tym podobne.



This world is totally fugazi
Andrzej.A

22 czerwca 2013

Wydatki premiera

Poruszana jest ostatnio kwestia wydawania publicznych (partyjnych?) pieniędzy na wygląd premiera, jego żony i całego tego towarzystwa.
Premier zarabia kilkanaście tysięcy złotych (dla uproszczenia przyjmijmy 15'000).

Jakie wydatki osobiste ten człowiek ponosi.
- utrzymanie mieszkania, niech będzie   2'000 zł/mieś
- jedzenie dla całej rodziny                     5'000 zł/mieś (to bardzo wypasiona wersja żywieniowa)

Cała reszta jest temu człowiekowi DANA z pieniędzy publicznych.
- żre za darmo w kancelarii, albo na ulicy Parkowej
- przemieszcza się służbowymi samochodami i/lub innymi środkami
- zusu nie płaci
- podatki są odprowadzane za niego

I ktoś taki śmie twierdzić, że musi dodatkowo sięgać po nie swoje zasoby, aby ubrać siebie i swoją żonę.
Słusznie powiedziała Małgorzata Tusk, że jak ma reprezentować kraj to musi wyglądać, ale chyba mężuś się zagalopował.

Facetowi zostaje miesięcznie 8'000 zeta i on śmie mówić, że musi dostać ekstra pieniądze na garnitury dla siebie i sukienkę dla żony.
A przecież on nie rządzi od miesiąca czy dwóch, ale od blisko 6 lat.
6 lat, to 70 miesięcy. Przez ten czas, nawet przy tak wygórowanych założeniach rozchodów rodziny, jakie przedstawiono powyżej, to można zebrać kwotę rzędu 560'000 (słownie: pięćset sześćdziesiąt tysięcy).

Podsumowując.
Facet żyje na koszt podatnika i jeszcze dodatkowo sięga po nie swoje pieniądze.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

20 czerwca 2013

Przerywnik filmowy


Ponieważ od pewnego czasu podpieram się na przemian kilkoma książkami, to stwierdziłem, że warto pokazać coś innego. Aby ktoś nie pomyślał, że jestem monotematyczny.
To bardzo dobra wersja wywiadu. Oni tam miejscami mówią trochę niewyraźnie, ale można sobie włączyć wersję z angielskimi napisami. To nie jest skomplikowany i wyszukany język - raczej taki na poziomie przeciętniaka.

A tutaj (http://www.voltairenet.org/IMG/pdf/Sutton_Wall_Street_and_the_bolshevik_revolution-4.pdf) można sobie pobrać książkę profesora Suttona. Również o tym samym. Również po angielsku i równie łatwa, w sensie używanej angielszczyzny, co ten krótki filmik.

 This world is totally fugazi
Andrzej.A

18 czerwca 2013

Prawie dwieście lat temu

18 czerwca 1815 roku miała miejsce bitwa pod Waterloo.
Nie było to tylko starcie militarne, jak się niektórym wydaje, ale przede wszystkim starcie finansowe, czego skutki odczuwamy do dzisiaj. 
Gdy późnym wieczorem bitwa była rozstrzygnięta jeden człowiek wsiadł na konia i popędził do Brukseli, a następnie do portu w Ostendzie. Na morzu panował sztorm, dopiero suty napiwek skłonił jednego spośród sterników do wypłynięcia i skierowania okrętu ku wyspie.
Wczesnym rankiem 19 czerwca Rothworth, bo tak nazywał się ten człowiek, dotarł do Foxton na brytyjskim wybrzeżu. Spotkał się tam z innym człowiekiem, który go wyczekiwał. Nathan Rothschild po wysłuchaniu swego agenta udał sie bezpośrednio na londyńską giełdę.
Dalsze działania to już tylko i wyłącznie kwestia rutyny, umiejętności zachowania kamiennej twarzy i posiadanych uprzednio zasobów. Nathan Rothschild zagrał wpierw na zniżkę obligacji rządowych, poprzez prosty manewr wystawienia do sprzedaży dużych pakietów tychże papierów. A następnie gdy wszyscy inni również zaczęli sprzedawać, on zaczął skupować. Wywołanie paniki giełdowej, gdy dysponuje się znaczącymi pakietami jakiegoś przedsiębiorstwa, w tym wypadku papierów dłużnych rządu, nie jest problemem. Zwłaszcza, w sytuacji, gdy wszyscy ważni i zainteresowani są w tym samym czasie w jednym miejscu - tu na giełdzie w Londynie.
Nathan Rothschild wyczekał aż wartość obligacji rządowych spadnie do poziomu pięciu procent nominału, wtedy zaczął skupować.
W czasie jednej sesji giełdowej Nathan Rothschild pomnożył swój majątek dwudziestokrotnie.
Oficjalna informacja o wyniku bitwy pod Waterloo dotarła do Londynu ponad 24 godziny później.

Opisywane tu wydarzenia po raz pierwszy opisał w swojej książce w blisko 100 lat później Ignatius Balla. The Romance of Rothschild wydano w Londynie w 1913 roku. "New York Times" z pierwszego kwietnia 1915 roku informował swoich czytelników, że w roku 1914 baron Nathan Mayer Rothschild pozwał Ballę przed sąd, twierdząc, że historia o Waterloo jest nieprawdziwa. Sąd nie uznał zasadności pozwu, a baron Rothschild musiał zapłacić wszelkie koszta procesu.

Tym jednym ruchem Nathan Rothschild (wtedy jeszcze nie baron) został największym dłużnikiem korony. Od tego momentu wszystkie pożyczki jakie są i będą udzielane stają się zyskiem banku Rothschildów.

W związku z powyższym, jeśli ktoś obecnie mówi o żydowskich lichwiarzach drenujących świat i kieszenie zwykłych obywateli z zasobów, to wbrew obiegowej opinii nie jest oszalałym dewiantem, który się przyczepił do paranoicznej idee-fix, ale człowiekiem, który po prostu opisuje rzeczywistość.

Ta i inne historie na temat pieniądza jest do przeczytania w książce Song Hongbinga, Wojna o pieniądz - tom I.
I nie jest to najsmaczniejsza opowiastka. To jedna z pierwszych, taka na rozgrzewkę.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

14 czerwca 2013

Żorż Poniemirski


Jakby ktoś nie wiedział, nie pamiętał, to Żorż  Poniemirski to była postać z filmu "Kariera Nikodema Dyzmy" według książki Dołęgi - Mostowicza.
Jeśli obejrzymy ten film (serial), to w ostatnim odcinku Żorż, grany przez Wojciecha Pokorę, występuje właśnie w takim nakryciu głowy - identyczny fason.
Żorż jest wariatem, ale i hrabią, człowiekiem, który ukończył Oxford i z różnych przyczyn został ubezwłasnowolniony.

Jan Maria Rokita zakładając takie nakrycie głowy winien sobie zdawać sprawę, że u niektórych osób wywoła takie skojarzenie (na przykład u mnie).
Jeszcze tylko ratlerka o imieniu Brutus brakuje w tym kadrze. Chociaż może JMR ma takiego zwierzaka, tego nie wiem.



This world is totally fugazi
Andrzej.A

13 czerwca 2013

Strateg ?

Chodzi oczywiście o film, który o Z. Brzezińskim zrobiono, pokazano i fali zachwytu w mediach nie było końca.
Nie będę opowiadał bzdur, filmu nie widziałem.
Oddajmy głos komu innemu, to będzie dłuższy cytat.

"Do reprezentantów radykalnej frakcji zwolenników rządu światowego należał, wywodzący się spośród największych rodzin bankierskich, syn Paula Warburga, James. Jego ojciec był głównym architektem Rezerwy Federalnej oraz partnerem w słynnej spółce inwestycyjnej z Wall Street, Kuhn, Loeb & Co. James Warburg pełnił z kolei funkcję doradcy do spraw skarbu przy prezydencie Roosevelcie. W 1947 roku, otrzymawszy wielką pomoc materialną od Rockefellera, założył ruch pod nazwą United World Federation (Federacja Zjednoczonego Świata, UWF). Kiedyś powiedział, 'Albo jeden świat, albo żaden' (One world or none). Działający w tej grupie Milton Mayer, w 1949 roku, w jednym z artykułów, postulował zdjęcie amerykańskiej flagi, żeby łatwiej było na nią napluć.
Jednym ze źródeł ambicji i siły frakcji radykalnej, był fakt, że to USA dokonały pierwszej w historii ludzkości detonacji bomby atomowej. Kiedy w 1947 James Warburg zakładał UWF, żaden inny kraj nie posiadał broni nuklearnej. Dawało to członkom tego ruchu dużą przewagę psychologiczną. Głosili, że posłusznym będzie się wieść, podczas gdy oporni zostaną unicestwieni. Zapowiadali wymazanie z mapy świata państw przeciwstawiających się budowie globalnego rządu. To właśnie James Warburg w 1954 roku powiedział: 'Będziemy mieć światowy rząd niezależnie od tego, czy to się nam podoba. Jedyne pytanie jest takie, czy powstanie on w wyniku porozumienia, czy podboju'.
Członkowie UWF przekonywali, że plan zbudowania jednej globalnej struktury stanowi sposób na osiągnięcie trwałego pokoju. Bardzo wielu młodych Amerykanów znalazło się pod wpływem tej idei, wierząc, że właśnie taki system będzie gwarancją wolności osobistej, swobód religijnych oraz braku wojen. Ruch ten przez kilkadziesiąt lat wytrwale i z energią podejmował działania na rzecz wspólnego dla wszystkich rządu, mimo to nie udało mu się doprowadzić w tej sprawie do żadnych istotnych zmian czy decyzji.
Rockefellerowie udzielali obu frakcjom różnego rodzaju pomocy finansowej, jednak przekonanie amerykańskiego społeczeństwa do porzucenia dotychczasowych sposobów istnienia oraz idei niepodległości na rzecz globalnej struktury nie jest przedsięwzięciem, które można by szybko zrealizować. Zwolennicy tego pomysłu nie szczędzili sił i środków, mimo to są wciąż bardzo daleko od realizacji swoich ostatecznych celów,
Dlatego właśnie założono jeszcze jedną organizację: Trilateral Commision (Komisję Trójstronną, TC), o nieco odmiennej optyce i postawie, dalej jednak wytrwale realizującej główne zadanie. Jednym z koordynatorów działań TC jest Zbigniew Brzeziński. Jego osobiste przekonania różnią się od idei przyświecającej Sojuszowi Atlantyckiemu oraz UWF, uważa on bowiem, że oczekiwanie, by Amerykanie całkowicie porzucili ukształtowaną przez dwieście lat tradycję samostanowienia i niezależności jest bardzo trudne do zaakceptowania. Budowa i promocja światowego rządu powinna odbywać się, według niego, w sposób pośredni, ewolucyjny, dyplomatyczny i nieoczywisty. Koncepcje przedstawiane i realizowane przez Sojusz Atlantycki są zbyt wąskie, niewystarczające dla świata, od lat siedemdziesiątych coraz bardziej zróżnicowanego, włączając w to zimną wojnę oraz, przede wszystkim, skomplikowaną grę stosunków i rywalizacji międzynarodowej.Dlatego też, zdaniem Brzezińskiego, błędem jest oficjalne i bezpośrednie głoszenie prostej idei wspólnego rządu, należy natomiast umiejętnie przesuwać uwagę światowej opinii publicznej w stronę problemów, którym świat musi wspólnie stawić czoła i rozwiązywać zespołowo. może to być na przykład kryzys gospodarczy, pogarszanie się stanu środowiska naturalnego czy wyczerpywanie się zasobów energii."

Tyle Song Hongbing w Wojnie o pieniądz II.
Wytłuszczenia w tekście pochodzą ode mnie.

Co do faktu posiadania przewagi USA w kwestii broni nuklearnej, to należy nadmienić, że w innym fragmencie tej książki autor podaje, że za przekazaniem sowietom technologii nuklearnej stał nie kto inny, tylko klan Rotschildów. Jest tam wręcz napisane, że Rotschildowie przekazali te plany za fakt poparcia przez sowiety idei utworzenia państwa Izrael. Czyżby Ethel i Julius Rosenbergowie byli tylko kozłami ofiarnymi?

I o człowieku, który jest wykonawcą woli Rockefellerów ktoś mówi, że to STRATEG - wolne żarty.

I teraz dochodzimy do naszego tu i teraz. J.V. Rostowski był na spotkaniu grupy Bilderberg, chwilę potem D.Tusk zrezygnował z nawet pozorów ubiegania się o przywództwo w KE. Znane są przypadki, z całkiem niedawnej historii, że również w innych krajach dokonywano zmian tuż po kolejnych spotkaniach tej grupy. Exemplum wymiana premiera we Włoszech (Mario Monti też jest członkiem tego gremium).
Powyższy obszerny cytat jest po to, żeby wszystkim czytającym uzmysłowić, że mówienie o rządzie światowym, to nie są bajki "szalonych wujków", ale rzeczy o których się w pewnych kręgach myślało i myśli realnie od ponad 50 lat. I ci ludzie dysponowali i dysponują środkami, żeby w sposób wytrwały, przebiegły i z daleką perspektywą czasową swoje pomysły wcielać w życie.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

10 czerwca 2013

Strategie grupowe versus strategie indywidualistyczne

Europa i wszystkie państwa tak zwanego "zachodu" są oparte o indywidualistyczny, osobniczy rozwój. Są oczywiście w tym schemacie pewne wyjątki, które oczywiście nie potwierdzają reguły, ale tworzą wbrew utartym i obiegowym prawdom osobną podklasę (podgrupę) systemów państwowych (kultur, cywilizacji).
Klasycznym przykładem może tu być Anglia, gdzie powstało państwo "narodu wybranego" bez narodu wybranego. To może nie do wszystkich dotarło, nawet w dniu dzisiejszym, ale Anglia stosuje jedną z najbardziej ostrych reguł rasistowskich w dziejach świata. (Udowodnienie tego twierdzenia zajęłoby dosyć opasłe tomiszcze).
Mamy w związku z tym konglomerat państw, które według nomenklatury profesora Konecznego są państwami 'cywilizacji łacińskiej' (na co się nabiera dosyć spora grupa ludzi), a z drugiej strony mamy cywilizację turańską i bizantyjską, które też nie są do końca tożsame ze swymi pierwowzorami.

Jeśliby chcieć rozpatrywać sprawę ściśle według nomenklatury Konecznego, to jedynym państwem, które od 200 lat spełnia wymogi 'cywilizacji łacińskiej' jest Polska. Czasami jest to lepiej, czasami dużo gorzej, ale wewnątrz Narodu w Polsce tli się bez przerwy (nawet pomimo zerwań ciągłości ziemi i miejsca pobytu) ten element, który profesor Koneczny uznawał za Cywilizację Łacińską.

Powróćmy zatem do podziału indywidualizm versus grupa.
W strategii indywidualistycznej każdy człowiek jest tyle wart ile sam jest w stanie wypracować, jak wysoką rangę w społeczeństwie osiągnąć.
Nie ma tu handicapów za pochodzenie, posiadany majątek, czy inne walory pozaosobiste (po angielsku w nowomowie korporacyjnej to będzie ASSETS) .

Jest jednak wewnątrz społeczeństw dosyć specyficzna podgrupa, która stosuje wobec otoczenia strategię grupową, która ma na celu dekompozycję podstaw istnienia grupy dominującej (religii katolickiej i standardowego modelu rodziny).
To dlatego Adam Michnik wyzywa swych adwersarzy od faszystów.
Faszyzm, czyli wiązka, rózgi liktorskie jest pierwszym, być może nieuświadomionym naukowo, sposobem reakcji społeczeństwa na wewnętrzną grupę opozycyjną, dążącą do dekompozycji modelu cywilizacji łacińskiej. Sądzę, że w tamtym czasie dużo więcej państw i społeczeństw zasługiwało na określenie 'cywilizacja łacińska' niż obecnie.
Faszyzm jest po prostu pierwszą próbą zastosowanie innej strategii kolektywistycznej wobec strategii grupowej zasiedziałej grupy wewnętrznej (zasiedziałej ale jednak stale obcej).

To są bardzo wyrafinowane rozważania. A zważając na to, że prace profesora Konecznego są w praktyce w Polsce nieznane, a czasem wręcz interpretowane opacznie (exemplum: Polska i Anglia to siostry w cywilizacji łacińskiej - cóż za bełkot, nie będę unieśmiertelniał kretyna, który takie tezy stawia).

Dopiero z pewnej kompozycji prac profesora Konecznego i innych możemy dojść do prawidłowej oceny tego z czym mamy do czynienia w życiu codziennym.
Tu należy podkreślić, że profesor Koneczny w praktyce nie zostawił następców. Być może profesor Wolniewicz byłby adekwatnym myślicielem w chwili obecnej do pociągnięcia i rozwinięcia myśli Konecznego, ale Wolniewicz zajmuje się innymi zagadnieniami.
To niestety również świadczy o tym, jaką nędzą są nasze nauki humanistyczne w chwili obecnej, skoro nie daje się wymienić więcej niż jedno nazwisko mogace pociągnąć wiedzę z przed pół wieku.

Wszystkich zainteresowanych zachęcam do przeczytania prac profesora Konecznego (sieć), książki Kevina MacDonalda "Kultura krytyki", książki Romana Kafla "Spotwarzona przeszłość" (sieć) i Douglasa Reada "Kontrowersje Syjonu" (sieć). Dopiero taki zestaw odpowiednio wyważony daje szansę na w miarę obiektywne spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. Jako lekturę uzupełniającą polecam Song Honbinga "Wojna o pieniądz" tom I i II.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

08 czerwca 2013

Jaka jest prawdziwa struktura kapitału i władzy z nim związanej

" 'Najważniejsza przyczyna nie ma stałego kształtu'. 'W wielkim ukryciu przed dworem' - Chińczycy już dawno wejrzeli w sekrety ludzkiej natury. Główna zasada rzeczy jest niewidoczna, lecz zawsze obecna. Władcy nadają formę swym adwersarzom, by samemu ją porzucić. Ten komu powiedzie się ta sztuka, może pozostać niezwyciężony przez wieki.

[łatwo zauważyć, że powyższe sentencje mogą się odnosić do polityki, finansów, ale i do innych zagadnień]

Na początku XX wieku, w szczytowym okresie kapitalizmu finansowego, kiedy międzynarodowi bankierzy budowali fortuny potężniejsze niż państwa, zdobywając tym samym wpływ na rządy i na opinię publiczną, jednocześnie zaczęły uwidaczniać się bardzo poważne skutki uboczne tej sytuacji. Im większa stawała się siła magnatów finansowych, tym bardziej rósł wobec nich opór. Niezadowolenie,a nawet nienawiść stawały się coraz powszechniejsze. Najbardziej przerażała finansjerę możliwość zawiązania sojuszu przez wrogie im siły - mogłoby to oznaczać dla nich katastrofę.

[nie dziwmy się zatem, gdy Adam Michnik wzywa do walki z faszyzmem w Polsce, wszak należy on do grona oligarchicznego w naszym kraju (i nie ma tu znaczenia jakim osobistym majątkiem dysponuje). Strategia grupowa małej grupy oligarchicznej może być skuteczna wobec indywidualistycznego (zatomizowanego) społeczeństwa. Zawiązanie, powstanie, innej dostatecznie dużej i zdeterminowanej grupy spowoduje niezawodnie upadek grupy mniej licznej. Kluczem do sukcesu jest adekwatność, czyli wobec strategii grupowej jednej grupy musi zostać zastosowana strategia grupowa grupy opozycyjnej]

Postanowili zatem zmienić taktykę. Praktycznie wszystkie wielkie rodziny bankierów porozumiały się i w tym samym czasie, gdy kończyła się I WŚ, wspólnie zniknęły z pola widzenia. Postępowanie swoje tłumaczyły tym, że kolejne pokolenia nie przejawiały już tak wielkiego zainteresowania nadzorowaniem majątku, każdy zajął się poszukiwaniem własnych ścieżek rozwoju w zmieniającym się świecie, zaś pieniądze powierzono firmom inwestycyjnym. Bogacze mówili też, że wraz z błyskawicznym rozwojem nowych branż i zaawansowanej technologii zgromadzone przez nich środki skurczyły się. Sytuacja radykalnie zmieniła się - przekonywali - zmienili się ludzie, stare rodziny upadły i na zawsze odeszły w przeszłość, dawni plutokraci zeszli ze sceny, przekazując pałeczkę błyskotliwym i obiecującym młodym ludziom.
Czy rzeczywiscie?
W istocie majątki wielkich bankierskich rodów nie skurczyły się, lecz zostały ukryte; zupełnie legalnie. wszyscy ci ludzie przeszły na oczach opinii publicznej cudowną przemianę, i stały się 'NIEWIDZIALNE'. Tak naprawdę rodzinne centrum nigdy nie zrzekło się kontroli nad własnością. Nie tylko zresztą nie zrzekło się, ale jeszcze ją zwiększyło. W przeszłości inskrypcja nad majątkiem była dobrze widoczna, późniejsi plutokraci usunęli ją. Odeszli, nie pozostawiając śladu, zginęli bez wieści, rozpłynęli się, utracili wszelkie właściwości, osiągnęli 'BEZKSZTAŁTNOŚĆ' - co było możliwe przede wszystkim dzięki znakomitej grze wystawionych na pierwszy plan przedstawicieli - ukryli się za kulisami, nie wypuszczając ze swych rak władzy nad społeczeństwem."

tyle Song Hongbing w drugim tomie "Wojny o pieniądz".
Wtręty w nawiasach kwadratowych pochodzą ode mnie.

Swoje cele bogacze osiągnęli przekazując znaczne fundusze do zakładanych przez siebie fundacji. Osiągnięto dzięki temu co najmniej cztery cele.
1. bogacze zeszli z linii ognia słusznego nieraz gniewu społecznego
2. uniknięto płacenia dotkliwego 50-procentowego podatku od spadków i darowizn
3. zyski fundacji nie podlegają opodatkowaniu
4. fundacje nie muszą składać sprawozdań finansowych - ich finanse nie są znane publicznie.

Liczba fundacji w USA stale rośnie, oto skrótowe zestawienie'
do 1900 - 18
1910-1919 - 76
1920-1929 - 173
1930-1939 - 287
1940-1949 - 1'638
1950-1959 - 2'839
do 2002 - 62'000

Fundacje mają obowiązek przeznaczyć jedynie 5 procentową daninę roczną na cele charytatywne. No to jest pewna zasadnicza różnica. Bo w praktyce oznacza to, że płacą 5 procent podatku i w dodatku wydatkują pieniądze w tych kierunkach, które mogą im potencjalnie przynieść jeszcze większe zyski. Na przykład fundusze edukacyjne dla zdolnej młodzieży, które to pieniądze wracają do tych instytucji i osób w formie zysków jakie po zatrudnieniu młodego człowieka przyniesie on dla firmy.

Najbardziej spektakularnym przykładem jest tutaj senior rodu Rockefellerów. Ale chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że rodziny Morganów, Rotschildów, Kuhnów, Loebów i Warburgów były głupsze i mniej dbały o swoje majątki i ich ciągłość.

Podsumowanie.
Na pierwszy plan wysuwani są ludzie będący figurantami, których majątek jest szacowany na kilka, kilkadziesiąt, rzadziej kilkaset miliardów dolarów (Gates i Buffet). Z za pleców tych, którzy są publikowani jako najbogatsi na świecie, na przykład przez Forbesa, spoglądają ci, którzy mają znacznie poważniejsze fundusze, chociaż formalnie te pieniądze nie są ich własnością.

Rodzina Rotschild dysponowała w okolicach oku 1800 funduszami ocenianymi na 3'000'000 USD (trzy miliony dolarów). zakładając, że roczny zysk wynosił tylko 10 procent (na procent składany przez 210 lat) otrzymujemy w chwili obecnej sumę 569'715'829'381'385 (569 bilionów 715 miliardów 829 milionów i jakieś drobne), co jest o kilka rzędów wielkości większe od sumy jaka jest deklarowana jako suma wszystkich najbogatszych publikowana przez Forbesa.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

06 czerwca 2013

O co naprawdę chodzi z "in vitro"

Odpowiedź jest trywialna o kasę, o kasiorkę, szmal.
Z tego adresu
(https://redir.atmcdn.pl/https/o2/tvn/web-content/m//p1/f/4671aeaf49c792689533b00664a5c3ef/97b3fae0-ce94-11e2-a57c-0025b511226e.pdf)
można sobie pobrać dokument, który jest listą dwudziestu trzech firm, które w latach 2013-2016 mają otrzymać 59'364'054.00 złotych z budżetu.

Ja ten dokument już pobrałem, gdyby ktoś chciał wyciąć ten link lub stwierdził, że za dużo jawności w życiu to niezdrowo, to próżny trud.
Gdyby ktokolwiek z czytających tą informację napotkał problemy z pobraniem tego dokumentu, to służę uprzejmie, mogę udostępnić.

Ale jeżeli popatrzymy na pozycje 5, 12 i 17 to dojdziemy do wniosku, że to jedna firma, w tym przypadku INVIMED EUROPEJSKIE CENTRUM MACIERZYŃSTWA z siedzibą w Warszawie przy ul. Rakowieckiej 36. Ta jedna firma zgarnia w związku z tym 8'501'488.00 co stanowi 14.32 procenta całej kwoty.
Należy nadmienić, że firma INVIMED jest w obecnej chwili spółką córką firmy MEDICOVER, dosyć potężnej firmy medycznej oferującej swoje usługi głównie dla dużych korporacji w formie pakietów medycznych dla pracowników.
Oczywiście kapitał zarówno INVIMED-u, w momencie zakładania, jak i MEDICOVER nie należy do polskich podmiotów, ani fizycznych, ani prawnych.
W związku z tym można powiedzieć, że dokonano po raz kolejny transferu pieniędzy publicznych do prywatnej zagranicznej firmy.
Suma niby nie przerażająca, większe kwoty już w grę wchodziły, ale weźmy pod rozwagę, że to dopiero początek. Interes się dopiero rozkręca, nabiera rozpędu.

Na uwagę zasługuje również fakt, że nie wszystkie Uniwersytety Medyczne się na te "dofinansowanie" załapały. Ani w Krakowie, ani w Katowicach (cały region Śląski nie jest reprezentowany), ani Gdańsk. To zastanawiające, czyżby w tych ośrodkach nie było dostatecznie biegłych lekarzy aby ich przyuczyć do w sumie prostych czynności manualnych - należy powątpiewać w tak przewrotnie postawioną tezę.

Ja nie znam oczywiście wszystkich zależności właścicielskich w firmach medycznych na terenie całego kraju, ale coś tam wiem. Wdzięczny przeto będę, jeśli osoby czytające - komentujące tą informację zechcą się swoją wiedzą na te tematy podzielić. Bo właśnie z fragmentarycznej wiedzy pojedynczych osób można czasem zsyntetyzować obraz całościowy.

Nie poruszam w swoim wpisie kwestii moralnych związanych z tym zagadnieniem, co niektórym osobom może się nie podobać. Otóż uważam, że kwestie moralne akurat w tej sprawie można pominąć. Dlaczego? Otóż dlatego, że bez owego "dofinansowania" cała ta sprawa upadnie w skali całego kraju. Po prostu ilość osób, które będzie stać na takie zabiegi spadnie do poziomu, który uniemożliwi istnienie tego procederu w kraju. Koszt takiego "pozyskania dziecka" (wiem jak to fatalnie brzmi) wynosi około 10'000 zeta, co jest sumą zaporową dla większości ludzi w Polsce.

Jeszcze jedna uwaga. Nie jestem lekarzem, ale moja żona jest lekarzem ginekologiem. Otóż według twierdzeń mojej żony jak i jej znajomych lekarzy ginekologów, w Polsce kobiety dzielą się na dwie grupy: do 35 roku życia, kiedy panicznie obawiają się zajść w ciążę i na te po 35 roku życia, które panicznie chcą mieć dziecko, najlepiej już natychmiast, na wczoraj.
Ten wpis jest również do tych młodych kobiet, tych poniżej 35 roku życia, zastanówcie się nad tym co wyrabiacie.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

04 czerwca 2013

Kim jest J.V. Rostowski

Artykuł o mniej więcej takiej treści pojawia się w najnowszym numerze miesięcznika "Nowe Państwo".
Niestety po przeczytaniu dostajemy więcej pytań niż mieliśmy przed tą lekturą.
Syn emigranta wojennego Romana Rostowskiego, który w 1949 roku poprzez naturalizację został poddanym korony brytyjskiej. Ale tu dopiero zaczyna się najlepsze. Roman Rostowski dzięki swoim zdolnościom (mało prawdopodobne) i/lub znajomościom (dużo bardziej prawdopodobne) piął się po szczeblach hierarchii służbowej w brytyjskiej administracji kolonialnej. Był w Kenii, na Mauritiusie by skończyć karierę jako pełniący obowiązki gubernatora na Seszelach.

J.V Rostowski uczęszczał do The Royal College of St. Peter in Westminster - powszechnie uważanej za najlepszą szkołę dla chłopców  w GB. Tytuł licencjata uzyskał ze stosunków międzynarodowych na University College London. Rok później magisterium z dziedziny ekonomii i historii na tej samej uczelni.

Tyle rozpoznanych i istotnych faktów z przeszłości naszego bohatera. Rodzina Rostowskich jakimś sposobem (nieznanym) stała się częścią establiszmentu na wyspie.

Porzućmy twardy grunt wiedzy pochodzącej z miesięcznika i rzućmy okiem na środowisko brytyjskie, o które najprawdopodobniej oparta jest kariera zarówno Romana jak i J.V. Rostowskich.

Do ważniejszych nazwisk w tym gronie należy Cecil Rhodes - twórca założyciel grupy De Beers, trzymającej twardą ręką około 40 procent światowego rynku diamentów, kiedyś ten odsetek wynosił 90.
Dość powiedzieć, że w 1885 grupa De Beers została zasilona przez Rotschildów nieznanej wielkości zastrzykiem finansowym, dzięki czemu mogła przejąć i wyeliminować konkurentów z rynku.
Nathan Rotschild i Cecil Rhodes mieli zbieżne poglądy w wielu aspektach. Poczynając od kwestii biznesowych, gdzie obaj obiema rękoma podpisali by się pod sławetny hasłem Rockefelera "konkurencja jest grzechem". Również poglady obu panów na temat kolonializmu i rozszerzenia granic i mocy imperium brytyjskiego były identyczne.
W 1889 Rhodes zakłada British South Africa Company [BSAC].
Czy taka nazwa coś nam przypomina?
Owszem, Kompania Wschodnio - Indyjska, a jeszcze wcześniej Kompania Moskiewska.
Rotschild jako główny udziałowiec w BSAC jest jej bezpłatnym konsultantem i doradcą inwestycyjnym.
W 1888 Cecil Rhodes zmienia swój testament i zapisuje wszystkie swoje udziały na rzecz Nathana Rotschilda.
W uznaniu zasług państwo Rodezja właśnie tak się nazywało na cześć Cecila Rhodesa.
A Rodezja była państwe ustawowego aparthaidu czyli po prostu powtórzeniem manewru zastosowanego po raz pierwszy przez opryczninę - tubylcy to bydło, wszystko dla metropolii.

To nie wszystko.
Cecil Rhodes jest twórcą stowarzyszenia, mało znanego, które miało za cel "poprzez działania propagandowe rozwijać plan zdobycia rządów nad światem" [Caroll Quigley w wydanej pośmiertnie - 1981, książce "The Anglo - American Establishment"];
Stowarzyszenie Rhodesa, bo tak nazywała się ta organizacja, składało się z trzech koncentrycznych kręgów. Wszyscy członkowie to osoby pochodzące z arystokracji i/lub bogatych warstw społecznych (tych najbogatszych).
Pierwszy krąg zwany Rhodes Secret Society (od 1901 zwany również grupą Milnera), później krąg drugi kierowany przez Roberta Cecila (Cecil Bloc). Zewnętrznemu trzeciemu kręgowi przewodzili historycy Arnold J. Toynbee i jego stryj Arnold Toynbee oraz lord Alfred Milner.
Gremium numer 2  w tym zestawie, odpowiedzialne za edukację i działalność informacyjną przez 50 lat kierowało "The Times", ale również dawało stypendia do Eton College oraz All Souls College w Oksfordzie.
Wychwytywano najlepszych studentów, poddawano ich pewnym testom i eliminacjom. Następnie tak przygotowanych (właściwie sformatowanych) posyłano do Royal Institut of International Affairs, lub do pracy w The Times lub magazynu "The Round Table", albo do Ministerstwa Spraw Zagranicznych lub też sekretariatu do spraw kolonii.

Strategią Stowarzyszenia Rhodesa było tak wpływać na rządzących poprzez nacisk indywidualny i poprzez prasę aby rządzący uznawali podejmowane decyzje prawie za swoje wydawali decyzje korzystne dla tej grupy.
Właśnie poprzez zarządzanie edukacją, informacją i propagandą grupa ta miała znaczący wpływ na współczesne dzieje.
Oto lista ich wyczynów:
- podżeganie do tak zwanego rajdu Jamesona (1895);
- doprowadzenie do wojny Burskiej (1899 - 1902);
- ustanowienie Związku Południowej Afryki (1910);
- nadzorowanie brytyjskiej delegacji w Paryżu (1919);
- uczestnictwo w tworzeniu Ligi Narodów (1920)
- założenie i kontrolowanie Royal Institute of International Affairs (1919)
- wpływanie na politykę wobec Irlandii, Palestyny i Indii (1917-1945)
- kierowanie polityką ustępstw wobec Niemiec (1920-1940)
- kontrolowanie źródeł i opracowań historycznych dotyczących brytyjskiej polityki wewnętrznej i zagranicznej poczynając od wojny burskiej aż po dzień dzisiejszy.

Stowarzyszenie Rhodesa ma swoje oddziały w USA, Kanadzie, Indiach, Australii, Nowej Zelandii, Afryce Południowej oraz we wszystkich byłych dominiach, terytoriach zamorskich i byłych koloniach.
Osławiona CFR (Rada Stosunków Międzynarodowych)  w USA jest tylko jedną z gałęzi (fakt, że potężną) Stowarzyszenia Rhodesa.

Wszystkie informacje powyżej na temat Cecila Rhodesa i jego stowarzyszenia pochodzą z książki Song Hongbinga "Wojna o pieniądz 2 - świat władzy pieniądza". Praktycznie całe zdania tego tekstu powyżej są na żywca zaczerpnięte z tej książki. A ponieważ nie chciało mi się przepisywać tego słowo w słowo to nie użyłem znaku cudzysłowu. Jednakże uczciwie mówię tutaj skąd się ta wiedza i te zdania w tym tekście pojawiły.

Właśnie w takich środowiskach należy dopatrywać się zakotwiczenia dla J.V. Rostowskiego. Ale to jest raczej praca dla dużej grupy dziennikarzy śledczych z żyłką historyczną w dodatku, którzy by wychwycili gdzie i w jakich okolicznościach rodzina Rostowskich została dokooptowana do tego towarzystwa. To może być trudne, jeśli będzie się szukać w papierach historycznych, ale może też być łatwe, gdy po prostu sprawdzimy w jakim środowisku obraca się rodzina Rostowskich aktualnie na wyspie. To dużo mówi o człowieku gdy spojrzymy z kim się kolegują i do jakich szkół chodzą jego dzieci.
Sama kariera Romana Rostowskiego już powinna budzić duuuże zainteresowanie. Bo społeczeństwo brytyjskie, a zwłaszcza jego sfery rządowe i decyzyjne to niezwykle hermetyczna grupa, do której w praktyce dostać się nie sposób. A jemu się udało - ciekawe jak?

P.S.
Chciałbym w tym miejscu zwrócić również uwagę tych wszystkich, którzy w dyskusjach na tematy polityczne z taką ochotą powołują się na Toynbee'go. Zważcie kogo bierzecie za patrona, bo to przecież zwykły propagandzista. Tyle tylko, że propagandzista Imperium Brytyjskiego.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

02 czerwca 2013

W kwestii profesora Jasiewicza

"Rabin Stephen Wise relacjonuje, że natychmiast po dojściu Hitlera do władzy, Amerykański Kongres Żydów wszczął bojkot Niemiec na podstawie ‘telegramów’ wysyłanych z Niemiec o ‘planowanych masowych pogromach’ Żydów. Dalej rabin zdawkowo wspomina, że sygnalizowane pogromy ‘nie zrealizowały się’, lecz bojkot wprowadzono. "

i dalej

"W gruncie rzeczy przerażała ich perspektywa porozumienia się Hitlera z Żydami niemieckimi, czemu dał wyraz rabin Wise informując wspólników o swoich największych ‘dwóch obawach’:
‘[…] że nasi bracia w Niemczech dadzą się namówić lub zmusić do rozejmu lub paktu, mogącego polepszyć czy załagodzić ich los […] że dla zapobieżenia ujemnych efektów swej polityki, reżym nazistowski może zdecydować się na łagodniejsze traktowanie Żydów, co osłabiłoby protesty światowego żydowstwa.’ (Drugą z tych możliwości określa mianem ‘poważnego’ niebezpieczeństwa).
Wyraźnie więc widać, że obawiali się oni zaprzestania ‘prześladowań’. Alternatywa ta wydawała się nowojorskiemu rabinowi Wise o wiele gorsza, niż perspektywa cierpień Żydów niemieckich:
‘Śmierć z ręki Niemca jest okrutnym losem; lecz dziesięć tysięcy razy gorsza jest możliwość przeżycia z jego łaski. Przetrwamy nazizm, jeśli nie popełnimy niewybaczalnego błędu pertraktowania i targowania z nim jedynie w celu ocalenia kilku Żydów’ (z przemówienia na światowej Konferencji Żydów w 1934 roku). ‘Z góry odrzucamy z pogardą jakiekolwiek projekty, mogące zapewnić bezpieczeństwo części Żydów kosztem hańby wszystkich Żydów’ (rok 1936)."

i dalej

"Widmo pojednania Hitlera z Żydami stanęło przez syjonistami amerykańskimi w całej swej grozie w 1938 roku, gdy generał Smuts wysłał swego ministra Obrony, Oswalda Pirow do Niemiec z misją załagodzenia kwestii żydowskiej. Brytyjski premier Neville Chamberlain przyklasnął tej inicjatywie: powiedział Pirowowi, że największą przeszkodą w unormowaniu stosunków angielsko niemieckich
jest nacisk ze strony międzynarodowego żydowstwa, i że łatwiej byłoby mu oprzeć się temu naciskowi (‘nieodpartemu’ w określeniu Leona Pinskera), gdyby udało się utemperować Hitlera.
Z tym Pirow udał się do Niemiec. Jak powiada, Hitler pozytywnie przyjął przedstawioną mu konkretną propozycję, i porozumienie wydawało się możliwe."

" W Paryżu młody Żyd zastrzelił niemieckiego dyplomatę Herr von Rath’a. W Niemczech nastąpiły zamieszki, stanęły w ogniu synagogi, kładąc kres misji Pirow’a.

[Opisywany incydent z paleniem synagog i niszczeniem mienia będącego własnością Żydów to oczywiście sławetna "noc kryształowa", które to zagadnienie jest sprzedawane w podręcznikach jako niczym nieuzasadniony występek niemieckiego motłochu przeciwko Żydom.]

 Nie przeprowadzono żadnego śledztwa w sprawie morderstwa, czy stojących za nim organizacji; jeśli nawet wszczęto dochodzenie, nie przyniosło one żadnych rezultatów. Rabin Wise zaprezentował znajomy obraz (opisany także w książce House’a) doprowadzonego do ostateczności ‘pół obłąkanego młodzieńca’.
Roosevelt natychmiast zareagował: ‘Wiadomości ostatnich paru dni z Niemiec głęboko wstrząsnęły opinią publiczną w Stanach Zjednoczonych […] Trudno mi uwierzyć, że w cywilizowanym dwudziestym wieku mogą wydarzyć się podobne rzeczy […] Poinstruowałem naszego ambasadora w Berlinie, aby natychmiast powrócił na konsultacje’.
Słowa te odnosiły się do palenia synagog (o morderstwie Roosevelt nie wspomniał ani słowa). Środkowe zdanie było oczywistą nieprawdą, jako że Roosevelt i jego współcześni mieli okazję wcześniej obserwować rozmyślne niszczenie przybytków religijnych. Tyle, że nie były to synagogi.
Roosevelt ‘był świadkiem’ wysadzania dynamitem chrześcijańskich kościołów i katedr w skomunizowanej Rosji, co nie przeszkodziło mu rozpocząć swej prezydentury od niezwłocznego uznania rządu odpowiedzialnego za te czyny. Co więcej, na chwilę przed wygłoszeniem tego przemówienia wysłał serdeczny telegram aprobujący zajęcie Czechosłowacji przez Hitlera, nie dostrzegając w tym czynie nic sprzecznego z cywilizacją XX wieku."

Wszystko powyżej to cytaty z książki Douglasa Reada "Kontrowersje Syjonu".
Wtręt w nawiasach kwadratowych pochodzi ode mnie

W książce tej zawarte są ponadto opisy pertraktacji i torpedowania pewnych ustaleń przez środowiska żydowskie z USA. Istniały sposoby i możliwości aby uratować tysiące Żydów z Europy Wschodniej, z Polski, Węgier. Nie kiwnięto palcem, a niektóre inicjatywy spotykały się wręcz z bojkotem  i wręcz z przeciwdziałaniem.
Książka Douglasa Reada należy do tych "wyklętych", na szczęście jest internet, gdzie takie pozycje można przeczytać i samemu wyrobić sobie zdanie na temat historii i bzdur, które się nam na co dzień sprzedaje.


Podobno prokuratura dostała zawiadomienie o "przestępstwie" popełnionym przez profesora Jasiewicza poprzez wypowiedź, której udzielił. Ciekaw jestem potencjalnego procesu. Bo z samych wypowiedzi prominentnych członków społeczności żydowskiej tamtego okresu można z całym spokojem dowieść słuszności wypowiedzi profesora.

This world is totally fugazi
Andrzej.A