30 sierpnia 2013

Miarą sukcesu Imperium Brytyjskiego jest upadek innych narodów

"W chwili szczerości Hall wyjaśnił mi, że jedną z głównych zasad angielskiej polityki jest osłabianie swoich partnerów, choćby nawet najlojalniejszych.
- Miarą sukcesu Imperium Brytyjskiego jest upadek innych narodów - powiedział."
[strona 345]

"Uważałem, że polska masoneria nie była traktowana nigdy poważnie przez wolnomularstwo wszechświatowe i zapewne nigdy nie była dopuszczana do tajemnic wyższej polityki i prawdziwych celów tej potężnej organizacji. Podejrzewam, że wyzyskiwano polską masonerię do organizowania powstań i do kompromitowania Polaków wobec najwyższych a mających wpływ na politykę światową czynników. Wydawało mi się, że masoneria polska stanowiła kuźnię samobójczych projektów narzucanych narodowi pod płaszczykiem patriotyzmu, sama zaś była inspirowana przez masonerię zachodnią, dla której Polska katolicka była solą w oku"
[strona 399]

"Dowiedziałem się później, że było to wynikiem perfidnej polityki państw zachodnich, spowodowanej głównie stosunkiem Anglii do zagadnień rosyjskich, które były nad wyraz podłe. Warunki rozejmu narzucone Niemcom przewidywały powolne wycofywanie się wojsk niemieckich z zajętych terytoriów, nie gwarantowały jednak tworzenia na tych ziemiach miejscowej administracji, spełniającej aspiracje narodowe ludności i dającej możliwości obrony przed napadem. Anglia dążyła do wytyczenia wspólnej granicy niemiecko - rosyjskiej, by stworzyć warunki do przyszłej konfrontacji między tymi państwami, by tym konfliktem zabezpieczyć swoje kolonialne interesy."
[strona 421]

"Miałbym doskonałego kandydata, ale niestety nie mogę go rekomendować - powiedział po chwili - bo jest bratem mojej żony."
[strona 448]

"Obserwowałem później jaką mamy w Polsce niepoślednią zdolność koniunkturalnego przeinaczania faktów. Przemilczano przetargi Witosa z Sejmem w chwili, gdy wróg był u bram Warszawy, przemilczano żonglerkę dziennikarską zdolnego, a nad wyraz przewrotnego i szkodliwego Strońskiego, którego pióro było na usługach tych, co więcej płacą, przemilczano wiele faktów świadczących, że stuletnia niewola mało nas nauczyła. W czasie gdy większość ziemian walczyła z przeważającymi siłami wroga, po wsiach chłop za sprawą "ludowców" i "Wyzwolenia" siedział bezczynnie, często raczej przeszkadzając niż pomagając. Chłop niechętnie szedł w ogień. Z opowiadań uczestników kampanii wiem, że ziemianin idący w pierwszym szeregu miał za plecami opór, który trzeba było przezwyciężyć z rewolwerem w garści. dopiero nauczka dana przez bolszewików w zajętych przez nich połaciach Królestwa otworzyła chłopom oczy.
Ten sam chłop zapewne byłby inny, gdyby nie rozmyślne deprawowanie przez lewicowców, którzy na plecach chłopskich robili osobiste kariery, posługując się fałszem i demagogią."
[strona 588]

"Od kapitana krążownika, który ponownie zawinął do Gdańska, dowiedziałem się o różnych zabawnych i pikantnych epizodach z przejazdu tej delegacji na pokładzie jego okrętu. Ta zbieranina, którą Rząd Rzeczypospolitej wysłał do Rygi na rokowania pokojowe, nie odznaczała się niestety ani rozumem, ani charakterem, a jeszcze mniej tym, co nazywają 'Kinderstube'. Rezultat był wiadomy. Po tamtej stronie granicy z Rosją pozostały setki tysięcy hektarów polskiej ziemi i kilka milionów ludności polskiej. Tysiące ludzi straciło swoje gniazda rodzinne pozostawione za kordonem, jak moje Syłgudyszki. Cała Mińszczyzna i Witebszczyzna, nie mówiąc o Mohylewszczyźnie, trafiły pod panowanie bolszewików. Inflanty Polskie odeszły do Łotwy.
Miałem wrażenie, że przywódcom delegacji mniej chodziło o dobro Polski, a więcej o osobiste rozgrywki z Piłsudskim, który dzięki nim traktat ryski przegrał."
[strona 602 - 603]

"Człowiek musi przejść przez dłuższy łańcuch pokoleń, zanim dorośnie do tego, by kierować innymi. Wyobrażam sobie, że tłuszcza francuska w czasie rewolucji nie była lepsza od tłuszczy bolszewickiej, a nie ma nic gorszego, jak rządy tłuszczy, która wysuwa zwykle na miejsca czołowe najgorsze męty."
[strona 608]

" - A Lloyd George? - spytałem.
- Dla mnie jest zawsze bardzo uprzejmy, ale nie ma pojęcia co się w świecie dzieje, a jeszcze mniej wie o geografii. Potrafi mieszać Polskę z Bułgarią czy Rumunią. O Rosji nie ma pojęcia, a was, Polaków, nie lubi [...] - Wasz delegat Dmowski miał z nim sporo trudności, ale to i wasza wina. Lloyd George wykazuje dużo zdrowego rozsądku, ale jego mentalność, to mentalność [...] (drobnego adwokata z prowincji). Jemu imponują wielcy panowie, których u was jest pod dostatkiem, a wy wysłaliście podobnego mu drobnomieszczanina, jakim wydaje się być Dmowski.
[...]
Spytałem ją skąd powstała koncepcja wschodniej granicy Polski znanej jako linia Curzona.
- Ach 'Curzon line' - rzekła, śmiejąc się. - My ją nazywamy 'luncheon line'. Byłam wtedy z Carrem, gdy zebrała się rada, aby wykreślić Polsce wschodnią granicę. Nikt nie wiedział, co to jest ta polska wschodnia granica, gdzie zaczyna się Rosja, a gdzie kończy się Polska. debaty przeciągały się bez końca, nadchodziła pora lunchu, wszyscy byli głodni i, jak to mówią, 'annoyed'. Ty wiesz co oznacza dla Anglika lunch. Tymczasem sprawa nie posuwała się ani na cal. Wreszcie lord Curzone przypomniał sobie, że ma jakieś stare mapy dotyczące 'the second partition of Poland'. Zniknął na chwilę w swoim gabinecie, po czym wrócił tryumfująco z mapą w reku, gdzie czerwoną linią była oznaczona granica. Wszyscy odetchnęli z ulgą, bez zastanowienia przyjęto ją jako wschodnia granicę Polski i całe towarzystwo gratulując Curzonowi, pospieszyło na spóźniony obiad. Jeden z dygnitarzy winszując Curzonowi rozcięcia tego węzła gordyjskiego, powiedział" 'Polacy to troublemakers, nawet nie dadzą spokojnie zjeść lunchu'. Stąd przezwaliśmy tę linię 'luncheon line' . Widzisz Mac, tak się u nas załatwia sprawy międzynarodowe.
Ręka w kmtórej trzymałem butelkę smirnofki, zawisła.
- Wiesz Lucy, to opóźnienie waszego lunchu o þół godziny, czy nawet godzinę oddało bolszewikom połowę naszego historycznego terytorium - powiedziałem z nieukrywaną nienawiścią. - Ilu ludziom połamało się życie. My tę linię nazywamy inaczej.
- Jak? - spytała zmieszana, sięgając po papierosa.
- 'Cursed line' , przeklęta linia."
[strony 612-614]

" Niestety, za rządem, jak hiena podążał dawny kawiarniany konspirator ze Lwowa, generał Sikorski, i to nie tylko z patriotycznych pobudek, ale głównie z żądzy władzy i odwetu na obozie piłsudczykowskim. W krótkim czasie dopuścił się zdrady, montując za namową Anglików pucz w ambasadzie polskiej w Bukareszcie. W wyniku tego puczu Rumuni uznali się zwolnionymi od zobowiązań i internowali tak rząd, jak i wojsko.
- Panie ministrze - powiedział do mnie jeden z radców, którego znałem w MSZ jeszcze jako młodego człowieka - konsekwencje tego puczu, albo co tu mówi, zdrady, są nieobliczalne i są tylko na rękę Anglikom. straciliśmy suwerenny rząd, w stosunku do którego Anglicy mieli zobowiązania, a ludzie, którzy negocjowali z nimi pakty i znają wszystkie tajne aneksy do umów, są teraz zatrzymani w Sinai. Na miejscu rządu, który był w stanie egzekwować nasze prawa, powstaje jakiś komitet, który można traktować tylko z litością, a na czele tego komitetu staje generał Sikorski, jak pan minister wie, z galicyjska uniżony w stosunku do cudzoziemców i zawsze kosztem Polaków im usłużny.  [...] Niestety nie mamy się co łudzić. Po tym zamachu Polska politycznie jest przegrana i to niezależnie od naszego przyszłego wysiłku wojennego i naszych zasług w toczącej się wojnie."
[strona 772]

To teraz napiszę parę słów od siebie.
Nie wszystkie cytaty dotyczą tytułu. Parę dotyczy innej sprawy.
Otóż sprawa ta, ta inna, jest trywialna.
Ze świniopasa nie da się bez strat zrobić w przeciągu pokolenia premiera, intelektualisty, celebryty (w pozytywnym sensie tego słowa). Po prostu się nie da. Chamstwo i hołota muszą najpierw przestać być chamstwem i hołotą, a wtedy, być może dadzą radę awansować. Najpierw na nauczyciele w szkole powszechnej, w następnym pokoleniu być może w liceum, jeszcze pokolenie później na uczelni wyższej. To wymaga pracy, pracy i jeszcze raz pracy, głównie nad sobą. Bohater książki miał jeden zawód wyuczony (miał na to papierek), a mógł i z powodzeniem wykonywał kilka innych funkcji - zawsze z sukcesem. Bo ten człowiek był wykształcony, a nie był wyuczeńcem (wykształciuchem).

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Mieczysława Jałowieckiego "Na skraju imperium i inne wspomnienia" - niestety według mojej wiedzy dostępnej tylko w merlinie w chwili obecnej.
Jałowicki jako ziemianin i pan pełną gębą jest krytyczny. Jest krytyczny wobec Piłsudskiego za akcję w Bezdanach, ale nie jest zacietrzewiony. gdy poznaje osobiście Naczelnika, który zgodnie z koligacjami rodzinnymi jest jego wujem, i gdy zaczyna pojmować z jakim ogromem spraw i zależności boryka się państwo, bez chwili zastanowienia poświęca się dla spraw tego państwa pod wodzą Marszałka. Wykonuje swoją pracę solidnie i uczciwie, a nawet z dużą dozą inwencji twórczej. To dzięki niemu Westerplatte było w rekach polskich - bo on to po prostu kupił.
Krytycyzm bohatera wobec rządów pułkowników po śmierci Marszałka ma tylko jeden punkt. Ludzie, którzy byli dokładnymi i precyzyjnymi wykonawcami poleceń Naczelnika niestety nie nadawali się na samodzielnych kreatorów polityki państwowej. Po prostu zabrakło tych kilku pokoleń pomiędzy wykonawcą rozkazów, a człowiekiem mogącym samodzielnie kreować rzeczywistość.

zachęcam wszystkich do przeczytania tej książki.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

23 sierpnia 2013

74 lata temu

Podpisano sławetny pakt Ribbentrop - Mołotow, zwany IV rozbiorem Polski. To ważna data i ważne wydarzenie.
Jednakże w mojej aktualnej ocenie należy patrzeć na ten fakt nie na jako coś, co rozpoczyna pewną akcję, a wręcz przeciwnie.

Pakt R-M jest domknięciem, przypieczętowaniem pewnych wcześniejszych działań i porozumień.
Jest naturalną konsekwencją, a nie nagłym zwrotem akcji.
Wszak przed tym aktem szkolono niemieckich czołgistów na poligonach w Rosji. Również niemieccy chemicy mogli przeprowadzać swoje badania i testy broni chemicznej właśnie w sowietach.

Już w Locarno (1925 rok) zblatowanie Niemiec i Rosji jest na takim poziomie, że Finlandia rezygnuje z podpisania dwustronnego porozumienia z Polską o wzajemnej pomocy i współpracy.
W 1925 roku, czyli na osiem lat przed dojściem Hitlera do władzy.
Hitler i pakt R-M to wymówka.

Postanowienie o wybuchu II WŚ zapadło wcześniej i gdzie indziej. Być może rozważano to jako dogrywkę I WŚ, bo wynik był niesatysfakcjonujący (terytorialnie bądź finansowo). Nie należy robić z paktu R-M strzelistego pojedynczego aktu o fundamentalnym znaczeniu, ale wpisać go w pewien ciąg zdarzeń i jako taki rozpatrywać.
Z tego też powodu taka książka jak "Pakt Ribbentrop - Beck" Zychowicza jest kretynizmem mówiąc wprost. Bo nie da się wziąć jednego elementu z historii i zmienić go.
Historia i pewne wydarzenia są strumieniem wzajemnych oddziaływań i zdarzeń. Zmiana musiałaby zostać wprowadzona gdzie indziej niż to by chciał Zychowicz, aby skutki dla Polski były korzystne.

Miał rację profesor Wieczorkiewicz gdy mówił, że "historię Polski trzeba napisać raz jeszcze".

This world is totally fugazi
Andrzej.A

12 sierpnia 2013

Szajba 2013

Czy wszyscy wiedzą, do czego i kogo piję tym tytułem?
Mam nadzieję, że tak.
Zychowicz po poprzedniej swojej publikacji, w której roztaczał całkiem inny obraz możliwych wydarzeń lat 1939-1945 spotkał się z co najmniej życzliwym wyczekiwaniem.
Również moim (http://pulldragontail.blogspot.com/2012/09/prawie-wszystkie-warianty.html). zwracam uwagę czytelników na tytuł tamtej notki i kluczowe słowo tamtego tytułu PRAWIE.


O ile poprzednia książka Zychowicza mieści się według mnie w szeroko rozumianym dyskursie nad historią naszego kraju, to obecna pozycja "Obłęd 44" już samym tytułem wychodzi poza ten obszar.
I nic nie pomogą połajanki w wykonaniu samego Zychowicza i jego pomagierów, którzy mówią o odkłamywaniu, odbrązawianiu i demistyfikacji.

Dygresja.
Byłem na urlopie na roztoczu. W dawnych obszarach ordynacji Zamoyskich.
Jeden z przewodników, którzy coś tam wiedzieli na temat II WŚ powiedział coś takiego: "z samego ordynariatu Zamoyskich miało iść na Warszawę w 1944roku 25'000 ludzi z bronią. I nie byli to jak chcą niektórzy ludzie nie przygotowani, ale jak najbardziej przeszkoleni zarówno do walki w lesie jak i w mieście. Ludzie przeszkoleni przez cichociemnych."
Koniec dygresji.

Drugie 25'000 ludzi miało iść z okolic Biełegostoku.
To jak to jest Panie Zychowicz.
Co zaważyło na klęsce powstania. Nieudolność i agenturalność dowódców czy też może inne czynniki, które zatrzymały tych ludzi z ich karabinami i poczuciem gniewu na Niemców. Bo nawet gdyby Bór-Komorowski był głupszy od Bula-Komorowskiego, to przy wsparciu pięciu dywizji piechoty to Bitwy Warszawskiej 1944 przegrać by się nie dało.

To daje w sumie 50'000 ludzi - to jest pięć dywizji. Niemcy nie mieli tylu ludzi, żeby nawet śnić o możliwości powalczenia z taką ilością powstańców.

Wspomniany przeze mnie przewodnik mówił jeszcze kilka innych ciekawych rzeczy.
Starych chałup na tym terenie się nie gasi, bo nigdy nie wiadomo czy pod chałupą nie ma zgromadzonego jeszcze z czasów wojny arsenaliku.

Kto ciekaw niech odwiedzi Zagrodę Guciów w Guciowie nieopodal Zwierzyńca. A kto bardziej ciekaw historii dawniejszej to niech pojeździ po okolicy.
Zalecam zwracać uwagę na nazwy miejscowości. Takie nazwy jak Huta, Hucisko, Hutka, Stara Huta, Hamernia, Ruda Żelazna. Czy coś komuś mówią te nazwy, bo mnie tak. W dobrach Zamoyskich po prostu był przemysł wydobywczy rudy darniowej. Po prostu produkowano stal i jego przetwory.

This world is totally fugazi
Andrzej.A