28 września 2013

Czy Donald Tusk był informatorem ubecji?

To fundamentalne pytanie, które jako pierwsze przychodzi na myśl po przeczytaniu tego (http://wpolityce.pl/wydarzenia/63496-sipowicz-wypalil-o-tusku-jego-pokoj-w-akademiku-znany-byl-z-tego-ze-chlopaki-mieli-najlepsza-trawe-w-miescie-a-byly-podejrzenia-ze-donald-sie-nie-zaciagal).

Kamil Sipowicz - rocznik 1953, studiował na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie w latach 1974 - 1979
Donald Tusk - rocznik 1957, studiował na Uniwersytecie Gdańskim w latach 1976 - 1980
"Bo Donald Tusk palił marihuanę, a jego pokój w akademiku znany był z tego, że chłopaki mieli najlepszą trawę w mieście! On doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to żadna trucizna".
tyle Kamil Sipowicz.

To teraz sobie coś uzmysłówmy. Jest druga połowa lat siedemdziesiątych, nie ma telefonów komórkowych, internetu. Istnieją wprawdzie automatyczne połączenia telefoniczne, ale jest ich niewiele - na tyle niewiele, że wszystkie mogą być na podsłuchu na okrągło.

Uzmysłówmy sobie coś jeszcze. Jeżeli Sipowicz w Warszawie wie o tym, że u Tuska w pokoju w akademiku można dostać najlepsze zioło w Gdańsku, to ile osób musi jeszcze o tym wiedzieć. Według mnie idzie to w tysiące.

To na podstawie powyższego wywodu zadajmy proste pytania.
1. Czy Donald Tusk był zatrzymywany przez milicję w związku z posiadaniem i handlem trawką?
2. Czy pozostały jakiekolwiek dokumenty z takich działań milicji?
3. Jak się nazywali funkcjonariusze, którzy te działania podejmowali?

A jeśli nie był zatrzymywany, to dlaczego?
Dlaczego akurat jego nie zatrzymywano?
Jak się nazywali jego najbliżsi koledzy z tamtego okresu i czy też byli zatrzymywani, czy nie.

To są wszystko pytania, na które dziennikarze śledczy natychmiast powinni zacząć szukać odpowiedzi.


This world is totally fugazi
Andrzej.A

27 września 2013

Do czego służy kultura

Według profesora Baumana "... kultura służy tylko sobie ...".

Ale dalej jest też ciekawie.

"Nikt nie może przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie kultura. Wymaga ona jednak wsparcia i współpracy z administracją. Bo tylko zatrudnieni w administracji artyści są w stanie ocenić na jaka kulturę państwo powinno wydawać pieniądze"

Jest jeszcze taki passus:

"Kultura nie może siedzieć na ławie podsądnego, ale na ławie prokuratora, po to żeby mówić bankierom, wojskowym, politykom, prawnikom, że człowiek chce żyć pełnią życia."
(źródło: http://wpolityce.pl/wydarzenia/63397-sopockie-madrosci-elit-iii-rp-michnik-straszy-faszyzmem-orbana-i-pyta-czy-dalismy-sobie-rade-z-bolszewicka-przeszloscia-a-prof-bauman-przekonuje-kultura-nie-moze-siedziec-na-lawie-podsadnego-ale-na-lawie-prokuratora)

Na tym samym spędzie w Sopocie A. Michnik wystąpił z takimi ciekawostkami:

"Trzeba postawić sobie pytanie, czy ta nowa Europa dała sobie radę z pamięcią, w sensie edukacyjnym, z przeszłością faszystowską i bolszewicką?"
i dalej
 
"Te demony nie są demonami przeszłości, one żyją. Wspominaliśmy tu o Węgrzech. Tam u władzy jest partia populistyczno - nacjonalistyczna, a w opozycji - partia faszystowska. To bardzo niepokojące. W tych kręgach Unia Europejska jest przedstawiana jak piekło, jakieś megapaństwo, które zabiera tożsamość narodową, twór masonów, ateistów, bezbożników, Babilon, w którym królują aborcja, rozwody, narkotyki."

Obu prelegentów cechuje  pewna wspólnota. Są po prostu przedstawicielami żydokomuny.
Nie należy się dziwić, że Bauman ma ochotę stawiać kulturę w roli prokuratora. Oczywiście tą kulturę, która będzie miała stempel z odpowiedniego urzędu.
Mnie osobiście śmieszy, gdy ktoś taki wypowiada zdanie, że kultura służy sama sobie. By parę wersów później wyskoczyć z tezą, że przecież ktoś z jakiegoś urzędu musi tym kierować i wspierać.

Bauman i Michnik doskonale wiedzą do czego służy kultura, zwłaszcza kultura popularna. Do edukacji szerokich rzesz obywateli.
Do tej pedagogiki wstydu - Gross i inni

W poprzednim wpisie czepiałem się Sławomira Cenckiewicza, że nie rozumie on czemu w filmie Wajdy o Wałęsie tyle przekłamań. Właśnie po to, żeby odpowiednio edukować społeczeństwo. Nie spodziewałem się wsparcia swoich tez tak szybko z tej strony.



This world is totally fugazi
Andrzej.A

26 września 2013

Na jakim świecie żyje Sławomir Cenckiewicz?

 Tutaj (http://vod.gazetapolska.pl/5198-dr-cenckiewicz-ten-film-obraza-pamiec-aliny-pienkowskiej-co-na-marszalek-borusewicz) Sławomir Cenckiewicz wypowiada się na temat filmu A. Wajdy o Wałęsie.
Polecam wszystkim zapoznanie się najpierw z wypowiedzią Cenckiewicza.

Już, no to proszę dalej.
Sławomir Cenckiewicz chyba nie rozumie na jakim świecie żyje. Co z tego, że to gniot i propagitka zmajstrowana w dodatku za publiczne pieniądze. Publiczne, czyli pochodzące z naszych podatków i wszyscy się na gażę dla Wajdy, Więckiewicza i pani Wellman zrzuciliśmy, chociaż nikt nas o zdanie nie pytał.
Cenckiewicz mówi, że film jest w praktyce komedią, niemalże pastiszem (to ostatnie słowo wprawdzie nie pada).

Ja wprawdzie historykiem nie jestem, ale może wytłumaczę Panu Cenckiewiczowi o co w tym wszystkim chodzi.
Otóż historii proszę szanownego doktora habilitowanego nauk historycznych nie naucza się w szkole. Historii uczy się szerokie rzesze społeczeństwa poprzez odpowiednio sprofilowany przekaz filmowy i/lub inny popularny (muzyka, sztuka, plakaty uliczne itd., itp.)
To nie ma znaczenia co tam sobie Cenckiewicz z Gontarczykiem, a potem jeszcze Zyzak wypichcili w zaciszu swoich gabinetów i pracowni naukowych. Szerokie rzesze społeczne przyjmą wcześniej czy później ten przekaz, który jest w sferze pop.
A jak jeszcze nie daj Boże film dostanie się do czołówki filmów nominowanych do Oskara, to jest pozamiatane. Każdy fałsz historyczny, który wpuszczono do tego filmu urośnie w odbiorze społecznym do niepodważalnego dogmatu.

Książki duetu Cenckiewicz & Gontarczyk oraz pozycja Zyzaka były groźne dla Wałęsy i establiszmętu dopóki nie było na nie odpowiedzi w sferze pop.

Ile osób w Polsce przeczytało pozycję, której współautorem jest Sławomir Cenckiewicz, niech będzie, że 10'000 osób - i to jest według mnie bardzo optymistyczna wartość. A na film Wajdy pójdą setki tysięcy, potem się ten produkt pokaże jeszcze z pięć razy w TV na różnych kanałach i będzie pozamiatane. Bo ilość odbiorców tego gniota wzrośnie do milionów.
To nieważne jak wielkim gniotem w sensie filmowym jest to dzieło, nieważne jakie i ile fałszerstw historycznych w nim występuje. Ważny jest masowy odbiorca, któremu się będzie wbijać do mózgu poprzez obraz to "jak było".

To jest to samo jak porównamy "Listę Schindlera" i "Życie w słoiku", o czym pisałem tutaj (http://pulldragontail.blogspot.com/2013/09/lista-schindlera-versus-zycie-w-soiku.html)

This world is totally fugazi
Andrzej.A

17 września 2013

"Lista Schindlera" versus "Życie w słoiku"

Wszyscy znają "Listę Schindlera", pewnie znaczna część czytelników słyszała o Irenie Sendlerowej.

"W 1999 r. amerykański nauczyciel Norman Conard z Uniontown w stanie Kansas zainspirował powstanie szkolnej sztuki teatralnej pt. „Życie w słoiku” (ang. Life in a Jar). Jej tytuł nawiązuje do sposobu, w jaki zachowały się informacje o pochodzeniu uratowanych dzieci: nazwiska rodziców i nowe, przybrane personalia Irena Sendler zakopywała w słoiku, w ogrodzie – tylko dzięki tym notatkom, dzieci które przeżyły wojnę, dowiedziały się o swoich rodzinach. Przedstawienie oparte na faktach z życiorysu Ireny Sendler wystawiono ponad dwieście razy w Stanach Zjednoczonych i Polsce." [źródło: wiki]
Zwraca uwagę na ilość wystawień tej sztuki DWIEŚCIE. Optymistycznie licząc obejrzało ją 200'000 (słownie: dwieście tysięcy) ludzi.

To teraz zastanówmy się ile osób na całym świecie widziało "Listę Schindlera".
Cała Europa - to jakieś 300'000'000 (trzysta milionów)
USA + Canada - kolejne 300'000'000
Nie mam pojęcia i nie chce mi się szukać, czy film ten wyświetlano w krajach Ameryki południowej, ale jeśli wyświetlano w Portugalii i Hiszpanii to odpowiednie wersje językowe istniały i można to było zrealizować bez dodatkowych kosztów.
Przyjmijmy, że cała Ameryka Południowa to kolejne 300'000'000.

Nie wiem czy film ten pokazywano w takich krajach jak Chiny, Indie, Japonia.
W wersji minimalnej ten film widziało na świecie 1'000'000'000 (słownie: jeden miliard) odbiorców.
W wersji maksymalnej będzie to pomiędzy 2 a 3 miliardy.

To teraz porównajmy.
Irena Sendlerowa uratowała i przekazała informacje 2'500 dzieci pochodzenia żydowskiego przed pewną śmiercią. Oscar Schindler uratował 1'000 osób. Dwa i pół raza mniej.
Na temat Ireny Sendlerowej powstała sztuka w teatrzyku szkolnym, rzecz o budżecie w praktyce zerowym, którą w optymistycznej wersji widziało dwieście tysięcy ludzi. I nie ma w tej sztuce motywów mówiących o tym, że Irena Sendlerowa była aresztowana i torturowana przez Gestapo.
"Listę Schindlera", produkcję za grube miliony dolarów widziało na świecie co najmniej miliard osób.
Irena Sendlerowa została uhonorowana tytułem "Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata" w 1965 roku. Nie była więc nieznana jej historia w roku 1993 gdy powstawał film o Oskarze Schindlerze.
A jednak na film i jego promocję w skali światowej znaleziono grube miliony, a sztukę o Irenie Sendlerowej zrobiono w ramach czyjegoś hobby - za darmo.

Bo cały przekaz na temat historii odbywa się w sferze pop.
Co masowy odbiorca ma rzucone na ekran kinowy, to to do niego przemawia.

1'000'000'000 do 200'000
To jest skala porównania.

Brak takiego i/lub analogicznego wywodu podczas dyskusji w Klubie Ronina w dniu 02-09-2013 jest jedynym ale za to grubym błędem jaki popełnił Grzegorz Braun.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

14 września 2013

Terlikowski bredził

Wpis dotyczy "debaty", która miała miejsce w Klubie Ronina w dniu 02-09-2013, dotyczącej Żydów, żydów, Izraela i Polski.

W pewnym momencie T. Terlikowski zadał retoryczne pytanie: "Czy Państwo czytali Talmud - bo ja tak".
I dalej zaczął udowodniać, że Talmud jest równoznaczny ze Starym Testamentem i jest integralną częścią zarówno religii Mojżeszowej jak i Rzymskokatolickiej.
Otóż jest to brednia.
Stary Testament to w religii Mojżeszowej Tora, czyli pięcioksiąg i tu się wspólny pień kończy.
Natomiast Talmud to Tora z późniejszym Deuterenomium plus Miszna plus Gemara.
Gdyby Mojżesz przeczytał co poprzez późniejsze "dodatki" zrobiono z pięcioksięgu, to by chyba go na miejscu apopleksja chwyciła. Tak, Stary Testament i jego wyznawcy, mógł stać się religią uniwersalną, inkluzywną, ale działania żydowskich dziedzicznych kapłanów - czyli Lewitów, ten proces powstrzymały a nawet odwróciły. Wszystko zaczęło się w okolicach 621 B.C. gdy spisano Deuterenomium - księgę powtórzonego prawa.
Następnie w czasie pomiędzy 350 a 450 powstały w dwóch miejscach dwie odrębne jego interpretacje. Mowa tu o Misznie i Gemarze, które dopiero razem stanowią Talmud. Przy czym według wyznawców judaizmu ważniejsze są komentarze (Miszna) a najważniejsze komentarze do komentarzy (Gemara).

"Jeszcze w średniowieczu, gdy w kołach chrześcijańskich była bardzo słabo rozwinięta znajomość języków semickich, a zwłaszcza hebrajskiego i aramejskiego, żydzi tłumaczyli, że chrześcijanie, nie znając języka Talmudu, nie rozumieją jego pouczeń, a zarazem niesłusznie potępiają to, czego nie znają. Braki te usunięto. Papież Klemens V w r. 1307 zaleca, aby na wszechnicach katolickich założyć katedry języków semickich. Myśl ta została wcielona w
czyn po koncylium w Viennes we Francji, odbytym w r. 1311. W uniwersytetach w Paryżu, w Salamance, w Bolonii i Oksfordzie zostały erygowane katedry semickie. Znajomość języków semickich nie wywołała zmiany w poglądach na wartość i znaczenie Talmudu. Uczeni wskazywali na wyjątkowe wyodrębnienie (ekskluzywizm), jakie ta księga zajmuje w stosunku do wszystkich nie żydów."
[X.Józef Kruszyński: Talmud, co zawiera i czego naucza]

Terlikowski bredzi, gdy mówi, że czytał Talmud. Musiałby przeczytać księgę liczącą w przybliżeniu 70'000 (słownie: siedemdziesiąt tysięcy) stron
"Pełne wydanie Talmudu obejmuje kilkanaście grubych tomów in
folio. Krótkie wydanie Talmudu, tak zwane kieszonkowe w Berdyczowie, zawarte w dwóch wielkich tomach in quarto, każdy posiada około 1000 stronic bardzo ścisłego i drobnego druku." [źródło j.w.]

Pomijam kwestię sensowności zaproszenia T. Terlikowskiego na debatę tak zdefiniowaną.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

12 września 2013

Czym jest Klub Ronina

W dniu wczorajszym po raz pierwszy opublikowano zapis dyskusji z Klubu Ronina z zeszłego tygodnia.
Powiem od razu,jeszcze tego zapisu nie widziałem, bo to jednak są dwie godziny, któretrzeba wygospodarować na zapoznanie się z tym materiałem.
Nie będę w związku z tym mówił o samej dyskusji, ale o obocznościach.

Z tego co wiem, jest to pierwszy przypadek, że zapis video jest publikowany z takim opóźnieniem.
Normalnie Margot i Bernard przedstawiają szerokiej publice takie rzeczy w przeciągu 48 a już na pewno 72 godzin.
Z różnych miejsc w sieci dochodzą słuchy, że były naciski na Blogpress, żeby trzymać to pod korcem najdłużej jak się da.
Proste pytania:
Kto takie naciski stosował. Oraz jakie były przywoływane potencjalne sankcje gdyby Blogpress puścił to od ręki.
Istnieje uzasadnione podejrzenie, że Blogpress, a więc Margot i Bernard, upublicznili ten zapis dopiero w momencie, gdy ktoś zaczął udostępniać inne nagranie z tego samego spotkania. Chodzą słuchy, że na sali były 3 albo 4 kamery.
Z powyższego wynika poprawnie rozumując, że Klub Ronina, najprawdopodobniej poprzez Pana Józefa Orła chciał zablokować dostęp szerokiej publiczności do tego materiału. Ponadto Margot i Bernard najprawdopodobniej również uczestniczyli przez pewien czas w tych działaniach cenzorskich. Puścili to dopiero wtedy gdy inne nagrania zaczęły krążyć po sieci, czyli dalsze ukrywanie tego materiału nie miało sensu, a Blogpress stracił by na wiarygodności.

Niniejszym wzywam Blogpress, czyli Margot i Bernarda do wyjawienia jakie wobec nich stosowano naciski, jeśli takie były.

Wszystkim zainteresowanym zalecam zapoznanie się z biogramem Pana Józefa Orła zamieszczonym w wiki i/lub w encyklopedii Solidarności (są jednobrzmiące).

P.S.
Gdy zapoznam się z materiałem to pewnie coś jeszcze napiszę.

This world is totally fugazi
Andrzej.A

09 września 2013

Gowin z wozu - pytanie dlaczego

jarosław Gowin wypisał się z PO.
Wszyscy pieją z zachwytu, a ja się pytam dlaczego, w jakim celu, jakie są nieujawniane uwarunkowania.
Czy Jarosław Gowin jest bytem samodzielnym, czy też ktoś mu sufluje pewne posunięcia.
A jeszcze bardziej wchodząc w życie prywatne posła Gowina, to jaka jest struktura właścicielska uczelni na której ten pan jest rektorem. Skąd jednym słowem pan poseł czerpie środki na życie.
Tych pytań jest więcej i jakby ktoś z redaktorów pism różnistych się pofatygował to pewnie wyszło by z tego całkiem ciekawe zestawienie. Ale jak na razie to nikt się pofatygować nie raczył.

Czy odejście Gowina coś zmieni - nie, przecież to oczywiste.
Czy wydarzyło się coś co zmieniło oblicze Tuska i PO, żeby ktoś w imię pryncypiów wykonywał taki ruch, też nie, a na pewno było wcześniej takich sytuacji znacznie więcej.

Moje przewidywania idą w następującym kierunku.
Do wyborów zostały 2 lata.
Gowin i jeszcze jacyś inni, być może PJN, Wipler, Buzek, zostali poproszeni (to taki eufemizm) aby stworzyli coś co będzie dawało szansę może nie wygrać te wybory, ale przechwycić na tyle dużą część elektoratu aby PiS nie wygrało drastycznie wysoko (do większości konstytucyjnej włącznie).
PO i Tusk osobiście są skończeni, ale nie mogą zostać pociągnięci do żadnej odpowiedzialności, bo wtedy ich mocodawcy też by oberwali po uszach i to zdrowo.

Taki jest sens i cel wyjścia Gowina z PO.
W związku z powyższym nie widzę powodu żeby się tym zajmować, bo Gowin jest takim samym słupem układu jak Tusk - jest tylko trochę inteligentniejszy i ma większą ogładę.

This world is totally fugazi
Andrzej.A