27 czerwca 2009

Kwestia grubej kreski w kulturze

Pojawia się kilka, czy też kilkanaście tekstów na temat grubej kreski, przeszłości różnych osobistości naszego aktualnego życia publicznego.
Wypomina się różnym ludziom różne ich uczynki z przed około 40 lat i słusznie że się wypomina. Noblistka co wielbiła swoimi strofami satrapę(Szymborska), dziennikarz co swoimi tekstami flekował biskupa (Mazowiecki), oraz wielu innych mniejszych i pomniejszych.
Z mojego punktu widzenia ludzie ci należą do towarzystwa hakowego vel umoczeńców. Nikt by ich nigdy nie wziął na piedestał gdyby nie mieli czegoś wstydliwego w życiorysie. A z punktu widzenia społeczeństwa coś wstydliwego w życiorysie mają. Bo gdy Szymborska pisała płomienne wiersze po śmierci Stalina, zwykłe uczennice liceum w Katowicach potrafiły rozrzucać ulotki sprzeciwiające się przemianowaniu Katowic na Stalinogród. Za co były szykanowane i maltretowane jak na gestapo. Śledztwo i szykany przeżyły, ale niewiele z nich przeżyło w tak dobrym zdrowiu jak Szymborska do czasów obecnych.
Tak to wygląda do obecnych czasów.
W czasie stanu wojennego z Polski wyjechało około 2.3 mln ludzi, ludzi aktywnych, przedsiębiorczych, rzutkich.
Tych ludzi obecnie brakuje. Nie było by Samoobrony gdyby ci ludzie nadal w Polsce przebywali. Partie, które obecnie występują na naszej arenie również inaczej by wyglądały, nawet te partie, z którymi człowiek o pogladach narodowo-prawicowych wiąrze pewne nadzieje.

Biznes na służbie zdrowia będzie robiony

Dzisiaj rano w trzecim programie PR wysłuchałem pewnej wiadomości (cytat z pamięci): "... NFZ nie będzie płacił szpitalom za wykonane ale nie zakontraktowane usługi. ..."
Skutki takich działań są oczywiste. Oto jakie są możliwości.
1. Szpitale będą wykonywały swoją pracę zgodnie z zasadami sztuki i moralności - czyli pracowały normalnie, czego efektem będzie popadanie w długi, co niewątpliwie jest na rękę tym wszystkim, którzy mają ochotę na "prywatyzację" czyli rozkradzenie majątku służby zdrowia.
2. Szpitale pomimo istnienia pewnych mocy przerobowych będą pracowały na 80 procent możliwości aby zawsze mieć rezerwę dla niespodziewanych przypadków elementem patologicznym w tym rozwiązaniu jest tworzenie sztucznej kolejki pacjentów do zabiegów.
3. (dosyć abstrakcyjny) Szpital będzie pracował na pełnych obrotach, czyli przyjmował wszystkich zarówno zabiegi zaplanowane jak i nagłe do momentu wyczerpania się limitu w danym miesiącu (roku), a potem do końca okresu rozliczeniowego będzie się wieszać na drzwiach kłódkę.

Szpital proszę państwa to jest taki hotel z pewnymi dodatkowymi usługami. Ale to właśnie te dodatkowe usługi kosztują. Wyposażenie sali operacyjnej (takiej standardowej - nie do przeszczepu serca) kosztuje ładnych parę złotych. A sprzęt się zużywa niezależnie od tego czy wykonujemy na nim 2 czy 6 operacji na dobę. Jak wykonamy tylko 2 operacje to się może okazać, że koszt amortyzacji tego sprzętu w przeliczeniu na pacjenta jest astronomiczny, ale NFZ zapłaci, cóż z tego skoro pomimo wykonania tylko 2 zabiegów nie będzie nas stać na kupienie nowego sprzętu - bo za co.
Jak wykonamy 6 zabiegów to NFZ nie zapłaci i popadniemy w długi pomimo iż sprzęt będzie eksploatowany racjonalnie.

To są skutki tego, że pieniądze nie idą za pacjentem. Pacjent wybiera ten ośrodek, w którym wg niego są dobrzy specjaliści i ma dużą szansę na wyzdrowienie. Administracyjne czy też jakiekolwiek inne próby przymuszania pacjentów do innych zachowań są z góry skazane na niepowodzenie.

25 czerwca 2009

Jak wygląda nasza gospodarka realnie?

Dzisiaj (25-06-2009) o godzinie 8:15 w TVP3 poseł Waldy Dzikowski powiedział: "sytuacja gospodarcza jest tak nieprzewidywalna, że nie wiadomo, co się wydarzy za 24 godziny"

W dniu wczorajszym poseł Chlebowski w TVN mówił o dziurze w budżecie na poziomie 47-50 mld. Minister Rostowski mówi o 18-20 mld.
Premier Tusk w swojej wypowiedzi zawarł frazę: "... nie ma pieniędzy na leczenie dzieci w Polsce...", mówił to w kontekście targów o pieniądze na telewizję publiczną.

Nawet łgać porządnie nie potrafią, żeby łgarstwo było skuteczne musi być spójne.

Jak pod koniec zeszłego roku minister finansów bredził o wzroście PKB rzędu 3-4 procent, to ludzi którzy mówili o wartościach rzędu 0,5-1,0 nazywano oszołomami. Obecnie tenże sam minister bredzi o wartościach rzędu -0,5 do +0,5, ludzie rozsądni, czyli ci co nie są uwikłani w przewlekłą kampanię prezydencką Donalda Tuska prognozują recesję rzędu -1,0 do -1,5.
Nawet te najczarniejsze scenariusze, spadek PKB o -1,5 procenta, mogą okazać się wartościami zawyżonymi. W mediach dominuje przekaz, że to iż nasza gospodarka nie spadła o 6 czy 7 procent jest rewelacyjne i stanowi wielki sukces tego rządu. To wadliwa interpretacja rzeczywistości. Wbrew pozorom lepsze jest jednorazowe tąpnięcie i potem wychodzenie na prostą niż ślamazarne nic nie robienie. To może oznaczać, że później również wchodzenie na ścieżkę wzrostu będzie się wlekło w nieskończoność.

Jako społeczeństwo jesteśmy skazani na zgadywankę, czy to jest dziura rzędu 18-20 mld czy może jednak 47-50 mld. A być może jeszcze inna wartość.

To już lepiej jest grać w Toto-lotka, tam przynajmniej obowiązują pewne zasady.

24 czerwca 2009

To ile w końcu jest tej dziury budżetowej?

Całość pochodzi z tego adresu: http://www.tvn24.pl/-1,1606750,0,1,dziura-na-50-mld-zlotych,wiadomosc.html
Czy w budżecie jest dziura w wysokości 50 mld zł? Zbigniew Chlebowski szef Klubu Parlamentarnego PO w progranie "24 godziny" odpowiada: - Nie ma 50 mld zł dziury. Ale zaraz potem dodaje: - Ale sięga prawie tej kwoty. Bo gdyby zliczyć 27 mld zł deficytu plus prawie 20 mld zł oszczędności w wydatkach, byłoby to blisko 50 mld zł.
To nie koniec złych wiadomości. W przyszłym roku budżet także będzie pękał w szwach.
- Do 2012 roku Polska musi zmniejszyć deficyt finansów publicznych do... czytaj więcej »


- W przyszłym roku sytuacja może być znacznie trudniejsza - mówi Chlebowski. I dodaje, że jego zdaniem nieuniknione będą podwyżki podatków.

- Nie chciałbym, żeby była podwyżka CIT-u (czyli podatku od osób prawnych, który płacą firmy od zysku - red.). Ale możliwe jest podniesienie stawek podatkowych, przywrócenie najwyższej 40-procentowej stawki PIT (podatku od dochodów osobistych) - mówi Chlebowski dodając, że nadal jest zwolennikiem podatku liniowego.

Wyższe podatki czy większe długi?

Podwyżki podatków są alternatywą dla wzrostu deficytu budżetowego, a tym samym zadłużenia. Wzrostu zadłużenia rząd nie chce.
Kondycja polskich finansów publicznych wygląda coraz gorzej. Rząd planuje... czytaj więcej »


- Nie ma zgody, żeby zadłużać Polaków, chcemy racjonalnie operować deficytem budżetowym.

Rząd zdecydował we wtorek, że w tym roku zwiększy deficyt budżetu z 18,2 do 27 mld zł. Nie zdecydował się ani na podwyższenie podatków, ani na większe cięcia wydatków. Powodem nowelizacji budżetu jest globalny kryzys finansowy i spowolnienie polskiej gospodarki. Rząd przyjmował projektując budżet na ten rok, że gospodarka urośnie o 3,7 proc. We wtorek zrewidował prognozę wzrostu PKB do 0,2 proc. w tym roku.

- Musimy podejmować trudne, odpowiedzialne decyzje, żeby nie doprowadzić do takiej sytuacji jak w państwach bałtyckich - powiedział Chlebowski.

Przypomnijmy wszystkim zainteresowanym, że jeszcze wczoraj, co ja gadam, jeszcze dzisiaj rano mówiono o 37 mld deficytu, z czego 20 załatano poprzez wcześniejsze "oszczędności", 8 mld załatwiła dywidenda z PKO BP, a pozostałe 9 mld miało zostać załatwione przez nowelizację budżetu.
Tymczasem tutaj takie ładne kwiatki.
Chlebowski mówi, że nie 50, ale 20 plus 27 to razem jakieś 47 (50 to takie niewinne zaokrąglenie).

Co innego jest dramatem obecnej sytuacji. Zbliżamy się powoli do granicy długu zapisanego w konstytucji. Jeżeli ta granica zostanie przekroczona to następny budżet będzie musiał być zrównoważony. To niestety oznacza albo wariant argentyński (bankructwo) albo ostre niepokoje społeczne.

17 czerwca 2009

Zupa cebulowa

Porcja dla większej ilości osób lub dla 3 osobowej rodziny na 2 dni
Składniki
2,5 kg cebuli
200 g białego wytrawnego wina
200 g koniaku (zwykłej brandy)
200 g miodu (najlepiej wielokwiatowego lub lipowego)
1 mały chleb razowy na miodzie
1 paczka majeranku
100 gram masła ghee (lub masła zwykłego pół na pół z oliwą)
2 kostki rosołowe

Sposób przyrządzenia
Cebulę obrać i zacząć dusi, gdy się zeszkli dodać miód.
Delikatnie zbrązowić, dolać białe wytrawne.
Chlebek razowy pokroić w drobną kostkę i powoli dorzucać do gotującej się pulpy.
Po około 10 minutach gotowania odstawić do wystygnięcia.

W drugim dużym garnku rozpuścić kostki rosołowe w około 1 litrze wody, dosypać majeranek i na wolnym ogniu gotować.

Masę cebulowo - chlebkową zmiksować.
Zmiksowaną masę przekładać powoli do garnka z bulionem tak aby cały czas się delikatnie gotowała.
Po dołożeniu całej masy wlewamy koniak i dalej gotujemy, aż do odparowania alkoholu.

Podawać:
W kokilkach, na wierzchu z grzankami lub jedną dużą grzanką z rozpuszczonym na wierzchu żółtym serem.

Strasznie się wnerwiam, gdy w knajpie dostaję "zupę cebulową", która jest zwykłym rosołem z kilkoma piórkami cebuli. Ale jak wchodzę do knajpy i mówię do kelnera: "inwalidę proszę" i matoł nie wie o co mi chodzi to już cebulowej nie usiłuję zamawiać.

Czytajcie do cholery Sołżenicyna

Na blogach (S24, niepoprawni), pojawiło się kilka tekstów, w których rozważa się kto jest odpowiedzialny za wprowadzanie komunizmu (realnego socjalizmu) w Polsce po 1945 roku. Padają różne argumenty, że żydokomuna, że zlewaczałe elity intelektualne. Wszystko to prawda, jednakże najważniejszy element, najważniejszy bo najszerszy, to kooptacja przez aparat represji zwykłej bandyterki.
Bezpośrednio po 1945 było to dokooptowanie niepiśmiennych mentów z nizin społecznych - zwykłych lumpów. Potem było trochę inaczej ale zasada pozostała ta sama.
Przeciwstawienie społeczeństwa jako całości marginesowi społecznemu chyba po raz pierwszy opisał Aleksander Sołżenicyn w "Archipelag GUŁag". To tam możemy zobaczyć pierwotny wzorzec tego jak postępowano w Polsce na przestrzeni od 1945 - praktycznie do chwili obecnej. To tam możemy zobaczyć, że aparat represji wspierał się systemowo na współpracy z bandziorkami - szczując wręcz margines społeczny przeciwko reszcie.
To "szczucie" może mieć różny wymiar. Przypomnijmy sobie początki "przemian" po 1989 roku, przecież wtedy był taki okres, że żulia wręcz w sposób bezkarny terroryzowała społeczeństwo. Strach było mieć lepszy samochód.
Ostatnim spektakularnym przykładem takich działań czerwonych bandytów w garniturach jest "sprawa Olewników", gdzie zwykłej żulii po prostu "nadano temat". Rozkazano im wykonać pewne "zlecenie".
Nikt mnie nie przekona, że facet, który ma ukończone przysłowiowe 3 klasy i czwarty korytarz jest w stanie mentalnie zapanować nad procederem sprowadzenia, dystrybucji i rozliczenia dostawy dużej partii narkotyków z dowolnego kierunku (heroina, kokaina), a jeśli dochodzi do tego zapłata dla dostawcy w formie idącej w drugą stronę dostawy broni, to mnie pusty śmiech ogarnia gdy ktoś mówi, że zrobił to samodzielnie jakiś bandziorek. Nie mówiąc o zorganizowaniu produkcji własnej (amfetamina).

15 czerwca 2009

Prównajmy wyniki w wyborach do Europarlamentu

To są suche dane statystyczne pochodzące ze stron PKW

Rok 2004
PO - 1'467'775 głosów - 24.10% - 15 mandatów
SO - 656'782 - 10.78% - 6
SLD-UP - 569'311 - 9.35% - 5
Socjaldemokracja - 324'707 - 5.33% - 3
PiS - 771'858 - 12.67% - 7
LPR - 969'689 - 15.92% - 10
UW - 446'549 - 7.33% - 4
PSL - 386'340 - 6.34% - 4

Rok 2009
PSL - 3 mandaty - 516'146 - 7.01%
SLD-UP - 7 mandatów - 908'765 - 12.34%
PO - 25 mandatów - 3'271'852 - 44.43%
PiS - 15 mandatów - 2'017'607 - 27.40%

To są tylko częściowe dane ze stron PKW. Żeby to przedstawić uczciwie to należałoby przepisać wszystko, włącznie z tymi ugrupowaniami, które w 2004 i 2009 brały udział w tych wyborach a nie osiągnęły wyniku, który uprawniał by je do partycypacji w podziale mandatów.

Żeby pokusić się o rzeczową analizę należało by również posiadać dane o przepływach elektoratu. I to takie uczciwe dane statystyczne.

Jednakże wieszczenie z tych danych upadku PiS, wielkiej przegranej Jarosława Kaczyńskiego, rozpadu tejże partii - to jednak gruba przesada.

Jedyny uczciwy wniosek jaki można z tych danych wyciągnąć, to taki że nastaje powoli okres dwubiegunowej sceny politycznej, gdzie w 2004 taka Socjaldemokracja dostała 324 tysiące głosów i miała 3 Eurodeputowanych, a w 2009 roku jeden człowiek robił wynik o podobnej wartości (Buzek i Ziobro).