12 maja 2009

Co by było gdyby czyli o 4-06-1989

Wiele osób napisało o tym wydarzeniu z przed 20 lat, głównie w kontekście dziwacznych w sumie zachowań premiera i rządu. Wiele osób napisało również o tym dlaczego to nie jest święto, dlaczego nie jest to pozytywne wydarzenie czy też dlaczego uważają, że o jakimś przełomie mowy być nie może.
Zgadzam się z tezą, że nie ma czego świętować. Ani stan gospodarki, ani stan państwa, ani stan ludzi mieniących się elitami, ani stan społeczeństwa zarówno w sensie materialnym jak i moralnym nie można nazwać nawet zadowalającym. Według mnie żaden z elementów, które powyżej wymieniłem nie zasługuje na ocenę zadowalającą ani tym bardziej na dobrą lub bardzo dobrą. Jeśli by przyjąć obecnie funkcjonujący w szkolnictwie system oceniania (od 1 do 6) to stan tych wszystkich elementów ocenił bym na 2.
Oczywiście jest grupa ludzi, którzy twierdzą, że jest świetnie a będzie jeszcze lepiej. Uważają oni, że wprawdzie są pewne niedomagania ale całokształt jest rewelacyjny. Jak słyszę takie teksty to od razu mi się przypomina: "SOCJALIZM TAK - WYPACZENIA NIE". Ci którzy wręcz apologetycznie podchodzą do wyborów z przed 20 lat przyrównują to wydarzenie niemalże do 11 listopada 1918 roku, w moim pojęciu nic bardziej błędnego.
Zastanówmy się co by mogło się wydarzyć gdyby nie wybory czwartego czerwca i wcześniejsze porozumienia magdalenkowo - okrągło stołowe.
System, w którym żyliśmy podgniwałby jeszcze parę miesięcy, być może nawet rok lub dwa lata, a potem by się najzwyczajniej w świecie rozsypał. Jeśli miał bym obstawiać jakąś wartość z podanego zakresu to bym obstawił pół roku jako wartość graniczną po której nastąpił by kolaps.
Należy zwrócić uwagę, że w międzyczasie wyrosło nowe pokolenie, które nie mówiło już o modernizacji, finlandyzacji i tym podobnych bzdurach tylko o wieszaniu czerwonych na latarniach i mówili to niezwykle ostro i poważnie - to nie była tylko przyśpiewka o czerwonych wiszących na drzewach zamiast liści.
Zarówno władcy PRL-u jak i tak zwana "opozycja demokratyczna" zdawali sobie z tego sprawę - przepływ informacji pomiędzy władzą a "opozycją" był najprawdopodobniej niesymetryczny ale jednak był - ach te rozmowy Kuronia z Lesiakiem, ciekawe swoją drogą czy inni "opozycjoniści" też mieli swoich Lesiaków.
Czerwoni nawet po tych wyborach mogli przynajmniej teoretycznie zrobić co tylko chcieli. Napisałem teoretycznie ponieważ nawet władza nad własnym aparatem była iluzoryczna. Przecież nawet w zamkniętych okręgach wyborczych, czyli tam gdzie głosowali wojskowi i inni funkcjonariusze czerwoni ponieśli sromotną porażkę. W związku z tym gdyby padł rozkaz wyaresztowania całej grupy posłów świeżo powstałego OKP to być może częściowo został by wykonany, aż trafił by się oficer, który zastrzelił by swojego bezpośredniego przełożonego. Wojsko stanęło by za takim człowiekiem, a co może najsprawniejsza nawet policja polityczna wobec siły dywizji pancernej - raczej niewiele.

Podsumujmy
Stało się to co się stało, a że z punktu widzenia większości społeczeństwa, jego stanu materialnego i moralnego jak również z punktu widzenia państwa, jego gospodarki i pozycji międzynarodowej, stało się nie najlepiej lub wręcz źle to niestety prawda. Najsmutniejsze jest jednak to, że większość społeczeństwa nawet nie zauważa wad istniejącej sytuacji, nie są sobie w stanie wyobrazić w jakim punkcie rozwoju indywidualnego jak i zbiorowego mogli byśmy być gdyby sprawy potoczyły się innym torem. Gdyby nie dziesięciolecie prezydentury Kwaśniewskiego, gdyby nie premierostwo Millera i innych, gdyby nie wiele innych czynników, które blokują rozwój zawodowy i materialny tym wszystkim, którzy na nich głosują.
To co mamy świętować - nie ma czego.

Brak komentarzy: