M.Boni i T.Dedek
Dwie różne postawy. M.Boni idzie w zaparte - owszem coś tam podpisałem, ale byłem szantażowany i nikomu krzywdy nie wyrządziłem.
To dosyć znany zestaw argumentów. Najśmieszniejszy a właściwie najgłupszy jest ten, że nikomu nie wyrządził krzywdy. A jakim cudem donosiciel może wiedzieć jak została wykorzystana jego wiedza. Może dzięki jego donosom ktoś inny też został zaszantażowany i też podpisał bo się bał. Z tego mógłby się zrobić całkiem ładny łańcuszek. Ponadto to jest bzdura jeśli ktoś mówi, że opowiadał same nic nie znaczące dyrdymały. Dla SB, jak dla każdej policji politycznej, nie ma i nie było nieistotnych informacji. Każda informacja może być potrzebna, każdy szczegół o innym człowieku może posłużyć do zaszkodzenia temu człowiekowi.
Zupełnie inaczej na tym tle prezentuje się aktor Tomasz Dedek.
Tomasz Dedek nie zaprzecza swoim kontaktom z SB.- Byłem TW. Pamiętam, że miałem pseudonim Papkin. Nie zamierzam walczyć z faktami. Zrobiłem podłą i nikczemną rzecz i nie będę szukał dla siebie usprawiedliwienia – mówi aktor w rozmowie z „Wprost". Przyznaje też, że brał od bezpieki pieniądze. – To był przejaw jakiegoś mojego cwaniactwa. Dziś uważam, że była to najbardziej obrzydliwa rzecz, jaką zrobiłem – mówi.
Ten fragment pochodzi z tygodnika "WPROST".
Ten przynajmniej zdaje sobie sprawę z tego co zrobił. Szkoda, że inni nie wykazują takiej postawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz