28 lutego 2011

Dane, dajcie nam dostęp do źródeł !!!

 Źródło:
http://wpolityce.pl/view/778/Prof__Kisielewicz_dla_wPolityce_pl___Polskie_sondaze_to_humbug__Roznice_jakie_prezentuja_osrodki_sa_nieakceptowalne__.html

Z artykułu wynika, że od 80 do 90 procent ludzi indagowanych przez ankieterów czy to na ulicy, czy też telefonicznie wysyła ankietera "na drzewo" żeby nie powiedzieć dosadniej.
A jednak znajdują się ludzie, którzy potem na podstawie tak spreparowanych wyników snują rozważania na temat tego jaka będzie przyszłość polityczna. No cóż, można i tak.
Z artykułu wynika, że firmy badawcze są stroną konfliktu politycznego, podobnie jak media.

Zastanawiające jest w tym wszystkim co innego. Tym co mnie zastanawia jest to, że DOPIERO TERAZ powstaje tekst specjalisty matematyka, który odnosi się krytycznie do tego co prezentowane jest jako "wynik badawczy".
Przecież rozbieżności nie pojawiły się po raz pierwszy w ciągu ostatniego roku. To się ciągnie od kilku lat.
Dopiero około miesiąca temu grupa pracowników naukowych z różnych szkół wyższych raczyła wystosować list otwarty - apel o większą uczciwość w informowaniu opinii publicznej.

Identycznie jest z komentarzem politycznym i analizą faktów przez dziennikarzy i mam tu na myśli jedynie tych dziennikarzy, których jeszcze dziennikarzami można nazwać, takich jak RAZ, Zaremba, Karnowscy, czy jeszcze paru innych.
Przecież ci ludzie pracując w dużych firmach medialnych mają o wiele lepszy dostęp do danych niż blogerzy. A jednak pewne rzeczy wręcz ukrywają. Dopiero zapoznawanie się kilkoma stanowiskami (opisami rzeczywistości) i wychwytywanie jakichś tam minimalnych różnic powoduje, że pewne rzeczy wychodzą na światło dzienne. Tak było przy aferze Rywin-Michnik i tak jest przy badaniu "Sprawy Smoleńskiej".

Można prześledzić większą część wpisów na blogach ludzi, którzy się tym zajmują. Wbrew obiegowym opiniom tezy o zamachu nie pojawiają się od razu, a zaczynają się pojawiać dopiero wtedy, gdy wychodzą na światło dzienne różne nieścisłości, niejasności i kanty. Ale te same dane nie powodują zmiany stanowiska komentatorów.

Dlatego apeluję, DAJCIE NAM DOSTĘP DO DANYCH, zarówno tych statystycznych z sondaży jak i tych z rozmów ze "źródłami nieoficjalnymi", tych wszystkich wypowiedzi "off the record".

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

27 lutego 2011

Wybuch

Wybuch społecznego niezadowolenia z aktualnego stanu Państwa jest sprawą przesądzoną.
Pytanie nie brzmi czy, a kiedy.
Jest raczej kwestią demografii i stanu ogólnego oraz szczegółowego. Gdy znaczna część ludzi pojmie, że ich osobisty dobrostan jest wprost zależny od dobrostanu Państwa  wtedy pierdyknie, wtedy też te lemingi, wykształciuchy, ci wszyscy MWzWM staną się LUDŹMI. Może nie do końca świadomymi dlaczego, ale jednak to nastąpi.
Osobiście obstawiam okres po ME w 2012. Nie będę wyjaśniał dlaczego tak uważam, po prostu mam takie przeczucie, chociaż pewne przesłanki fizyczne również za tym stoją.
Demografia przemawia za tym, że nastąpi wybuch dokładnie z tych samych przyczyn z jakich wyrósł bunt roku 1980.
Duża ilość ludzi, którzy niby to awansowali, a jednocześnie są traktowani "per noga" przez system.
Zdał maturę, zrobił licencjat, potem magisterium, potem jeszcze podyplomowe i być może drugi fakultet.
I DUPA.
Pracy nie ma, nie było i nie będzie.
Albo jest taka i za takie pieniądze, że lepiej wyjechać na zmywak do Londynu. To po chuj było tracić te lata na naukę skoro zmywak w Londynie można było ćwiczyć już o dobre 7 lat wcześniej.
A równocześnie pokazuje się takiemu człowiekowi w TV niby takich samych jak on, ale jeżdżących na Ibizę. I w pewnym momencie taki odrzucony zaczyna trybić, zaraz, zaraz, coś tu się nie zgadza. A gdy jeszcze spotkają się w grupie równolatków i ktoś pierwszy pęknie, że nic mu się nie udaje, roboty nie ma, a inni to podchwycą to sprawa będzie przesądzona.
Między innymi z tego powodu uważam, że katalizatorem takich wydarzeń będą ME 2012, bo spotkają się duże grupy młodych ludzi, ale nie znające się na co dzień. A czasami właśnie łatwiej jest się otworzyć do kogoś obcego - poznanego kilka godzin temu przy wspólnym piciu piwa przed, w trakcie i po meczu.
Wtedy się policzą, zorientują, że en  mass są robieni w bolo przez system, który jest zabetonowany.
Wtedy się zacznie.

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

12 lutego 2011

Co zrobić, żeby przegrać wybory 2011

No ja rozumiem, że tak  zadane pytanie jest po pierwsze co najmniej prowokacyjne. Po drugie, każdy kto ma na sercu dobro Polski ma po takim wstępie ochotę przyłożyć mi z liścia. I ja się temu nie dziwię.
Tylko zastanówmy się tu wspólnie jaka jest i jaka się może po wyborach 2011 wytworzyć sytuacja.
Ryżemu pudlowi zaczęło spadać w sondażach, wprawdzie PiS-owi zaczęło rosnąć, ale również zaczęło rosnąć SLD.
PSL celowo pomijam w rozważaniach, gdyż wbrew pozorom PSL zawsze te swoje 8-10% wyszarpie - te wszystkie OSP, to Generałowanie Pawlaka, te koła gospodyń - to wszystko zawsze daje te pewne minimum, żeby się Pawlak z Kalinowskim mogli pożywić, a przecież im o nic innego nie chodzi.
PO spadło z ponad 50 do około 42 - to znaczący spadek. Mówienie o tym, że to opóźniony odzew na raport MAK to chyba jednak przesada.
PiS jest na poziomie 38 wobec poprzednich wyników w okolicy 28 to dla odmiany znaczący wzrost.
SLD w okolicy 16 - wzrost z około 11, niewielki, ale jednak wzrost.
Nawet biorąc pod rozwagę tradycyjne niedoszacowanie PiS, oraz przeszacowanie PO oraz SLD, to jednak samodzielnego gabinetu PiS nie jest w stanie powołać.
Ergo taki wynik jest wynikiem satysfakcjonującym dla PiS i Jarosława Kaczyńskiego. To jest wbrew pozorom wynik optymalny.
Dlaczego tak uważam
Otóż jeszcze nie jest czas, jeszcze zbyt mało ludzi zrozumiało, że jedyną szansą dla Polski jest oddanie pełni władzy w ręce PiS, takiej pełni władzy, że z więklkszościa konstytucyjną włącznie. Tak samo jak na Węgrzech, gdzie Wiktor Orban ustawia obecnie wszystko we właściwy sposób i na właściwych miejscach.
Zwycięstwo w 2011 jeśli by nie było na taką skalę jak na Węgrzech nic nie daje, a może stać się wręcz końcem jakichkolwiek szans na naprawę sytuacji w Polsce.
Uzyskując wynik 38 procentowy PiS staje się opozycją mogącą blokować zbyt daleko idące zmiany (konstytucja) choć nie uniemożliwiać rządzenie.

PO wpada dla odmiany w taką samą pułapkę w jaką wpał w swoim czasie AWS wchodząc w koalicję z UD/UW, gdzie niby silniejsze AWS nie miało tak na serio nic do gadania.
Jak widać obecnie ani AWS, ani UD/UW nie występują jako liczący się rozgrywający na naszej scenie politycznej.
Po koalicji PO-SLD, która według mnie nastąpi system się wykrystalizuje do końca, to znaczy nie będą już pomagały żadne hocki klocki i wszyscy będą wiedzieli kto jest po której stronie. Bo do tej pory to na różnych tego typu machlojach z nazwami wygrywali głównie wrogowie Polski i Polaków.

Jest oczywiście jeszcze jedna możliwość, rozpad w PO po wyborach, gdy główny nurt pójdzie na współpracę z SLD, natomiast doły się zbuntują i przejdą na stronę PiS. Ale taki rozłam musiał by być na tyle znaczny aby PiS uzyskiwał w ten sposób możliwość odrzucania veta p.Rezydenta.

Wobec powyższych wywodów uważam tak jak w pytaniu, które jak mniemam zadaje sobie obecnie Jarosław Kaczyński czyli co zrobić, żeby tych wyborów nie wygrać?

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

10 lutego 2011

IV Konwencja Haska z 1907 (oraz IV Konwencja Genewska)

Jedyną sensowną, chociaż mało znaną, wykładnię  mordu na Żydach i związanej z tym odpowiedzialności wyłuszczył Janusz Korwin - Mikke.
(źródło: http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_413.html )

Ze swej strony mogę dodać, że jeżeli w tekście JKM zamienić "mord w Jedwabnem" na "mordy w czasie II WŚ", liczbę pojedynczą dotyczącą tego konkretnego zdarzenia zamienić na liczbę mnogą dotyczącą wielu zdarzeń z okresu II WŚ, to sprawa zostaje załatwiona.
Jako ciekawostkę warto dodać, że poniższy tekst JKM wysmażył na apel GW, że oni bardzo chętnie opublikują jakikolwiek tekst, który będzie negował w sposób merytoryczny całą tą szopkę, która się za czasów Kwasa w Jedwabnem odbyła.  JKM napisał i oczywiście opublikowany nie został, gdyż ... i tu sobie można tylko dośpiewać. Gdyż ten jeden tekst neguje całą tą propagandę, całą tą pedagogikę wstydu jaką się ludziom nad Wisłą zamieszkałym aplikuje.

Oto ten tekst (większa część tego tekstu)
[,,,]
1. Najpierw problem. Nie ulega kwestii, że w Jedwabnem popełniona została zbrodnia. Nie podlega też dyskusji, że brali w niej udział Polacy (ale i Niemcy!). Z tej okazji niektórzy ludzie domagają się przeprosin.
2. JE Aleksander Kwaśniewski zapowiedział, że w dniu 10 lipca solennie przeprosi; i przeprosił. Powstaje podstawowe pytanie: jako kto, kogo i w czyim imieniu? Dziwne, ale wszyscy polemiści pomijają te kwestie; ich właśnie dotyczą niniejsze, bardzo precyzyjne rozważania.
3. Ogromna większość tekstów mówi ogólnikowo o "zbrodni Polaków" popełnionej na "Żydach". Jednak nie są to kategorie polityczno-prawne. Niektórzy (bo przecież nie wszyscy!) Żydzi domagają się przeprosin od "Polaków". Tymczasem jest oczywiste, że p.Aleksander Kwaśniewski nie jest "prezydentem Polaków" - i nie ma absolutnie żadnego prawa przemawiać w imieniu Polaków (w tym nie będących obywatelami III RP!!! Proszę sobie wyobrazić, krzyk, jaki by się podniósł, gdyby Pan Prezydent ogłosił, że "każdy Polak" - w tym np. p. Edward Moskal - ma wpłacić 2 zł na jakiś pomnik!).
Kto twierdzi inaczej - jest nacjonalistą (nb.ustawa o "Karcie Polaka" postawiłaby Polskę w rzędzie państw nacjonalistycznych, wraz z Niemcami i Izraelem!).
Ponieważ zaś nie istnieje żadna osoba reprezentująca "wszystkich Polaków" - przeto nikt taki przeprosić "w imieniu Polaków" nie może.
Nawet gdyby "wszyscy Polacy" byli za coś odpowiedzialni.
4. Jest też pytanie: "Kogo?" Dlaczego przepraszać "naród żydowski" za mord w Jedwabnem - a nie np. "naród rosyjski" za działalność Feliksa E. Dzierżyńskiego w Cze-Ka? Dzierżyński oso­biście odpowiada za zamordowanie setek tysięcy Rosjan (oraz, nawiasem pisząc, znacznie większej liczby Żydów, niż liczba zamordowanych w Jedwabnem!). Czy dlatego -przepraszam za złośliwość - nie mamy przepraszać za F.E.D., że p. Kwaśniewski zaakceptował argumentację niektórych rabinów, że gdy żyd porzuci wiarę i zapisze się do socjalistów, to już nie jest żydem i Żydzi za niego nie ponoszą odpowiedzialności - więc, per analogiam, jeśli Polak porzuci katolicyzm i zapisze się do socjalistów, to już "naród polski" za jego czyny nie odpowiada?!?).

5. Jako wybrany "Prezydent obywateli III RP" - wśród których są ludzie różnej narodowości (w tym i Żydzi), a mogą się nawet znajdować ofiary, które uciekły z owej stodoły - p.Aleksander Kwaśniewski też nie mógł przepraszać. Byłoby to bardzo wysokim nietaktem! Nie wiem, czym zawinili np. p. dr Marek Edelman czy (zgodnie z celnym dowcipem) p. Emanuel Olisadebe? Ale i Jan Kowalski ze Zgorzelca.
6. Wreszcie p. Kwaśniewski mógł przepraszać - i uczynił to - jako Głowa Państwa Polskiego. Jednakże - i to trzeba stanowczo podkreślić - żadne państwo polskie niczym w sprawie tej zbrodni nie zawiniło! Zbrodni tej nie organizował, nie pomagał w jej dokonaniu, ani do niej nie zachęcał jakikolwiek przedstawiciel jakiegokolwiek państwa polskiego - nawet marionetkowej "Generalnej Guberni"!! Żadne też państwo polskie - ani Rząd Londyński, ani tzw. Państwo Podziemne - nie miało żadnej możliwości, by przeszkodzić w tej zbrodni.
7. Odpowiedzialność państwa nie ma nic wspólnego z "odpowiedzialnością narodu" (o ile coś takiego istnieje). Jeśli Prezydent Republiki Federalnej Niemiec przeprasza w imieniu RFN za zbrodnie wojenne (i RFN płaci za nie odszkodowania!) to nie dlatego, że zbrodni dokonali "Niemcy" - lecz dlatego, że dokonała ich III Rzesza, a RFN uznała się de iure za spadkobierczynię III Rzeszy. Jest to bardzo ważne odróżnienie: gdyby komendantem KL "Auschwitz-Birkenau" był mianowany przez Hitlera Ukrainiec, a całą załogę stanowili najemni Murzyni, Arabowie, Polacy i Chińczycy, to odpowiedzialność RFN nie byłaby ani o iotę mniejsza niż jest - gdyż nosiliby oni niemieckie mundury i wykonywali rozkazy kierownictwa III Rzeszy. Za ew. zbrodnie Legii Cudzoziemskiej odpowiada Republika Francuska - a nie państwa, których obywatelami są (lub kraje, z których pochodzą) żołnierze Legii!
8. Tym samym państwo polskie nie ma nic wspólnego ze zbrodnią w Jedwabnem - i p.Kwaśniewski nie może przepraszać również w tym charakterze. By zrozumieć nonsens używanych konstrukcji prawnych, wyobraźmy sobie, że Stalin inaczej podzielił Europę Wschodnią - i Jedwabne znalazło się w granicach Białoruskiej SRS, a obecnie Republiki Białoruskiej. Czy za tę zbrodnię powinien wtedy przepraszać JE Aleksander Łukaszenka?
A jakie ta zmiana ma znaczenie dla mieszkańca np. Śląska czy Wielkopolski? W obydwu przypadkach nie ma on tak samo nic wspólnego z tą zbrodnią.
9. Państwo polskie - czyli obecnie: III RP - mogłoby zrobić w tej sprawie tylko jedno: korzystając z precedensu norymberskiego (iż zbrodnie "ludobójstwa" nie ulegają przedawnieniu), znaleźć polskich zbrodniarzy z Jedwabnego (jeśli jeszcze żyją - i jeśli nie zostali już raz skazani - non bis idem!). Jest to jednak kosztowne i męczące - natomiast przepraszanie idzie politykom gładko - i zapewnia temu, kto przeprasza, znakomite publicity: 30 sekund w telewizjach połowy świata! Jest to więc droga łatwiejsza i przyjemniejsza.
10. Kto zatem odpowiada za zbrodnię w Jedwabnem? Zróbmy pewien myślowy eksperyment.
Dziś III RP napada na Ukrainę. Rząd Republiki Ukrainy emigruje na Cypr, wojsko polskie zajmuje Lwów. We Lwowie dochodzi do pogromu Żydów na dużą skalę - ginie paręset osób. Kto jest za to odpowiedzialny?
Oczywiście nie państwo ukraińskie - które nie istnieje, a w każdym razie nie panuje nad Lwowem. Zgodnie z IV Konwencją Haską z 1907 r. (oraz IV Konwencją Genewską) całkowitą odpowiedzialność za bezpieczeństwo prawne terytoriów okupowanych ponosi okupant. Czyli w tym przypadku byłaby to Polska.
11. Z dokładnie tych samych powodów odpowiedzialność za wydarzenia w Jedwabnem ponosi okupant - bo tylko on miał tam jednostki policyjne i wojskowe mogące skutecznie zapobiec zbrodni. W owych dniach okupantem Jedwabnego i okolic była III Rzesza Niemiecka.
12. Z czego bezdyskusyjnie wynika, że tym, który 10 lipca powinien stanąć przed stodołą w Jedwabnem i uroczyście przeprosić, jest JE Jan Rau, prezydent Republiki Federalnej Niemiec. Tym bardziej, że III Rzesza sprawowała nad tym terenem kontrolę nie tylko formalną, ale i faktyczną: umundurowane formacje niemieckie były na miejscu. W dodatku, jak się wydaje, raczej zachęcały do rzezi - a może nawet ją organizowały i czynnie pomagały - niż powstrzymywały zbrodniarzy. Zresztą z całą pewnością zachęcała do tego propaganda rządzących III Rzeszą narodowych socjalistów.
13. Podkreślam jednak z całym naciskiem: nawet gdyby władze III Rzeszy do mordu nie zachęcały, nie organizowały i nie pomagały - to i tak cała odpowiedzialność spoczywałaby na państwie niemieckim.
Co, oczywiście, nie wyklucza indywidualnego karania zbrodniarzy. (Nawiasem pisząc, powinien to był uczynić już aparat sprawiedliwości III Rzeszy; choć panował tam ustrój socjalistyczny, to jednak prawo jeszcze obowiązywało - a prawo III Rzeszy nie pozwalało jednym ludziom bezkarnie mordować innych. Było to zastrzeżone - i to w ściśle określonych przypadkach - dla funkcjonariuszy ówczesnego reżymu. Były wypadki, że strażnicy z Oświęcimia wędrowali karnie na front wschodni za uderzenie więźnia!)
14. Z analogicznych powodów za zbrodnię, w której współuczestniczyli niektórzy mieszkańcy Jedwabnego, nie mogą odpowiadać ani inni mieszkańcy, ani władze miasteczka. Przypominam, że i burmistrza mianowali już narodowi socjaliści - a więc również w aspekcie lokalnym odpowiedzialność spoczywa na okupancie hitlerowskim.
15. Tym samym wszelkie rozważania o odpowiedzialności "obywateli Polski", "narodu polskiego" czy "państwa polskiego" są bezsensowne - a przepraszać nikt nie tylko nie powinien, ale i nie ma prawa. Takie przeprosiny człowieka, pełniącego obowiązki prezydenta, mogłyby pociągnąć za sobą np. żądania odszkodowań - a do zaciągania takich zobowiązań Pan Prezydent nie ma konstytucyjnego upoważnienia; przepraszając w imieniu III RP, naraziłby się na odpowiedzialność konstytucyjną. Przepraszać p. Kwaśniewski mógłby co najwyżej w Swoim własnym imieniu - jeśli czuje się On za tę zbrodnię odpowiedzialny, oczywiście.
16. Podstawową przyczyną pojawiających się paradoksów jest to, że pojęcie "winy" odnosi się w języku polskim wyłącznie do jednostek; nasza kultura nie uznaje odpowiedzialności zbiorowej. Zwolennicy popularyzowanej i u nas w okresie sowietyzacji azjatycko-judejsko-komunistycznej koncepcji kolektywu zderzają się tu z wyznawcami indywidualistycznej koncepcji grecko-łacińsko-chrześcijańskiej - i wzajemnie się nie rozumieją, gdyż używają tych samych słów w odmiennym znaczeniu.
17. Ostatnim rozpaczliwym argumentem zwolenników przepraszania jest, iż wprawdzie "odpowiedzialność zbiorowa" nie powinna być stosowana, ale skoro jako Polak odczuwam satysfakcję ze zwycięstw reprezentacji Polski - to powinienem również przepraszać za Polaków.
18. Analogia ta jest wadliwa. Z Walią wygrała reprezentacja Polski - selekcjonowana, oficjalnie mianowana i dofinansowywana przeze mnie (choć wbrew mojej woli, ze ściągniętych pod przymusem podatków); gdyby z podwórkową drużyną w Cardiff wygrała przypadkowa 11-tka pracujących tam "na czarno" robotników budowlanych narodowości polskiej - moja satysfakcja byłaby żadna. Mordercy z Jedwabnego przez nikogo nie byli wybierani do reprezentowania Polski - i są w takim samym stopniu reprezentatywni dla Polaków, jak Tymoteusz McVeigh, terrorysta z Oklahomy, był reprezentatywny dla Amerykanów.
19. Analogia ta jest wadliwa i z innego powodu. Odpowiednikiem odczuwania satysfakcji jest odczuwanie przykrości - a nie "przepraszanie". Jeśli reprezentacja Polski wygrała z Walią, to mogę (nie muszę - jeśli np. wygrała niezasłużenie!) odczuwać satysfakcję - ale nie wiąże się z tym obowiązek ani gratulowania reprezentantom, ani robienia czegokolwiek w stosunku do Walii! Myślę, że wielu Polakom istotnie jest wstyd z powodu zbrodni w Jedwabnem - i dlatego dobrze, że o niej się wreszcie pisze - ale na tym się to kończy. P. Kwaśniewskiemu prywatnie może być wstyd, że należy do tego samego narodu, co mordercy z Jedwabnego - ale wegetarianom też jest zapewne wstyd, że wśród jaroszów był Adolf Hitler, jednakże za to nie przepraszają.
20. Przymus przepraszania bardzo szkodzi. Pamiętam, że jako dziecko potrąciłem w parku przechodnia. Krzyknąłem w biegu: "Przepraszam", było mi nieco przykro i wstyd za moją niezgrabność. Jednak ciotka kazała mi wrócić do niego i formalnie przeprosić. Zrobiłem to - ale miejsce uczucia lekkiego wstydu zajęło we mnie (na parę minut) uczucie nienawiści do człowieka, przed którym musiałem się upokorzyć. Myślę, że on też był zażenowany.
21. Jeśli jakieś środowiska chcą wywołać (już od dawna uśpioną) niechęć Polaków do Żydów - to nieźle im się to udaje. Jeżdżąc (dużo!) po kraju, obserwuję wyraźną zmianę w tym kierunku w porównaniu z sytuacją sprzed roku.
I tym ludzkim akcentem kończę te suche rozważania.

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

09 lutego 2011

Lumperka intelektualna

Nie, nie chodzi mi o poziom uposażeń jakie otrzymują ludzie będący ludźmi de nomine wykształconymi, posiadającymi magisterium, doktorat, habilitację.
Chodzi mi o poziom intelektualny tych osób.

W tej chwili praktycznie jest tak, że matura zdana w okolicach roku 1980 ma się tak do obecnej jak ta z 1980 do tej z okresu II RP czyli z przed roku 1939.
Najsłynniejszy maturzysta III RP udowodnił to wielokrotnie (Bartoszewski jak by się ktoś pytał o kogo mi chodzi w tym zdaniu), że matura przedwojenna była wielokrotnie wyższym wyróżnikiem niż magisterium po II WŚ. Również czerwoni kacykowie rządzący w Polsce po 1945 doskonale sobie zdawali sprawę, że wykształcenie przedwojenne było na dużo wyższym poziomie niż po roku 1945.

Przed II WŚ w Polsce było 80'000 osób, które miały maturę bądź wyższe studia, co przy około 24'000'000 mieszkańców stanowiło 0,3(3) procenta, czyli 3,(3) promila.
Czyli 3 ludzi na tysiąc miało maturę, bądź wyższe studia.
Obecnie według dyrektyw MEN maturę ma zdawać około 70 procent populacji. To jak się ma matura obecna do poziomu matury z roku 1939 i lat wcześniejszych.
Jak się ma ta obecna matura do tej, którą ja zdawałem w roku 1981. Ma się nijak. Ludzie, którzy obecnie zdają maturę, na poziomie podstawowym, z wszystkich przedmiotów są skazani na bycie obywatelami II jeśli nie III kategorii. Ale jednocześnie wbija się takiego osobnika w dumę, patrzcie, ja, jako pierwszy w rodzinie zdałem maturę. Jestem KIMŚ.
W ten sposób tworzy się kastę lumperki intelektualnej. Ludzi, którzy posiadają niby formalne wykształcenia, żeby zajmować pewne stanowiska, ale jednocześnie nie dorośli intelektualnie do tych stanowisk.
To jest właśnie ta LUMPERKA INTELEKTUALNA. Są w praktyce jak "marcowi docenci" (marcowi od marca 1968). Nie mają wiedzy, kindersztuby, ani niczego co by ich predystynowało do zajmowania takich stanowisk jakie zajmują, ale jednak zajmują te stanowiska.
I ci ludzie właśnie stanowią bazę wyborczą dla PO i SLD.

Ceterum censeo Moskwa delendam esse.
Andrzej.A

06 lutego 2011

Średnio co 30 lat

30 lat, tyle wynosi średnia pomiędzy kolejnymi zrywami niepodległościowymi nad Wisłą.
Wbrew pozorom nie te mityczne 10 lat, które było za komuny, a więc 1956, 1970, 1981, 1989. Tu mieliśmy do czynienia ze zrywami sterowanymi, zresztą w międzyczasie były pomniejsze ruchawki, takie jak 1968 - walki frakcyjne wewnątrz PZPR, czy 1976.
Natomiast patrząc w szerszej perspektywie czasowej na okres rozbiorów to dochodzimy do wniosku, że od utraty niepodległości w końcówce wieku XVIII czyli w przybliżeniu w roku 1800, to do pierwszego powstania dochodzi w roku 1831 (Powstanie Listopadowe) mija 30 lat. Następny zryw ma miejsce w roku 1863 (Powstanie Styczniowe). Czyli poprawnie rozumując 30 lat to jest okres, w którym aktualny system władzy owszem się okopuje i umacnia, ale jednocześnie pojawia się, czy też konstytuuje się silna grupa społeczna, która ten układ kontestuje i zwalcza. Zwalcza na tyle intensywnie, że dochodzi do formalnego wystąpienia zbrojnego.
W chwili obecnej i tak jesteśmy na dużo lepszej pozycji niż w czasie zaborów, a nawet na dużo lepszej pozycji niż w roku 1918, gdy z Oleandrów wyruszyła mała grupka, która wierzyła w Piłsudskiego. W chwili obecnej mamy co najmniej 4 miliony ludzi, którzy czy to z przyczyn rozumowych, czy też intuicyjnie wierzą w Jarosława Kaczyńskiego, który to polityk wydaje się być obecnie jedynym reprezentantem idei restytucji Narodowego Państwa Polskiego. Jedynym sensownym reprezentantem, czyli mającym za sobą wypracowaną siłę polityczną, organizację, która może przejąć i sprawować władzę.
Obecne czasy są czasami szybszego obiegu informacji, szybszego oddziaływania bodźców ekonomicznych na ludzi, w związku z czym, sądzę, że najbliższy rok, może 2 lata będą przełomowe dla Polski i nie tylko. Nie wiem co się wydarzy precyzyjnie, jednakże ilość nagromadzonych napięć wewnątrz społeczeństwa w Polsce wskazuje na to, że musi nastąpić przesilenie. Niestety obawiam się, że to przesilenie nie odbędzie się w sposób pokojowy, ale że będzie to "kryterium uliczne", takie jak obecnie w Egipcie.

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A