Wybory prezydenckie wygrał Bronisław Komorowski. Pełnia władzy znalazła się po jednej stronie sceny politycznej. Przy czym oczywiście nie mam na myśli PO. PO jest tylko usługowym szyldem dla tego co nazywamy salonem (michnikowszczyzną, układem).
Partia, która jest emanacją salonu, partia posiadająca całkowite i bezwzględne poparcie mediów wzięła pełnię władzy. Oczywiście pojawiają się głosy, że analogiczna sytuacja już miała miejsce i to dwukrotnie, raz gdy rządził PiS a prezydentem był Lech Kaczyński i drugi raz gdy rządziło SLD a prezydentem był Aleksander Kwaśniewski. Otóż nic bardziej błędnego. W obu tych przypadkach rząd i prezydent nie byli tak związani, głównie nieformalnie, z establiszmętem medialno - towarzyskim jak obecnie.
Tusk przed II turą prosił o 500 dni spokoju, nie będę ukrywał, że bardzo źle mi się to skojarzyło z owymi 100 dniami spokoju, o które wzywał w swoim czasie Jaruzelski gdy już skupił pełnię władzy w swoim ręku. Teraz tak samo pełnia władzy jest w jednym ręku.
Pojawiają się głosy, że teraz PO nie będzie miała już żadnej wymówki i że będą musieli się wziąć do roboty.
Nic bardziej mylnego. Już zaczynają się usprawiedliwienia.
A to o tym, że na jesieni wybory samorządowe, a parlamentarne już za rok i wszystko to z takim domyślnym podtekstem, że przecież nie można podjąć trudnych i ciężkich reform w ostatnim roku kadencji sejmu, bo nie ma się szans na ponowne zwycięstwo.
Pojawiają się również inne ciekawe głosy, że ten kryzys, co go nie ma, nie było i nie będzie, to jednak może nas dosięgnąć i to właśnie w przyszłym roku.
Dlaczego wybory zakończyły się sukcesem Bronisława Komorowskiego?
Ponieważ media użyły swoich wpływów w trochę inny sposób niż poprzednio, czego społeczeństwo nie zauważyło.
Sztuczka polegała na tym, że oczywiście straszono powrotem IV RP i tego krwawego zbira Kaczyńskiego, ale w ostatnim momencie tuż przed wyborami sondaże zaczęły dawać zwycięstwo Jarosławowi Kaczyńskiemu. Tym chwytem zmotywowano ludzi będących przeciwnikami Kaczyńskiego i PiS-u do masowego uczestnictwa w głosowaniu. To zaważyło. To niby nic nie znaczący ruch, ale niezwykle istotny, bo gdyby nadal sondaże pokazywały zwycięstwo Komorowskiego to pewna część ludzi nie pofatygowała by się do urn.
Równocześnie z zakończeniem tej kampanii i podawaniem kolejnych coraz bardziej precyzyjnych wyników przez PKW zaczyna się coś kolejnego - teksty o rozpoczęciu kolejnej (chyba wręcz podwójnej) kampanii wyborczej - do samorządów na jesieni tego roku i do parlamentu na jesieni roku przyszłego.
W ciągu ostatnich 5 lat, czyli praktycznie od podwójnych wyborów roku 2005 media stale podgrzewają atmosferę i utrzymują społeczeństwo na granicy nieomalże obłędu (zawału serca) strasząc tym co się może wydarzyć jeśli jeszcze tylko przez następne 5 minut mogli by rządzić przeciwnicy obecnej władzy. Powrót do władzy PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego osobiście uznawane jest za niewyobrażalne horrendum, które gdyby się wydarzyło to niewątpliwie oznaczało by koniec świata.
Za pół roku wybory do samorządów, za półtora wybory do sejmu. Jakich jeszcze sztuczek użyją media aby nadal utrzymywać ludzi w takim stanie wiecznego wzburzenia. Na ile jeszcze wystarczy im amunicji i kiedy ludzie zorientują się, że są to wszystko ślepaki - to ciekawe zagadnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz