14 stycznia 2011

Tym raportem to se można ...

No właśnie,  se można ...
W rozgardiaszu i szumie medialnym umykają rzeczy podstawowe.
Formalnie rzecz ujmując MAK jest firmą wydającą atesty, czyli zezwolenia do eksploatacji, dla samolotów i lotnisk. I RÓWNOCZEŚNIE ma być instytucją, która bada wypadki lotnicze na lotniskach, które wcześniej zaopiniowała pozytywnie jako zdolne do wykonywania z nich lotów oraz dla samolotów, które z tych lotnisk startują i na nich lądują.
Czyli ta sama instytucja ma dokonywać śledztwa wobec potencjalnych swoich wcześniejszych uchybień lub kanciarstw. I to jest pierwszy punkt programu, na którym ta cała impreza może zostać wyśmiana w góra trzeciej sekundzie.

Punkt drugi zabawy.
MAK jest formalnie komisją techniczną ergo ma za zadanie odpowiedzieć na pytanie CO SIĘ WYDARZYŁO, czyli sekunda po sekundzie prześledzić na podstawie rejestratorów co się działo z samolotem, jakie były parametry lotu, jakie czynności podejmowali piloci, w jakim stanie są podzespoły samolotu po awarii i jaki w związku z tym mógł być przebieg samego wypadku.
Tymczasem nie, firma MAK wypisuje strofy o "niewypowiedzianych naciskach" pierwszego pasażera.
Jedyny element, który mogli użyć było stwierdzenie, że jedna z ofiar miała we krwi 0,6 promila - co skądinąd wydaje się wątpliwe czy jest to prawda. ale powiedzmy, że jest to prawda.
Jako firma techniczna powinni również przedstawić stan techniczny lotniska z przeprowadzonym "oblotem".
Nie zrobili tego, natomiast powypisywali bajki z mchu i paproci na temat stanu psychologicznego pilotów, stanu nacisku ze strony pasażerów - czyli poszli w szeroko rozumianą literaturę S-F.

I wreszcie punkt trzeci.
Mogli przedstawić stenogramy, czyli spisane z taśmy odgłosy z kabiny pilotów, ale NIE WOLNO im było puszczać tego jako swoistego "podkładu muzycznego" w czasie prezentacji tego "raportu".

To są podstawowe uchybienia formalne popełnione przez Rosję w tej kwestii. Obecny rząd w Polsce oczywiście nie podniesie nawet tych elementarnych spraw, które ja nie będąc prawnikiem ani specem od lotnictwa byłem w stanie wygrzebać w przeciągu kilkudziesięciu godzin. Rząd powinien mieć ludzi, którzy takie rzeczy wiedzą a'vista na pstryknięcie palcami, ale jak widać to ten "rzund" tego nie chce.

Co dalej się wydarzy z tak zwanym "śledztwem", ano nic, bo nie sądzę, żeby ktokolwiek z osób, które jeździły do Smoleńska składać kwiaty na miejscu tragedii miał ochotę spotykać się z przedstawicielami prokuratury rosyjskiej na terenie ichniej jurysdykcji.  A takie propozycje już usłyszały wdowa po Januszu Kochanowskim oraz wdowa i córka prezesa Kurtyki. Propozycje jakie te panie dostały nie były wolne od gróźb spędzenia 10 lat w mało romantycznych miejscach.

Tym prostym zabiegiem śledztwo zostanie zablokowane, bo rosyjska prokuratura będzie się domagać i ŻĄDAĆ żeby ci ludzie przyjeżdżali i zeznawali, a oczywiście nikt nie jest na tyle głupi, żeby tam pojechać zeznawać przed prokuratorem.
Tym oto prostym posunięciem Rosja zapewniła sobie fakt, że nigdy nie wyda szczątków tego samolotu, bo przecież postępowanie prokuratorskie się nie skończyło, nie mówiąc o przewodzie sądowym.
A ilość szczątków na lotnisku w Smoleńsku powoli acz systematycznie będzie malała, tak samo jak na filmie o Hannibalu Lecterze pracownik magazynu FBI mówi: "... kokaina też stąd znika ... powoli".

Rosja usiłowała zrobić z Polaków pijanych debili, którzy rzucają się z szablami na czołgi (komu zawdzięczamy ten obrazek - no właśnie Wajdzie) i niewątpliwie częściowo im się to udało. Najchętniej taka tezę podchwyciły media w Niemczech i w Belgii. Dużo więcej sceptycyzmu, a czasami wręcz obśmiania tez przedstawionych przez MAK można było wychwycić w mediach u Angoli i we Francji. Oczywiście im bardziej lewicowe medium, tym większa akceptacja dla "raportu" MAK.

A ja ponawiam apel o odtajnienie zapisów trzeciej czarnej skrzynki, która została wydobyta z wraku i odczytana w Polsce, oraz o odtajnienie zapisu rozmów z pokładu samolotu, który był cały czas na podsłuchu ABW i pełna rejestracja dźwięków znajduje się w Warszawie (a przynajmniej takie były enuncjacje w przeciągu pierwszego tygodnia po tragedii).

P.S.
Dwie osoby usłyszały dzisiaj ode mnie, że jeżeli by spróbowały przyjść do mnie w wieczór Wigilijny to muszą się liczyć z tym, że pogonię bykowcem.


Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

Brak komentarzy: