11 grudnia 2011

Czy stan wojenny był konieczny

Czy stan wojenny był konieczny? Ewentualnie drugie równie adekwatne pytanie: kiedy i co zdecydowało o nieuchronności wprowadzenia stanu wojennego.

Stawiam takie dwie tezy:
1. O konieczności wprowadzenia stanu wojennego zdecydowały wyniki obrad Zjazdu Solidarności w hali Oliwii - wcześniej nic nie było przesądzone
2. Gdyby I Zjazd Solidarności zakończył się wyborem innych władz - korowcy stanowili by zdecydowaną większość we władzach Solidarności, to stanu wojennego by nie było.

Tak, wiem, te tezy są niezwykle trudne do udowodnienia. Dlatego też będę się posługiwał dowodem indukcyjnym.

Dowód.

Kwestia pierwsza.
Żeby zrozumieć kim byli korowcy należy się cofnąć trochę w czasie i przeczytać sławetny list Kuronia - Modzelewskiego do PZPR, który zaowocował wyrzuceniem obu delikwentów z PZPR i więzieniem. Wszyscy się tym zachwycają, jacy odważni, jacy wielcy, postawili się władzy. Ale tak mogą mówić tylko ci, którzy tego listu nie przeczytali. Bełkot komunistyczny to jedyne adekwatne słowa jakie odzwierciedlają treść tego listu. Oczywiście to nie sam Kuroń był organizatorem KOR-u, ale po zatrzymaniu grupy Macierewicza to właśnie Kuroń przejął całość spraw bieżących i organizacyjnych. Przejął również większość kanałów komunikacyjnych i pomocowych jakie były skierowane od i do Polski z zachodu.
I właśnie te kwestie, możliwość informowania zachodu o tym co się dziej w Polsce oraz możliwość absorpcji pomocy (w tym finansowej) stanowiły o sile tej grupy. To swoją drogą ciekawe zjawisko, że telefon w mieszkaniu Kuronia zawsze działał i nigdy nie było problemu żeby się z tego telefonu połączyć z Paryżem lub odwrotnie.

Kwestia druga.
W kraju, czyli poza Warszawą i innymi dużymi ośrodkami, KOR w praktyce nie istniał. Ponadto ludzie, tacy zwykli, czy to robotnicy, czy urzędnicy nie lubili takiej nowomowy jaką się KOR posługiwał. Ludzie woleli zamiast rozwlekłych rozważań proste postawienie sprawy.

A teraz przenieśmy się na chwilę do roku 1989 i przyjrzyjmy się temu kogo wybrano, a kogo się ewidentnie pozbyto przed obradami Okrągłego Stołu. Władza zrobiła tutaj czysty pijarowski cyrk. W oficjalnych komunikatach przed obradami powiedziano jawnie, że: "dla ekstremistów miejsca nie będzie", niby wskazując na Kuronia i Michnika. Tymczasem ludzi, którzy stanowili faktyczny problem dla władz po prostu pozbyto się z kraju - exemplum Kornel Morawiecki, który w efekcie przedzierał się do kraju z Wiednia przez 'zieloną granicę", czyli nielegalnie. Natomiast Kuronia i innych zaakceptowano dosyć bezproblemowo.

No to cofnijmy się do hali Oliwii w czas I Zjazdu.
KOR w czasie obrad się niby rozwiązuje, licząc zapewne na dosyć duży udział we władzach nowo utworzonej organizacji. Tymczasem nie, ludzie ich nie chcą. Bo wbrew pozorom ludzie zdają sobie sprawę, że KOR w wykonaniu Kuronia i innych to nie jest organizacja, która będzie rzeczywistą reprezentacją społeczeństwa. Że to są dysydenci, czyli odszczepieńcy od głównego nurtu marksizmu - leninizmu, a nie reprezentanci społeczeństwa. I to jest ten sygnał i ta lekcja, którą to środowisko zapamięta i przyswoi dość dokładnie. W szeroko rozumianym społeczeństwie są nikim, nie mają żadnego poparcia. To dlatego później będą dążyć do przejęcia środków masowego przekazu - właśnie po to, żeby dotrzeć do każdego domu za pośrednictwem szklanego ekranu, własnej gazety i innymi środkami.
KOR jest rozwiązany (przynajmniej formalnie), a ludzie KOR-u spuszczeni w kanał. Resztę znamy - 13-12-1981.
Jako ciekawostkę należy przytoczyć pierwsze istotne wystąpienie Kuronia zaraz po dotarciu do Gdańska w czasie strajku roku 1980. Kuroń powiedział wtedy mniej więcej takie słowa (cytat z pamięci): "Wałęsa to agent, a komitety strajkowe powinny się rozwiązać i całość negocjacji z władzą przekazać KOR-owi. ". No to są dwie możliwości, albo Kuroń wiedział (czyli ktoś mu powiedział), albo był jasnowidzem.

Co by było gdyby KOR uzyskał większe wpływy, a nawet przejął władzę w związku?
To akurat dosyć proste. Nie było by stanu wojennego, nomenklatura komunistyczna uwłaszczyła by się dużo spokojniej i w dużo większym stopniu na majątku narodowym. Pod względem gospodarczym było by tak jak w Rosji. Bo to co było po 1989 to było żałosne ratowanie resztek, które skądinąd umożliwiono.

Zbierając razem pewne okruchy wiedzy, które powoli wyłaniają się z odmętów naszej niewiedzy można z czasem dojść do dosyć ciekawych konstatacji.

Ta słabość KOR-u objawi się jeszcze jednym ekscesem, który będzie dla nich stanowił horrendum. Chodzi o sławetną "komisję Rokity" z czasów sejmu kontraktowego. Wtedy to nikomu nieznany poseł z tylnych ław poselskich, czyli z tak zwanego "terenu", zgłosi projekt uchwały powołania komisji do spraw zbadania działalności MSW w latach 1980-1989. Przewodniczącym zostanie Jan Rokita, który sam wprawdzie będzie mówił "nieszczęsna komisja", ale będąc państwowcem uczciwie wykona pracę, którą sejm mu powierzy. Późniejszy raport, zwany "Raportem Rokity" zostanie pierwszym prohibitem III RP - zostanie utajniony. Potem już w okolicach roku 2000 okaże się, że jest jawny i nikt nie chce się przyznać do tego kto go utajnił i kto i w jakich okolicznościach klauzulę tajności zdjął.

Analogicznie jak w chwili obecnej. Pewne osoby i pewne poglądy są akceptowalne i podlegają dyskusji na szerokim forum społecznym, a niektóre osoby są z definicji oszołomami, moherami, ciemnogrodem i nie ma o czym z nimi dyskutować.
Dyskusja z Kuroniem i innymi w roku 1981 była jak najbardziej możliwa, wszak była by to dyskusja "w rodzinie". Dyskutować z jakimiś "przypadkowymi" ludźmi, których nie wiadomo kto wybrał i nie wiadomo kto popiera, na to władza się zgodzić nie mogła.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

W kwietniu 1980r brałem udział w dużych manewrach wojskowych na południu kraju.Byla jeszcze zima, śnieg leżał w lasach.Rekrut, czylui powolani naćwicenia żolnierze niezawodowi byli traktowani jak bydło. Musieli spac po rowach w przesiekach leśnych itp. Uczestniczący przedstawiciele władz cywilnych probowali wplywac na dowodztwo w obronie ludzi i byli zbywani i traktowani per noga.
Zperspektywy czasu nie mam wątpliwości, że byly to procz manewrow, przygotowania do stany wojennego, do zapanowania nad tłumem. A byl to początek 1980r.
Potem, w czasie stanu wopjennego miałem ,możność obserwowania wpojskowych, zarządców (komisarzy) zakładow pracy. Byli to w wiekszości współplemieńcy Kuronia i Michnika. Wspominam oi tym, bo Jaruzelskiego probuje sie przedstawiać jako antysemitę,sprawcę czystek w wojsku w 1968r. (Załganie 1968r zasługuje na oddzielne rozważania).
Nie mam wątpliwosci, że zarowno jak powstanie Solidarności jak i wszelkie dalsze działania były szczegółowo zaplanowane, pewno w Moskwie. I trwaja do dziś.
Pozdrawiam, starszy.

Anonimowy pisze...

Miałem 9 lat w tamtym czasie... Pamiętam SKOTA http://pl.wikipedia.org/wiki/SKOT obok bloku, czołg T72 http://pl.wikipedia.org/wiki/T-72 koło sklepu, w którym nic nie było na półkach... Moi rodzice aby iść do pracy musieli posiadać specjalne przepustki - bez nich byliby natychmiast aresztowani.
Sporne SEDNO SPRAWY:
Z relacji ojca mojego kolegi (sprzed parunastu lat), który często w sprawach służbowych podróżował za wschodnią granicę wynikało jasno iż Rosjanie i ich czołgi stali w znacznych ilościach przy naszej granicy w tamtym czasie. Szkoda iż obecnie osoba ta nie żyje - dopytałbym więcej szczegółów... Potężna armia według jego słów zmobilizowana była na pewno nie dla zabawy. Subiektywnie wyciągając wnioski - stan wojenny był najprawdopodobniej konieczny ale bez ofiar i represji.