26 grudnia 2011

Karabin UR wz. 35

Do napisania tego wpisu skłoniły mnie artykuły jakie pojawiły się w przedświątecznym numerze "Uważam Rze", gdzie duża grupa zawodowych autorów, w tym jeden profesjonalny pisarz S-F (Ziemkiewicz), rozwijała swoje wizje na temat tego co by było gdyby.
Profesjonalni ci autorzy używali "DUŻYCH ZWROTNIC", a to zmiany sojuszy jakie Polska mogła zawrzeć przed 01-09-1939, a to niemożności zwycięstwa Lenina w Rosji w 1917. No grube rzeczy chłopaki opowiadali. Mówiąc szczerze, czytając ich twórczość człowiek może pomyśleć, że owszem, wszystko to jest (było) możliwe. Nikt jednak z tych twórców nie zająknął się nad tym, że czasem duże zmiany są powodowane przez niby nic nie znaczące i drobne elementy.
Takim niby drobnym i nic nie znaczącym elementem jest właśnie karabin, a własciwie rusznica przeciwpancerna UR wzór 35.

A oto podstawowe parametry tej broni:

kaliber: 7.92 mm
nabój: 7.92*107 DS
Długość: 1760 mm
długość lufy: 1200 mm
predkość początkowa pocisku: 1275 m/s
szybkostrzelność praktyczna: 8-10 strzałów na minutę
Przebijalność pancerza: 33 mm z odległości 100 m
                                        15 mm z odległości 300 m
Wyprodukowano: około 3500 egzemplarzy.

I właśnie ten ostatni element niech będzie naszą zwrotnicą.
Wyobraźmy sobie, że w latach przed II WŚ wyprodukowano nie 3'500 sztuk tej broni, ale tak ze 100'000 jednostek tej broni, plus około 1'000 naboi na każdy karabin.
W tym miejscu należy podać jakim uzbrojeniem pancernym i strzeleckim dysponował Wermacht i Armia Sowiecka we wrześniu 1939 roku. Nie będę przytaczał szczegółów - nie mieli sprzętu pancernego, który mógłby oprzeć się działaniu karabinu UR wz. 35. Kto ciekaw może zajrzeć do źródeł, nawet do Wiki-Pedii, gdzie w miarę uczciwie przekazano stan i zakres rozwoju broni pancernej Niemiec i Sowietów w 1939 roku.
Nie mieli sprzętu, który mógłby się przeciwstawić mocy jaką dysponował ten karabin (właściwie rusznica).

Skuteczny ogień karabinu  UR pozostawiał również daleko w tyle całą broń strzelecką ówczesnego teatru działań wojennych.
Wyobraźmy sobie, że do dnia 17-09-1939 całość wydarzeń przebiega tak jak dotychczas, nic nie ulega zmianie. Dopiero 17-09 z magazynów zostaje wydanych żołnierzom, a jak zajdzie potrzeba to i cywilom, odpowiednia ilość karabinów UR.
Co się dzieje dalej?
Dalej następuje jatka.
Ani Niemcy, ani Rosja nie dysponuje odpowiednim sprzętem, aby chronić swych żołnierzy przed ogniem tego karabinu. Nawet przewaga w lotnictwie nie zapewnia im możliwości pokonania polskiej armii.
Niszczenie sprzętu nieprzyjaciela wygląda niezwykle spektakularnie. Jadący transporter, czy ciężarówka jest trafiany pojedynczym strzałem z dystansu, który jest poza zasięgiem całej broni strzeleckiej jaką dysponują wrogowie. Należy podkreślić, że większość niemieckich zapasów strategicznych na okres kampanii wrześniowej została wyczerpana w dniu 14-09-1939. Rezerwy mieli tylko w granatach do moździerzy kalibrów ponad 80 mm. A to jednak trochę mało jak na prowadzenie wojny.

To jak mogły wyglądać dalsze losy II WŚ?
Polska walcząca na dwóch frontach w wojnie pozycyjnej przeciwko dwóm wrogom. To jednak jest troszeczkę co innego niż zagarnięcie 47% terytorium przez Niemcy i 53% terytorium przez Sowietów. Nie oczekując nadmiernej szczodrobliwości ze strony zachodnich aliantów można  by jednak przyjąć, że zaatakowali by w końcu Niemcy.
I to by była dopiero ciekawa sytuacja.
Na zachodnim teatrze działań Francja i angielski korpus ekspedycyjny walczą z Niemcami, równocześnie Niemcy walczą z Polską, a na wschodzie Polska walczy z Rosją. Jeśli weźmiemy pod rozwagę zachowanie takich państw jak Węgry i Rumunia z roku 1920, to możemy przyjąć, że nie walczylibyśmy sami. A na pewno otrzymalibyśmy wsparcie materialne.
Polska walczy na dwa fronty, ale Niemcy również. Rosja może się spodziewać w każdej chwili ataku Japonii żądnej rewanżu za Chałyn-Goł.
To nie są rzeczy trywialne, jak nas usiłują w swoich historiach alternatywnych przekonać autorzy w "Uważam Rze".

Jedna drobna zmiana, a nie zmiana całego układu geopolitycznego, mogła spowodować zupełnie inny kierunek jaki mogła obrać historia.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Podobno "Enigma" tzn jej rozpracowanie było takim wielkim wkładem w "wygranie " wojny. I co nam to dało? Utajnienie archiwow brytyjskich na nastepne lata?
Alternatywne wersje historii bylyby cos warte, gdybysmy znali prawdziwa wersje tej , ktora sie wydarzyła.
Podobnie jak po 1989r w archiwach buszował Michnik et consortes, tak w 1944-5 roku takich Michników byly tysiace i czyscili zarówno po stronie aliantow zachodnich jak i sowietów co chcieli. Historię piszą zwyciężcy. My tylko na podstawie swoich ( i rodzinnych) doświadczen mozemy przypuszczać, że gorzej być nie mogło. W zajętej przez sowiety strefie nie miało w zasadzie znaczenia czy było sie sojusznikiem, czy przeciwnikiem Hitlera. A my bylismy wszystkim niewygodni.
Ja sam tłumaczę sobie fakt, że nie przystąpiliśmy do paktu antykominternowskiego wpływami mniejszosci narodowej i sowieckiej agentury. Zapłacilismy za to straszną cenę i płacimy ją ciągle.

djans pisze...

Podobnie jak z UR-em moglibyśmy postąpić z produkcją VIS-ów (nie bawiąc się z jubilerskie cacka, tylko wypuszczać w jakości takiej, jak Niemcy po przejęciu fabryk). Można też było pomyśleć o najprostszym peemie miast dziwacznego MORS-a o dwu spustach. Takie drobiazgi, plus najnormalniejszej strategii obronnej w miejsce tego manifestu politycznego, który urządziliśmy we wrześniu mogłoby istotnie trochę zmienić.

Przebieg bitwy pod Morką wskazuje, że jakkolwiek dobrze byśmy sobie nie radzili z bronią pancerną, to jednak wrogie panowanie w powietrzu, przy niedostatku środków p-lot mimo wszystko jest nie do pominięcia.