02 czerwca 2010

Anatomia władzy - recenzja

Zapis siedmiu rozmów pomiędzy Erykiem Mistewiczem i Michałem Karnowskim.
Kim jest Eryk Mistewicz.
To specjalista od PR, ale nie takiego zwykłego polegającego na dopilnowaniu żeby polityk wyglądał schludnie. To raczej twórca wizerunku i specjalista od wymyślania zagrań i przeciwdziałań na arenie oddziaływania na wyborców.
Karnowski to dziennikarz, tu raczej nie ma potrzeby wyjaśniać czegokolwiek.

Mistewicz opisuje jak zmieniły się metody oddziaływania na wyborców w dobie zmian technologicznych. Oto kilka z podstawowych tez jakie przekazał na łamach tej książki.

Nie jest ważne (a w każdym razie nie najważniejsze) jakie się ma poglądy.
Ważniejsze jest żeby być rozpoznawalnym.

Nie jest ważna kampania wyborcza.
Kampania wyborcza rozgrywana jest codziennie.

Nie jest wskazane aby sam polityk czy też ktoś z jego zaplecza mówił o sobie.
Wskazane jest znaleźć anonimowego Jasia i Małgosię, którzy o polityku powiedzą.

Nie można mówić długo.
Maksymalny czas skupienia odbiorcy nad przekazem nie przekracza 10 sekund.

Ważne jest mieć grupę wsparcia na Twitterze i na Facebooku.
Ale najważniejsze jest aby móc stworzyć narrację i opowiedzieć "story".

Nie podoba mi się wizja Mistewicza, oj nie podoba. Zresztą Karnowskiemu również się taka wizja uprawiania polityki nie podoba. Karnowski usiłuje argumentować za rzeczową debatą, ale niestety w moim odczuciu przegrywa. Przegrywa z faktami. Bo fakty przytaczane przez Mistewicza wyraźnie wskazują, że to on ma rację.
Szybka piłka, szybka wrzutka i po zabawie.

Książka ta wyraźnie pokazuje mizerię tandemu Bielan Kamiński - osławionych spin - doktorów PiS-u. Sorry chłopaki, leszcze jesteście i nędzni amatorzy. Wasza nieudolność wychodzi wprost z każdego potknięcia jakie zanotowali Lech i Jarosław na przestrzeni ostatnich lat.
Bo nie na tym polega zaawansowany PR (Mistewicz mówi o pijarze trzeciej generacji), żeby być z obiektem w czasie agresywnej ograniczonej w czasie kampanii wyborczej, ale na tym, żeby być codziennie.

Codziennie mówić, wręcz wmawiać, obiektowi że ma zrobić to i to. Taki ma wygenerować przekaz do mediów. A jeśli media nie chcą tego przekazu - nie szkodzi puszczamy przekaz do internetu.
Na przykładzie akcji w Gruzji gdy samochód prezydenta został ostrzelany Mistewicz pokazuje jak można było to rozegrać. Do matki prezydenta udaje się ciupasem ekipa z kamerą i nagrywa wywiad i pierwsze wrażenia, nawet takie chropawe, ale to nie jest ważne. Potem coś takiego puszcza się do mediów i do sieci.
Gdyby po takiej akcji Komorowski wyskoczył ze swoim "jaki prezydent, taki zamach" ludzie by go zjedli, uznali za zdrajcę.
Tymczasem nasi milusińscy, którzy zaliczyli jedno zwycięstwo i jedną porażkę siedzą sobie w Brukseli i wydaje im się że z tamtego miejsca mogą zdalnie tym sterować - totalny brak profesjonalizmu.
Tu zresztą Mistewicz mówi jawnie, szansa na to, żeby osoba z wnętrza grupy mogła realizować skuteczny wysoko zaawansowany pijar jest znikoma.
Co do wyborów 2007 to Mistewicz mówi wyraźnie, zostały przegrane na własne życzenie, poprzez zaniechanie. Bo trzeba było pojechać po bandzie, bo tydzień przed wyborami Ziobro powinien wystąpić i powiedzieć, że konta lewicy zostaną ujawnione za dwa tygodnie, ze wszystkimi szczegółami, kto ile i kiedy wpłacał.

Mistewicz mówi również o innych. Janusz Palikot to według jego terminologii "megapolityk", który żyje i funkcjonuje w przestrzeni publicznej tylko dlatego, że jest rozpoznawalny. A jest rozpoznawalny dlatego, że jest zapraszany - i tu koło się zamyka, sławny bo sławny.
Wyczyny Palikota to prosta funkcja czasu. Żeby wiedzieć po co Palikot robi kolejny dym na wizji i fonii trzeba się z reguły cofnąć o 6-8 godzin i będzie wiadomo jakie wydarzenia Palikot stara się zdeprecjonować bąądź zakrzyczeć.

Nie jest to prosta lektura, ale chyba warto się wysilić, żeby przeczytać te kilkaset stron, bo wtedy pewne zachowania i działania polityków przestaną być dla nas niezrozumiałe lub dziwne.

Brak komentarzy: