08 listopada 2010

Ja wiem, Ja wiem, mnie wybierz

Co wiem, no to proste, jak wygrać wybory.
Sprawa jest trywialna, wystarczy dać się podejść jakimś ubekom, potem porozmawiać z ich szefami i szefami tych szefów, a potem z górki. Udzielić im jak największych koncesji, udogodnień, napisać parę ustaw pod ściśle zainteresowany i w sumie ograniczony krąg osób i sprawa załatwiona.
Zwycięstwo jest jak w banku.
No wprawdzie redaktor M z pewnej gazety na G musiał by z dnia na dzień pokochać swojego dotychczasowego wroga numer jeden, ale nie takie rzeczy redaktor robił, żeby i tego nie móc dokonać. Te inne zaprzyjaźnione media też by pokochały kogo by im wskazano, to oczywiste. Przecież kocha się tego kogo wskaże partia (w tym wypadku mam na myśli partię wewnętrzną), a nie tego kogo się chce, bo co to by było za bezhołowie gdyby tak kochano kogo się chce.

Tylko jeżeli PiS miał by zacząć tak działać to po cholerę nam PiS. Mamy już jedną partię, która działa według tego schematu. Wyrywnych aby na taką partię głosować jest aż nadto jak widać na załączonym obrazku.
Wszelkie głosy, aby PiS stał się partią "przewidywalną", "koncyliacyjną", "zdolną do zawarcia koalicji", "mogącą nawet wygrać wybory", właśnie tak odbieram. Jako próbę czy też próby spacyfikowania PiS - wprowadzenia PiS i znacznej części jej działaczy w orbitę wpływów "układu" vel "salonu".
Jak słusznie zauważył RAZ w jednym ze swoich ostatnich felietonów Jarosław Kaczyński doznał w swoim politycznym życiu dwóch cudów. A obecnie oczekuje na ten trzeci. I wcale nie jest powiedziane, że się nie doczeka, raczej wręcz przeciwnie. Doczeka się i to wcześniej niż później. Bo matrix się sypie, a jak zaczyna się sypać to sprawa zaczyna z reguły przybierać postać lawiny.

Tak to w tej chwili widzę.

Brak komentarzy: