28 listopada 2010

O szlachectwie - w odpowiedzi Nicponiowi

Z tym szlachectwem to ciekawa sprawa jest. Ludzie chcą być jak dawni Panowie Bracia, tylko niespecjalnie wiedzą jaki wzorzec jest właściwy. W związku z czym kopiują coś co nijak się ma do rzeczywistości i wychodzi pasztet.
Jak ktoś tak jak ja miał pradziadka rolnika (a jakże z ukończoną SGGW), ale dziadek był już lekarzem, tak za II RP co to podobno była "Pańska Polska", która nie dawała szans awansu. To ja znając historię swojej rodziny wiem, że to nieprawda.

Tu dygresja, ten pradziadek to miał takie możliwości, że utrzymywał swoją nieuleczalnie chorą siostrę przez 20 lat w instytutach w Szwajcarii - jakiego rolnika w tej chwili stać na coś takiego w Polsce? Mam prawo być z niego dumnym.
Koniec dygresji.

Że jak ktoś chciał i nie był ociężały na umyśle to mógł. Że w takich Lipcach Reymontowskich to pierwszych trzech "komisarzy ludowych" jak to się mówi "popełniło samobójstwo" poprzez rzucenie się pod pociąg - znaczy się tubylcy widłami załatwili, to ja znając te historie jestem dosyć odporny na różne brednie i fałsze. Ten mój dziadek to był potem w NSZ-cie i praktycznie do śmierci się ukrywał - nigdy nie dał się zwieść na żadne ujawnienia, amnestie i inne tego typu bzdury.

Kolejna dygresja.
Tak, pochodzę z Lipiec Reymontowskich - dawniej po prostu Lipce, to ta wieś, którą Reymont opisał w swojej książce, nawet wiem kto jest kto, a jakbym pojechał do Lipiec i przeszedł się po cmentarzu albo porozmawiał z proboszczem to na pewno trzeźwy bym stamtąd nie wyjechał.
Koniec dygresji.

To ja się nie mam czego wstydzić i z całym spokojem mówię, że jestem ze wsi, chociaż od 3 pokoleń mieszkam w Warszawie. Ale ludzie chcą się uszlachcić na chybcika, już natychmiast. Zdał maturę (jako pierwszy w rodzinie) i już wielki inteligent - miastowy.
Nie da się przeskoczyć pewnych szczebli rozwoju. Ktoś kto przybywa do miasta musi przejść pewien proces, żeby gdzieś tam za 2-3 pokolenia móc o sobie powiedzieć, że jest inteligentem, miastowym, człowiekiem szlachetnego umysłu. Nie chcę przez to powiedzieć, że ludzi przybywających do Warszawy czy innego dużego miasta z małych ośrodków uważam za coś gorszego en'mass. Nie, wśród nich są też ludzie, którzy są takimi złotymi samorodkami, którzy od ręki staja się inteligentami ze względu na swe walory intelektualne, ale to są nieliczne wyjątki.
Droga awansu powinna być przejrzysta i precyzyjna: dla wybitnych studia w tempie przyspieszonym, dla dobrych i bardzo dobrych w tempie normalnym, dla średniaków jakieś tam uproszczone (licencjat), dla kiepskich matura jako szczyt możliwości.
I to powinno być normalne. Tymczasem pokazuje się ludziom i promuje takie postawy, które temu naturalnemu procesowi przeczą. I ludzie od tego głupieją i w dodatku trudno ich za to winić.
Z człowiekiem jak z komputerem jak na wejściu są śmieci to na wyjściu nic innego prócz śmieci pojawić się nie może.

To co się dziwić, że ludzie mają ciągotki w kierunku "szlachectwa", chociaż niezwykle opacznie rozumianego. lub wręcz niezrozumianego. Chcą być lepsi, to dobrze, ale trzeba im powiedzieć, że bycie lepszym i wolnym niesie za sobą pewne zobowiązania.
Że będąc człowiekiem wykształconym i majętnym (może nie tak jak Ty Nicponiu) mam pewne zobowiązania. Nie mogę pani w sklepie na kasie traktować a'priori jak śmiecia, nie mogę pani, która przychodzi mi sprzątać mieszkanie traktować jak kogoś gorszego, po prostu tego robić nie wypada, ale żeby wiedzieć, że coś wypada albo nie, to trzeba przejść tę drogę awansu w czasie kilku pokoleń, a nie w parę lat czy miesięcy.
Jako wyjaśnienie do tego posta wypada mi polecić moje wcześniejsze publikacje, które może nie są tak jawnie związane, ale jednak się łączą:
http://pulldragontail.blogspot.com/2010/10/trzecia-proba.html
http://pulldragontail.blogspot.com/2010/09/melchior-wankowicz.html
http://pulldragontail.blogspot.com/2010/08/casus-nowej-huty.html

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

nie mam się z czym pokłócić :(