02 listopada 2010

Nic się nie zgadza

Po publikacji "Wprost"
Nie, nie czytałem tego artykułu, przeczytałem natomiast refleksje Łukasza Warzechy na S24 i wysłuchałem Jego refleksji w porannej Trójce na ten temat.
Warzecha słusznie zauważa, że albo poseł Deptuła musiał mieć włączony telefon przez cały czas, albo musiał poświęcić co najmniej minutę na jego uruchomienie, czyli na około minutę przed katastrofą musiał wiedzieć, że coś jest krzywo. A taka teza stoi w jawnej sprzeczności z opublikowanymi uprzednio stenogramem rozmów z "czarnej skrzynki".
Redaktor Warzecha rozważał w porannej Trójce motywy, które skłoniły prokuratorów do kontrolowanego przecieku, który zaowocował tymże artykułem we "Wprost".
Redaktor stawia dwie tezy:
1. Prokuratorzy będąc naciskani przez "czynniki", a nie widząc innego wyjścia, postanowili trochę puścić farbę, żeby "czynniki" nie mogły już na nich naciskać.
2. Przeciek jest formą nacisku na Rosję, żeby w swych "ustaleniach" nie jechali po bandzie.
Nie bierze jednak pod rozwagę trzeciej możliwości, która wydaje się w tej chwili najbardziej prawdopodobna.
Otóż buńczuczne zapewnienia naszych urzędników, że raport do chwili nabrania formy końcowej jest tajny i upublicznienie go w tej chwili daje wbrew pozorom broń do ręki stronie rosyjskiej. Otóż Rosjanie z całym spokojem stwierdzą, że skoro strona Polska nie była w stanie przypilnować tajnego materiału to sprawę uznaje się za zakończoną, a wszelkie zażalenia na obecną treść "raportu" MAK to sobie możecie składać do składu desek w Amsterdamie. Koniec i kropka. Archeolodzy wypierdalać, a Edmund Klich i prokuratorzy mają stały i dożywotni zakaz wjazdu na teren Rosji.
Proste jak konstrukcja cepa. Tygodnik "Wprost" posłużył jako proste narzędzie w rozgrywce służb i swoją robotę wykonał. Oczywiście redaktor naczelny (zwany człowiekiem o chytrym nazwisku) będzie się zarzekał, że zrobiono to dla dobra wspólnego, dla przejrzystości sprawy i zgodnie z najlepszymi standardami dziennikarstwa śledczego - kto głupi to może nawet i uwierzy.


Na marginesie może warto wspomnieć o publikacji tutaj: http://niezalezna.pl/blog/show/id/3344
Zwłaszcza ten fragment: "... Ks. Adam Pilch wysłał esemesa do biskupa Mieczysława Cieślara, że mieliśmy katastrofę, ale żyjemy. Cieślar zginął na prostej drodze w wypadku samochodowym. ...". 


Ciekawe ile jeszcze takich kwiatków, sms-ów, nagrań na pocztę głosową istnieje.

Brak komentarzy: