28 grudnia 2010

Sytuacja medialna na Węgrzech

Zespół redakcyjny Washington Post pisze, iż Orban wprowadza swój kraj na drogę Białorusi i Rosji przez wprowadzenie dwóch ustaw medialnych: jedna z nich daje Fidesz kontrolę nad mediami publicznymi, a druga wprowadza system kontroli nad treścią publikowaną przez dziennikarzy (dotyczy TV, prasy, radia i internetu).

Nie znam sytuacji medialnej na Węgrzech, nie znam również treści tych ustaw, które rząd premiera Orbana chce wprowadzić (już wprowadził?).
Z tekstu opublikowanego w Washington Post również tej wiedzy uzyskać nie można. Również w naszych mediach jak i w internecie takiej wiedzy uzyskać się nie udaje.
Tylko co to wszystko razem oznacza.
Węgry są suwerennym krajem, wprowadzają jakieś rozwiązania prawne i nic nikomu do tego. Chyba, że przyjmiemy taką optykę, że pewne rozwiązania wobec pewnych grup są niedopuszczalne a'priori. Tak jak w przypadku Austrii, gdzie zwycięstwo Jorga Haidera spowodowało ostracyzm na arenie międzynarodowej wobec Austrii.
Będąc złośliwcem to mogę tylko przytoczyć jedno, że jest taka grupa etniczna, która sam fakt konieczności stosowania się do prawa kraju, w którym aktualnie przebywa uważa za rasizm. Ale nie wiem czy to dotyczy akurat tego przypadku.

Nawoływanie do bojkotu kraju z powodu wprowadzanego w tym kraju prawodawstwa jest skandalem wprost niesłychanym. Na miejscu premiera Węgier to akredytowanemu dziennikarzowi Washington Post to bym po prostu podziękował i nie udzielił bym żadnej akredytacji dla pismaka z tej firmy.

Jeżeli sytuacja medialna na Węgrzech jest analogiczna do tej w Polsce, a treść ustaw mniej więcej zgodna z tym do jakich fragmentów ich treści można dotrzeć w internecie, to ja się nie dziwię temu, że Orban coś takiego wprowadził. Po prostu drakońskie kary finansowe za podawanie nierzetelnych informacji. Bo sprostowania publikowane małym drukiem na 88 stronie po 5 latach od zaistnienia sytuacji nikomu nic nie dają.
Media w Polsce są stroną konfliktu politycznego i gry o władzę, na Węgrzech najprawdopodobniej również. To jak się jest stroną takiego konfliktu to trzeba się zdecydować, czy się jest dziennikarzem czy politykiem. Jak się jest politykiem (tak jak pewien dożywotni redaktor naczelny) to trzeba wystartować w wyborach do sejmu, senatu czy gdziekolwiek, a nie uprawiać politykę z za węgła. a jak się jest dziennikarzem to trzeba uprawić dziennikarstwo a nie być propagandzistą i manipulatorem.
Tylko, że taki dożywotni redaktor naczelny to zdaje sobie sprawę, że praktycznie jego skuteczność jako wybranego posła jest zerowa w porównaniu do uprawiania polityki z pozycji naczelnego gazety. Zresztą chyba miał by nikłe szanse być wybranym po tych wszystkich numerach jakie wywinął.

Niezmiernie mnie ciekawi jak dalej rozwinie się sytuacja na Węgrzech, czy premier Orban i jego partia poradzą sobie z tym i innymi problemami, które przed nimi stoją.
Z pewnych drobnych informacji w mediach (głównie internet) można było całkiem niedawno wyczytać, że poradzili sobie z dyktatem jaki Węgrom usiłował narzucić MFW i KE. Po prostu powiedzieli twarde NIE i żadne sankcje na nich nie spadły.
Ciekawe czy poradzą sobie również z tym problemem.

Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

Brak komentarzy: