28 listopada 2010

O szlachectwie - w odpowiedzi Nicponiowi

Z tym szlachectwem to ciekawa sprawa jest. Ludzie chcą być jak dawni Panowie Bracia, tylko niespecjalnie wiedzą jaki wzorzec jest właściwy. W związku z czym kopiują coś co nijak się ma do rzeczywistości i wychodzi pasztet.
Jak ktoś tak jak ja miał pradziadka rolnika (a jakże z ukończoną SGGW), ale dziadek był już lekarzem, tak za II RP co to podobno była "Pańska Polska", która nie dawała szans awansu. To ja znając historię swojej rodziny wiem, że to nieprawda.

Tu dygresja, ten pradziadek to miał takie możliwości, że utrzymywał swoją nieuleczalnie chorą siostrę przez 20 lat w instytutach w Szwajcarii - jakiego rolnika w tej chwili stać na coś takiego w Polsce? Mam prawo być z niego dumnym.
Koniec dygresji.

Że jak ktoś chciał i nie był ociężały na umyśle to mógł. Że w takich Lipcach Reymontowskich to pierwszych trzech "komisarzy ludowych" jak to się mówi "popełniło samobójstwo" poprzez rzucenie się pod pociąg - znaczy się tubylcy widłami załatwili, to ja znając te historie jestem dosyć odporny na różne brednie i fałsze. Ten mój dziadek to był potem w NSZ-cie i praktycznie do śmierci się ukrywał - nigdy nie dał się zwieść na żadne ujawnienia, amnestie i inne tego typu bzdury.

Kolejna dygresja.
Tak, pochodzę z Lipiec Reymontowskich - dawniej po prostu Lipce, to ta wieś, którą Reymont opisał w swojej książce, nawet wiem kto jest kto, a jakbym pojechał do Lipiec i przeszedł się po cmentarzu albo porozmawiał z proboszczem to na pewno trzeźwy bym stamtąd nie wyjechał.
Koniec dygresji.

To ja się nie mam czego wstydzić i z całym spokojem mówię, że jestem ze wsi, chociaż od 3 pokoleń mieszkam w Warszawie. Ale ludzie chcą się uszlachcić na chybcika, już natychmiast. Zdał maturę (jako pierwszy w rodzinie) i już wielki inteligent - miastowy.
Nie da się przeskoczyć pewnych szczebli rozwoju. Ktoś kto przybywa do miasta musi przejść pewien proces, żeby gdzieś tam za 2-3 pokolenia móc o sobie powiedzieć, że jest inteligentem, miastowym, człowiekiem szlachetnego umysłu. Nie chcę przez to powiedzieć, że ludzi przybywających do Warszawy czy innego dużego miasta z małych ośrodków uważam za coś gorszego en'mass. Nie, wśród nich są też ludzie, którzy są takimi złotymi samorodkami, którzy od ręki staja się inteligentami ze względu na swe walory intelektualne, ale to są nieliczne wyjątki.
Droga awansu powinna być przejrzysta i precyzyjna: dla wybitnych studia w tempie przyspieszonym, dla dobrych i bardzo dobrych w tempie normalnym, dla średniaków jakieś tam uproszczone (licencjat), dla kiepskich matura jako szczyt możliwości.
I to powinno być normalne. Tymczasem pokazuje się ludziom i promuje takie postawy, które temu naturalnemu procesowi przeczą. I ludzie od tego głupieją i w dodatku trudno ich za to winić.
Z człowiekiem jak z komputerem jak na wejściu są śmieci to na wyjściu nic innego prócz śmieci pojawić się nie może.

To co się dziwić, że ludzie mają ciągotki w kierunku "szlachectwa", chociaż niezwykle opacznie rozumianego. lub wręcz niezrozumianego. Chcą być lepsi, to dobrze, ale trzeba im powiedzieć, że bycie lepszym i wolnym niesie za sobą pewne zobowiązania.
Że będąc człowiekiem wykształconym i majętnym (może nie tak jak Ty Nicponiu) mam pewne zobowiązania. Nie mogę pani w sklepie na kasie traktować a'priori jak śmiecia, nie mogę pani, która przychodzi mi sprzątać mieszkanie traktować jak kogoś gorszego, po prostu tego robić nie wypada, ale żeby wiedzieć, że coś wypada albo nie, to trzeba przejść tę drogę awansu w czasie kilku pokoleń, a nie w parę lat czy miesięcy.
Jako wyjaśnienie do tego posta wypada mi polecić moje wcześniejsze publikacje, które może nie są tak jawnie związane, ale jednak się łączą:
http://pulldragontail.blogspot.com/2010/10/trzecia-proba.html
http://pulldragontail.blogspot.com/2010/09/melchior-wankowicz.html
http://pulldragontail.blogspot.com/2010/08/casus-nowej-huty.html

24 listopada 2010

6'000

Chodzi o pensję w takiej wysokości.
Na warunki w Polsce to bardzo przyzwoity poziom. Powiem wręcz, że więcej niż przyzwoity. Również w Warszawie osób zarabiających takie sumy miesięcznie nie ma wbrew pozorom zbyt wiele.
No to porównajmy, kto w Europie zarabia podobne pieniądze. Odpowiedź znajdziemy bardzo szybko. Zwykły krawężnik w Niemczech, Francji, Hiszpanii zarabia właśnie takie pieniądze, czyli około 1'500 EURO.
Angielska żulerka jeździ zachlewać ryja na plażach w Hiszpanii, bo tanio, ciepło i można się nawalić za pół darmo. Niemiecki krawężnik jeździ do Chorwacji na żagle.
A kogo w Polsce stać na to żeby pojechać do Chorwacji na żagle czy do Hiszpanii?
No, to już trzeba zarabiać trochę więcej niż te tytułowe sześć tysięcy.
Skądinąd wakacje w Polsce na mazurach czy gdzieś indziej wcale nie są dużo tańsze.

I właśnie na tym polega problem z lemingami, że ci ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że są robieni w wała na okrągło i to głównie w kwestiach finansowych. Oni po prostu nie wiedzą na jakim poziomie rozwoju społecznego rozumianego jako rozwój indywidualny, ale również całego społeczeństwa, moglibyśmy się znajdować gdyby zmniejszyć obszary patologiczne do rozsądnych rozmiarów (żadnej patologii nie daje się wytępić w 100 procentach - to jest po prostu nierealne).
Duża część tych, którzy wyjechali ostatnio za chlebem do Anglii i gdzie indziej niedługo się o tym przekona na własnej skórze. Bo tam pracując uczciwie nawet na niskim stanowisku (przysłowiowy zmywak) można sobie pozwolić na wycieczkę do Hiszpanii, cotygodniowy wypad do klubu i inne przyjemności. A ludzie ci niedługo zaczną wracać, bo zostaną wypchnięci przez tracących pracę wyspiarzy. A gdy wrócą, to coś im powinno zacząć jarzyć w tych pustych makówkach i być może przekażą również te swoje spostrzeżenia innym równie pustym mózgownicom, które nadal uważają, że PO to "debeściaki".

Zachłyśnięcie się rozwojem technologicznym, który nastał praktycznie równocześnie z przemianami po 1989 roku przykrywa wiele patologii  systemowych (ustrojowych), które mają miejsce i blokują normalny rozwój całego społeczeństwa. Analogicznie jak po 1945 czerwoni argumentowali swoje "dobre intencje" dokonaniem elektryfikacji wsi, zapominając przy tym, że było to możliwe na skutek skoku technologicznego, a nie jako skutek takiego a nie innego ustroju.
Teraz jest identycznie. PO i wspierające ją siły usilnie wmawiają ludziom, że to dzięki nim mamy komórki, lepsze samochody, anteny satelitarne, DVD i inne gadżety, które umilają życie.
Na tym polega nadużycie intelektualne, którego dokonują, a które jest w sumie dosyć trudno wychwycić.

A ja powiem więcej. Mamy te wszystkie udogodnienia i gadżety POMIMO niszczycielskiej działalności elit, które poprzez uzurpację sterują naszym krajem.

22 listopada 2010

PATOLOGIA

Byłem w Berlinie, w sumie trzy dni.
Nigdy i nigdzie nie widziałem tylu przejawów patologii w życiu codziennym, na ulicy, w ludzkich zachowaniach codziennych, nigdzie.
Gdy w środku komunikacji publicznej spojrzałem na ewidentnego przedstawiciela tubylców, i zaprezentowałem mój szczery słowiański uśmiech (mam pełny komplet uzębienia żeby nie było) to zauważyłem przestrach u tegoż tubylca i on najzwyczajniej w świecie uciekł, autentycznie wstał z krzesła na którym siedział i przeszedł na koniec wagonu metra, a ja się nadal na niego gapiłem.
Powiem tak, smutne miasto smutnych i nie znających swojego celu i sensu ludzi. A bywałem już w różnych miejscach (praktycznie tylko w Europie).
ilość osób mających jakieś tam kolczyki tu i ówdzie przekracza niewątpliwie granice zdrowego rozsądku.
Wystarczy na takiego spojrzeć "z góry" a natychmiast robi się malutki, ogon pod siebie i do kąta. Tacy są współcześni Niemcy. Żeby nie było, byłem zarówno po dawnej wschodniej jak i po zachodniej stronie Berlina.
To samo.
To nie jest normalne, żeby ludzie się tak zachowywali.
Jeszcze jedno, jakby jakiś lewak zaczął komuś nawijać, że tylko w Polsce są zamknięte osiedla, kraty i ochroniarze to pragnę takiego kogoś wyprowadzić z błędu. W Berlinie również, w Wiedniu tak samo i w paru innych miejscach też. To jest może dyskretniej zrobione, ale sens jest ten sam, karta kodowa, domofon, strażnik.
I jeszcze coś.
Gdy przejeżdża się przez Warszawę w okolicy popularnego dnia świątecznego, takiego, że wiadomo iż duża część "nowych warszawiaków" pojechała do "mamusi pod Grójec" to jednak w domach widać więcej świateł niż w Berlinie w normalnym dniu.
Wymarłe miasto, pustych, wypranych ze wszystkiego ludzi - takie jest moje zdanie.
Nawet na Węgrzech, gdzie w sumie jest dużo biedniej niż w Niemczech ludzie się do Ciebie uśmiechają na ulicy, w Niemczech NIE.

14 listopada 2010

Kiedy nastąpi przełom?

Żyjemy w arcyciekawych czasach.
Natłok zdarzeń zarówno w sensie politycznym jak i gospodarczo - finansowym jest olbrzymi. Mało kto jest w stanie to wszystko ogarnąć, nie mówiąc o wyciąganiu wniosków (prawidłowych bądź wadliwych - to w tej chwili sprawa drugorzędna).
Znaczna część publiki reaguje emocjami, a nie rozumem jakby należało, na przychodzący do nich przekaz medialny. Media z drugiej strony przeobraziły się z opowiadaczy rzeczywistości w kreatorów tejże rzeczywistości. Długie ciągi sofizmatów i chwytów erystycznych płyną nieprzerwanie z przekazu medialnego - na prawdę trzeba być dobrze wyćwiczonym odbiorcą, żeby się nie dawać złapać na takie sztuczki. Mozna też nie być wyćwiczonym, ale posiadać w sobie ten podstawowy kręgosłup moralny, który uniemożliwia w wierzenie w dowolne brednie, które owszem są ładnie opakowane i nieźle brzmią, ale prowadzą na manowce.
Ostatnie wyczyny GW i osobiście Seweryna Blumsztaina tego najlepiej dowodzą. Przyrównanie Marszu Niepodległości do faszystowskiej zadymy praktycznie oznacza, że GW weszła w 100 procentach w retorykę KPP, KPZU, KPZB i innych tego typu zdelegalizowanych i uznanych przez II RP za organizacje bolszewickie oraz sterowane przez Moskwę. Jednym słowem za faktycznie jawną agenturę Moskwy. Do tego się ostatni wyczyn GW sprowadza.
Najgorsze jest jednak to, że znaleźli około 2-3 tysięcy odmóżdżonej gówniarzerii, która im uwierzyła. To, że liczyli na więcej ale się przeliczyli niczego nie zmienia.
Rzuca się hasło "precz z faszyzmem" - a faszyzm jest kojarzony z komorami gazowymi i tymi wszystkimi brzydkimi rzeczami z okresu II WŚ i młodzi ludzie się na to łapią, gorzej, łapią się na to komentatorzy występujący w mediach, którzy potrafią bezrefleksyjnie powtarzać, że treści głoszone przez Dmowskiego o "kwestii żydowskiej" są tożsame z hitlerowskim "ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej". No jest to nadużycie dużego kalibru. chociaż co do komentatorów to bym miał wątpliwości czy się na to "łapią", czy też cynicznie tym grają. I raczej bym obstawiał cyniczną grę, a nie młodzieńcze uniesienie.

Przekaz medialny dochodzący do przeciętnego odbiorcy jest tak mocno przefiltrowany, że praktycznie możemy mowić o dezinformacji lub świadomym kłamstwie.
W mediach, w ostatnim czasie, praktycznie nie ma informacji o tym co się dziej w Anglii, ani na Węgrzech. W obu tych krajach zwycięstwo w ostatnich wyborach parlamentarnych przejęły partie prawicowe i dokonują czystek w aparacie władzy oraz ostrych cięć socjalnych. Działania te spotykają się jednak ze zrozumieniem społecznym, a nie z buntem jak to miało miejsce w Grecji. Zresztą informacji dochodzących z Grecji też jak na lekarstwo.

Podobna sytuacja dotyczy kwestii ekonomiczno - gospodarczych. Pomimo zainstalowania sławetnego "zegara zadłużenia" nic się nie przebija do świadomości społeczeństwa. "Szafa gra, jest świetnie, a będzie jeszcze świetniej". Taki przekaz idzie z mediów.
Pod względem gospodarczym obecny rząd wyznaje chyba zasadę, że "po nas choćby i potop" co skłania mnie do coraz poważniejszego rozważania kwestii, czy aby nie grozi nam (w sensie całemu światu) jakiś kataklizm - taki jak przedstawiono w filmie "2012". Bo obecne działania rządu obliczone są na zdobycie chwilowego poklasku i na nic więcej. Na co liczą, że będą rządzić wiecznie i że nikt ich nie rozliczy, nikt po nich nie przyjdzie i ich nie pociągnie do odpowiedzialności. Czyżby byli aż takimi imbecylami, że nie rozważają takiego scenariusza. Chyba, że widzą coś ekstra, tylko co to jest to "ekstra". A może coś w rodzaju "stanu wojennego", skoro nie daje się całości społeczeństwa spacyfikować i nadal pojawiają się jacyś niezadowoleni? Kto wie. Pożyjemy zobaczymy.
Na podobne tematy pisałem już wcześniej:
tutaj
 http://pulldragontail.blogspot.com/2010/08/zyjemy-pod-kloszem-informacyjnym.html
http://pulldragontail.blogspot.com/2010/04/polskojezyczne-media.html
http://pulldragontail.blogspot.com/2009/12/skad-my-to-znamy-rzecz-o-mediach.html

11 listopada 2010

PO jako partia fasadowa

Fasadowa, kanalizująca potrzeby emocjonalne elektoratu. Taka Samoobrona dla wykształciuchów.
A tych wykształciuchów jest coraz więcej
patrz tutaj: http://pulldragontail.blogspot.com/2010/10/trzecia-proba.html
tutaj: http://pulldragontail.blogspot.com/2010/05/pogrzeb-albo-dlaczego-o-tych-ludziach.html
oraz tu: http://pulldragontail.blogspot.com/2009/05/wywiadowka-w-szkole.html
tu: http://pulldragontail.blogspot.com/2009/03/nowy-pomys-przemys-rzad-nie-jest.html
i tu: http://pulldragontail.blogspot.com/2009/03/o-szkolnictwie.html

Ktoś jeszcze ma wątpliwości. A jest to tylko wybór niektórych tylko moich tekstów traktujących bądź zahaczających o kwestię nauki i szkolnictwa. To ktoś jeszcze ma wątpliwości na temat poziomu wiedzy sprzedawanej w szkołach, bo ja już dawno mieć przestałem.
I taki wyborca idzie i głosuje, głosuje na PO, bo tak głosują "wszyscy rozumni", a przynajmniej tak napisano w GW. A nieukształtowany intelektualnie człowiek chce aspirować do bycia elitą, zwłaszcza jeżeli dano mu papier, który świadczy o tym, że jest inteligentem - ale to taki bardziej kwit na węgiel jest a nie świadectwo maturalne w chwili obecnej. Osobiście uważam, że większość kończących obecnie studia, za wyjątkiem kilku wybranych kierunków na kilku uczelniach, nie spełnia intelektualnie wymogów jakie stawiano ludziom w moich czasach gdy dochodziło do zdawania egzaminu maturalnego.
I to jest ta baza, na której opiera się PO, na wykształciuchach. To jest to mięso armatnie w każdych wyborach jakie daje PO olbrzymią przewagę nad resztą sceny politycznej. W pewnej części jest to elektorat odziedziczony po UW/UD.

Oczywiście PO jest produktem zastępczym w porównaniu do UW/UD jak i SLD, które to partie rządziły praktycznie niepodzielnie przez całe lata 90-te.
PO ma oczywiście jeszcze swoich pretorian, to ci wszyscy, którzy boją się lustracji i dekomunizacji. To w dużej części dziennikarze, prawnicy, pracownicy naukowi. To wśród tych ludzi najszerzej była rozwinięta sieć agenturalna SB. Co ciekawe, równie skutecznie SB infiltrowała środowisko marginesu społecznego, gdzie według prof. Andrzeja Zybertowicza 75% tzw. "ludzi z miasta" było TW. Oni też są przeciwko lustracji i trudno się dziwić.

Ale właśnie to wszystko co opisałem powyżej to fasada i w sumie nieprawda. Bo nie wszyscy ludzie uchodzący za elitę intelektualną kraju głosują na PO.
Bo są tacy ludzie jak Rymkiewicz, prof. Zybertowicz, R.M.Nowakowski, prof. Nowak z Arcanów, Wojciech Kilar, Jan Pietrzak i wielu innych, których nie dopuszcza się do glosu, żeby nie zabużali postrzegania świata przez lemingi.
A w przypadku braku możliwości wyboru, to trudno się dziwić, że ludzie głosują tak jak głosują.

08 listopada 2010

Ja wiem, Ja wiem, mnie wybierz

Co wiem, no to proste, jak wygrać wybory.
Sprawa jest trywialna, wystarczy dać się podejść jakimś ubekom, potem porozmawiać z ich szefami i szefami tych szefów, a potem z górki. Udzielić im jak największych koncesji, udogodnień, napisać parę ustaw pod ściśle zainteresowany i w sumie ograniczony krąg osób i sprawa załatwiona.
Zwycięstwo jest jak w banku.
No wprawdzie redaktor M z pewnej gazety na G musiał by z dnia na dzień pokochać swojego dotychczasowego wroga numer jeden, ale nie takie rzeczy redaktor robił, żeby i tego nie móc dokonać. Te inne zaprzyjaźnione media też by pokochały kogo by im wskazano, to oczywiste. Przecież kocha się tego kogo wskaże partia (w tym wypadku mam na myśli partię wewnętrzną), a nie tego kogo się chce, bo co to by było za bezhołowie gdyby tak kochano kogo się chce.

Tylko jeżeli PiS miał by zacząć tak działać to po cholerę nam PiS. Mamy już jedną partię, która działa według tego schematu. Wyrywnych aby na taką partię głosować jest aż nadto jak widać na załączonym obrazku.
Wszelkie głosy, aby PiS stał się partią "przewidywalną", "koncyliacyjną", "zdolną do zawarcia koalicji", "mogącą nawet wygrać wybory", właśnie tak odbieram. Jako próbę czy też próby spacyfikowania PiS - wprowadzenia PiS i znacznej części jej działaczy w orbitę wpływów "układu" vel "salonu".
Jak słusznie zauważył RAZ w jednym ze swoich ostatnich felietonów Jarosław Kaczyński doznał w swoim politycznym życiu dwóch cudów. A obecnie oczekuje na ten trzeci. I wcale nie jest powiedziane, że się nie doczeka, raczej wręcz przeciwnie. Doczeka się i to wcześniej niż później. Bo matrix się sypie, a jak zaczyna się sypać to sprawa zaczyna z reguły przybierać postać lawiny.

Tak to w tej chwili widzę.

06 listopada 2010

(O)Błędne Koło

Tak to jesty obłęd ewentualnie błędne koło.
Nie dlatego Kaczyński wywala ludzi, że ci się źle wyrazili o nim samym lub jego najbliższych współpracownikach, ale dlatego, że każda taka wypowiedź natychmiast powoduje rezonans medialny na skalę niespotykaną.
Ileż to już razy słyszeliśmy: Kaczyński upadł, PiS się nie podniesie, Ziobro dokonał aktu "ojcobójstwa" politycznego. No ile razy w ciągu ostatnich 3 lat coś takiego słyszeliśmy, bo według mnie setki razy. Gdyby cokolwiek z tego się spełniało to PiS jako partia mieściła by się obecnie w 4 osobowej windzie.
A teraz ostatnio znów to samo.
Każda najdrobniejsza nawet wzmianka w mediach, które są stroną konfliktu politycznego i to nie stroną wspierającą PiS, powoduje natychmiastową burzę. O już się wali, o będą się gryźć o schedę po Kaczyńskim, o rzucą się sobie do gardeł. Że to nieładnie wygląda w mediach, a jak ma wyglądać skoro media są, czym są media to już napisałem powyżej.
Zważmy proporcje oraz rozpoznajmy skutek i przyczynę.
Zamknięcie się PiS i Jarosława Kaczyńskiego w oblężonej twierdzy nie jest przyczyną, a skutkiem tego jak jest on sam i PiS przedstawiani w mediach. To jak media tak są nastawione, a są nastawione na obrzydzanie, opluskwianie i zniechęcanie do PiS-u to każda wypowiedź, która może być przekazana przez media jako "WIELKIE TARCIA W ŁONIE PIS-U" jest postrzegana przez prezesa jako potencjalnie duże zagrożenie - to czy tak jest na prawdę to nie ma tu nic do rzeczy.
Ponadto nie mówimy tutaj o interakcji z elitarnym dosyć klubem myślicieli jakim jest platforma niepoprawni.pl bądź innym tego typu miejscem, a mówimy o interakcji z przeciętnym odbiorcą papki medialnej, dla którego takie wielkie krzyczące newsy są esencją uprawiania polityki.
Nie mam ochoty usprawiedliwiać Kaczyńskiego za to co zrobił wobec Rostowskiej i innych, bo to było w moim pojęciu brzydkie i tak się robić nie powinno, po prostu nie wypada, ale zważyć należy co jest praprzyczyną tego co robi Kaczyński.

03 listopada 2010

Krwawy i Przebiegły Zbigniew Ziobro

Po erze Jarosława Okrutnego w PiS nastąpi era Zbigniewa Krwawego i Przebiegłego.

Tak przynajmniej wynika z enuncjacji Marka Migalskiego opublikowanych tutaj: http://wpolityce.pl/view/3467/_Kto_jest_nowym_szefem_Prawa_i_Sprawiedliwosci_
_To_oczywiste___Zbigniew_Ziobro_.html

Otóż Migalski stawia i "udowadnia" tezę, że nowym szefem PiS-u jest już od jakiegoś czasu Krwawy i Przebiegły Zbigniew, któren jest tak przebiegły, ale i Przebiegły, że usunął Jarosława Okrutnego w taki sposób, że ten ostatni nawet tego nie zauważył. Można wręcz powiedzieć, że Krwawy i Przebiegły  Zbigniew wykazał się "NADPRZEBIEGŁOŚCIA" (to takie samo jak nadciekłość i nadprzewodnictwo). Oraz, że Krwawy i Przebiegły Zbigniew oraz jego totumfaccy trzęsą całym PiS-em, oraz, że dni takich gołąbków jak Kluzik - Rostkowska, Poncyliusz i inni są policzone. Co oczywiście uniemożliwia PiS bycie partią posiadającą zdolności koalicyjne, że o możliwości samodzielnego wygrania wyborów parlamentarnych nie wspomnę.
Niemalże napisano o nowym - stary bulterierze PiS-u Kurskim, ale już jako o bulterierze "nowego" NADPRZEBIEGŁEGO i w dodatku TAJNEGO prezesa.
Gdyby to był pierwszy tego typu wyskok Migalskiego, to może jeszcze można by się nad tym rozwodzić, ale tak to nie ma o czym mówić.

Ponieważ jestem niedowiarkiem i wolę sprawdzać pewne rzeczy w wielu miejscach to chwyciłem za telefon i zadzwoniłem.
Dzień dobry Ciociu, mówi Andrzej
O jak to miło, moje drogie dziecko
(wyjaśnienie: Ciocia nie jest moją rodziną, ale koleżanką mojej Mamy i zawsze się do mnie tak zwracała, a ja zawsze zwracałem się do Niej per Ciociu, ponadto była wieloletnim pracownikiem Polskiego Radia, obecnie na emeryturze).
Ciociu, jak Ciocia widzi to co się dzieje obecnie u nas, bo Ciocia jest jednak oblatana w tych sztuczkach medialnych, lepiej potrafi czytać między wierszami, to ja bym chciał wiedzieć jak Ciocia to ocenia.
Moje drogie dziecko (chwila ciszy) TRAGEDIA (chwila ciszy) (a warto wspomnieć, że Ciocia potrafi nadawać jak dobrze działający karabin maszynowy), to co oni robią, to zdrada, zaprzaństwo. Gdyby Kaczyński walił jak w bęben  w Smoleńsk, to by wygrał, jestem tego pewna.

Dalej rozmowa zeszła na opisywanie szczegółów działalności obecnej władzy. Zwroty zaprzaństwo, rusofilia, brak poszanowania dla tradycji, brak poszanowania dla religii padały wielokrotnie.

Mam radę dla Migalskiego i innych, poszukajcie kontaktu z kimś takim jak moja Ciocia i sobie z kimś takim utnijcie nawet tylko telefoniczną ale szczerą rozmowę. Nie sądzę, żeby efekt był inny.

02 listopada 2010

Nic się nie zgadza

Po publikacji "Wprost"
Nie, nie czytałem tego artykułu, przeczytałem natomiast refleksje Łukasza Warzechy na S24 i wysłuchałem Jego refleksji w porannej Trójce na ten temat.
Warzecha słusznie zauważa, że albo poseł Deptuła musiał mieć włączony telefon przez cały czas, albo musiał poświęcić co najmniej minutę na jego uruchomienie, czyli na około minutę przed katastrofą musiał wiedzieć, że coś jest krzywo. A taka teza stoi w jawnej sprzeczności z opublikowanymi uprzednio stenogramem rozmów z "czarnej skrzynki".
Redaktor Warzecha rozważał w porannej Trójce motywy, które skłoniły prokuratorów do kontrolowanego przecieku, który zaowocował tymże artykułem we "Wprost".
Redaktor stawia dwie tezy:
1. Prokuratorzy będąc naciskani przez "czynniki", a nie widząc innego wyjścia, postanowili trochę puścić farbę, żeby "czynniki" nie mogły już na nich naciskać.
2. Przeciek jest formą nacisku na Rosję, żeby w swych "ustaleniach" nie jechali po bandzie.
Nie bierze jednak pod rozwagę trzeciej możliwości, która wydaje się w tej chwili najbardziej prawdopodobna.
Otóż buńczuczne zapewnienia naszych urzędników, że raport do chwili nabrania formy końcowej jest tajny i upublicznienie go w tej chwili daje wbrew pozorom broń do ręki stronie rosyjskiej. Otóż Rosjanie z całym spokojem stwierdzą, że skoro strona Polska nie była w stanie przypilnować tajnego materiału to sprawę uznaje się za zakończoną, a wszelkie zażalenia na obecną treść "raportu" MAK to sobie możecie składać do składu desek w Amsterdamie. Koniec i kropka. Archeolodzy wypierdalać, a Edmund Klich i prokuratorzy mają stały i dożywotni zakaz wjazdu na teren Rosji.
Proste jak konstrukcja cepa. Tygodnik "Wprost" posłużył jako proste narzędzie w rozgrywce służb i swoją robotę wykonał. Oczywiście redaktor naczelny (zwany człowiekiem o chytrym nazwisku) będzie się zarzekał, że zrobiono to dla dobra wspólnego, dla przejrzystości sprawy i zgodnie z najlepszymi standardami dziennikarstwa śledczego - kto głupi to może nawet i uwierzy.


Na marginesie może warto wspomnieć o publikacji tutaj: http://niezalezna.pl/blog/show/id/3344
Zwłaszcza ten fragment: "... Ks. Adam Pilch wysłał esemesa do biskupa Mieczysława Cieślara, że mieliśmy katastrofę, ale żyjemy. Cieślar zginął na prostej drodze w wypadku samochodowym. ...". 


Ciekawe ile jeszcze takich kwiatków, sms-ów, nagrań na pocztę głosową istnieje.