Poruszana jest ostatnio kwestia wydawania publicznych (partyjnych?) pieniędzy na wygląd premiera, jego żony i całego tego towarzystwa.
Premier zarabia kilkanaście tysięcy złotych (dla uproszczenia przyjmijmy 15'000).
Jakie wydatki osobiste ten człowiek ponosi.
- utrzymanie mieszkania, niech będzie 2'000 zł/mieś
- jedzenie dla całej rodziny 5'000 zł/mieś (to bardzo wypasiona wersja żywieniowa)
Cała reszta jest temu człowiekowi DANA z pieniędzy publicznych.
- żre za darmo w kancelarii, albo na ulicy Parkowej
- przemieszcza się służbowymi samochodami i/lub innymi środkami
- zusu nie płaci
- podatki są odprowadzane za niego
I ktoś taki śmie twierdzić, że musi dodatkowo sięgać po nie swoje zasoby, aby ubrać siebie i swoją żonę.
Słusznie powiedziała Małgorzata Tusk, że jak ma reprezentować kraj to musi wyglądać, ale chyba mężuś się zagalopował.
Facetowi zostaje miesięcznie 8'000 zeta i on śmie mówić, że musi dostać ekstra pieniądze na garnitury dla siebie i sukienkę dla żony.
A przecież on nie rządzi od miesiąca czy dwóch, ale od blisko 6 lat.
6 lat, to 70 miesięcy. Przez ten czas, nawet przy tak wygórowanych założeniach rozchodów rodziny, jakie przedstawiono powyżej, to można zebrać kwotę rzędu 560'000 (słownie: pięćset sześćdziesiąt tysięcy).
Podsumowując.
Facet żyje na koszt podatnika i jeszcze dodatkowo sięga po nie swoje pieniądze.
This world is totally fugazi
Andrzej.A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz