07 lipca 2007

Nalewka

Składniki: spirytus, owoce i miód.
Miód powinien być z owoców leśnych.
2 kg truskawek, 2 kg malin, 2 kg agrestu (tego ciemnego), 2 kg czereśni (tych ciemnych dużych), 2 kg wiśni.
Wiśnie i czereśnie można wydrylować, aczkolwiek z pestkami też wychodzi dobre - zależy co kto lubi. Nieprawdą jest, że z pestek tych owoców wydziela się cyjanek, który wiadomo co może zrobić.
Truskawki, maliny i agrest myjemy, odszypułkowujemy i miksujemy w mikserze na breje.
Breje wlewamy do słoja. Na każde 2 kg owoców około 200 g miodu.
Wydrylowane wiśnie i czereśnie również miksujemy na breję i do słoja.
Zalewamy spirytusem. Na każde 2kg owoców 2 litry (4 półlitrówki) spirytusu.
Spirytus wlewamy w sposób następujący: w momencie włożenia zmiksowanych owoców wlewamy tylko połowę przynależnego na tę ilość owoców spirytusu. Uzupełnienie do właściwych proporcji dopiero po 4 dniach.
Ostatnim akordem powinno być dołożenie żurawiny, ale to nastąpi dopiero na początku grudnia. Uwaga. Żurawina powinna być zbierana po pierwszych przymrozkach. Proporcje dla żurawiny takie same jak dla innych owoców.
Ktoś kto lubi może dołożyć jeszcze czerwoną porzeczkę i jakąś śliwkę według identycznych zasad.
Właśnie mam taki gąsiorek pod biurkiem - się kisi, mam nadzieję na pierwsze efekty gdzieś w połowie sierpnia.

UWAGA!!!
Nie wolno tego procederu stosować wobec poziomek. Poziomki potraktowane spirytusem zaczynają niezbyt przyjemnie pachnieć (straty zwłaszcza moralne mogą być przeogromne)

8 komentarzy:

Venissa pisze...

Ooooooo, to ciekawe, mniam!

Ale kilka pytanek mam,bo nasunęły mi się pewne niejasności:

1. czy teraz też nie jest li aby za późno na robienie takiej nalewki? Chodzi mi o truskawki; jakoś już bardzo rzadko widuję je w warzywniakach; a właściwie w jednym niewielkim markecie, i to w niezbyt dobrym stanie; w ogródku rodziców już śladu po truskawkach nie ma
2. na wiśnie, to jeszcze chyba trochę za wcześnie;z tego co pamiętam u nas były trochę później (ej, Andrzeju, czyżbyś mieszkał gdzieś w okolicach Wrocławia? hehe)
3. a'propos niedrylowanych wiśni/czereśni; to jak to w końcu jest, można robić przetwory/nalewki/kompoty nie uciekając się do drylowania? mama odkąd pamiętam, zawsze powtarzała o wydzielaniu się trucizny z pestek; a może tu chodzi o działanie wysokiej temperatury,a w przypadku robienia nalewki tego nie mamy... czy mógłbyś mi wytłumaczyć tę nowinkę dla mnie o nietoksyczności niedrylowanych wiśni/czereśni w przetworach?
4. a jeśli chodzi o zbieranie żurawin, to nie mam w tym zakresie żadnego doświadczenia, więc prawdopodobnie nic z tej nalewki, w moim wykonaniu nie będzie...wielka szkoda :(

A może kiedyś nas poczęstujesz swoją nalewką? hehe

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Odpowiadam:
1. mieszkam w Warszawie
2. truskawki w W-wie można kupić prawie w każdym sklepie warzywnym, wprawdzie nie są tak superowe jak 2-3 tygodnie temu ale na nalewkę się nadają.
3. wiśnie już są
4. w nalewce nie występują żadne szkodliwe związki, które niby miałyby się wydzielać z pestek, to jest po prostu bzdura. Nie wiem jak w przypadku innych przetworów. Ale z alkoholem były robione badania przez dwoje niezależnych chemików (docentów z polibudy). Może w innych przetworach następuje proces gnilny od pestki i stąd się to wzięło, ale tego nie wiem to tylko moja spekulacja.
Te cyjanki to występują w jakichś owocach południowych, może to z tego.
Tam się wydzielają z pestek jakieś garbniki i one powodują lekką goryczkę, ale nie ma nic szkodliwego, a przynajmniej nie w takiej ilości żeby mogło człowiekowi zaszkodzić. Chyba żeby jakiś mądrala zrobił nalewkę na samych pestkach, to wtedy jest inna rozmowa.
5. żurawin też nie zbieram tylko kupuję, mam taką zaprzyjaźnioną zieloną budkę w której się zaopatruje w te półprodukty. Potem jak już zrobię to Pani właścicielka zawsze dostaje flaszeczkę i ja wiem, że w przyszłym roku też będę mógł zamówić pewne rzeczy.

W tym roku może się wreszcie uda i będzie tarnina, to jest dopiero niebo w gębie, poprzednie 3 lata były za suche i tarniny nie było.
Ale tarnina też musi być zbierana po pierwszych przymrozkach.

Mogę poczęstować nie ma sprawy, przecież mam tego już 20 litrów, to jak bym sam to wypił to by mi wątroba nie wytrzymała.

Anonimowy pisze...

Jeszcze o pestkach.
Wielokrotnie robiłem czystą wiśniówkę opisaną metodą (wg tych proporcji), a ponieważ jestem z natury leniwy to nie drylowałem. Jak widać (po wpisach) to jeszcze żyje i mam się dobrze.
Teraz wydrylowałem ponieważ nie chciałem uszkodzić miksera, a ponadto miałbym problemy z wydobyciem wsadu ze słoja.
Bo to jeszcze nie koniec opisu tego jak się to robi.

Anonimowy pisze...

jak to sie nie wydzielają żadne trujące substancje? To po czym ja ostatnio tak głośno śpiewałem? :-)

Anonimowy pisze...

Śpiewać każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej. A że głośno no cóż, u mnie nie było słychać to znaczy, że aż tak głośno.

Venissa pisze...

Andrzeju, to trzymam Cię za słowo:) Jak będę znów w Warszawie, to się upomnę. Nie myśl sobie :))

Teraz już nie dziwię się, że u Ciebie jest już więcej owoców.Ja co prawda mieszkam o ok. 160 km na południe od Warszawy (zgadnij gdzie?:)), to jakoś wszystko mam z opóźnieniem. Jak to się dzieje, nie do końca potrafię wytłumaczyć, ale zauważyłam tę prawidłowość.

A ciekawa jestem, po ile u Was są truskawki? Też takie drogie, jak u nas? W moim mieście są po 6, 7 złotych za kg. Dawno już tak wysokich cen nie było! Jakie kosztowne te nalewki robisz:)) No, ale na pewno pycha!

Co do pestek, to zaskoczyłeś mnie, ale trzymam Cię za słowo. Skoro jeszcze żyjesz :))Odkąd pamiętam, zawsze w domu mówiło się o truciźnie wydzielanej przez pestki wiśni w przypadku robienia nalewek. Ostatnio rozmawiałam o tym nawet z moją sister i to samo ma zakodowane w umyśle. Wydaje mi się, że o tych reakcjach toksycznych musiała mama wyczytać w którymś z poradników dot. robienia przetworów (może Ireny Gumowskiej?), bo sporo takich ma u siebie w domu.

Dobrze, ze podałeś ten przepis,zapiszę go sobie.

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

160 km na południe od Warszawy to się łapie: Legnica, Wrocław, Radomsko, Częstochowa, Kielce, Tarnobrzeg, Kraśnik, Zamość.
To jest oczywiście w przybliżeniu tak ±15%.
A ponieważ z innych Twoich wpisów wynika, że jesteś wykładowcą na jakiejś uczelni to obstawiam Wrocław.
Chyba, że masz na myśli 160 km drogowo, to wtedy Wrocław odpada, a pozostaje Częstochowa i Kielce. To wtedy obstawiam Kielce.

Venissa pisze...

:)))))))