No właśnie po co?
Chociaż może nie koniecznie zaraz fałszuje.
Przeprowadza się badanie na specyficznej grupie społecznej, w której wiadomo w przybliżeniu jakie ma poglądy.
Zadaje się pytania sugerujące odpowiedź oczekiwaną przez ankietera.
Zadawane pytania mają w podtekście polepszyć samopoczucie ankietowanego o ile odpowie w sposób oczekiwany i odwrotnie mają spostponować jeśli odpowie przeciwnie.
Nie należy mówić według mnie o fałszowaniu ale raczej o manipulowaniu poprzez odpowiedni dobór pytań zawartych w ankiecie.
Próbka jest żenująco niska (poniżej tysiąca osób) i pytania zadawane są telefonicznie. Najczęściej w godzinach pracy dzwoni się do ludzi pracujących po różnych urzędach, co już jest dość sporym nadużyciem, bo oczekiwanie, że urzędnik odpowie szczerze na pytania ankietera, który wie do kogo zadzwonił (numer telefonu) to już jest co najmniej ciężka naiwność.
Ale nadal pozostaje pytanie po co się to robi.
No cóż, jeśli spojrzymy wstecz i popatrzymy na "pomarańczową rewolucję" na Ukrainie, to łatwo odnajdziemy w odmętach pamięci, że jednym z koronnych argumentów, które stały za tym, że wybory należy powtórzyć była rozbieżność pomiędzy badaniem ankietowym a wynikami.
I nie ma tu znaczenia, że było to badanie exit-post. Takie badanie również można zmanipulować. Po prostu wystarczy odpowiednio dobrać punkty pomiarowe. Bo właśnie firmy badawcze doskonale wiedzą gdzie mieszkają ludzie o jakich poglądach.
Tylko sytuacje przesilenia, ostatnio afera Rywin - Michnik mogą spowodować, że firmy typu OBOP nie są w stanie przewidzieć wyniku wyborczego w miarę dokładnie.
Poprzednio taka wpadka miała miejsce w 1989 roku. Gdzie firma badawcza do ostatniej sekundy utwierdzała całe KC, Jaruzela i innych o tym, że zwycięstwo jest w kieszeni i należy wręcz chuchać i dmuchać na opozycję, żeby za bardzo nie przegrali. Co było dalej wszyscy wiemy, PZPR przegrała nawet w obwodach zamkniętych (jednostki wojskowe) i właśnie ten czynnik zadecydował o tym, że nie było żadnej kontrakcji. Bo żadna kontrakcja nie była po prostu możliwa skoro własny aparat, własne wojsko głosuje przeciwko swoim. Pokażcie mi takiego generała, który każe swoim pułkownikom strzelać do obywateli mając wiedzę, że najprawdopodobniej ten pułkownik głosował przeciwko temu generałowi. A nawet jak nie ten pułkownik, to niżej jest major, kapitan, porucznik, który jak dostanie taki rozkaz to najzwyczajniej w świecie użyje broni służbowej w celu likwidacji zwierzchnika.
Sytuacja obecnie jest niezwykle podobna do tej z końcówki komuny. Media trąbią o wspaniałości rządu i rządzących, tyle tylko, że to zaczyna powoli rozmijać się z rzeczywistością, co jest podstawowym warunkiem do tego, żeby propaganda przestała być skuteczna.
A gdy propaganda przestaje być skuteczna, to zaczyna być śmieszna. A jak jest śmieszna, to jest już tylko przeciwskuteczna.
Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz