06 września 2011

Powtórzone wybory czy przesunięcie terminu?

Bałaganu jakiego narobiła PKW posprzątać nie jest łatwo.
Najpierw nE, potem kandydatura Marka Króla (były naczelny i właściciel WPROST), a teraz okazuje się, że również inni.
Również Sąd Najwyższy przyłożył do tego swoją rękę.
Można oczywiście przyjąć, że działania tych instytucji były niezamierzone oraz wynikły z przypadku i chaosu, ale ja aż tak naiwny nie jestem.

Bałagan, głównie prawny, do jakiego doprowadzono nie ma swojego precedensu w dotychczasowej historii RP, ani jak sądzę w historii parlamentaryzmu na świecie.
Doprowadzono do sytuacji, że nie ma dobrego - zgodnego z duchem i literą prawa, ani nawet z poczuciem zdrowego rozsądku wyjścia.

Przerwanie procedury wyborczej i powiedzenie wszystkim podmiotom ubiegającym się o elekcję jest oczywiście możliwe. Jest tylko jeden problem. Nie ma chętnych, którzy chcieliby ani tym bardziej mogli to zrobić. Nie ma chętnych, gdyż w prawodawstwie nie ujęto po prostu takiego przypadku.

Zgodnie ze zdrowym rozsądkiem wydaje się, że jedynie Sąd Najwyższy, jako instytucja zatwierdzająca ważność wyborów, mógłby ewentualnie nakazać innym organom, w tym przypadku prezydentowi, zakończenie obecnej procedury wyborczej i uznanie jej jako niebyłej, oraz rozpisanie nowych wyborów i zakończenie tego żenującego spektaklu. Rodzi to chyba jednak inne konsekwencje - przedłużenie kadencji obecnego Sejmu ponad 4 lata, czyli złamanie zapisów zawartych w Konstytucji, a to już nie w kij dmuchał, za coś takiego idzie się do kozy.

Obawiam się, że jednak tak się nie stanie.

Tak się nie stanie, ponieważ Sąd Najwyższy nie jest wbrew temu co się niektórym wydaje taką niezależną i apolityczną instytucją - co już swoimi poprzednimi wyrokami w różnych kwestiach wykazał.

Czyli procedura, pomimo błędów w fazie początkowej będzie kontynuowana, a dopiero po zliczeniu głosów SN podejmie decyzję.
A czas będzie biegł dalej.
Zliczenie głosów (zwłaszcza tych spływających listownie) - 2 tygodnie
Obrady SN nad protestami wyborczymi - kolejne 2 tygodnie.
Ogłoszenie kolejnych wyborów - kolejne 2 miesiące.
A w tym czasie PO nadal rządzi.

Chociażby z tego krótkiego wyliczenia czasowego wynika jawnie, że bardziej opłacalne dla "systemu panującego" vel "układu" jest ciągnięcie wadliwej procedury wyborczej aby potem w świetle jupiterów ją potępić jako wadliwą.

Ponieważ jestem realistą, to sądzę, że jeśli PO i stronnictwa stowarzyszone wygrają wybory, to oczywiście SN nie uzna protestów wyborczych innych ugrupowań, natomiast jeśli wygra PiS to oczywiście wszystkie protesty zostaną uwzględnione i wyrokiem SN zarządzone zostaną nowe wybory.

W ten oto sposób SN staje na pozycji super arbitra, który nie dość, że działa jak trzecia izba parlamentu (dość dowolnie i z dużą dezynwolturą interpretując Konstytucję w przypadku zaskarżania kolejnych ustaw), to stanie się ponadto dodatkowym (równoległym) SUWERENEM, który ocenia, czy wyborcy wybrali prawidłowo czy też nie.

Oczywiście jeśliby pierwsze wybory wygrał PiS, zwłaszcza dosyć drastycznie, to nagonka medialna ruszy z taką siłą, że przeciętny człowiek od tego zgłupieje do szczętu.
A przecież właśnie o to chodzi.

W ten oto sposób, niezbyt zdając sobie z tego sprawę staliśmy się DRUGĄ IRLANDIĄ. Wszak to właśnie w Irlandii zrobiono powtórzone wybory (referendum) aby przeszedł Traktat Lizboński.


Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A

Brak komentarzy: