24 października 2007

Media, a może Merdia, a może Mendia

Przeprowadźmy pewien eksperyment myślowy.
Wyobraźmy sobie, że znajdujemy się w redakcji Washington Post w samym centrum afery Watergate i że jesteśmy jednym z dwójki Woodward & Bernstein (wszystko jedno którym a najlepiej oboma naraz). Mamy wszystko zapięte na ostatni guzik, wywiady z "głębokim gardłem", potwierdzenie tych informacji ze wszystkich możliwych źródeł. Artykuł jest gotowy do druku i nagle STOP - nie publikujemy i to bynajmniej nie dlatego, że nasz redaktor naczelny się przestraszył. Uznajemy, że "właścicielem tematu" jest na przykład redaktor naczelny "Chicago Chronicle". Niemożliwe, ktoś zakrzyknie. Fakt w USA niemożliwe. U nas jak najbardziej na porządku dziennym. Dokładnie w ten sposób postąpiła red. Paradowska z Polityki usuwając w ostatniej chwili z już autoryzowanego wywiadu z premierem Millerem pytanie o Rywina (wtedy to jeszcze nie była afera Rywina). Red. Paradowska swoją motywację powtórzyła kilkakrotnie publicznie - są świadkowie a nawet nagrania radiowe i telewizyjne - nie jest w stanie wyprzeć się swoich słów. I nic się nie stało. Red. Naczelny Polityki nie zaproponował red. Paradowskiej aby poszukała sobie innego mniej absorbującego i mniej odpowiedzialnego zajęcia bo najwyraźniej do roboty dziennikarskiej nie dorosła. Żaden z kolegów - konkurentów red. P. nie wspomniał nawet w jakimkolwiek felietonie o tym niewątpliwym wyczynie. Red. Paradowska nadal jest zapraszana do różnych programów i uchodzi w nich za osobę bywałą, świetnego i dociekliwego dziennikarza. Nic kompletna cisza, zdarzenie nie miało miejsca.
Ktoś może powiedzieć, że opisywana sytuacja to "odgrzewane kotlety" i kogo w ogóle obchodzi jakaś tam postawa dziennikarza z przed 4 czy 5 lat. Tyle tylko, że ten "kotlet" nie był nawet raz porządnie "przysmażony" - jest wręcz "surowy".
Dlaczego o tym przypominam - bo przeczytałem to:

Czytam sobie świetny tekst Kataryny o sprawie Sawickiej, a pod nim te prawie dwieście komentarzy i nagle coś mnie tknęło. Halo! Czy Kataryna jest znaną w całej politycznej blogosferze personą? Czy prawdą jest, że wielu znakomitych dziennikarzy ją czytuje? Czy wyłuszczyła w owym tekście czarno na białym bardzo poważny problem? Ba! Czy zrobiła to i wcześniej np. w sprawie interesujących wątków w taśmach Oleksego?

Jeśli na te pytania damy pozytywną odpowiedź to gdzie są reakcje mediów? Oto internautka w sposób przejrzysty i merytoryczny wytyka konkretne zaniedbania dziennikarstwa śledczego i wiadomo, że dziennikarze śledczy znają jej teksty. I CO? I nic. Jeden Pospieszalski skomentował tekst.

Poważne sprawy są notorycznie ignorowane! Ignorowane przez ludzi, których powołaniem jest dociekać, pytać, sprawdzać, opisywać i informować społeczeństwo. Wiadomo, że wielkie media są częścią Ubekistanu, więc nie dziwi mnie cisza na jedynkach gazet i serwisów. Ale przecież dziennikarze śledczy to konkretni ludzie. Mamy Internet, który daje możliwość anonimowego opisania wielu spraw w sposób dogłębny i szczegółowy. Kataryna jest świetna, ale ileż więcej dowiedzielibyśmy się od osoby zajmującej się śledztwami zawodowo.

Co się dzieje z tymi ludźmi? Czemu nie podejmują tych wątków? Jeśli chcą wykonywać swoje powołanie, jeśli są etosowcami, to winni walczyć by prawda ujrzała światło dzienne, a nie zadowalać się ogólnikowymi felietonikami w gazetach i na blogach. Czemu nie korzystają ze swego doświadczenia, kontaktów, wiedzy i nie opisują w Internecie tego co nie przejdzie u ich naczelnych z racji politycznych?

Czy rację ma Galba twierdząc, że 90% dziennikarzy to prostytutki?
Jeśli tak, to gdzie te pozostałe 10%?

To jest tekst Adama Haribu z tego adresu: http://haribu.salon24.pl/42318,index.html


Bo właśnie jesteśmy po wyborach parlamentarnych, które wygrała partia posługująca się hasłem analogicznym do hasła jakie w 1995 roku zapewniło zwycięstwo Kwaśniewskiemu: "Wybierzmy przyszłość". Również nikt z dziennikarzy nawet się nie zająknął o wtórności hasła PO w toku bieżącej kampanii.
Bo dwa lata temu po wygranych przez PiS wyborach praktycznie następnego dnia pojawiły się "analizy" przepowiadające natychmiastowy krach finansów (dolar po 8 zł, a benzyna po 12 za litr). Pojawiły się od ręki pytania dlaczego nie ma jeszcze koalicji i rządu jak również obawy o upadek demokracji i faszyzację sceny politycznej.

A teraz takich pytań nie ma. Przez analogię z odwrócenia można przyjąć, że dolar będzie kosztował 8 zł a benzyna 12 za litr.

W tym wpisie A.Haribu cytuje Galbę. Sądzę, że Galba się myli. Wg mnie 99% dziennikarzy na odpowiednich stanowiskach jest TW i/lub "umoczeńcami" i/lub "funkcjonariuszami oddelegowanymi do prasy". Są to z reguły redaktorzy naczelni. Reszta może robi to z przekonania, może z głupoty, a na pewno duża część chce jakoś dobrze żyć - cóż to jest ludzkie. Do PZPR-u ludzie też zapisywali się z konformizmu. Część robi to jednak zupełnie świadomie całym swoim jestestwem przekazując na zewnątrz komunikat o pogardzie dla odbiorcy - tu wg mnie najlepszym przykładem jest Paweł Wroński. Wystarczy spojrzeć na ten cyniczny uśmieszek pełen pogardy.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Powołałeś sie na przykład Polityki.
Moim zdaniem zespół redakcyjny jest tam zupełnie jednomyślny i nieprzypadkowo dobrany, więc chyba nie może być mowy o "wybryku" tow.Paradowskiej.
I wątpię, żeby w innych mediach dziennikarze, ludzie bądź co bądź wykształceni, nie wiedzieli co robią.Czytelnicy dla nich są bezmózgą masa, która trzeba ukształtować w zależności od potrzeb.
I jak są w tym skuteczni, przekonaliśmy sie przedwczoraj.

Andrzej.A pisze...

Wybrałem Politykę i red. Paradowską ponieważ jest to przypadek powszechnie znany, można powiedzieć, że jaskrawy. Nikt nie może zarzucić, że jest to w nic nie znaczącej gazetce czy tabloidzie albo innym brukowcu. Polityka zawsze uchodziła za pismo opiniotwórcze czyli poważne. Tylko czy po czymś takim ktokolwiek może uznać je za rzetelne, to śmiem wątpić.