Całkiem niedawno z wielką pompą utworzono w ramach UE dwa stanowiska. Ministra Spraw Zagranicznych i coś na kształt stanowiska prezydenta UE. Wiele łez wylali również prawicowi publicyści i blogerzy na osoby, które te stanowiska uzyskały oraz nad trybem w jakim to się odbyło. Wszystko to prawda, tylko nie zadano jednego kluczowego pytania. Po co?
Po co utworzono stanowisko niby prezydenta UE i niby stanowisko MSZ UE?
Odpowiedź jest zawarta w tytule tej notki. Chodzi o dwuwładzę, ponieważ nie zlikwidowano dotychczasowego mechanizmu rotacyjnego przywództwa przez kolejne państwa członkowskie.
Z jednej strony uzyskano rozmycie kompetencji - jeśli któryś z krajów będących aktualnie u steru rządów popełni jakiś błąd, co odbije się na całej organizacji, to z całym spokojem zwali się winę na osobę będącą "prezydentem UE" lub unijny MSZ.
Z drugiej strony jeśliby doszło do takiego nieszczęścia jak w przypadku Polski, powrót Kaczorów do władzy i jednocześnie Polska by w tym czasie przewodniczyła UE to z całym spokojem wszelkie poczynania będą torpedowane jak również sabotowane przez te dwa nikomu niepotrzebne urzędy i zasiadających tam ludzi.
To dlatego na te stanowiska wybrano osoby tak bezbarwne, wręcz anonimowe. Bo gdyby na któreś z tych stanowisk wybrano na przykład Baroso, to jednak musiano by się z nim liczyć.
A tak, to jest taki kwiatek do korzucha.
Jednym słowem pełny socjalizm - rząd rządzi, a partia decyduje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz