Wszyscy już wiedzą kim jest Kataryna, jeden ancymonek na S24 napisał to w sposób jawny.
Czy "Dziennik" chciał się zemścić, czy też może chodziło o coś innego, nie wiem do końca.
"Dziennik" i C. Michalski osobiście mogli czuć do Kataryny niechęć, bo w ostatnim czasie zrobiła z jednego z ich reporterów zwykłego wała, czyli mieli motyw żeby tak zagrać. A zagrali wyjątkowo wrednie (chodzi o sprawę Olewnika).
Czy to jednak był główny motyw ich działania - według mnie kwestia mocno dyskusyjna.
Sojusz władzy z mediami jest rzeczą widoczną gołym okiem, taki nowoczesny sojusz tronu z ołtarzem.
Zachodzi zatem pytanie, co tron chciał ukryć że wyprodukował aferę z niczego. Jak wielki szum informacyjny chciano zrobić skoro nie wystarczyły do tego kolejne wygłupy Palikota.
Nasuwa się nieodparty wniosek, że jedyne działanie rządu z ostatnich dni, które uzasadniało by coś takiego to sprzedaż stoczni. Szum medialny związany z odkryciem tożsamości Kataryny przekierował zainteresowania blogerów, czyli jednej z nielicznych jeśli nie jedynej liczącej się grupy w społeczeństwie na obronę jednego ze swoich, jednego z kumpli (kumpelek).
Stocznie sprzedano za bezcen - według wszelkich sensownych ocen cena gruntu jest dwukrotnie wyższa niż suma jaką uzyskano za całe przedsiębiorstwa. Pomijam tu kwestię tego komu to sprzedano, bo to też jest osobny temat. Sprzedaż firm o takim znaczeniu ludziom, którzy według wszelkiego prawdopodobieństwa są "byłymi" pracownikami wywiadu jakiegoś tam państwa - toż to skandal, nawet jeżeli to państwo czysto teoretycznie jest uznawane za sojusznika, chociaż w moim pojęciu sojusznikiem nie jest. Słowo byłymi umyślnie ująłem w cudzysłów - w tym zawodzie nigdy się do końca na emeryturze nie jest.
Jakie będą konsekwencje tej transakcji, łatwo sobie wyobrazić. Gazoport, który zaczął być budowany około 2 lat temu będzie potrzebował floty, która może go obsłużyć. Tylko, że nie będzie producenta mogącego taką flotę dostarczyć. To i cena jednego z podstawowych nośników energii nie spadnie, a może nawet wzrosnąć.
Powróćmy do "Dziennika" i Kataryny. Jeśli moje rozumowanie jest słuszne, a na razie nie ma dowodów, że jest wadliwe. To z tego wynika, że C. Michalski i jego pracownicy zostali podpuszczeni przez kogoś z rządu w celu wytworzenia zadymy mającej na celu odwrócenie uwagi społeczeństwa od mega-przekrętu. Być może zagrano na ich uczuciach miłości własnej, a może "tylko" przemówiono do kieszeni - taki drobny artykulik sponsorowany. Sponsorowany na przykład przez Palikota, ale informacje do niego to dostarczyło MSWiA. Taki scenariusz jest całkiem prawdopodobny.
"Dziennik" i C. Michalski mogli nawet nie wiedzieć, że są podpuszczani - jestem w stanie sobie coś takiego wyobrazić. Ale to oznacza, że zarówno C. Michalski jak i jego dwoje cyngli, którzy to zrealizowali to się do roboty dziennikarskiej najzwyczajniej w świecie nie nadają i powinni poszukać innej mniej absorbującej i mniej odpowiedzialnej pracy. Nie nadają się ponieważ są jak te dzieci we mgle - co ktoś przyjdzie z jakimś sensacyjnym materiałem to oni to publikują nie wnikając w możliwe motywacje i inne uwarunkowania. Tak to się mogą zachowywać dzieci w przedszkolu.
Nie sądzę żebym w tej analizie pisanej w sumie na chybcika wyłapał wszystkie możliwe kombinacje i możliwe reperkusje. Zobaczymy co z tego co napisałem spełni się.
2 komentarze:
Witaj, ja napisałam dzisiaj coś takiego:
""Dziennik" narzędziem Czumów?
* Tagi:
* czumowie
* cezary michalski
* współpraca
Wiele faktów związanych z nagonką na Katarynę wskazuje na to, że "Dziennik" wyjawiając jej dane personalne współpracował z synem Andrzeja Czumy. "Nic nie dzieje się przypadkiem", jak mawiał Freud i wiele wskazuje na to, że i w tym przypadku, ta prawidłość miała tu miejsce. Iście robota w białych rękawiczkach, która miała zarówno chronić image MInistra Sprawiedliwości - A. Czumy - jak i "zwalniać" z odpowiedzialności prawnej redakcję "Dziennika".
Czumowie po przczytaniu komentarzy blogerów Salonu24.pl odnośnie zachowania rodziny Czumów wobec anonimowych blogerów, doszli do wniosku, że walka z otwartą przyłbicą jest nieopłacalna, zbyt ryzykowna dla PR ministra jak i całego rządu Tuska (zwłaszcza gdy toczy się kampania przed wyborami do europarlamentu; bowiem prześladowanie i zastraszanie obywateli polskich w momencie, gdy ci lada moment będą głosować i decydować o tym, którą partię wspierać w wyborach, może być zbyt ryzykowne), więc postanowili walczyć przy użyciu "niewidzialnej ręki", czyli dziennikarzy.
To, że Czumowie mają problemy z komunikacją WPROST, a skłonności do porozumiewania się za pomocą osób trzecich, wiemy już od dawna. Choćby z tego, że nie zwrócili się bezpośrednio do Kataryny z prośbą o sprostowanie rzekomo nieprawdziwych danych (właściwie trudno tu właściwie mówić o jakichkolwiek danych, tylko o intuicjach, przeczuciach, wnioskach blogerki, wyciągniętych na podstawie doniesień medialnych), tylko do osoby trzeciej - Igora Janke - przy użyciu którego rąk chcieli uciszyć Katarynę. Widząc jednak, że Janke nie da się wciągnąć w tę nieczystą grę , Czumowie zaczęli szukać innych dróg, no i dotarli do "Dziennika". A właściwie to podejrzewam, że sam Cezary Michalski z podlegającymi mu dziennikarzami śledczymi,wyszedł z taką ofertą. Wpadł na "genialny" pomysł, że na sprawie Kataryny może upiec trzy pieczenie: 2 dla siebie i 1 dla Czumów.
Pierwsza "pieczeń" dla siebie miała zrodzić się z iście najbardziej prymitywnych motywów: Michalskim miotała jedna z najbardziej z przyziemnych emocji, jaką jest ZAWIŚĆ. Zawiść ma to do siebie, że ma ZNISZCZYĆ drugiego człowieka! Zwykle pojawia się u frustratów, którzy zazdroszczą komuś talentów i inteligencji. Takie cnoty zapewne posiada Kataryna. Świetne analizy blogerki i punktowywanie od czasu do czasu słabości dziennikarzy "Dziennika", musiało budzić ich coraz większą wściekłość i systematycznie owocować spadkiem samooceny. Michalski - frustrat - szukał więc sposobu jak Katarynę zniszczyć, no i napatoczył się Czuma, któremu postanowił dopomóc w pozbyciu sie inteligentnego krytyka.
Przy okazji wyłonił się pomysł na kolejną "pieczeń" dla siebie :
1. za pomoc oferowaną Czumom, dziennikarze śledczy z szeryfem Michalskimna czele, mogli dostać niezłą kasę od zleceniodawcy
2. jak nie kasę, to stały dostęp do materiałów śledczych od samego Prokuratora Generalnego.
A więc Czumowie tajnymi informatorami śledczych Axela Springera?"
http://venissa.salon24.pl/
Venissa
Opisana przez Ciebie wersja jest jak najbardziej możliwa
Pozdrawiam
Prześlij komentarz