Z okazji 11 listopada ponownie w Warszawie miały miejsce różne zdarzenia.
Mało kto zwraca jednak uwagę na jeden mały detal.
Tym detalem jest to, że Marsz Niepodległości miał iść zupełnie inną drogą. Konkretnie Alejami Jerozolimskimi.
Ale okazało się to niemożliwe, bo, tu uwaga, uwaga bandziorki z antify zablokowały tamto przejście.
Ja nie bardzo rozumiem dlaczego organizatorzy, wśród nich posłowie na sejm, nie zażądali od władz aby pałami policji wyrąbać przejście dla marszu zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami - zaplanowaną trasą.
Bo co to jest do ciężkiej cholery. Trasa zaplanowana, ustalenia poczynione i nagle bęc, ma być inaczej. Chwileczkę, tak się nie robi. Nikt nie blokował środowiskom lewackim ich przemarszu w dniu dzisiejszym - to co im wolno więcej, no widać wolno im więcej skoro sprawy potoczyły się tak jak się potoczyły.
Oczywiście ja nie jestem skończonym naiwniakiem i doskonale wiem dlaczego dokonano takiej "korekty" trasy marszu. Powód jest oczywisty. Od ronda Dmowskiego w kierunku Wisły to jest bardzo mało bocznych uliczek, prawdę mówiąc nie ma żadnej. Natomiast wzdłuż ulicy Marszałkowskiej co kawałek jest jakaś mniejsza uliczka w kierunku Placu Konstytucji.
I tak się szczęśliwie złożyło, że na tych mniejszych uliczkach akurat były rozlokowane oddziały milicji (tak to jest milicja, a nie policja) oraz sprawne grupki prowokatorów.
Z powyższego wynika poprawnie rozumując, że całość tej imprezy od początku do końca była prowokacją. Bo ktoś musiał udzielić lewackim bojówkom zapewnienia, że nie będą przepędzeni siłą - a to powinno właśnie mieć miejsce.
Dowodem dodatkowym na to, że sprawa była z góry ukartowana jest to, że jednostki milicji były od razu przy trasie, którą efektywnie marsz przeszedł. Co, zdążyli tak szybko się przemieścić, tak szybko poprzeparkowywać te samochody. Ktoś, kto by tak twierdził jest zwykłym kretynem albo agenciakiem.
Późniejsze wyczyny to już jest tylko i wyłącznie konsekwencja powyższego.
This world is totally fugazi
Andrzej.A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz