12 września 2010

Delegalizacja nie załatwia problemu, natomiast ...

Dużo osób piszących w internecie coraz częściej i coraz chętniej wysnuwa tezę, że PO i "układ" będzie dążył do delegalizacji PiS-u. Ale przecież to nic nie zmienia, pomijając nawet fakt, że pobieżne zapoznanie się z ustawą o partiach politycznych nie daje takiej możliwości.
Zgodnie z ustawą sąd rejestrowy może co najwyżej przymusić PiS do zmiany statutu i procedur wewnętrznych. A ponadto musi wyznaczyć na dokonanie tych zmian trzymiesięczny termin - takie są zapisy w ustawie.
Ale powiedzmy, że wszystkie te zapisy prawne zostaną zignorowane, a jakaś "rozgrzana" sędziny klepnie wyrok delegalizujący i wykreśli PiS z rejestru.
To co się dzieje dalej?
Jarosław Kaczyński wzywa na dywanik Panów Kurskiego i Karskiego, lub jakikolwiek inny zespół, i mówi: "Panowie, za 2 tygodnie chcę mieć nowy statut, nową nazwę, nowe struktury, nowe logo, zarejestrowaną nową partię, odmaszerować i wykonać. ...".
I nic się nie zmienia, ci sami ludzie, tylko w innych barwach robią to samo. Powiem więcej jest im łatwiej niż w momencie gdy zakładali PiS. Dlaczego łatwiej? A to proste, bo ludzie, którzy głosowali na PiS - twardy elektorat czyli około 4 milionów ludzi w kraju zebrali by po przysłowiowe 10 złotych i ta nowa partia natychmiast miała by olbrzymi fundusz wyborczy. Czyli nie musieli by zaciągać kredytu na początek.
Ruch delegalizacyjny tylko by wzmocnił więź pomiędzy tymi, którzy na PiS głosowali, a i inni po takim posunięciu mogli by zacząć rozważać, że coś tu jest krzywo.

Natomiast zagrożenie życia prezesa Kaczyńskiego jest dużo większym problemem niż się to komuś wydaje. Bo nie jest problemem znaleźć kilkunastoletniego, czy też dwudziestoparoletniego dzieciaka, z problemami emocjonalnymi, o zaburzonej osobowości, potem nad takim osobnikiem "popracować" i mamy żywą bombę. Wmówienie takiemu komuś, że wszelkie jego problemy osobiste, życiowe i egzystencjalne są winą Jarosława Kaczyńskiego jest do zrobienia. Potem wręczamy tak urobionemu osobnikowi broń do ręki i "po kłopocie". Może nawet ktoś "życzliwy" ułatwi takiej żywej bombie zakup legalnej jednostki broni palnej. Bo to jednak łatwiejsze, co najwyżej dochodzenie utknie na pytaniu kto, po co i na jakiej podstawie wydał takie zezwolenie. Bo przecież taka "żywa bomba" nie przeżyje zamachu niezależnie od tego czy będzie ten zamach skuteczny czy też nie.
Eliminacja Jarosława Kaczyńskiego stwarza problem przywództwa i to zarówno w samym PiS jak i na szeroko pojętej prawicy niepodległościowo - propaństwowej.

Brak komentarzy: