25 maja 2010

Dehumanizacja przeciwnika

Mój poniższy tekst może się komuś wydać skrajny a nawet okrutny, wrażliwcy niech zatem nie czytają. Dehumanizacja przeciwnika to odmówienie drugiemu człowieczeństwa. Przestaje się patrzeć na drugiego jak na człowieka. Jest wiele technik, które to umożliwiają. To dlatego właśnie strzelając na strzelnicach w wojsku strzela się do sylwetek ludzkich, to jest właśnie element takiej działalności. Zupełnie inaczej jest na strzelnicy sportowej, tu strzelamy do koncentrycznych okręgów, czyli ćwiczymy samą sztukę strzelania, a nie umiejętność zabijania. Bo to są dwie różne rzeczy.
Największe jednak sukcesy odnosi dehumanizacja przeciwnika poprzez przekaz propagandowo medialny. Pierwsze kroki w tym kierunku poczyniono w Niemczech Hitlera i Rosji Stalina. U Hitlera wrogiem byli Żydzi, którzy jednocześnie w propagandzie występowali jako: kapitaliści, komuniści, demokraci, tyrani, rasiści i mieszańce, aż wreszcie przekaz propagandowy przekłamał znaczenie wszystkich tych pojęć i pozostał jeden przekaz emocjonalny: Żydzi są źli. Analogiczną rolę co Żydzi dla Hitlera w Rosji Stalina pełnili rolę wszelkiego zła burżuje, imperialiści, a w efekcie wszyscy wrogowie władzy, czy to stricte sowieckiej czy też obecnej. Przekaz w obu przypadkach jest jednoznaczny przeciwnik władzy jest ZŁEM WCIELONYM.

Identycznego zabiegu dokonano na społeczeństwie w Polsce po 1989 roku, ze szczególną intensyfikacją tego procesu po roku 2005, gdy pojawiły się różne hasła w mediach głównego nurtu deprecjonujące i dehumanizujące przeciwnika politycznego. Stąd nie ma się co dziwić, że po tragedii Smoleńskiej pojawiły się takie "dowcipy" jak: "Kaczka po Smoleńsku", że część ludzi skakała do góry ze szczęścia na wieść o katastrofie samolotu z Prezydentem i 95 innymi osobami.

Ma rację Andrzej Wajda - to jest wojna, nie zauważa jednakże on i jego otoczenie, że sami tą wojnę rozpoczęli, że tak rozhuśtali emocje społeczne. A potem się dziwią, że człowiek wpuszczony z mikrofonem i kamerą w tłum zgromadzony na wiecu Jarosława Kaczyńskiego jest opluwany, poniżany i przeganiany. Ja to się dziwię, że tam nie doszło do linczu i że ten człowiek nie został pobity.
A spirala agresji jest nadal nakręcana.

Kto innego człowieka poniża musi sobie zdawać sprawę, że w pewnym momencie sam zostanie poniżony opluty, wyszydzony, wykpiony i przegnany. Jest to tylko kwestia czasu.
Dehumanizacja ma dwa końce (tak jak kij), ci których zdehumanizowano długo nie mogli się podnieść, nie wiedzieli ilu ich jest - tu najlepszą analogią jest wizyta Papieża w 1979 roku. Tak samo jak wtedy ci opluwani się policzyli, co dobrze pokazuje film Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego.

Nie będzie puenty, sami czytelnicy muszą na własny użytek taką dopowiedzieć.

Brak komentarzy: