Emocjonujemy się (ja też) tym co się dzieje, tą hucpą, tymi przekłamaniami mediów, ale czasem warto usiąść i spokojnie przeanalizować to co się wyrabia i spojrzeć na wszystko z dłuższej i szerszej perspektywy.
Pierwszy element tej układanki to, to że kandydatem na urząd Prezydenta został Komorowski. To wcale nie był naturalny kandydat.
Tu wypada się cofnąć do wyborów 2005 roku, gdy Tusk delegował do tak zwanych "rozmów koalicyjnych" Jana Rokitę. Skutki tych rozmów wszyscy znamy. Praktycznie w momencie gdy to nie Tusk był głównym negocjatorem było wiadomo, że to jest szopka, a nie poważne rozmowy. Co się później stało z Janem Rokitą to też wszyscy wiemy. A na Tuska nie spadł nawet ułamek odpowiedzialności za fiasko tamtych rozmów.
Analogicznie obecnie, Komorowski nie był i nie jest główną siłą sprawczą w PO. Jest człowiekiem "na pokaz".
Istnieje uzasadnione podejrzenie, że nawet konkurując bezpośrednio z Lechem Kaczyńskim został by pokonany. Ja wiem, że to dosyć karkołomne twierdzenie, ale postaram się je udowodnić. Dla PO jest to niezwykle wygodna sytuacja - taki prezydent z przeciwnej opcji, można vetem lub groźbą veta usprawiedliwić absolutne nic nie robienie. Nie podejmowanie żadnych wyzwań, ani prób zmiany czegokolwiek w państwie.
Przecież następne wybory (parlamentarne) odbędą się za rok i kilka miesięcy (zgodnie z kalendarzem wyborczym). Czy PO wykonała by jakikolwiek istotny ruch w celu naprawy państwa i finansów gdyby nawet miała "swojego" prezydenta mając taką perspektywę - nie sądzę. Nie zrobili nic, a tylko napsuli i teraz mieliby się nagle sprężać tuż przed kolejnymi wyborami - wolne żarty.
W moim pojęciu tuż za Tuskiem istnieje bardzo silne i niezwykle sprawne środowisko konceptualne, które podpowiada mu (lub wręcz rozkazuje) co ma zrobić w pewnych kluczowych momentach. Właśnie te dwa zdarzenia wyraźnie na coś takiego wskazują. Tym środowiskiem konceptualnym nie jest oczywiście tak zwany "dwór Tuska" z Arabskim, Schetyną i innymi, ale zupełnie kto inny.
Co się wydarzy w najbliższym czasie.
Komorowski przegra wybory prezydenckie przy wręcz ostentacyjnie leniwej bądź też ostentacyjnie nieudolnej działalności swego komitetu wyborczego, przy oczywistym rweteście jaki będzie dobiegał z GW i TVN oraz mediów stowarzyszonych.
Najprawdopodobniej również wybory samorządowe na jesieni tego roku zostaną położone - co będzie miało na celu uspokojenie społeczeństwa i spacyfikowanie nastrojów anty systemowych. Społeczeństwo stanie się "syte" tymi dwoma zwycięstwami.
Prawdziwa batalia rozegra się przy okazji przyszłorocznych wyborów do sejmu i senatu.
Bo tutaj właśnie jest ten Ziobro czający się za lasem. Oczywiście Zbigniew Ziobro jest tutaj figurą umowną (ale najbardziej według mnie prawdopodobną) jako kandydat na szefa i premiera. To ten moment będzie kluczowy, a medialna propaganda niezmiernie ułatwiona i skierowana w tą stronę, żeby jednej opcji nie powierzać całości władzy. Oczywiście nikt nie będzie wspominał prezydentury Kwaśniewskiego i równoczesnych rządów SLD.
Tego boją się najbardziej, tego samego co wydarzyło się na Węgrzech 2 tygodnie temu gdy FIDESZ uzyskał taką większość, że samodzielnie będzie mógł zmienić konstytucję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz