03 sierpnia 2009

Wakacje, wakacje i po wakacjach

Byłem na Węgrzech, a konkretnie żeglowałem po Balatonie. Według mnie i całej mojej rodziny super wyjazd. Wszyscy wróciliśmy opaleni i wypoczęci. Dla tych, którzy zamierzają tam pojechać i podobnie jak ja żeglować muszę zamieścić jednak kilka przestróg.
Balaton jest trudnym akwenem. To tak jakbyśmy mieli takie Śniardwy o długości 70 kilometrów. Jezioro jest płytkie, przeważa obszar o głębokości od 3 do 4 metrów. Konsekwencją tego jest zjawisko, które w Polsce praktycznie nie występuje. Przy wietrze rzędu 3-5 B powstaje wysoka i stroma fala jaka może pojawić się na Mazurach dopiero przy 6-7 B. To różnica podstawowa na którą każdy żeglarz powinien być uczulony. Węgrzy mają jednak dosyć dobrze rozwinięty system ostrzegania przed niebezpieczeństwami. Wokół całego jeziora rozmieszczonych jest kilkadziesiąt lamp sygnalizacyjnych, które mają 3 tryby sygnalizacji.
Brak sygnału - wiatr o sile do 0-3 B
45 błysków na minutę - wiatr o sile około 3 - 5 B
90 błysków na minutę - wiatr o sile ponad 5 B
Po Balatonie można pływać jednostką wyposażoną w silnik przyczepny o maksymalnej mocy 10 KM, co w moim przypadku doprowadziło do tego, że pływałem jachtem o masie całkowitej 3.5 tony z takim właśnie silnikiem - mówiąc szczerze porażka.
Węgrzy preferują jednostki kilowe, mieczowych jak na lekarstwo - co przy takim a nie innym ukształtowaniu dna powoduje, że praktycznie każdą noc trzeba spędzać w porcie, biwakowanie "na dziko" właściwie nie jest praktykowane.
Statystycznie, gdy się płynie to mało jachtów widać w pobliżu, w związku z czym gdy przychodzi silniejszy wiatr ma się poczucie większego zagrożenia niż jest to w rzeczywistości. Na Mazurach w razie kłopotów można zawsze liczyć na jakąkolwiek pomoc z łodzi obok, tam jest to praktycznie nierealne.
Przejdźmy do kulinariów i napitków.
Kto nie lubi ostrego jedzenia, nie powinien się tam wybierać, natomiast ktoś kto lubi dobrze zjeść i wypić poczuje się tam jak w raju.
Flaszka dobrego wina czy to czerwonego czy to białego rzadko kiedy przekracza 1000 forintów (1000 HUF = 17 PLN), a jest to wino takiej klasy jak u nas w sklepie można kupić za około 50 złociszy. Po prostu żyć nie umierać.
Jest jeszcze jeden element dlaczego warto tam pojechać. Węgrzy nas lubią. Potrafią powiedzieć całkiem poprawnie "Polak Węgier dwa bratanki ..." dalej im się myli ale chyba nie jest to ważne. Kilkakrotnie od różnych ludzi otrzymywałem wyrazy sympatii właśnie dlatego, że jestem Polakiem i nie było w tym ani krzty merkantylizmu.
Kwestia kosztów takiego wyjazdu.
Rodzina 3 osobowa za wynajęcie łódki - około 3,6 tysiąca złotych, następne 3 tysiące na obiadki w restauracjach, wypitki do kolacyjek i poranne lufeczki do kawusi. Dystans do przejechania z Warszawy - 1'000 km, co w obie strony podraża koszt wyjazdu o około 1'500 zł. W sumie około ośmiu tysięcy złotych za dwa tygodnie super zabawy z wyżywieniem i zakwaterowaniem.

Podsumowanie.
Na pewno tam pojadę co najmniej raz jeszcze, ale będę precyzyjniej wybierał łódkę jaką będę miał wynająć. Być może zapłacę trochę drożej, ale wbudowany Volvo-Penta to wbudowany Volvo-Penta a nie jakieś tam pierdzidełko za burtą.

P.S.
Muszę się teraz przyzwyczaić, żeby dnia nie zaczynać od lufeczki do kawy i nie być już koło południa na wyraźnym fleku.

Brak komentarzy: