W dniu wczorajszym D. Tusk na spotkaniu z PZPN i innymi wyraził sugestię, że jeśli kibice nie zostaną spacyfikowani, to skończy się to tym, że ME 2012 nie odbędą się w Polsce. Pomińmy milczeniem w tym momencie chęć pokazania się Tuska jako twardziela, bo wiadomo, że twardzielem to on nie jest.
Są według mnie dwie możliwości, które doprowadziły do takiej wypowiedzi.
1. Spece od marketingu politycznego dostrzegli w tym co działo się na stadionach możliwość powstania ruchu obywatelskiego, który mógłby spowodować aktywację dużych grup społecznych, a nawet w dalszej konsekwencji wytworzyć partię polityczną mogącą zagrozić PO. Po likwidacji dużych zakładów przemysłowych imprezy sportowe, a zwłaszcza cykliczne imprezy tego typu, na których spotyka się w miarę jednostajny skład osób może doprowadzić do zadzierzgnięcia się nowych więzów społecznych. Pojawienie się na trybunach plakatów i haseł krytykujących rząd i D. Tuska osobiście było takim pierwszym sygnałem o budzeniu się takiego ruchu wśród społeczeństwa.
2. D. Tusk i otaczający go ludzie zorientowali się, że promowani przez nich "biznesmeni" troszeczkę za dużo nakradli w procesie, który miał doprowadzić do wytworzenia infrastruktury mającej zapewnić sprawne zorganizowanie tej imprezy w 2012 roku. Po prostu wiedzą już w tej chwili, że ta impreza to będzie jeden wielki blamaż i usiłują zwalić winę na kogoś innego.
Takie dwie możliwości widzę w tej chwili, zobaczymy co przyniesie przyszłość.
Ceterum censeo Moskwa delendam esse
Andrzej.A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz