20 kwietnia 2012

Czy grożą nam rozwiązania nadzwyczajne

Rewolucje wybuchają nie wtedy kiedy jest źle, ale wtedy kiedy ludzie widzą możliwość zmiany na lepsze - tak głosi teoria. Lub też są prowokowane gdy pasuje to innym - exemplum ostatnie wydarzenia w rejonie Morza Śródziemnego.

Ale cóż to znaczy, że ludzie widzą możliwość zmiany i polepszenia swego losu. To bardzo mętne i niezwykle pojemne pojęcie, pod które można podłożyć cokolwiek co komuś w danym momencie pasuje.
A może wystarczy, że ludzie w swej masie zorientują się, że są robieni w bambuko, bo dowiedzą się ile zarabiają ludzie na równorzędnych stanowiskach w Niemczech, Francji, Anglii, Hiszpanii. A mając cały czas na oku człowieka, który im taki standard może zapewnić zwrócą w końcu na niego masowo swój wzrok. Czy taki czynnik jest możliwy jako wytłumaczenie? I drugie pytanie, czy od razu podniosą kamień z ziemi aby rzucić we władzę, czy też zaciekle milcząc pójdą do domów z wredną myślą "czekajcie chamy, tyle nas przekręcaliście, to teraz ja was przekręcę przy najbliższych wyborach".

Wprowadzenie stanu wyjątkowego na obszarze całego kraju jest możliwe. Wprawdzie istnieją pewne obostrzenia formalne, ale Rada Ministrów złoży wniosek do prezydenta, prezydent zatwierdzi a i Sejm przyklepie - bo taki jest aktualny układ sił we władzach centralnych, że technicznie mogą to zrobić.
Tylko co z tego? Co zyskają?
Odroczenie wyroku wyborczego o kilka lat, możliwość nachapania się większej kasy aby móc uciec i żyć z odsetek do końca swych dni w kraju, który nie ma z nami umowy ekstradycyjnej. Ale przecież taki scenariusz to daje szansę góra kilku, no może kilkudziesięciu osobom w skali całego kraju - nie da się ukraść więcej niż jest.
Wprowadzenie stanu wyjątkowego spowoduje to samo co po 13-12-1981, ludzie masowo pójdą do kościoła - jedynej instytucji, która coś tam będzie mogła pomóc.
Nic nie dają również inne drastyczne posunięcia. Zabraknie Kaczyńskiego, to sprawę poprowadzi Macierewicz, zabraknie Macierewicza, to znajdzie się ktoś inny - pewnikiem dużo bardziej radykalny niż poprzednicy.

Wszak "przełom" i rozmowy z lat 1988-89 były również spowodowane tym, że wśród ludzi zaczęli pojawiać się tacy, którzy jawnie mówili, że z czerwonymi nie ma co rozmawiać, tylko powywieszać na latarniach. Tamten czas, to był kompromis dwóch stron, z których obie bały się tego samego - Narodu, tylko nie wiadomo, która strona bardziej się bała.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Nic nie grozi zaplanowanemu dawno temu rozwojowi sytuacji. Nawet zwycięstwo wyborcze PiSu c zy Kaczyńskiego. Byli juz przecież u wladzy i co? Było duzo deklaracji i malo skutków -lustracja, Unia, itp.
Oczywiscie bylo nieco uczciwuej dla szarego czlowieka, ale to wszystko. Nie zahamowali wyprzedaży resztek majatku narodowego, nie zahamowali uzależnianiu nas od kapitału zagranicznego itp.itd.
Jesli teraz J.K. wygrea wybory to co? Znacjonalizuje banki? Zdelegalizuje B'nai Brith? Wyjdzie z UE? Nic przewidzianego przez starszych i mądrzejszych sie nie zmieni. Po co więc stan wyjątkowy?
Wielkich zakladow pracy w ktorych strajki moglyby zdestabilizować gospodarke dawno nie ma podobnie jak i samej gospodarki. Internetu nikt nie wyłączy bo co za aj waj by podniosly banki, dzialajace teraz w wiekszosci przez internet.
Demonstracje? co one mogą? Zreszta jest Policja (obywatelska, bo nie Państwowa), jest 300tyś uzbrojonych funkcjonariuszy agencji ochrony (resztki SB) jest i reszta wojska, ktora do tlumienia demonstracji sie nadaje, bo do wojny chyba już nie. Obywatelom broni mieć nie wolno (chociaż Miller obiecywał), nie ma więc zagrożenia wojna domową.
Najłatwiejsza więc jest "demokratyczna" zmiana wladzy i do takiej dojdzie w miarę potrzeby. Ale nie my o tym będziemy decydować.

Anonimowy pisze...

@ Anonimowy1

To się lepiej kurwa wszyscy zabijmy i chuj.

Czy tak, Anonimowy1?

Anonimowy pisze...

Nie denerwuj się, przepraszam,że przesadzilem z pesymizmem (czyli realnym optymizmem). Oczywiście, że nie, musimy przetrwać, to znaczy nasze dzieci i ich dzieci i muszą one pamietać o Polsce. Przeciez to nie pierwszy raz! Wczoraj oglądałem któryś raz "Lata dwudzieste...". Pamiętam zawsze z tego filmu refren:"ten nasz kawałek zycia był własny, był prawdziwy". Wtedy kiedy pierwszy
raz wyświetlali ten film miałem nadzieję. Jak jasny był podział, byli oni i byliśmy my.
Daj Boże w końcu wygraną Kaczyńskiemu, ale co on obiecuje? że wycofa reformę emerytalną?
A tu otwieraja nam granicę z "obwodem Kaliningradzkim", który ma wiecej wojska niz całe Nato pewno.
Powiem więc za Ściosem ( a On za Rymkiewiczem) "Nas to nie dotyczy".
Po 150 latach rusyfikacji i germanizacji nadeszła chwila, ktora wyzwoliła patriotyzm i przywrociła Polskę. Przyjdzie taka chwila i dla naszych dzieci. Na razie musimy przetrwać.
Muszę jkeszcze wrocic do marszu w obronie Trwam. Piękne przemowienie p.Stankiewicz, podniosłe chwile.
Ale o ile skuteczniejsze byłoby, gdyby ludzie przestali oglądać TVN, Polsat itp? Bez reklam zbankrutowaliby natychmiast. Niestety takich ktorzy kupują Cyfre +, TVN, Polsat itp. jest masa. I to od tej masy, która daje się ogłupiać za własne pieniadze zależy to, że władza czuje sie mocna.
Pozdrawiam i zazdroszcząc, życzę dalszej wytrwałości.

Anonimowy pisze...

W porządku, po prostu nienawidzę defetyzmu.

A z tym przetrwaniem - jestem pewien. I to nie jest problem. Problemem jest - czy to już, czy to jednak dzieci nasze dopiero będą w Wolnej Polsce żyć?
Sądzę, że my jeszcze (szczególnie, żem b. młody).

Pozdrawiam i więcej optymizmu (nie idiotyzmu) życzę