21 sierpnia 2012

Drobny oszust, a może zawodowa oszustka?

Jeśli przeczytamy życiorys pana  Stefańskiego - Plichty, dostępny na przykład tutaj, to dojdziemy do trywialnego według mnie wniosku. Otóż osobnik ten jest charakterologicznie oszustem, drobnym kombinatorem, kanciarzem, czy jakkolwiek inaczej go tutaj byśmy nazwali.
Ale istnieje jeden punkt zwrotny w jego życiorysie.
Otóż tym punktem zwrotnym jest małżeństwo, gdy z nazwiska Stefański, rezygnując z nazwiska własnego i ojców staje się osobnikiem o nazwisku Plichta.
To ważny moment.
Otóż w polskiej tradycji istnieje taka rutyna, że to żona przyjmuje nazwisko męża, a nie odwrotnie. Nie znam oczywiście wyników statystycznych, które by moje powyższe twierdzenie sankcjonowały, ale nie znam również przypadków, które by temu przeczyły. Rutyną jest również, że kobiety wychodzące za mąż a wykonujące zawód o wysokim statusie (lekarz, zawody prawnicze) dokładają sobie nazwisko męża do swojego. Czyli w tym przypadku, ta pani po zawarciu małżeństwa zaczęła by używać dwóch nazwisk, czyli była by Plichta - Stefańska. Ale jej mąż nadal byłby Stefański. Oczywiście gdyby ta pani należała do jednej z wymienionych wyżej grup zawodowych - no taki zwyczaj, chociaż nie obowiązkowy.

Tutaj jednak sprawa wygląda inaczej.
Ten pan rezygnuje ze swojego nazwiska rodowego i przyjmuje nazwisko żony. Co owszem również jest praktykowane, ale generalnie w sytuacjach, gdy żona pochodzi z arystokracji i bierze sobie męża z gminu (tak to nazwijmy). Chodzi w takich sytuacjach o to, żeby nagle po kilku pokoleniach nie okazało się nagle, że na spotkaniu rodziny Lubomirskich nie występowali sami Kowalscy (nie ubliżając w tym momencie ani Lubomirskim ani Kowalskim).

Dlatego zasadnym jest według mnie postawienie hipotezy roboczej, że ważniejsze jest sprawdzenie powiązań rodzinnych tej pani niż powiązań, nawet obecnych, tego pana. Zwłaszcza, że po zawarciu związku małżeńskiego i zmianie nazwiska tego pana nagle opuścił "pech", który wcześniej go najwyraźniej prześladował.
Sądy przestały go ścigać, prokuratura stała się opieszała, służby specjalne nic nie mogły. No taka koincydencja nastąpiła.

To jest według mnie klucz do rozwiązania tej sprawy. I jestem dziwnie spokojny, że nazwisko Plichta, to nazwisko jakiegoś "zasłużonego" funka z UB.

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zobacz sobie tu:
http://www.fakt.pl/Ojciec-Katarzyny-Plichty-przyznaje-ze-corka-od-lat-nie-utrzymuje-z-nim-kontaktu,artykuly,174126,1.html

Andrzej.A pisze...

No dobra spudłowałem, no i co z tego. To jest raczej przytyk do tego, że tzw. "dziennikarze śledczy" to powinni podać nam na tacy życiorysy zarówno małżonków Plichta - Stefański jak i ich rodzin bliższych lub dalszych. Gdzie chodzili do szkoły, jakie mieli stopnie - wszystko. Czy mają jakieś niewyjaśnione luki w życiorysach.

Anonimowy pisze...

Nie mam pretensji o "pudło", tylko wszystko wskazuje na to, że oboje to "słupy" i tyle.
A cała pisanina i paplanina o aferze to zmyła, bo faktycznych aferzystów ani rozmiarow złodziejstwa nikt nie ujawni.
Pozdrawiam

Andrzej.A pisze...

No więc ja nie sądzę, żeby obydwoje to byli "słupy". Z jakichś przyczyn redaktor Janecki w poprzednim przeglądzie tygodnia w Klubie Ronina, czyli w dniu 06-08-2012 rzucił niby to przypadkiem, że to ta pani jest główną sprężyną w tym duecie.
Redaktor Janecki może się oczywiście mylić, ale nie sądzę, żeby zbyt drastycznie.