Jest coś takiego w zachowaniu, wyglądzie, sposobie bycia premiera Tuska, co nie daje spokoju.
Ja rozumiem, że żądza władzy, rozumiem nawet chęć zglebienia przeciwników, zrozumiałym jest również strach o rodzinę, ale to wszystko mało żeby wyjaśnić i wytłumaczyć wszystko.
Musiało być coś co komuś takiemu jak Tusk, człowiekowi będącemu inteligentem w pierwszym pokoleniu, musiało strasznie zaimponować. Zaimponować bardziej niż bycie premierem.
Czymś takim mogło by być przyjęcie do loży masońskiej od razu na jakiś wysoki stopień wtajemniczenia. To, że ci przyjmujący drą z niego łacha za plecami to detal, wszak Tusk tego nie wie. Oficjalnie są "braćmi", oficjalnie go poklepują po plecach. Nawet to, że niektórzy z tych co go przyjmowali również oficjalnie na publikowanych w prasie zdjęciach go nadal poklepują jest tym większym powodem do dumy i samozadowolenia.
Myśli sobie taki Tusk "patrzcie, to ja mistrz fafdziesiątego stopnia i moi bracia, to my rządzimy wami. A wy motłoch możecie się tylko popatrzeć. To my jesteśmy nowymi 'oświeconymi ludźmi', a reszta to bydło."
Tak mniej więcej według mnie muszą przebiegać procesy myślowe u Tuska.
Mogę się oczywiście mylić, ale nie sądzę, żeby nadmiernie. Osobnik ten wykonał gigantyczną pracę żeby się zmienić, ale raczej tę pracę wykonano nad nim. W jakimś sensie zrobiono mu pranie mózgu, implantując wręcz pewne odruchy podkorowo. Tak jak trening karate, jest treningiem, który ma na celu zautomatyzowanie odruchów w sytuacji walki. Tak trening jakiemu został poddany Tusk jest treningiem zmiany osobowości. I to nie jest tylko moja obserwacja, czyli człowieka obserwującego Tuska poprzez media, tak mówią również ludzie, którzy go znali wcześniej i teraz nie poznają (chociaż te głosy to raczej toną w tumulcie medialnej młócki).
Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz