W Polsce istnieje fałszywy podział sceny politycznej. Zwykło się uważać, i tak definiują scenę polityczną media w swoich przekazach, że dzieli się ona na prawicę i lewicę. Według mnie nic bardziej mylnego. Nowoczesny ani tym bardziej klasyczny podział na lewicę i prawicę jest absolutnie nieadekwatny do aktualnej sceny politycznej w Polsce.
Według narracji mediów obecnie głównymi protagonistami na scenie politycznej są albowiem dwie partie prawicowe czyli PO i PiS.
Przecież to bezsens.
Jakim cudem mogą ze sobą walczyć praktycznie na noże dwie niby zbliżone formacje, przecież to się nie trzyma ładu i składu.
Jeżeli natomiast przyjmiemy podział wynikający z akceptacji bądź kontestacji istniejącego układu politycznego w Polsce, to wtedy sytuacja staje się dużo bardziej klarowna. Nagle się okazuje, że działania poszczególnych podmiotów na naszej arenie politycznej nabierają przy takim założeniu sensu.
Żeby to dobrze zrozumieć należy najpierw zdefiniować kto jest po której stronie konfliktu.
Głównymi protagonistami konfliktu politycznego w Polsce są, wbrew temu co twierdził w swej książce pod tytułem "Czas wrzeszczących staruszków" Rafał Ziemkiewicz, Jarosław Kaczyński i Adam Michnik. Ziemkiewicz twierdził, że czas tych dwóch głównych protagonistów to czas przeszły dokonany, ja twierdzę, że czas tego konfliktu czasem bieżącym.
Ci dwaj ludzie uosabiają chęć zmiany zgodnie ze swoją wolą. Jeden (A.Michnik) pragnie dokonać "upgradu" Polaka - Katolika - ksenofoba - antysemity - homofoba (skądinąd figury absolutnie wydumanej i sztucznej) do postaci Polaka - Europejczyka.
Drugi (J. Kaczyński) pragnie zachować wzorzec kulturowy, etniczny i światopoglądowy ludzi zamieszkałych nad Wisłą, taki sam jak panował tu przez dziesiątki jeśli nie setki lat.
Z tolerancją rozumianą według pierwotnej definicji encyklopedycznej, a nie rozumianej jako akceptacja i afirmacja dla sodomitów i innych wynaturzeń, ale również dla mniejszości religijnych i etnicznych. Mają prawo tu żyć i nikt nie ma prawa im robić przykrości ze względu na ich inność. To wbrew pozorom bardzo dużo. Dużo więcej niż większość tak zwanego cywilizowanego świata oferowała mniejszościom przez setki lat. Dużo więcej niż oferowała Europa w okresie dwudziestolecia międzywojennego.
Nie będę wnikał dlaczego A.Michnik przyjął takie a nie inne założenia do swego programu politycznego, w moim pojęciu jest to bardziej kwestia dla psychoanalityka, a nie dla blogera - komentatora politycznego. No takie mam na ten temat zdanie.
Jedno w tej kwestii pozostaje pewne. Obie te postawy, poglądy są ze sobą nie do pogodzenia nawet w najdrobniejszych elementach.
Pogląd A.Michnika jest poglądem wrogim wobec tradycyjnie rozumianego społeczeństwa i narodu, i jako taki musi być zniszczony jako rzecz wadliwa oraz niebezpieczna dla spoistości i ciągłości narodu.
Pogląd A.Michnika jest wrogiem dla tych wszystkich, którzy utożsamiają się ze spuścizną 20-lecia międzywojennego i wcześniejszymi okresami państwowości polskiej. Dlatego ten pogląd musi zostać zniszczony i wypleniony jako rzecz niezwykle groźna dla społeczeństwa i narodu.
W moim pojęciu, albo zwycięży koncepcja J.Kaczyńskiego i będziemy w miarę niezależnym i w miarę liczącym się państwem na arenie międzynarodowej i europejskiej, albo zwycięży koncepcja A.Michnika i wtedy zostaniemy dosyć szybko przytroczeni do siodła moskiewskiego ze wszystkimi tego konsekwencjami (głównie negatywnymi). Ci, którzy pamiętają czasy PRL-u łatwo mogą wyjaśnić pewne niuanse osobom młodszym.
Zupełnie czym innym są ludzie, którzy są przeciwnikami politycznymi.
Przeciwnikami politycznymi są ludzie, z którymi można o czymś tam dyskutować, coś wynegocjować, z czymś się zgodzić a z czymś nie. Są to ludzie, którzy rozumują według mniej więcej takiego samego wzorca. Tym wzorcem jest nadrzędność istnienia i samostanowienia narodu i społeczeństwa. Nie usiłują nagle wprowadzić tutaj jakiegoś dziwnego i nie do końca zdefiniowanego tworu jakim ma być "naród europejski", a rozumieją i akceptują inność ludzi mieszkających nad Wisłą.
Taki jest według mnie główny podział sceny politycznej w Polsce. Podział ten nie zaistniał tydzień ani miesiąc temu. On istnieje co najmniej od 20 lat. Co najwyżej był ukrywany poprzez machinacje medialne. Dopiero ostatnie dwa tygodnie ujawniając wiele z medialnych machlojek ujawniły równocześnie istotę tego podziału.
4 komentarze:
Dwa komentarze cokolwiek OT:
1. Strzały nagrane prymitywnym sprzętem w ogóle nie przypominają strzałów - trudno się domyślić, co to. Osobiście sprawdzałem.
2. Zamachu można było dokonać łatwo pod jednym warunkiem: trzeba było wiedzieć, że nasz rząd nie będzie niczego dochodził w tej sprawie
Według mnie to są strzały z broni krótkiej, dosyć długo chodziłem na strzelnicę sportową i się osłuchałem
To, że "nasze" władze nie będą niczego sprawdzać to było raczej pewne - patrz uwikłania Komorowskiego w WSI i inne elementy.
I to w tych strzałach jest dziwne. Albo strzelano w dużej odległości, albo poddano te dźwieki jakiejś obróbce.
Nie koniecznie musiano je poddać obróbce, strzelano w przestrzeni zamkniętej lub półzamkniętej i wtedy tak to słychać. Nie zamierzam uchodzić za eksperta od fonoskopii (specjalisty od dźwięków) ale to tak słychać gdy na strzelnicy strzela się z Glocka lub Zig-Zauera (strzelnica jest obiektem półzamkniętym fonicznie).
Prześlij komentarz